Chrześcijańska medytacja monologiczna - Część II


ks. bp Andrzej Siemieniewski
ks. Mirosław Kiwka

CHRZEŚCIJAŃSKA MEDYTACJA MONOLOGICZNA.
Źródła i aktualne pytania

Część II
Współczesna mantryczna medytacja chrześcijańska

Rozdział 6
Mantryczna Medytacja Transcendentalna (TM)

6.1. Medytacja monologiczna – wschodnie początki współczesnego renesansu

Dotychczasowa refleksja nad medytacją monologiczną skupiona była na odległej przeszłości, na starożytnych i średniowiecznych przykładach oraz na nauce szesnastowiecznych mistyków hiszpańskich. Życie zaskakuje jednak badacza: od kilkudziesięciu lat obserwujemy niebywały wzrost zainteresowania medytacją w społeczeństwach Zachodu, w tym zwłaszcza medytacją mantryczną. Czy jest ona kontynuacją autentycznie chrześcijańskiej medytacji monologicznej? Może jest zapożyczeniem z religii Wschodu? A może odpowiedź wykracza poza te dwie możliwości?

a. Medytując stać się Bogiem

Aby lepiej poznać treść proponowanej w krajach Zachodu medytacji hinduistycznej, sięgniemy po książkę o medytacji napisaną w 1977 roku przez SWAMI CHINMAYANANDA (1916–1993)[1], znanego w Indiach i w wielu krajach świata nauczyciela hinduizmu. Autor tej wydanej w Indiach pozycji znakomicie orientuje się w duchowych potrzebach zachodniego czytelnika, a jednocześnie reprezentuje wysoki poziom znajomości tradycji hinduizmu i praktyki medytacyjnej jogi. Nie jest to jednak akademickie opracowanie ani całościowy przegląd problematyki medytacji. Dlaczego więc nieco więcej miejsca poświęcimy tej właśnie pozycji? Powodem jest, że to dość typowa pozycja na rynku wydawniczym, z jaką mógł się zetknąć entuzjasta medytacji w późnych latach 70. XX wieku, jeśli swój wzrok kierował na Wschód. Jeśli wówczas tęsknoty duchowe mieszkańca USA lub Europy były na tyle silne, aby zainwestować w ich spełnienie czas i wysiłek, to książka Meditation and Life (Medytacja i życie) Chinmayanandy mogła dobrze odzwierciedlać typową propozycję hinduistycznej jogi medytacyjnej skierowanej do człowieka Zachodu.

Jak praktycznie miałby medytować uczeń Chinmayanandy? Dowiadujemy się tego w wielu szczegółach. Na początku należy przyjąć wygodną pozycję siedzącą i po rozluźnieniu ciała rozpocząć medytacyjny śpiew mantry. Jakkolwiek przytaczane przez autora mantry są bardzo różne, a niektóre z nich całkiem długie, liczą sobie bowiem po kilka słów, to jednak stanowczo doradza on tę, która ma tylko jedno i do tego bardzo krótkie słowo brzmiące OM. „Niech dźwięk wzniesie się jak fontanna”, „niech wibracje OM wzrastają i roztoczą się wkoło ciebie i ponad tobą”. Drugim krokiem jest redukcja dźwięku do śpiewu tylko wewnętrznego, w umyśle. Następnie zaś należy tak stonować nawet ów tylko umysłowy śpiew, aby „łagodny wewnętrzny szept OM rozpłynął się w Wielkiej Ciszy wewnętrznej”[2].

Autor wyraźnie twierdzi w kilku miejscach swojej pracy, że podobne praktyki są wspólne dla wszystkich religijnych tradycji świata, niezależnie od ich doktrynalnej nauki, pisząc np: „techniki (the techniques) samodoskonalenia, tak jak rozumie się je w różnych religiach świata, są odwieczne, a najważniejsza z nich to medytacja”[3]. Ważny jest medytacyjny sposób wejścia w doświadczenie tajemnicy, a nie doktrynalne nauki jakiejś konkretnej religii, które mogą być pożyteczne, ale są drugorzędne i względne: „Twój prorok, twój Pan lub Guru może być bóstwem twojej umysłowej pobożności: nie ma to większego znaczenia, jakie formy są symbolem tego, co Wyższe”[4]. Chociaż z drugiej strony – co może nas zaskoczyć – każda z używanych do medytacji mantr ma swoje „Bóstwo prowadzące (a presiding Deity)”[5].

Konkretna religia jest tylko kulturowo uwarunkowaną drogą prowadzącą do nadrzędnego celu, do tego, co naprawdę istotne, czyli do medytacyjnego mantrowania. Dlatego radzi się śpiewać mantrę wobec jakiegoś symbolu, „może to być figurka Buddy dla buddystów, krzyż dla chrześcijan lub Koran dla muzułmanów, jakaś forma hinduistycznej trójcy lub znak OM dla studentów Wedy”[6]. Wynika to z bardzo specyficznej lektury „świętych Pism” rozmaitych religii, na tyle specyficznej, że wszystkie one okazują się mówić o tym samym: „Te podręczniki zwane są Pismami świata i – czy są to Upaniszady hinduistów, Biblia chrześcijan, Koran muzułmanów, czy Dhammapada buddystów – we wszystkich biegnie ta sama złota nić wiedzy i techniki, za pomocą której każdy może wejść w harmonię z Prawdą”[7]. Taka czy inna doktryna nie jest szczególnie istotna w poszukiwaniu Prawdy. To sprawy mniej ważne. Istota znajduje się gdzie indziej: za pomocą mantry „medytuj, medytuj, medytuj i medytuj; to jest jedyna droga – jedyna droga do Doskonałości”[8].

Jaki jest cel tak opisanego medytacyjnego mantrowania? Celem pierwszym, wstępnym, jest „osiągnięcie stanu umysłu bez-myśli (thoughtless)” i pozostawanie w tym stanie najdłużej, jak się uda. W razie powracania jakichś myśli należy podjąć śpiew innej mantry, aby znów powrócić do stanu „bez-myśli”[9]. To właśnie jest aktywność zwana medytacją: „samorozwój i odkrywanie Siebie (Self) dokonuje się przez technikę zwaną medytacją”[10].

Oczywiście jest jeszcze znacznie głębszy, duchowy cel tej praktyki. „Zaraz po bezdźwięcznym doświadczeniu Samādhi śmiertelnik powstaje z tronu medytacji jako prawdziwy Bóg, nieśmiertelny pośród ludźmi: […] stał się doskonale czystym Życiem Bożym (Life Divine)”[11]. Czy to możliwe? Owszem, wyjaśnia autor, wprowadzając czytelnika w nauczanie jogiczne: „wyrzeknij się pożądań, a skończą się myśli”, wtedy zaś, „gdy poruszenia pożądań się uciszą, doświadczysz Wiecznego Pokoju”. Pokój ten wynika stąd, że kiedy „człowiek porzuci słabości śmiertelnika, wtedy powstanie w swojej Istotnej Naturze, w Boskości”[12]. Zatrzymanie strumienia myśli jest pierwszym krokiem do stłumienia swojego Ja (I-ness), a wtedy „doświadczysz swojej prawdziwej tożsamości «jestem olśnieniem», «jestem nieśmiertelny», «jestem Bogiem» (God am I)”[13]. To ważne: obietnica nie brzmi: „wejdziesz w relację z Bogiem”, gdyż „nie ma tu podmiotu, nie ma przedmiotu, nie ma relacji”, medytując „jestem czystym istnieniem”[14]. A jest to istnienie doprawdy zadziwiające: „Odkrywanie samego siebie nie tylko zakończy wewnętrzne zamieszanie w człowieku i poczucie niedoskonałości, ale pozwoli wznieść się do stanu Nad-człowieczeństwa (Super-manhood) i Boskości (God-hood) ”, ponieważ „ten, kto zna Absolut, sam staje się Absolutem”[15].

Medytacja mantryczna zwykle nie była jednak prezentowana w tak skondensowanej formie i wyrażona w tak jawnie wedyjskich kategoriach teologii hinduistycznej. Częściej jej zwolennicy podkreślali jej walor ponadreligijny, a nawet – jak twierdzili – od religii zupełnie niezależny i oparty o naukowe badania psychologicznych i społecznych skutków recytacji mantry. Tak upowszechniła się Medytacja Transcendentalna nauczana przez Maharishi Mahesh Yogi.

a. Maharishi Mahesh Yogi i jego program TM

W latach 60. XX wieku niebywałą karierę zrobiła Medytacja Transcendentalna (ang. Transcendental Meditaion, stąd często używany skrót TM). Jej pojawienie się w USA i w Europie wiąże się z niestrudzonym głosicielem TM, którym był MAHARISHI MAHESH YOGI (1918–2008)[16]. Ten współczesny hinduistyczny guru powszechnie uznawany jest za założyciela ruchu Medytacji Transcendentalnej w krajach Zachodu. Po raz pierwszy przybył do USA w 1958 roku, a w latach 60. i 70. XX wieku zyskał sławę, wprowadzając w tajniki propagowanej przez siebie medytacji członków zespołu The Beatles i inne osobistości z podobnych kręgów[17]. Oprócz wstępnych kursów medytacji proponował też program formacyjny TM-Sidhi, mający prowadzić do lewitacji, a nawet do ustabilizowania światowego pokoju. Skutkiem jego działalności było nie tylko zainicjowanie ogólnoświatowego ruchu Medytacji Transcendentalnej, ale też formacja dziesiątków tysięcy nauczycieli TM w medytacyjnych ośrodkach, szkołach, a nawet uniwersytetach[18].

Mantryczna medytacja transcendentalna według jego prezentacji była rodzajem praktyki opartej na obiektywnej nauce doświadczalnej. Po raz pierwszy, według Maharishi, odkryto dobroczynne skutki TM w hinduizmie 5 tysięcy lat temu. Po okresie zaniechania tej praktyki ponownie odkrył ją Budda (w VI wieku p.n.e.). Cykl ten powtórzył się po wiekach, kiedy medytacja mantryczna znowu zanikła i ponownie odkrył ją w IX wieku hinduski filozof Shankara, i raz jeszcze, kiedy odkryto jej dobroczynne właściwości już za naszych czasów. W XX wieku hinduski nauczyciel medytacji Guru Dev miał zasłynąć jako manifestacja boskości w ludzkim ciele, po czym uczynił Maharishi Mahesh Yogi swoim uczniem i przekazał mu wtajemniczenie w TM. Sposobem weryfikacji autentyczności tej formy medytowania jest odwołanie się do hinduistycznej tradycji wedyjskiej[19].

6.2. Ponadreligijna mądrość wszechczasów

a. Jak uprawiać TM?

Podczas medytacji metodą TM należy wyłączyć zmysły poprzez skupienie się na jakimś pojedynczym obiekcie i odsunięcie świadomości wszystkiego innego poza tym jednym obiektem. Skutecznym środkiem do osiągnięcia tego stanu jest mantra. Ten termin oznacza słowo lub kilka dźwięków, będących zazwyczaj odwołaniem do jakiegoś hinduistycznego bóstwa. Mantry używa się, powtarzając ją podczas medytacji i nie zwracając uwagi na jej treść, a jedynie zanurzając się w jej brzmieniu. Ma to umożliwić przejście od stanu trywialnej świadomości codziennej do świadomości transcendentalnej, a następnie do świadomości kosmicznej i ostatecznie do świadomości boskiej. Ten ostatni stan umożliwia połączenie się z boskim Brahmą, który jest tożsamy z „powszechnym istnieniem”.

Pomimo tego komponentu religijnego (wedyjski hinduizm) w zachodnim kontekście kulturowym zwykle prezentowano Medytację Transcendentalną w oderwaniu od religii, z jakiej wyrosła. Przedstawiano ją wtedy jako „prostą, naturalną technikę uzyskiwania głębokiego odpoczynku i kontaktu z wewnętrznym źródłem kreatywności, energii i inteligencji, eliminowania stresu i promowania zdrowia oraz osiągania wewnętrznego szczęścia, które wzbogaca nasze codzienne życie”. W takim przypadku TM nie tylko, że nie wymaga żadnej określonej religijnej wiary, ale nie jest potrzebna „nawet wiara w skuteczność” samej TM[20]. Według zwolenników tej metody pozwala ona na przejście od stanu myślenia o czymś do stanu zanurzenia w źródle myśli, a więc w czystej świadomości. To właśnie jest transcendentalna świadomość i jest skutkiem praktykowania transcendentalnej medytacji. Wspomnianym źródłem myśli jest najgłębsze Ja, a do jego doświadczenia prowadzi pełna relaksu wzmożona uwaga wywołana właśnie cierpliwym zanurzeniem się w dźwięku mantry.

Słowa kluczowe, jak widać to: mantra, uwaga, świadomość, jaźń, transcendencja. Powtarzanie mantry prowadzi do stanu uwagi, co sprowadza zanurzenie w czystej świadomości, skutkiem czego jest przekroczenie jaźni i wejście w transcendencję.

Aby to osiągnąć, wystarczy zwykła praktyka: zaleca się ją dwa razy dziennie, rano i wieczorem, minimum po 20 minut. Wszystko, co potrzeba dla osiągnięcia efektu, to wygodnie siedzieć, mając przy tym zamknięte oczy i powtarzać otrzymaną od nauczyciela mantrę. Ta „prosta, naturalna, łatwa metoda” jest otwarta dla wszystkich, do tego stopnia, że „każdy może się jej nauczyć, nawet małe dzieci”. Jednak element osobistego przekazu tradycji medytacyjnej, a zwłaszcza przekaz mantry, uważa się za decydujący dla sukcesu.

b. Błogosławione skutki?

Co jest tym sukcesem i jakie są spodziewane skutki? Oto ich lista:
„– Jaśniejsze myślenie: rozwijamy nasz pełny potencjał umysłowy, poprawiamy swą pamięć, rozwijamy kreatywność i intelekt.

– Lepsze zdrowie: ponieważ stajemy się bardziej wypoczęci i zrelaksowani, zwiększamy swą odporność na choroby, odwracamy efekty starzenia się, mamy więcej energii i jesteśmy bardziej żywotni.

– Bardziej harmonijne związki z innymi: nasze związki z ludźmi stają się bliższe, osiągamy większy spokój, pewność siebie, przeżywamy mniej lęków i stresu.

– Pokojowy świat: obniżając nasz własny poziom stresu i promieniując wpływem harmonii na otoczenie, przyczyniamy się do tworzenia pokoju na świecie.

– Osobisty rozwój: doświadczamy transcendentalnej świadomości na najcichszym poziomie naszego umysłu, rozwijamy wyższe stany świadomości i zmierzamy ku pełnemu oświeceniu.

– Większa kreatywność i efektywność: w życiu zawodowym robimy mniej, a osiągamy więcej.

Badania naukowe potwierdziły, że technika ta jest najbardziej skuteczna wśród wszystkich technik osobistego rozwoju”[21].

c. Ponadreligijna mądrość wszechczasów?

Propagatorzy Medytacji Transcendentalnej powtarzają nieustannie, wzorem Maharishi Mahesh Yogi, że TM „nie jest religią – jest prostą, naturalną techniką stosowaną przez miliony ludzi należących do różnych religii”. On sam swoją praktykę zalecał jako ponadreligijną, starożytną mądrość dającą wiele duchowych korzyści[22]. Z tego powodu wśród zwolenników TM można znaleźć wyznawców i a nawet duchownych dowolnej religii, w tym również duchownych katolickich. Jeden z nich wyznaje: „Praktykowanie TM uważam za jeden z najważniejszych priorytetów mojego życia. Zacząłem medytować już 33 lata temu. Osiągnąłem też stan Sidha przez zawansowany program Sidha-TM, włączając w to jogiczne loty. Cały ten czas praktykuję te techniki wiernie, dwa razy dziennie, 365 razy w roku, włączając w to wszystkie święta”[23].

Oto inne świadectwo osoby wyznającej chrześcijaństwo, opublikowane – co symptomatyczne – na stronie internetowej o nazwie tmchristians (a więc: „chrześcijanie praktykujący Medytację Transcendentalną”):

„Im głębiej spoglądam w wiedzę stojącą u podstaw programu medytacji transcendentalnej [jaka wyłania się z pola badań wedyjskiej nauki Maharishi (Maharishi Vedic Science)], tym więcej widzę punktów stycznych z tym, czego nauczał Jezus dwa tysiące lat temu, zgodnie z tym, co zapisano w Biblii.

[...] Wielu chrześcijan praktykujących techniki Medytacji Transcendentalnej czuje się głębiej przyciągniętych do swojego chrześcijańskiego dziedzictwa wskutek wewnętrznego doświadczenia oraz wzrostu świadomości. Niektórzy, tak jak ja, po okresie odejścia lub oddalenia się od tradycyjnego Kościoła.

Doświadczam wielkiego błogosławieństwa obu tych wielkich tradycji – chrześcijańskiej i wedyjskiej – i wielkiej fascynacji badaniem (intelektualnym i doświadczalnym) ich wspólnego Źródła. Ostatecznie przecież może być tylko jedno Źródło wszystkich ludzkich doświadczeń i wiedzy”[24].

Tacy chrześcijanie wskazują wtedy na obiektywne skutki praktykowania Medytacji Transcendentalnej, niezależnie od religijnych przekonań:

„Technika TM pozwala nam na kontakt z ukrytym poziomem życia, z przestrzenią czystej świadomości, czystego Bytu, głębią nas samych. Samo kontaktowanie się z tą przestrzenią w regularny sposób wprowadza nas coraz bardziej we współbrzmienie z ostatecznym Źródłem wszystkiego”[25].

Dla równowagi warto dołączyć już teraz także opinię chrześcijańskich krytyków medytacji transcendentalnej:

„W trakcie TM, w wyniku wejścia umysłu w stan pasywności i zniesienia tym samym naturalnych mechanizmów duchowej obrony, ujawniać się mogą różnorakie ponadnaturalne zjawiska o podłożu demonicznym”[26].

Głosy przestrzegające przed beztroskim wprowadzaniem różnych tradycji medytacji można znaleźć w czasopismach zwykle dość dalekich od krytycznego oceniania innych tradycji duchowych:

„Medytacja jest jak nóż, można jej użyć w dobrym lub złym celu. Różne formy medytacji mogą otwierać człowieka na działanie złych sił. Zanurzenie się w tej atmosferze, okultyzm, kontakt z siłami nieczystymi, może prowadzić do opętania. Także praktykowanie medytacji przez ateistów może być niebezpieczne. Zwłaszcza jeśli medytują, by osiągnąć poczucie pustki, niebytu jak buddyści, bo samo wyciszanie się może otwierać na działanie złych sił”[27].

Trzeba też znać opinię JACQUES’A VERLINDEGO (ur. 1947), późniejszego księdza i rekolekcjonisty znanego w kręgach katolickiej odnowy charyzmatycznej. Verlinde, kończąc doktoranckie studia z fizyki, spotkał się w latach 60. z Medytacją Transcendentalną. Całym sercem zaangażował się w jej praktykowanie. Poznał Maharishi Mahesh Yogi i został jego uczniem, czyli brahmaczarinem. Wszedł nawet jako członek w skład Biura Generalnego Międzynarodowej Organizacji Medytacji Transcendentalnej. Był wówczas entuzjastą jogi i różnych form hinduizmu. Na początku lat 70. przebywał w Himalajach, gdzie odwiedzał aśramy, do których Europejczycy normalnie nie mają wstępu. Po nawróceniu na wiarę chrześcijańską został zdecydowanym krytykiem całego nurtu TM jako drogi stopniowego oddalania się od chrześcijaństwa[28].

Rozdział 7
Mantryczna medytacja monologiczna

7.1. Rok przełomu: 1975

W latach 20. XX wieku przyszło na świat dwóch katolickich mnichów, którzy stworzyli dwa bliźniaczo do siebie podobne ruchy medytacyjne. Pierwszy z tych mnichów to trapista, o. Thomas Keating (ur. 1923), drugi – to o. John Main OSB (1926–1982).

Keating stał się głównym założycielem ruchu modlitwy głębi (ang. centering prayer), który animowany jest przez założoną w 1984 roku organizację Contemplative Outreach (Apostolstwo kontemplacyjne)[29]. Organizacja ta upowszechnia metodę medytacji odbywającą się przez dwadzieścia minut dwa razy dziennie, rano i wieczorem. Przez medytację rozumie się tu „wprowadzenie w świadomość słowa będącego symbolem zgody na obecność Boga i na Jego działanie w twoim wnętrzu”. Ma to być krótkie, jedno lub dwusylabowe słowo, jak na przykład „Bóg”, „Jezus”, „Abba”, „pokój”, „wiara”, „tak”.

Wprowadzanie tego słowa w świadomość nie oznacza w żadnym razie czynienia jakiegoś użytku z jego znaczenia. Wręcz przeciwnie, gdyby pojawiły się jakieś związane z nim wyobrażenia, wspomnienia, refleksje czy doświadczenia duchowe, to należy „powracać do słowa”, które z biegiem czasu być może „zacznie rozmywać się w naszej świadomości, a nawet może zupełnie zniknąć”. Używane w medytacji słowo jest tylko narzędziem, dlatego jego treść jest w zasadzie obojętna. Tylko od osobistych upodobań zależy, czy skupianie się na imieniu Jezus nie zostanie zastąpione po prostu skupianiem się na własnym oddechu, z takim samym medytacyjnym skutkiem[30]. Używane tu słowo spełnia więc tę samą rolę, co tradycyjna w religiach Wschodu mantra.

Jednym z powodów powstania ruchu tak pojętej medytacji było pragnienie zaproponowania stosownej reakcji na rozpowszechnienie się w USA w latach 60. i 70. XX wieku buddyzmu i hinduizmu z ich medytacyjnymi metodami:

„Kiedy w latach 1961–1981 stałem na czele opactwa św. Józefa w Spencer w stanie Massachusetts, przybywało do nas od czasu do czasu sporo młodych ludzi, którzy uczestniczyli w sesjach medytacyjnych organizowanych przez mistrzów duchowych reprezentujących odmienne tradycje religijne. Nauczaniu duchowemu, które przedstawiali nauczyciele ze Wschodu, towarzyszyła zazwyczaj prezentacja jakiejś konkretnej metody medytacji. Można było odnieść wrażenie, jakby przybywający do nas adepci medytacji stawiali nam pytanie: «To metoda, której nauczyliśmy się dzięki tej wschodniej tradycji duchowej. A gdzie wasza metoda?» […]

Przyszło mi wówczas do głowy, że my, mnisi, bylibyśmy w stanie wyłożyć istotę chrześcijańskiej tradycji kontemplacyjnej w postaci jakiejś konkretnej metody medytacji”[31].

Zdaniem o. Keatinga zaproponowana przez niego metoda modlitwy głębi (centering prayer) to nic innego, jak „kwintesencja tego, co stanowi istotę egipskiej tradycji monastycznej III i IV wieku, przeniesionej na Zachód przez Jana Kasjana i podtrzymywanej przede wszystkim przez Regułę Benedykta”. Według tej samej opinii chrześcijańska tradycja kontemplacyjna pozostała przez wieki (prawdopodobnie od czasów starożytnych aż do XX wieku) zapomniana przez samych chrześcijan. Dlatego „wydawało mi się, że był już najwyższy czas, by wydobyć z zapomnienia chrześcijańską tradycję kontemplacyjną”[32]. Jak pisze o. Keating, kiedy tylko „moi przyjaciele o. William Meninger, o. Basil Pennington i inni zgodzili się ze mną, to o. Menninger w roku 1975 zaczął przedstawiać zasady głębokiej modlitwy uczestnikom rekolekcji, którzy przebywali w domu dla gości w opactwie w Spencer”[33].

Jak zauważył o. Keating, tak pojmowana przez niego starochrześcijańska tradycja wykazała wiele zbieżności z ogólnoludzką tradycją właściwą dla wielu religii świata: „podkreślane przez wschodnie tradycje duchowe różne aspekty własnych praktyk medytacyjnych okazały się dla nas cenną pomocą w odkrywaniu niektórych głębszych pokładów chrześcijańskiej tradycji kontemplacyjnej”[34]. Pewnie dlatego książka Głęboka modlitwa wprowadza czytelnika w temat modlitwy słowami: „wymiar kontemplacyjny stanowi serce i duszę każdej religii; pozwala bowiem dążyć ku wyższym stanom świadomości”. Zdaniem autora, to właśnie „nauczanie zawarte jest w wielkich tekstach mądrościowych, takich jak Wedy, Upaniszady, buddyjskie sutry, Stary i Nowy Testament czy Koran”[35].

W tym rozdziale prezentujemy te poglądy, powstrzymując się od ich oceny, ale już teraz czytelnik autentycznych tekstów Nowego Testamentu może przypomnieć sobie celną ironię G.K. Chestertona z 1908 roku. Ten brytyjski apologeta zauważył, że zgodnie z modną w naszych czasach opinią: „chrześcijaństwo i buddyzm są bardzo do siebie podobne, a zwłaszcza buddyzm”[36]. Czytelnik Koranu powiedziałby zapewne rzecz analogiczną, gdyby dowiedział się, że ta muzułmańska księga ma przekonywać, iż sercem i duszą islamu jest dążenie ku wyższym stanom świadomości…

Wróćmy jednak do prezentacji metody modlitwy głębi: okazało się nawet, że dokładnie ta sama metoda jest równie dobra dla ludzi niewyznających w ogóle żadnej religii. Skoro „natura sama w sobie jest obdarzona łaską”, a „Bóg oświeca każdego człowieka przychodzącego na ten świat (J 1, 9)” to przecież „każdy z nas, przez sam fakt narodzin, pozostaje w relacji do Słowa”[37]. I może medytować, poznając Boga niezależnie od swojej wiary lub niewiary.

Sam fakt narodzenia się to właściwie wszystko, czego potrzeba człowiekowi do posiadania duchowych bogactw: problemem jest tylko to, że nie jesteśmy ich świadomi. I właśnie medytacja jest drogą do uświadomienia sobie tego faktu: „w trakcie głębokiej modlitwy doświadczamy obecności Boga, potwierdzającej wpisaną w naszą naturę dobroć”[38]; w wewnętrznej izdebce modlitewnej naszego serca następuje „potwierdzenie wpisanej w naszą naturę dobroci”[39]; „nawet piekło nie jest w stanie zniszczyć naszej wrodzonej dobroci”[40]. Zbawienie okazuje się w dużej części terapią, a nawet psychoterapią: „Gdyby w czasach [Jezusa] znano psychoterapię, na pewno stałaby się ona częścią Jego posługiwania”[41].

* * *

Podsumujmy: o. Thomas Keating w roku 1975 tworzy ośrodek medytacji, który wprowadza w głęboką modlitwę medytacyjną (centering prayer). W tej inicjatywie można zauważyć pięć charakterystycznych cech.

– Po pierwsze, historycznym katalizatorem tego dzieła staje się powszechna wówczas w USA fascynacja medytacją hinduistyczną i buddyjską, co domaga się jakiejś katolickiej reakcji.

– Po drugie, o. Keating głosi, że odnalazł właściwą metodę w chrześcijańskiej tradycji mnichów egipskich przekazanej w V wieku przez Jana Kasjana zachodniemu Kościołowi. Miała to być medytacja stosowana w starożytności, ale potem przez wiele wieków w Kościele zaniedbana i zapomniana.

– Po trzecie, jest to metoda polegająca na codziennej, dwukrotnej sesji medytacyjnej, rano i wieczorem (po 20 minut), w czasie której powtarza się jedno krótkie słowo lub nawet rezygnuje ze słowa, zwracając uwagę na swój własny oddech. Jest to droga do uwolnienia się od natłoku myśli i do odnalezienia Boga w swoim wnętrzu.

– Po czwarte, ponieważ ta metoda wynika z odwiecznej mądrości ludzkiej, nic więc dziwnego, że stosowana jest w wielu innych religiach.

– Po piąte wreszcie, taka metoda medytacji mantrycznej jest dobra nawet dla ludzi w ogóle niereligijnych: im też otworzy drogę do Bożej obecności.

Elementy tych cech odnajdziemy w kolejnej współczesnej inicjatywie medytacji monologicznej, mianowicie w Światowej Wspólnocie Medytacji Chrześcijańskiej (od angielskiej wersji nazwy The World Community for Christian Meditation powstał skrót, którym będziemy się posługiwać dalej: WCCM). Wspólnota wywodzi się z Centrum Medytacji Chrześcijańskiej, założonego – co ciekawe – w tym samym 1975 roku przez dwóch benedyktynów brytyjskich: o. Johna Maina i o. Laurence’a Freemana. Nad medytacyjną propozycją Światowej Wspólnoty Medytacji Chrześcijańskiej zatrzymamy się nieco dłużej, gdyż jej wpływ na nasze polskie środowisko jest zdecydowanie większy niż na ośrodki kultywujące tradycję modlitwy głębi.

7.2. Światowa Wspólnota Medytacji Chrześcijańskiej i jej propozycja

„Wielu chrześcijan gorąco pragnie dzisiaj nauczyć się autentycznej modlitwy, chociaż współczesna kultura ogromnie utrudnia zaspokojenie odczuwanej przez nich potrzeby ciszy, skupienia i medytacji” – tymi słowami ponad 20 lat temu kard. Józef Ratzinger, ówczesny prefekt Kongregacji Nauki Wiary, rozpoczął swój list na temat medytacji chrześcijańskiej Orationis formas.

Jedną z odpowiedzi na ten głód medytacyjnej ciszy jest propozycja Światowej Wspólnoty Medytacji Chrześcijańskiej (WCCM). Ostatnio, pod wpływem o. L. Freemana, jego wizyt w Polsce oraz popularnych książek[42] powstało sporo medytacyjnych grup modlitewnych, a wielu duszpasterzy oddaje się zalecanej przez niego formie praktyki modlitewnej. Jak wygląda ta forma medytacji propagowana przez wspólnotę The World Community for Christian Meditation?

„Wybieramy słowo, frazę modlitewną – nazywamy ją dzisiaj mantrą [...] i powtarzamy [ją] bezustannie [...]. Możesz na przykład obrać za to słowo imię „Jezus” [...] lub słowo „Abba”. [...] osobiście polecam [...] „Maranatha”. [...] Pamiętaj jednak, że kiedy medytujesz, nie zastanawiasz się nad znaczeniem tego słowa. [...] Pozbywamy się zarówno tych dobrych myśli, jak i tych złych”[43].

Tylko ze względów kulturowych mantra ma być kojarzona z jakimś kontekstem chrześcijańskim, gdyż generalnie „lepiej wybrać słowo, które jest święte w danej tradycji religijnej”[44]. Poza ogólną aurą sakralności nie jest to w gruncie rzeczy ważne, gdyż i tak szczególnie ulubiona w WCCM mantra Maranatha, „nie będąc z naszego rodzimego języka – nie powoduje skojarzeń, co ułatwia radzenie sobie z myślami napływającymi podczas medytacji”[45].

„Nie myślimy o znaczeniu słowa wtedy, kiedy je wypowiadamy, ponieważ wypowiadanie tego słowa ma nas zaprowadzić głębiej niż myśl”[46].

Zarówno założyciel ruchu medytacji WCCM, czyli o. John Main (a po nim główny kontynuator jego dzieła, o. L. Freeman), niestrudzenie podkreślał centralną rolę medytacji mantrycznej: „sztuka medytacji polega na powtarzaniu mantry: […] usiądź, siedź wyprostowany, powtarzaj mantrę i to wszystko”[47]; „bezwzględna wierność mantrze: to jest warunek jej zakorzenienia się w waszym sercu”[48]; „powtarzać mantrę przez cały czas medytacji; to jest pierwszy cel i może on zająć rok, a może i dziesięć lat”[49].

Już teraz można pokrótce podać dwa cele tej praktyki. Później wypadnie nam zająć się tym tematem znacznie obszerniej. Cel pierwszy to psychofizyczne uspokojenie, „uspokojenie małp skaczących po drzewie”, jak obrazowo się to ujmuje, mówiąc w ten sposób o gonitwie ciągle zmiennych myśli: „medytacja jest procesem uczenia się uważności i koncentracji”[50]; „jedno słowo [mantry] ma na celu uspokoić umysł, doprowadzić do wyciszenia i skupienia”[51].

Ale oczywiście, zgodnie z nazwą „chrześcijańskiej medytacji” musi też być cel drugi, o wiele głębszy. Celem tym jest najpierw osiągnięcie ewangelicznego stanu duchowego ubóstwa, zdefiniowanego następująco: „ubóstwo ducha oznacza pozbycie się wszelkich bogactw myśli i wyobrażeń”[52]. Następnie zaś, „mantra jest bardzo prostym narzędziem, z którego pomocą i dzięki jego prostocie mamy znaleźć się w obecności Boga”[53]. Według nauki WCCM tak rozumiał ewangeliczne ubóstwo duchowe starożytny mnich Kasjan i jego uczniowie, którzy w taki właśnie sposób mieli medytować i dzięki temu osiągnąć cel życia monastycznego, czyli świadomość nieustannej obecności Bożej.

Owszem, o. Freeman przyznaje, że ta współczesna odnowa medytacji została zainspirowana przez kapłana zgoła innej religii, mianowicie hinduizmu: „W młodości Main nauczył się medytować z mantrą od hinduskiego nauczyciela, którego poznał na Malajach i u którego przez krótki czas pobierał nauki”. Ale hinduistyczny epizod miał być tylko rodzajem katalizatora, który udostępnił skarbiec źródeł autentycznie chrześcijańskich, udokumentowanych w epoce patrystycznej przez Jana Kasjana (360–435):

„To, czego nauczył się na podstawie słów swego nauczyciela i dawanego przezeń przykładu, pozwoliło mu pojąć, co tak naprawdę miał na myśli Jan Kasjan [...], kiedy stanowczo kładł nacisk na «nieustanne powtarzanie» w sercu zaczerpniętej z Pisma formuły”[54].

Z tego powodu – co może dziwić chrześcijanina – okazuje się, że praktyka medytacji z jednej strony może być nazwana modlitwą, ale z drugiej strony równie słusznie może być traktowana jako praktyka wspólna wszystkim religiom, także tym, które nie znają pojęcia Boga, a nawet można ją rozumieć jako praktykę zupełnie niereligijną:

„Medytacja w kontekście wiary chrześcijańskiej może być praktykowana w szkole katolickiej jako forma modlitwy. Może być ona jednak równie dobrze praktykowana w sposób czysto świecki w szkole państwowej lub w klasie wyznań mieszanych […], taką samą metodę można znaleźć we wszystkich tradycjach religijnych”[55].

Dlatego też „po wybraniu słowa do medytacji należy «odrzucić jego znaczenie i związane z nim skojarzenia i wsłuchać się w jego dźwięk»”[56]. W taki właśnie sposób chrześcijanin szukający medytacyjnej modlitwy ma spędzać dość sporo czasu: „idealnym czasem medytacji jest pół godziny: medytuj rano i wieczorem”[57].

Stoimy więc przed problemem do rozwiązania. Praktyka codziennej modlitwy nazwana „chrześcijańską medytacją” z jednej strony jest tym, czym codziennie mieli zajmować się starożytni chrześcijańscy mnisi, z drugiej strony jest praktyką stosowaną także w innych religiach, na przykład w hinduizmie, a nawet jest praktyką od religii w ogóle niezależną i proponowaną na przykład ateistom. Czy to wszystko jest jednocześnie możliwe? Nad tym problemem zatrzymamy się w następnym rozdziale, teraz niech to pytanie towarzyszy nam jako pomoc w refleksji nad kolejnymi aspektami tej praktyki.

7.3. Co mam czynić, aby osiągnąć zbawienie?

Jaki jest cel zaproszenia do tej formy medytacji? W końcu codziennie pół godziny rano i pół godziny wieczorem to bardzo dużo czasu. Na pewno o wiele więcej, niż przeciętny polski katolik poświęca na dowolną formę modlitwy. Celem tym jest najpierw, jak pamiętamy, osiągnięcie ewangelicznego stanu duchowego ubóstwa zdefiniowanego jako pozbycie się wszelkich bogactw myśli i wyobrażeń[58] na wzór – jak się uważa w tej wspólnocie – starożytnego mnicha Kasjana i jego uczniów.

Następnie zaś człowiek dojdzie do nieosiągalnych wcześniej stanów świadomości: „w miarę jak mantra zakorzenia się w naszych sercach, doprowadza nas do następnego poziomu świadomości”[59], a jest nim „uwolnienie od ego”[60]. I tu czeka nas zaskoczenie: chociaż mantra była dźwiękiem sylab połączonych z religijnym orędziem jakiejś konkretnej religii głównie przez aurę sakralności, chociaż mogła mieć dowolną postać, byle odpowiadała indywidualnym oczekiwaniom medytującej osoby, to jednak zanurzenie się w jej dźwięku doprowadzi do spotkania z Chrystusem:

„Opuścimy ego i zanurzymy się w ducha […]. John Main powiedział, że w tym miejscu naszej wędrówki na tej granicy naszej jaźni spotkamy Przewodnika i rozpoznamy w Nim zmartwychwstałego Chrystusa”[61].

I to właśnie jest zbawienie. Tak, to zbawienie, o którym tyle jest mowy w Ewangeliach i u św. Pawła, tyle razy wspominanego w liturgii Kościoła. To samo zbawienie, którego treść, przyznajmy to, nie zawsze jest już dla nas jasna poza mglistą zapowiedzią „pójścia do nieba”. W każdym razie to współczesne zbawienie jest osiągalne przez mantryczną medytację, gdyż jest po prostu samopoznaniem:

„Być może samopoznanie stanowi najlepszy sposób, aby zrozumieć dziś, co oznacza «zbawienie» […]. Znajdując Jaźń w sobie samych, sami znajdujemy się w Jaźni. Oto wyzwalająca i oświecająca gnosis Ewangelii: uwolnienie od uzależnienia od złudzeń i od lęku przed karą; oświecenie prowadzące w głąb miłości przebóstwiającego światła”[62].

A spotkanie Jezusa? Zwykle tradycyjni chrześcijanie oczekiwali, że spotkają Go na kartach Ewangelii, że jej treść odniosą do własnego życia i odkryją, że oni też są mieszkańcami krainy wyznaczonej przez stronice Biblii, że to wszystko będzie się realizować w duszpasterskim zaangażowaniu sakramentalnej wspólnoty Kościoła. Jednak według medytacyjnej nauki WCCM Jezusa można spotkać nade wszystko w sobie. Po rozproszeniu naszego iluzorycznego „ja” z ludzkiego wnętrza wyłoni się „Ja” autentyczne – i to właśnie jest poszukiwany Jezus:

„Cała chrześcijańska wędrówka prowadzi do punktu rozpoznania. To ruch w kierunku poznania siebie; droga ta jest procesem zagłębiania się coraz to bardziej w tym samo-siebie-poznawaniu, w miarę jak wychodzimy poza nasze ego w poznanie naszego prawdziwego „Ja”, tak że jesteśmy w końcu zdolni do rozpoznania Jezusa”[63].

Jeśli chcemy oceniać zgodność nauk WCCM z tradycją chrześcijaństwa, to powstaje ważne pytanie: Czy tak poszukiwany Jezus jest odrębną osobą stojącą naprzeciw mnie, który również jestem odrębną osobą? Czy też raczej przeżywane przeze mnie na co dzień moje „ja”, moje ego, jest pojęciem fałszywym i złudnym, trzeba więc przezwyciężyć je przez medytację, a wtedy przez jej praktykowanie odsłoni się prawdziwa „Jaźń”? I okaże się, że to właśnie jest światłość świata, której poszukiwaliśmy?

„Wszelkie cierpienie wynika z grzesznej, fałszywej identyfikacji ego z prawdziwą «Jaźnią». Wpadamy w tę pułapkę raz za razem, gdy zapominamy, że «Jaźń», do której poznania dążymy, nie różni się od osoby, która dąży do jej poznania […]. «Jaźń», według Siankary, to «wewnętrzne światło»”[64].

Siankara (ok. 788–820) to jeden z największych autorytetów religijnej i filozoficznej tradycji hinduistycznej. To jego wyjaśnienie pomaga nam dziś zrozumieć sens zbawienia, gdyż tak właśnie się do zbawienia dochodzi: „cel życia – można go nazwać «niebem», nirwaną, «wyzwoleniem», «zbawieniem» lub «oświeceniem» – polega na pełnym poznaniu, kim jesteśmy”[65]. Jeśli współczesnemu katolickiemu czytelnikowi tak opisane skutki medytacji mantrycznej skojarzą się raczej z hinduizmem i z jogą, to zostanie szybko uspokojony przez odwołanie do pierwowzoru w chrześcijańskiej tradycji monastycznej:

„W nauczaniu Jana Kasjana, mnicha pustyni z IV wieku, w jego Rozmowach, zwłaszcza dziewiątej i dziesiątej, znajdziemy bardzo konkretne wskazówki, jak doprowadzić umysł do spokoju, ciszy i prostoty. W tej właśnie tradycji uczymy. Oczywiście rozwinęła się ona we wspaniałe szkoły duchowości – prawosławna tradycja modlitwy Jezusowej [...]. Wszystko to wywodzi się z nauczania Jezusa”[66].

Te wątki powracają jak refren zarówno w książkach o. Johna Maina OSB, o. Laurence’a Freemana OSB, jak i w argumentacji zwolenników i entuzjastów Światowej Wspólnoty Medytacji Chrześcijańskiej. Uczą oni, że medytacja mantrą jest kontynuacją mantrycznej tradycji Biblii oraz mantrycznej tradycji starożytnego Kościoła. Podajmy kilka reprezentatywnych przykładów:

- „Mantra to tradycja powszechna, znajdujemy ją we wczesnej tradycji chrześcijańskiej”[67];

– „John Main odkrył na nowo naukę medytacji w tekstach wczesnochrześcijańskich mnichów, których nazywa się ojcami pustyni”[68];

– „Chrześcijańska metoda medytacji, prosta i nadająca się dla wszystkich, zawiera się w naukach wczesnochrześcijańskich mnichów. Zwróciło na nią uwagę wielu współczesnych nauczycieli; dostrzegł ją benedyktyn John Main i przywrócił chrześcijaństwu po długich latach zaniedbywania tej praktyki”[69];

Aby lepiej ocenić medytacyjną propozycję WCCM, warto najpierw prześledzić zakorzenienie tej „medytacji chrześcijańskiej” w Biblii i w Tradycji Kościoła. To właśnie stanie się przedmiotem kolejnego rozdziału.

Rozdział 8
Mantra w tradycji chrześcijańskiej duchowości?

8.1. Argument historyczny mantrycznej medytacji monologicznej

Zacznijmy od pewnej przedziwnej historii opowiedzianej przez założyciela Światowej Wspólnoty Medytacji Chrześcijańskiej (WCCM):

„Kiedy zaczynaliśmy w Londynie, pojechałem, aby spotkać się z mnichem Ramakriszny. Powiedział: «To bardzo interesujące, że wy katolicy macie zamiar uczyć ludzi medytacji. Powiedz mi teraz, co dokładnie zamierzacie im powiedzieć». Wtedy w skrócie powiedziałem mu to, o czym mówiłem wam: usiądź, siedź wyprostowany, powtarzaj mantrę i to wszystko. A on na to: «Ojcze Johnie, taka jest dokładnie nasza tradycja medytacji przekazana od samego Ramakriszny przez Swami Vivekanandę. Ale kiedy powiesz tak grupie ludzi Zachodu, nie uwierzą ci, bo wyda im się do zbyt proste. Proponuję ci więc nieco skomplikować problem. Kiedy ludzie zgłoszą się do ciebie, powiedz im, że posiadasz wiedzę tajemną związaną z duchowością monastyczną przekazaną, powiedzmy, przez Jana Kasjana. Jego nazwisko ma dobre brzmienie i wzbudza zainteresowanie ludzi. Jednak należy powiedzieć, że ta wiedza jest na tyle ważna, że możesz im ją objawić dopiero po co najmniej 10 tygodniach przychodzenia na zajęcia w centrum medytacji»”[70].

Historia ta jest, jako się rzekło, raczej przedziwna. I na pewno zachęca do osobistego przekonania się, na ile mantryczna medytacja chrześcijańska rzeczywiście zakorzeniona jest w historii chrześcijaństwa. Niech pomogą nam kolejne fragmenty lektury tekstów reprezentatywnych – mam nadzieję – dla Światowej Wspólnoty Medytacji Chrześcijańskiej (WCCM).

Ojciec-założyciel WCCM, o. John Main OSB, często zachęca do swojej metody medytacji mantrycznej, powołując się na Biblię i na Tradycję Kościoła. „Wchodzimy w tradycję setek, a nawet tysięcy lat […]. Musimy przyjąć ją na wiarę”[71]. Droga argumentowania z Pisma i z Tradycji jest jak najbardziej godna pochwały i naśladowania, te dwa źródła muszą przecież być podstawą uzasadnienia wszelkich sposobów modlitwy chrześcijańskiej. Pozostaje nam tylko sprawdzić, na ile deklarowane źródła odpowiadają rzeczywiście realiom WCCM.

Na początku przypomnijmy sobie pokrótce raz jeszcze, co rozumie się we wspólnocie WCCM przez medytację, medytację chrześcijańską i mantrę:

„Jak medytować: siadamy z wyprostowanym kręgosłupem, oddychamy spokojnie i regularnie i zaczynamy powtarzać nasze słowo modlitwy: Maranatha. Cztery jednakowo zaakcentowane sylaby: Ma-ra-na-tha. Wypowiadamy swoją mantrę od początku do końca trwania medytacji.

Celem recytacji mantry jest utrzymanie nas na ścieżce medytacji, odwracanie naszej uwagi od iluzji, od pragnienia i prowadzenie w głąb rzeczywistości, którą jest Bóg. Tak długo, jak podążamy tą ścieżką, tak długo, jak powtarzamy swoją mantrę, pokonujemy rozproszenia i jesteśmy coraz bliżej nawiązania kontaktu z tym, co stanowi korzeń naszego jestestwa”[72].

Pomijając konkretne brzmienie tej mantry (zapewne może być zastąpiona przez inną), otrzymujemy dość jasny opis tego, co to znaczy medytacja mantryczna. „Kroczenie ścieżką medytacji polega na nieustannym powtarzaniu jednego słowa – Maranatha. Gdy zaczynasz medytować, musisz to przyjąć na wiarę. Nie ma ważniejszej rzeczy od tej”[73]. W swoich lekturach uczestnicy wspólnot WCCM są dziś uczeni, że taki właśnie albo podobny styl modlitwy znany był w całej długiej tradycji judeo-chrześcijańskiej. Co więcej, społeczność modlitewna zgromadzona wokół WCCM ma zwyczaj nazywania takiej medytacji po prostu medytacją chrześcijańską, tak jakby utożsamiała się z medytacją praktykowaną w Kościele od początków, chociaż chodzi tu o formę powstałą, jak myślę, całkiem niedawno, zaledwie kilkadziesiąt lat temu.

a. Mantra zakorzeniona w Biblii? Pierwsze problemy

Zacznijmy od Pisma Świętego. Według J. Maina medytowanie mantrą zaczyna się już w czasach Starego Testamentu, jej elementy wspomniane są w Nowym Testamencie i kontynuowane w najstarszej tradycji chrześcijańskiej.

„Powtarzanie mantry to bardzo stara tradycja. Odnajdujemy ją w tradycji żydowskiej w zwyczaju «błogosławienia Pana w każdym czasie» (por. Ps 34, 1). Obecna była również we wczesnym Kościele. Widzimy ją na przykład w Ojcze nasz, które z oryginalnym języku aramejskim jest ciągiem krótkich, rytmicznych fraz. Obecna jest także w tradycji prawosławnej, w modlitwie Jezusowej uznanej przez samego Jezusa: «Boże, miej litość dla mnie grzesznika»”[74].

Już na tym etapie czytelnika ogarnia wątpliwość. O ile mało kto zna na tyle historię starochrześcijańskiej „modlitwy Jezusowej”, aby ocenić wartość powyższej opinii, o tyle zwykle znamy na tyle Stary Testament, aby wiedzieć, że „błogosławienie Pana” nie miało nic wspólnego z mantrą, a więc ze wsłuchiwaniem się w dźwięk jakiegoś wyrazu przy pomijaniu jego znaczenia. Wspomniane błogosławienie to albo pieśni pochwalne, albo psalmy, których liczne przykłady znajdujemy zresztą w Biblii: są to często długie i skomplikowane teksty poetyckie. Zazwyczaj jeszcze lepiej znamy Nowy Testament. I wtedy ten styl argumentacji wprawi nas raczej zakłopotanie, niż w przekonanie, że mantra znana była Panu Jezusowi i Jego Apostołom. A do tego właśnie – raczej bezskutecznie – próbuje nas przekonać o. John Main.

Argumentem za stosowaniem mantry jest więc fakt, że „w Ogrójcu Jezus modli się, wypowiadając te same słowa”, a „gdy prosi Ojca za tłumem, słowo Abba jest zawsze na Jego ustach”[75]. Podkreślenie, że słowa były „te same” ma nam zasugerować, że pełniły one rolę mantry, choć w tekście Biblii (Mt 26,44) oznacza to po prostu, że były to te same zdania modlitwy, co wspomniane już poprzednio (Mt 26, 39 i 42). Jeszcze dziwniej wypada próba przekonania nas, że Pan Jezus stawał przed tłumem, powtarzając mantrę brzmiącą: Abba. A również, że podobnie tym wrażeniem posługiwał się Apostoł: „po to samo słowo sięga św. Paweł, gdy opisuje Ducha Jezusa, który bez końca woła w naszych sercach: Abba, Ojcze! (por. Ga 4,6)”[76].

Nasz sceptycyzm raczej rośnie, niż maleje, gdy dowiadujemy się, że Pan Jezus zachęcał do mantry w Kazaniu na górze: „Modlitwa samego Jezusa, której zapis widnieje w Ewangelii, prowadzi do tych samych wniosków”, gdyż „na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie (Mt 6,7)”[77]. Nietrudno nam przecież przypomnieć sobie, że Chrystus widział spełnienie tego zalecenia nie w pozbawionej zrozumiałego znaczenia mantrze, ale w jak najbardziej zrozumiałych siedmiu zdaniach, czyli w prośbach Modlitwy Pańskiej (Mt 6,9-13).

Na tym się jednak nie kończy, gdyż w nauczaniu założyciela WCCM mantra jest spełnieniem praktycznie wszelkich zaleceń zawartych gdziekolwiek w Nowym Testamencie.

Pan Jezus mówi przypowieść o siewcy, który sieje słowo nauczania Dobrej Nowiny (Mk 4, 14-20)? Według J. Maina jest to wezwanie do mantry: „Musimy zakorzenić mantrę w naszym sercu: Jezus często mówił o słowie Ewangelii zapuszczającym korzenie w sercu człowieka i mówił nam, że musi ono paść na glebę, która je chętnie przyjmie”[78].

Uczeń Jezusa ma mieć wiarę przenoszącą góry (Mk 11, 22-23)? Ostatecznie okazuje się to wiarą w mantrę: „Kroczenie ścieżką medytacji polega na nieustannym powtarzaniu jednego słowa – Maranatha. Gdy zaczynasz medytować, musisz to przyjąć na wiarę. Nie ma ważniejszej rzeczy od tej”[79].

Jego uczniowie mają przyjąć dziecięctwo duchowe (Mt 18, 3)? „Jeśli się nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” (Mt 18, 3); dlatego „musimy zacząć powtarzać mantrę”[80].

Mamy nieść swój krzyż przez życie (Mt 16, 24)? „Jak bardzo ważne jest powtarzanie mantry […]. Ktoś może uznać za nierozsądne zdecydować się na absolutnie zawierzenie, do którego Jezus nas wzywa [….]. Ale w moim pojęciu Jezus zaprasza każdego z nas, by wziął swój krzyż”[81].

Chcemy naśladować Marię, która siadła u stóp Jezusa, aby „przysłuchiwać się Jego słowom” (Łk 10, 38-42)? Także to wykonamy najlepiej, odmawiając mantrę, by w ten sposób „doprowadzić nasz niespokojny, błądzący umysł do ciszy”[82].

Chcemy iść z Jezusem do Ojca (J 14, 6)? Jak łatwo nam się już domyśleć, „gdy siadamy do medytacji i zaczynamy powtarzać mantrę, jesteśmy na drodze […] do zjednoczenia z Jezusem; wraz z Nim jesteśmy w drodze do Ojca”[83].

Chcemy zaprzeć się sami siebie (Mk 8, 34? Pamiętajmy więc, że „medytacja posiada niezwykłą moc, jeśli tylko nauczymy się nieprzerwanie powtarzać naszą mantrę; to jest droga do wyzbycia się własnego „ja”, złożenia swego życia w ofierze”[84].

Chcemy naśladować Apostołów i przejąć ich nauczanie o modlitwie? „Doświadczenie modlitwy to doświadczenie autotranscendencji, całkowitego wyjścia poza samego siebie, również poza wszelkie słowa, którymi moglibyśmy opisać modlitwę. Święty Paweł nazywa to wkroczeniem do chwały Boga. Recytując mantrę, porzucamy wszelkie słowa”[85].

Chcemy zrozumieć naukę Pawła o korzeniu (lud Izraela) i oliwce (chrześcijanie z pogan)? „Zobaczysz, że podczas medytacji nic się nie dzieje [….], na podstawie własnego doświadczenia zaczniesz rozumieć, co miał na myśli św. Paweł, mówiąc: «Pamiętaj, że nie ty podtrzymujesz korzeń, ale korzeń ciebie» (Rz 11, 18)”[86].

Obietnica pełni życia i światła w Chrystusie? To właśnie zachęta do mantry: „Przesłanie Chrystusa jest orędziem zapowiadającym pełnię życia i pełnię oświecenia. Droga, jaka do tego prowadzi, jest drogą skupienia na jednym”[87].

Litanię tę można by kontynuować jeszcze długo, ale być może wystarczy tych dziwnych przykładów. Nie wyglądają zbyt przekonująco, a raczej budzą niepokój. Jest przecież oczywiste dla każdego czytelnika Biblii, że żadna z wymienionych tu postaci, ani psalmista, ani Apostoł, ani Pan Jezus nigdy nie posługiwali się w modlitwie mantrą. Pamiętajmy przy tym nieustannie, jakie jest znaczenie słowa mantra w nauczaniu WCCM: „Na medytacji nie wyobrażamy sobie słowa modlitwy, lecz słuchamy jego brzmienia. Tylko wsłuchujemy się w nasze słowo. Masz się jedynie w nie wsłuchiwać. Musisz w nim słyszeć najbardziej wyjątkowy dźwięk”[88].

Zastanawiające jest, w co właściwie wprowadza czytelnika medytacyjnych lektur i słuchacza medytacyjnych konferencji cały ten styl argumentacji? To ważne pytanie niech nam towarzyszy. Warte dyskusji problemy związane z WCCM ogniskują się często wobec pytań o rodowód medytacji praktykowanej w tej Wspólnocie. Czy więcej zawdzięcza pierwotnemu doświadczeniu hinduistycznemu jej głównego założyciela, Johna Maina, czy też może w swej obecnej postaci ta forma medytacji jest odkrytym na nowo skarbem dawnych pokoleń mnichów chrześcijańskich? A może ten sposób medytowania nie jest związany z żadną specyficzną religią, a jest po prostu powszechnym doświadczeniem ludzkości ujawniającym się w różnych kontekstach teologicznych w różnych religiach? Na pewno jednak nie jest to metoda medytacji wynikająca z Pisma Świętego.

b. Patrystyczny wzorzec mantry? Kolejne kłopoty

Idźmy jednak dalej. Czytelnik tekstów polecanych w WCCM jest przekonywany, że tak jak w Biblii często pojawiało się medytacyjne użycie mantry, tak samo częste było to w następującej potem historii duchowości, zwłaszcza monastycznej. „W chrześcijańskiej tradycji modlitwy mantra jest znana od samego początku i wyraża przekonanie, że aktywność umysłu nie jest modlitwą”[89] – czytamy na przykład (choć przypominamy sobie, że dokładnie odwrotnie uczył kiedyś św. Paweł: „będę się modlił duchem, będę się modlił też umysłem” – 1 Kor 14,15). John Main pisze: „Wielką niespodzianką było to, co odkryłem w Rozmowie X [Jana Kasjana] o praktyce odmawiania krótkich zwrotów w celu wyciszenia potrzebnego modlitwie”; „czytając te słowa Kasjana […] poczułem się, jakbym powrócił do domu i na nowo rozpocząłem praktykę modlitwy mantrą”[90].

O tym, że praktykujący tę metodę powracają do tradycyjnej medytacji starochrześcijańskich mnichów, przekonani są polscy zwolennicy tej metody. Są tacy, którzy zachwalają ją jako podjęcie skarbów chrześcijańskiej tradycji modlitewnej, zapomnianych z biegiem wieków, a nawet mówią wprost, że „w połowie XX wieku ojciec John Main OSB przywrócił Zachodowi medytację jako modlitwę”[91]. Tak, nie jakąś środowiskową metodę medytacji, nie jakąś nową medytacyjną propozycję, ale prostu medytację, z tego właśnie powodu – jak się wtedy myśli – słusznie nazwaną „medytacją chrześcijańską”. Argumentacja przybiera wtedy taką formę:

„Czym jest Medytacja Chrześcijańska, której uczył ojciec John Main? Najprościej mówiąc – to jedna z form modlitwy. Medytacja zaprasza nas do kontaktu z Bogiem na poziomie serca, stąd jej nazwa «modlitwa serca». Jest to bardzo stara praktyka modlitewna, znana pierwszym mnichom chrześcijańskim udającym się na pustynię egipską, aby żyć zgodnie z naukami Jezusa Chrystusa. Z biegiem czasu jednak w Kościele zachodnim popadła w prawie całkowite zapomnienie”[92].

Dość powszechnie w tych kręgach Kościoła uważa się, że ocena całego problemu jest całkiem prosta, jako że „medytacja chrześcijańska w tradycji o. Maina swoimi korzeniami sięga do monologicznej modlitwy mnichów egipskich z IV wieku”[93]. Jak twierdzi L. Freeman, „Kasjan zaleca modlitwę polegającą na powtarzaniu wyrazu, który nazywa po łacinie formula” i „głosi, że przez powtarzanie tej świętej formuły dochodzi się do czystości ducha, porzucając wszelkie obrazy i wyobraźnię”[94].

Wszystko więc się zgadza: jest zapomniane źródło u ojców Kościoła, jest opatrznościowe odnowienie praktyki medytacyjnej, jest jakże upragniony w dzisiejszym Kościele powrót do źródeł. Jednym słowem: „nie jest więc prawdą, że John Main przystosował dla potrzeb chrześcijaństwa hinduskie metody”[95].

Najchętniej przywoływanym autorytetem w tej dziedzinie jest już znany nam Kasjan: „jak powiedział Jan Kasjan, mantra zawiera wszystko, co umysł ludzki potrafi wyrazić, i wszystko, co ludzkie serce potrafi odczuć; to jedno słowo prowadzi nas do ciszy”[96]. Ale my pamiętamy coś innego: że powiedział to nie o czystym brzmieniu jednego słowa mantry, ale o znaczeniu wielu słów długiego zdania prośby zawartej w modlitwie strzelistej: „Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu, Panie, pospiesz ku ratunkowi memu” (Ps 70, 2). Czy odpowiada więc historycznej prawdzie, że „jak uczy tradycja, przekazana przez naszego wielkiego monastycznego nauczyciela Jana Kasjan, do tego celu służy wybranie prostego słowa czy formuły i nieustanne jej powtarzanie”[97]? Raczej nie. Szczególnie wyraźnie wychodzi to na jaw, gdyż czytamy:

„Jak mówi Kasjan, nasza formuła, mantra, zawiera w sobie wszystko, co jest w stanie wyrazić ludzki umysł.

[…] osobiście wolę stosować słowo Maranatha, ponieważ zasadniczo nie budzi skojarzeń […].

[...] zalecam stosować słowo, które ma co najmniej jedną długą samogłoskę, na przykład «a». To najstarsza modlitwa chrześcijańska, posiadająca właściwe brzmienie, by nas wprowadzić w ciszę”[98].

Tymczasem Kasjan wcale nie mówił, że jakaś specjalnie brzmiąca mantra zawiera wszystko, co w modlitwie wyraża ludzki umysł, ale że jest to zawarte w bardzo konkretnym zdaniu psalmicznej prośby. A powodem nie są zawarte w tym zdaniu samogłoski (lub spółgłoski), ale jego znaczenie: prośba wyrażająca uznanie wielkości Bożej, słabości i grzeszności człowieka oraz miłości Boga, który przychodzi grzesznikowi na ratunek. Kasjan całą swoją uwagę zwraca na rozumową treść podanego przez siebie wersetu, od czego wyraźnie i dobitnie odżegnują się zarówno J. Main, jak i o. L. Freeman.

Zauważył to Adalbert de Vogüé OSB (1924–2011), benedyktyn i patrolog. Jego obserwacje są tym bardziej znaczące, że osobiście był entuzjastą medytacyjnej metody WCCM:

„[Werset Psalmu: «Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu…» odgrywa w podsumowaniu pierwszych Rozmów potrójną rolę:

– jako uniwersalny lek na wady jest, na wzór powściągliwości, bronią życia czynnego par excellence;

– jako modlitwy na każdą okazję jest doskonałym narzędziem modlitwy ustawicznej;

– jako wezwanie na pomoc jest pokornym uznaniem łaski Bożej, ubóstwem prowadzącym do poznania Boga. […]

Wszystkie te zalety, dzięki którym „Boże wejrzyj ku wspomożeniu memu…” stało się syntezą pierwszych dziesięciu Rozmów, znikają w takiej lekturze tekstu Kasjana–Izaaka, jakiej dokonuje Main. Ostała się jedna propozycja: «zubożenie» sprowadzonych do powtarzanego bez przerwy słowa”[99].

Powtórzmy dla podkreślenia sedna tego wywodu: w interpretacji WCCM znikły wszystkie cechy, dzięki którym werset ten stał się syntezą Rozmów Kasjana. Ten sam o. de Vogüé zauważa, że rola medytacyjnej formuły (łac. formula) Kasjana nie jest podobna do roli pełnionej przez hinduistyczną mantrę, jest natomiast podobna do tradycyjnych chrześcijańskich aktów strzelistych oraz do hebrajskiej modlitwy Szema. Widać to już z pierwszej, dość zewnętrznej cechy formuły:

„Abba Izaak nie wyznacza specjalnej pory ani częstotliwości powtarzania wezwania. Należało odmawiać [werset] „Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu…” w każdej chwili, nie przerywając przy tym innych zajęć”.

Dlatego:

„Przepojenie całego istnienia jedną, bez przerwy powtarzaną formułą, było zalecone w odniesieniu do słów biblijnego Szema: będziesz je powtarzał «przebywając w domu, podczas podróży, kładąc się na spoczynek i powstając ze snu. Będą one na naszych ustach i na ścianach domów, a jeszcze bardziej – w naszym sercu…». Parafrazując w ten sposób Księgę Powtórzonego Prawa, Izaak podkreślał swobodny i nieokreślony charakter zalecanego powtarzania”[100].

Zapewne z tego powodu w swoim tekście o. de Vogüé wspomina o. Augustyna Bakera (1575–1641) i mówi o „modlitwach strzelistych (oraisons jaculatoires) wspomnianych i zalecanych przez świętych pustelników w tekście Kasjana”[101]. Modlitwy strzeliste polegają przecież na przylgnięciu sercem do treści, a nie do dźwięku wypowiadanych słów.

De Vogüé jest entuzjastą metody J. Maina i zauważa wiele pozytywnych aspektów w jego nauczaniu. Podkreśla, że ten „dobrze uchwycił zasadniczy punkt przesłania Izaaka: nieustanne powtarzanie jednej modlitewnej formuły to sposób na to, by stać się «ubogim w duchu» i dzięki temu odkryć bogactwo Królestwa Bożego”. Z drugiej strony jest jednak „to, czego Main nie zachował w swoich tekstach”. Cóż to takiego? Jest to samo sedno tej metody: „to istotna wartość szczególnego wezwania proponowanego przez abbę Izaaka; dla Kasjana bowiem wielki sekret egipskiego mnicha nie polega na powtarzaniu dowolnej formuły, ale właśnie tej, którą podaje: „Deus, in adiutorium meum intende; Domine, ad adiuvandum me festina” (Ps 70 [69], 2)”. Dlaczego J. Main wybrał taką drogę redukcji w interpretowaniu medytacji starochrześcijańskiej? „By to wytłumaczyć, trzeba wziąć pod uwagę tradycję hinduskiej mantry”[102].

Wygląda na to, że z nadmiaru entuzjazmu dla mantrycznej metody modlitewnej, jej zwolennicy tak bardzo przywiązali się do czysto zewnętrznych aspektów nauki Jana Kasjana, że zagubili jej istotę: najpierw przekazaną przez Kasjana tradycję modlitwy jednym zdaniem nazwali medytacją jednym słowem, a potem nawet to słowo oddzielili od treści, aby – cytując o. de Vogüé – dopasować to wszystko do „tradycji hinduistycznej mantry”.

8.2. Historii ciąg dalszy: średniowieczne precedensy?

Na Kasjanie jednak się nie kończy. Autorzy WCCM odwołują się także do innych wielkich autorytetów Kościoła: „św. Tomasz mówi o prostym radowaniu się prawdą; a mantra jest kluczem do tej prostoty”[103], choć przecież dla Tomasza z Akwinu mantra jako żywo nie była nigdy żadnym kluczem do niczego. „Święty Jan od Krzyża powiedział: «Środkiem duszy jest Bóg», dlatego że w tym środku doświadczamy ciszy […]. Do tego doświadczenia prowadzi droga mantry”[104]. O ile św. Jan od Krzyża rzeczywiście mówił o tym, że Bóg jest środkiem duszy, o tyle przywoływanie jego autorytetu w sprawie mantry jest już bezzasadne: ten hiszpański autor nigdy nic o mantrze nie mówił.

Nieco późniejsze od św. Tomasza z Akwinu dziełko Obłok niewiedzy też bywa przywołane w kontekście WCCM, a to przy okazji przedstawienia takiej opinii:

„Autor Obłoku niewiedzy mówi, by całą aktywność naszego serca ograniczać jedynie do recytowania jednego, krótkiego słowa. Ono nauczy cię wielu rzeczy”[105].

Jednak, jak pamiętamy, po pierwsze – do jednego słowa wspomniany autor bynajmniej się nie ograniczył. Po drugie – krótkość słów używanych w medytacji opisanej w Obłoku to tylko jeden ich aspekt. Drugim jest znaczenie tych słów oraz ich kolejność. Nie chodzi bowiem o ich brzmienie, ale o ich treść. Owszem, „w Obłoku niewiedzy znajdziemy tę oto radę dotyczącą medytacyjnych słów: «wybierz sobie któreś z nich albo jeszcze inne, byle tylko było najkrótsze»”[106]. Ale to „któreś z nich” to słowo „grzech” i „Bóg”, a ewentualne ich zamienniki mają się charakteryzować nie tylko podobną im krótkością, ale i taką samą treścią.

Nie wydaje się więc, aby John Main przekonał nas choćby jednym przykładem z całej historii chrześcijańskiej duchowości monastycznej, aby było prawdą następujące twierdzenie: „Co jakiś czas praktyczną radę mistrzów modlitwy streszcza proste napomnienie: «Powtarzaj swoją mantrę. Wybierz do tego celu krótkie słowo»”[107].

Podobne wątpliwości co do biblijnego i historycznego aspektu uzasadnienia chrześcijańskiej mantrycznej medytacji monologicznej (MMM) można wysunąć wobec obecnego głównego nauczyciela duchowości WCCM, o. L. Freemana OSB[108]. I podobnie jak w poprzednim przypadku, tak i teraz rzeczywistość historyczna raczej nie potwierdza zakorzenienia MMM w historii duchowości chrześcijańskiej. Nie wydaje się wobec tego, aby słuszne były takie podsumowania i generalizacje:

„Do dziś trwa tradycja modlitwy, z którą Zachód zapoznał się dzięki monastycyzmowi, a którą pod koniec IV wieku wprowadził do monastycyzmu zachodniego Jan Kasjan. Ten zaś przejął ją od świątobliwych eremitów egipskich, którzy z kolei jej początek umiejscawiali w odległych czasach apostolskich”[109].

Wydaje się raczej, że metoda modlitwy zaproponowana w gronie WCCM jest czymś nowatorskim w chrześcijaństwie. Jej element zewnętrzny, „techniczny” (czyli sposób medytowania przez koncentrację na dźwięku mantry przy pomijaniu jej znaczenia), został zaczerpnięty z hinduizmu, a potem twórczo zaadoptowany do chrześcijaństwa. Oto przykład teologicznej oceny zmierzającej w tym właśnie kierunku, o którą raz jeszcze poprosimy znanego nam już benedyktyna, o. A. de Vogüé: „werset: 'Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu…', Kasjana ze swoimi dwudziestoma pięcioma sylabami przekracza te granice” podobieństwa do mantry, co „Main dyskretnie pomija”[110]. Dlaczego pomija? Gdyż Main: „u Kasjana szuka jedynie chrześcijańskiego uzasadnienia dla hinduskiej praktyki”[111].

Inny teolog francuskojęzyczny, o. Jacques Verlinde, sformułował tę krytykę jeszcze inaczej:

„Tak zwana «medytacja chrześcijańska» upowszechniona przez benedyktyńskiego mnicha Johna Maina, a po jego śmierci w 1982 r. przez jego ucznia Laurence’a Freemana, to po prostu próba «ochrzczenia» techniki medytacji orientalnej (une technique de méditation orientale). Zamiast wziąć za mantrę imię jakiegoś hinduskiego bóstwa, John Main wprowadził mantrę «chrześcijańską», mianowicie «Maranatha». To słowo wzięte z Apokalipsy zostało jednak całkowicie ogołocone ze swojego kontekstu. Nie chodzi już o medytowanie nad jego znaczeniem, ale o posługiwanie się nim dla skoncentrowania uwagi, potem dla wyciszenia aktywności umysłu, aby zakończyć na całkowitym – jeśli to możliwe – jego zawieszeniu. Chodzi tu więc o technikę interioryzacji (une technique d’intériorisation) prowadzącą do doświadczenia swojego własnego psychizmu (une expérience de son propre psychisme)”[112].

W towarzyszącej temu tekstowi konferencji o. Verlinde nazywa uzyskane tą drogą rezultaty badaniem swojego własnego wnętrza psychicznego (interiorité psychique) w ramach tradycji religijności naturalnej (traditions naturalistes). Kto tak medytuje, ten pozostaje w obrębie siebie samego (mon interiorité). Tymczasem, kontynuuje J. Verlinde, w chrześcijaństwie modlitwą nazywa się coś całkiem innego: otwarcie na wezwanie Boskiego Ty (l’apelle du Tu), co pozwala wejść w dialog miłości. Nie można więc zasadnie nazywać takiego sposobu medytacji „medytacją chrześcijańską”.

Co począć wobec tego materiału? Sprawa bynajmniej nie jest prosta. Samo stwierdzenie, że jakiś nurt duchowości, na przykład medytacyjnej, ma niektóre swoje korzenie w religiach wschodnich, nie stanowi jeszcze oceny. Na razie to tylko uświadomienie sobie faktu. Natomiast ocena tego faktu to sprawa kwestia na znacznie bardziej rozbudowanej refleksji.

Szczęśliwie jesteśmy w posiadaniu dokumentu Kościoła napisanego właśnie w celu rozeznania tego typu problemów. Jest to list Orationis formas kard. J. Ratzingera O niektórych aspektach medytacji chrześcijańskiej do biskupów Kościoła Katolickiego pochodzący z 1989 roku. Zaraz na jego wstępie czytamy:

„[Niektórzy] chrześcijanie uważają, że przez otwarcie się na inne religie i na drodze wymiany doświadczeń ich modlitwa może dzięki tym metodom wiele zyskać. Stwierdzając, że obecnie wiele tradycyjnych chrześcijańskich metod medytacji wyszło z użycia, pytają, czy wobec tego nie byłoby możliwe wzbogacenie naszego dziedzictwa przez nowe wychowanie do modlitwy, uwzględniając także to, co dotychczas było dlań obce” (Orationis formas, nr 2).

Znajdujemy się więc w prawdziwie szczęśliwej pomyślnej sytuacji. Stanęliśmy przed zagadnieniem oceny wprowadzaniae elementów medytacji hinduistycznej do chrześcijaństwa i mamy dokument Kościoła napisany właśnie dla ludzi stających przed takimi problemami wyzwaniami! Nie pozostaje nam nic innego, jak sięgnąć w następnym rozdziale po tekst Orationis formas.

Przypisy

[1] Swami Chinmayananda, Meditation and Life, Madras 1977.
[2] Swami Chinmayananda, Meditation and Life, s. 151.
[3] Tamże, s. 78.
[4] Tamże, s. 56.
[5] Tamże, s. 96.
[6] Tamże, s. 116.
[7] Tamże, s. XI–XII.
[8] Tamże, s. 136.
[9] Swami Chinmayananda, Meditation and Life, s. 151–152.
[10] Tamże, s. 4.
[11] Por. tamże, s. 45.
[12] Por. tamże, s. 18–19.
[13] Tamże, s. 25. Chinmayananda używa wielu synonimów w licznych miejscach swojego podręcznika, aby przekazać tę ideę, np. „zatrzymanie strumienia myśli” prowadzi do „całkowitego uciszenia umysłu (annihilation of the Mind)”, a to z kolei – do Życia Bożego (Divine Life)”, s. 29.
[14] Tamże, s. 45.
[15] Tamże, s. 12–13.
[16] T. Pettinger, Biography Maharishi Mahesh Yogi, dostępne na: www.biographyonline.net/spiritual/maharishi_mahesh_yogi.html (2013). Przeobfite źródło artykułów, dyskusji i danych historycznych na temat medytacji transcendentalnej (opracowanych głównie pod kątem krytyki ruchu TM) jest dostępne na: minet.org (2013).
[17] Ciekawe w tym kontekście jest, że w watykańskim dokumencie na temat New Age: Chrześcijańska refleksja o New Age − Jezus Chrystus dawcą wody żywej, tytuł jednego z podrozdziałów A Magical Mystery Tour (rozdz. 2.2.4) jest tytułem zarówno płyty, jak i przeboju słynnego zespołu The Beatles.
[18] Np. amerykański Maharishi University of Management w stanie Iowa, gdzie „wszyscy studenci i kadra profesorska praktykuje technikę Medytacji Transcendentalnej (TM)”, dostępne na: www.mum.edu/about (2013). Te środowiska nie ustają w publikowaniu i upowszechnianiu myśli Maharishi Mahesh Yogi, np. The Flow of Consciousness: Maharishi Mahesh Yogi on Literature and Language, red. T. Ball, Maharishi University of Management Press, Fairfield, Io 2011; A New Collection of Maharishi’s talks – from 1971 to 1976, red. R. Orme-Johnson, S. Anderson, Maharishi University of Management Press, Fairfield, Io 2010; Conversations with Maharishi (Vol. 1), red. V. Katz, Fairfield, Io 2011.
[19] Por. dostępne na: www.tm.net.pl (2013).
[20] Dostępne na: www.tm.net.pl (2013).
[21] Dostępne na: www.tm.net.pl (2013).
[22] Por. dostępne na: www.tm.net.pl (2013) i www.tm.org/meditation-techniques (2013).
[23] Dostępne na: tmdoctors.info/religions.htm (2013).
[24] Świadectwo dostępne na: tmchristians.wordpress.com (2013).
[25] Por. dostępne na: tmchristians.wordpress.com (2013).
[26] Dostępne na: www.chlebznieba.pl/assets/files/pdf/JOGA_MEDYTACJA_TRANSCENDENTALNA.pdf (2013).
[27] J. Pereira, Jogin w Kościele, „Tygodnik Powszechny” 25 maja 2010.
[28] O. Jacques Verlinde wiele swoich nauczań opublikował w formie popularnych rekolekcyjnych nagrań, jak np. Joga. Medytacja transcendentalna i modlitwa chrześcijańska.
[29] Th. Keating, Głęboka modlitwa, Kraków 2007, s. 194–210. Por. też Th. Keating, Liturgia i kontemplacja, Poznań 2006; Th. Keating, Kryzys wiary, kryzys miłości, Warszawa 1998.
[30] Tamże, s. 179. 220–222.
[31] Th. Keating, Głęboka modlitwa, s. 194–195.
[32] Tamże, s. 196–197.
[33] Tamże, s. 198.
[34] Tamże, s. 204.
[35] Tamże, s. 9.
[36] „Christianity and Buddhism are very much alike, especially Buddhism”, G.J. Chesterton, Orthodoxy, New York 1908, rozdz. VIII.
[37] Th. Keating, Głęboka modlitwa, s. 206.
[38] Tamże, s. 99.
[39] Tamże, s. 138.
[40] Tamże, s. 158.
[41] Tamże, s. 145.
[42] W języku polskim dostępnych jest sporo publikacji o. L. Freemana, np.: Praktyka medytacji chrześcijańskiej: konferencje, rozmowy, świadectwa, Kraków 2004; Światło wewnętrzne: droga medytacji chrześcijańskiej, Kraków 2006; Medytacja chrześcijańska: twoja codzienna praktyka, Kraków 2006; Pielgrzymka wewnętrzna: podróż medytacyjna, Kraków 2007; Jezus – wewnętrzny nauczyciel, Kraków 2007; Drogocenna perła. Dzielić się darem medytacji chrześcijańskiej, zawiązując nową grupę, Tyniec 2011; Od pierwszego wejrzenia doświadczenie wiary, Kraków 2012.
[43] L. Freeman, Pielgrzymka wewnętrzna s. 58–59.
[44] L. Freeman, Praktyka medytacji, s. 32.
[45] L. Freeman OSB, List do Światowej Wspólnoty Medytacji Chrześcijańskiej, kwiecień 2013.
[46] L. Freeman, Praktyka medytacji, s. 20.
[47] J. Main OSB, Chrześcijańska medytacja, Tyniec 2012, s. 51.
[48] Tamże, s. 59.
[49] Tamże, s. 57; por. L. Freemana OSB, Przemówienie podczas rekolekcji Meditatio; nagrane w Kielcach w 2012 r.; dostępne na: www.youtube.com/watch?v=_LHZEluOIBw (2013).
[50] J. Main OSB, Chrześcijańska medytacja, s. 27.
[51] Tamże, s. 56.
[52] L. Freeman, Praktyka medytacji, s. 19.
[53] J. Main OSB, Chrześcijańska medytacja, s. 48.
[54] L. Freeman, Jezus – wewnętrzny nauczyciel, s. 251.
[55] L. Freeman OSB, Czy Bóg ma swoich faworytów?, „Chrześcijańska Medytacja: Kwartalnik Światowej Wspólnoty Medytacji Chrześcijańskiej”, wyd. specjalne, nr 1, styczeń 2013, s. 2.
[56] L. Freeman, Praktyka medytacji, s. 112.
[57] L. Freeman, Pielgrzymka wewnętrzna, s. 62.
[58] L. Freeman, Praktyka medytacji, s. 19.
[59] L. Freeman, Pielgrzymka wewnętrzna, s. 42.
[60] Tamże, s. 49.
[61] Tamże, s. 50.
[62] L. Freeman, Jezus – wewnętrzny nauczyciel, s. 295.
[63] L. Freeman, Pielgrzymka wewnętrzna, s. 51.
[64] L. Freeman, Jezus – wewnętrzny nauczyciel, s. 53.
[65] L. Freeman, Jezus – wewnętrzny nauczyciel, s. 238.
[66] Tamże, s. 88.
[67] L. Freeman, Praktyka medytacji, s. 33.
[68] Tamże, s. 18.
[69] L. Freeman, Jezus – wewnętrzny nauczyciel, s. 249.
[70] J. Main OSB, Chrześcijańska medytacja, s. 51–52.
[71] J. Main OSB, Ścieżka medytacji, Kraków 2011, s. 87.
[72] J. Main OSB, Ścieżka medytacji, s. 52.
[73] Tamże, s. 58.
[74] J. Main OSB, Medytacja chrześcijańska, s. 108.
[75] J. Main OSB, Medytacja chrześcijańska, s. 108.
[76] Tamże, s. 108–109.
[77] Tamże, s. 108.
[78] J. Main OSB, Ścieżka medytacji, s. 109.
[79] J. Main OSB, Ścieżka medytacji, s. 58.
[80] J. Main OSB, Medytacja chrześcijańska, s. 92.
[81] J. Main OSB, Ścieżka medytacji, s. 156.
[82] Tamże, s. 116.
[83] Tamże, s. 81.
[84] Tamże, s. 93.
[85] Tamże, s. 94.
[86] Tamże, s. 70.
[87] J. Main OSB, Ścieżka medytacji, s. 76.
[88] J. Main OSB, Medytacja chrześcijańska, s. 96.
[89] Tamże, s. 103.
[90] J. Main OSB, Chrześcijańska medytacja, s. 17.
[91] A. Ziółkowski, Od Redakcji, „Chrześcijańska Medytacja: Kwartalnik Światowej Wspólnoty Medytacji Chrześcijańskiej”, wyd. specjalne, nr 1, styczeń 2013, s. 2. P. Andrzej Ziółkowski jest koordynatorem Światowej Wspólnoty Medytacji Chrześcijańskiej (WCCM) w Polsce.
[92] A. Ziółkowski, Od Redakcji, s. 2.
[93] Por. np. o. J. Prusak SJ, Co egzorcyści mają do medytacji, dostępne na: www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/komentarze/art,1090,co-egzorcysci-maja-do-medytacji.html (28.03.2013).
[94] L. Freeman, Praktyka medytacji, s. 108–109.
[95] Tamże, s. 108.
[96] J. Main OSB, Ścieżka medytacji, s. 117.
[97] Tamże, s. 88.
[98] J. Main OSB, Medytacja chrześcijańska, s. 90.
[99] A. de Vogüé OSB, Od Jana Kasjana do Johna Maina, „Style i charaktery” – zeszyt „Medytacja”, nr 4/2013, s. 21.
[100] Tamże, s. 22.
[101] A. de Vogüé OSB, De Jean Cassien à J. Main. Réflexions sur la méditation chrétienne, „Collectanea Cisterciensia” 47 (1985) 179–191, dostępne na: meditationchretienne.org/site/documents/2_De_Vogue.pdf, s. 5 (2013), s. 7.
[102] Tamże, s. 4.
[103] „Przywracając tradycję medytacji chrześcijańskiej korzystał z pewnych doświadczeń religijnych Wschodu; w tradycji [chrześcijańskiej] modlitwy kontemplacyjnej nie ma mantry”; Po prostu bądź, z Seamusem Cullenem i Wojciechem Drążkiem CMM rozmawia Piotr Żak, „Style i charaktery” – zeszyt „Medytacja”, nr 4(2013), s. 27.
[104] J. Main OSB, Ścieżka medytacji, s. 85.
[105] J. Main OSB, Medytacja chrześcijańska, s. 105.
[106] Tamże, s. 109.
[107] Tamże, s. 109.
[108] Przemówienie ojca L. Freemana OSB podczas rekolekcji Meditatio; nagrane w Kielcach w 2012 r.; dostępne na: www.youtube.com/watch?v=_LHZEluOIBw.
[109] J. Main OSB, Medytacja chrześcijańska, s. 109.
[110] „[...] excède énormément ces limites”, A. de Vogüé, De Jean Cassien…, s. 4.
[111] „[...] la légitimation chrétienne de cette pratique hindoue”, tamże, s. 6.
[112] P.J-M. Verlinde, La méditation chrétienne de John Main, dostępne na: www.final-age.net/2006/08/la-meditation-chretienne-de-john (2013).