Ścieżką nauki do Boga. Nauki przyrodnicze i duchowość w starożytności i w średniowieczu - Rozdział IV



bp Andrzej Siemieniewski

Ścieżką nauki do Boga. Nauki przyrodnicze i duchowość w starożytności i w średniowieczu



Rozdział 4
Średniowieczna astrofizyka


„Cokolwiek powstało od pierwszych chwil stworzenia,
utwierdzone zostało przez matematykę.
To był podstawowy wzorzec w umyśle Stwórcy”.
(Hraban Maur, ok. 800 r.)


Nasz przegląd spotkań duchowości chrześcijańskiej z naukami przyrodniczymi w pierwszym tysiącleciu zakończyliśmy mocnym akcentem, jakim było niewątpliwie wybranie w roku 999 na stolicę Piotrową mnicha matematyka o ustalonej reputacji naukowej w ówczesnej Europie, Gerberta z Aurillac († 1003). Został papieżem i przybrał imię Sylwestra II. Czeka nas teraz odpowiedź na pytanie, jakie były dalsze losy tej fascynującej przygody mariażu wiary z naukami przyrodniczymi w kolejnych wiekach średniowiecza.

Punktem wyjścia niech staną się słowa biskupa Utrechtu, Adelbolda (urząd pełnił w latach 1010-1026), z jego Traktatu o ustalaniu objętości kuli (Libellus de ratione inveniendi crassitudinem sphaerae). We wstępie wspomniał tam o książce Komentarz do „Snu Scypiona” rzymskiego pisarza Makrobiusza, piszącego mniej więcej w latach 400-425. Zaraz na początku, obok uwag dotyczących proporcji objętości dwóch kul w zależności od stosunku ich średnicy, znajdujemy rzucone jakby na marginesie słowa Adelbolda:

„Makrobiusz w komentarzu do Snu Scypiona mówi o rozmiarach niebios, Ziemi, Słońca i Księżyca oraz o ich kulistej bryle (rotunda globositate)”[1].

Ta pochodząca z XI wieku uwaga pozwala nam z jednej strony zauważyć trwający w dalszym ciągu podziw dla ustaleń naukowych starożytnych Greków, przekazanych przez rzymskich encyklopedystów, z drugiej zaś pozwala od razu podważyć panujące – niestety do dziś – stereotypy na temat średniowiecznych poglądów na temat kształtu Ziemi i rozmiarów kosmosu. Tyle tytułem wprowadzenia. Nie pozostaje nam nic innego, jak przystąpić do dzieła, czyli bardziej systematycznego przeglądu przykładów zainteresowania ludzi średniowiecznego Kościoła naukami ścisłymi. Tym razem zmienimy jednak nieco metodę. Większa obfitość naukowego materiału powstałego po roku 1000 zachęca do tego, by nie posuwać się już tylko chronologicznie, ale by oddzielić od siebie przynajmniej wątek astronomicznych wyobrażeń ludzi średniowiecza od zagadnień ściśle matematycznych oraz od zagadnień metody naukowej. Wszystkie okażą się ściśle związane z wiarą ludzi tamtej epoki oraz z ich podziwem dla Boga Stwórcy.

a. Kosmiczni sąsiedzi
Powrócimy jeszcze na chwilę do Makrobiuszowego Komentarza do „Snu Scypiona”. Czy sam Makrobiusz był chrześcijaninem, tego nie wiadomo. Dlatego jego dzieło samo w sobie nie będzie tu zaprzątać naszej uwagi. Jedno jest pewne: tuż przed początkiem naszej ery słynny rzymski filozof i polityk, Cyceron (106-43 p.n.e.), w dziele O państwie (De re publica) opisał sen rzymskiego generała i polityka, Scypiona. Sen jest o tyle intrygujący, że Scypion wędruje w nim przez kosmos, a konkretnie – wśród planet. Ponadto do malowniczego opisu tej wędrówki zostały dołączone rozważania na temat budowy wszechświata. Po pięciuset latach, w V wieku ery chrześcijańskiej, Makrobiusz podjął ten temat w swoim Komentarzu, nie zaniedbując dość szczegółowych wyjaśnień co do kształtu całego kosmosu, jak również poruszających się w nim ciał niebieskich. I od tej pory jego książka przez całe średniowiecze cieszyła się wielkim poważaniem wśród chrześcijańskich filozofów i teologów. Wiadomo, że dzieło to znał już Boecjusz (480-524). Na tej podstawie możemy wyrobić sobie pogląd, jakiego wyobrażenia o kosmosie uczyły się kolejne pokolenia chrześcijan w czasie swoich studiów.

Nic tak nie pomaga wyobraźni jak dobre rysunki, dlatego odwołamy się do ilustracji, jakimi zaopatrzono około 1150 roku rękopis Komentarza do „Snu Scypiona”. Są one najbardziej przekonującym argumentem co do wyobrażeń o kosmosie w XII wieku.

Oto pierwsza z tych ilustracji, przedstawiająca przestrzenne ułożenie ciał niebieskich w naszym najbliższym kosmicznym otoczeniu – rzecz jasna, w świetle obowiązującej wówczas geocentrycznej teorii kosmosu, według której od Ziemi do Słońca krążą po swoich okołoziemskich orbitach trzy ciała niebieskie (Księżyc, Merkury, Wenus), następnie właśnie Słońce, a po nim, na coraz większych orbitach, trzy następne (kolejno Mars, Jowisz i Saturn).




Rys. 11. Wzajemne położenie Ziemi, Słońca i Księżyca przy zaćmieniu Słońca w dziele z XII w.[2]



W samym centrum rysunku znajduje się okrągła Ziemia. Wprost nad nią narysowano Księżyc skierowany „rogami” do góry. Tuż nad Księżycem znajduje się gwiaździste Słońce. Całość ilustruje ułożenie tych trzech ciał niebieskich podczas zaćmienia Słońca: autor wyjaśnia tu poglądowo, że do tego zjawiska dochodzi wówczas, gdy Księżyc znajdzie się na drodze promieni słonecznych. Całość dość dobrze ilustruje wyobrażenia zarówno kuli ziemskiej, jak i jej sąsiednich – według ówczesnych pojęć – ciał niebieskich.

Trzeba tu dodać, że zainteresowanie takimi tematami jak kształt Ziemi było w średniowieczu, a także w chrześcijańskiej starożytności znacznie mniejsze niż dzisiaj. Niektórzy teologowie wręcz demonstrowali swoją obojętność wobec problematyki astronomicznej, która w zestawieniu z tematyką zbawienia człowieka wydawała im się mało istotna i raczej nieprzydatna. Takie na przykład było stanowisko św. Bazylego z Cezarei (330-379):

„Ci, co pisali o naturze wszechświata, rozprawiali obszernie o kształcie Ziemi. Czy ona jest okrągła, czy walcowata, czy przypomina dysk lub zaokrąglona jest w każdym miejscu, czy też ma kształt kosza i pusta jest w środku – wszystkie te przypuszczenia snuli kosmografowie, każdy spierając się z poprzednikiem […]. [Mojżesz jednak] milczeniem pominął wszystkie te sprawy jako bezużyteczne [w sprawie zbawienia]”[3].

Wydaje się, że podobny brak zapału do zagadnień przyrodniczych odziedziczyli również niektórzy filozofowie średniowieczni. Chociaż dziś takie stanowisko wielkiego teologa, jakim był św. Bazyli, pozostawia w nas pewien niedosyt, to jedno przynajmniej wynika z tych słów: ewentualność Ziemi kulistej ten ojciec Kościoła potraktował tak samo jak ewentualność Ziemi płaskiej. Ani w jednym, ani w drugim rozwiązaniu nie widzi nic interesującego z punktu widzenia wiary, a więc oczywiście również żadnej sprzeczności, gdyby jakiś chrześcijanin stanowczo twierdził, że Ziemia jest właśnie kulą.

Co ciekawe, kobieca natura św. Makryny, siostry św. Bazylego, okazała się o wiele bardziej skłonna do racjonalnych dociekań w tej kwestii. W roku 380 trzeci spośród tego rodzeństwa, św. Grzegorz z Nyssy, w dialogu O duszy i zmartwychwstaniu zanotował takie słowa swojej uczonej siostry (którą zresztą w całym tym piśmie niezmiennie tytułuje Nauczycielką):

„Kiedy Słońce świeci ponad Ziemią, wtedy cień rozpościera się na jej dolnej części, gdyż z powodu kulistego kształtu Ziemi Słońce nie może jej całej objąć jednocześnie swoimi promieniami. Dlatego kiedy na jakieś miejsce na kuli ziemskiej padają promienie Słońca, to z drugiej strony jej średnicy znajdziemy wtedy cień. Nieustannie więc po przeciwnej stronie wędrówki promieni słonecznych po Ziemi cień wędruje po globie w tym samym tempie, co Słońce. Toteż po kolei i na zmianę raz dolna połowa Ziemi, a raz górna jest w świetle i w ciemności”[4].

Z następnej dwunastowiecznej ilustracji możemy wywnioskować kolejny szczegół, mianowicie proporcje wielkości trzech kosmicznych obiektów: Słońca, Ziemi i Księżyca.



Rys. 12. Wzajemne położenie Ziemi, Słońca i Księżyca przy zaćmieniu Księżyca
według ilustracji z XII w.[5]



Tutaj Słońce jest na samym dole rysunku, podpisane łacińskim słowem Sol. Na przeciwległym krańcu, u samej góry znajdziemy słowo Luna, czyli Księżyc. A dokładnie w centrum orbit Słońca i Księżyca zaczyna się nieco dziwny kształt: jego początkiem jest Ziemia (na środku) a kontynuacją – jak informuje opis – umbra Terre, czyli cień Ziemi. Słońce krążące wokół Ziemi – jak wtedy mniemano – jest od niej znacznie większe. Dlatego cień rzucany przez ziemski glob jest stożkowaty: zwęża się stopniowo w przestrzeni kosmicznej, aż wreszcie zupełnie zanika. Księżyc jednak jest na tyle blisko, że gdy wejdzie w stożkowaty cień Ziemi, wtedy mamy do czynienia z zaćmieniem Księżyca. Autor kontynuuje tutaj dobrą starożytną linię tradycji zdecydowanie odmiennej od przyrodniczego sceptycyzmu: na szczęście dla nas inni byli nieco bardziej zainteresowani problemami astronomii niż św. Bazyli.

Trzecia ilustracja z tego samego okresu dotyczy już samej kuli ziemskiej, a konkretnie jej stref klimatycznych.



Rys. 13. Strefy klimatyczne Ziemi według wyobrażeń z XII w.[6]



Arktyka i leżąca naprzeciw Antarktyka o klimacie mroźnym są zaznaczone na żółto. Niebieskie pasy przedstawiają klimat umiarkowany, a środkowy pas czerwony – nienadający się do zamieszkania klimat gorący. Jak dowiemy się z kolejnej ilustracji, tereny leżącego na półkuli południowej klimatu umiarkowanego uważane były za niedostępne dla ludzi, gdyż – według ówczesnych poglądów – oddziela nas od nich ocean równikowy.



Rys. 14. Domniemany ocean równikowy[7]



Z upływem stuleci astronomiczna grafika nabierała polotu. Przy końcu średniowiecza, w XV wieku, możemy spotkać rysunki wyglądające prawie jak wyjęte ze współczesnego podręcznika astronomii dla początkujących, jak choćby ten pochodzący z tekstu trzynastowiecznego podręcznika Jana Sacrobosco, De sphaera, wydanego w 1478 roku[8]:



Rys. 15. Mechanizm powstawania zaćmienia Słońca i Księżyca wg podręcznika Jana Sacrobosco, De sphaera (1478)



Jakkolwiek ilustracje te mogą zaskakiwać współczesnego czytelnika, to zwykle jeszcze bardziej dziwi odkrycie, że przeciwstawianie średniowiecznego geocentryzmu i heliocentryzmu Kopernika wcale nie odzwierciedla intelektualnych dylematów ludzi średniowiecza w kwestii struktury kosmosu. Wielu uczonych tego okresu wyznawało częściowy heliocentryzm, który można też nazwać geoheliocentryzmem[9]. Polegał on na opinii, że wprawdzie Słońce okrąża Ziemię, ale za to wiele innych ciał niebieskich krąży wokół Słońca. Już najlepszy łaciński traktat astronomiczny z połowy pierwszego tysiąclecia, znajdujący się w Zaślubinach Filologii i Merkurego Martianusa Capelli, poucza, że Wenus i Mars okrążają Słońce, a owe trzy ciała wszystkie razem okrążają Ziemię[10]. Podobnie Eriugena powołuje się w IX wieku na Platona i twierdzi, że większość planet krąży wokół Słońca, które razem z nimi krąży wokół Ziemi. Co zdumiewające, z wyjątkiem Saturna jest to ten sam system, który głosił prawie osiemset lat później, w XVI wieku, Tycho Brahe jako konkurencję dla systemu Kopernika. Oto słowa Eriugeny: „Jowisz i Mars, Wenus i Merkury nieustannie przemierzają koła swoje wokół Słońca, jak naucza Platon”[11]. Ten sam wątek podjął kilka wieków później przedstawiciel szkoły w Chartes, William z Conches († ok. 1154), w Philosophia mundi, załączając nawet ilustrację planetarnych orbit okołosłonecznych[12], a po nim Daniel z Morley († ok. 1210) w Liber de naturis inferiorum et superiorum, również z ilustracją podobnie przedstawiającą orbity ciał niebieskich.

b. Ziemia jak piłka okrągła
Jednak zagadnienia geoheliocentryzmu to problemy dla zaawansowanych. Zwykle mamy kłopoty ze zrozumieniem średniowiecznego obrazu kosmosu w znacznie bardziej prozaicznym wymiarze. Znakomita większość ludzi jest dziś przekonana, że do kanonów średniowiecznej astronomii należało przekonanie o płaskiej Ziemi. Jest to przekonanie zupełnie nieuzasadnione i nieoparte w ogóle na średniowiecznych tekstach: „nie znamy żadnego choć trochę poważanego pisarza w łacińskim średniowieczu, który wyznawałby ideę płaskiej Ziemi”[13]. Zauważmy: nie tylko nie ma mowy o powszechnej wierze w płaską Ziemię, ale nawet nic nie wiadomo o debatach na ten temat. Nikt, kogo w średniowieczu poważano, takich tez nie wygłaszał. A co z poglądami przeciwnymi, czyli opiniami o Ziemi kulistej? Mamy setki takich przykładów, a z niektórymi obecnie się zapoznamy.

Wróćmy jednak na chwilę do wcześniejszych etapów średniowiecza. Starą grecką ideę kulistej Ziemi przekazali najbardziej poważani we wczesnym średniowieczu filozofowie: Makrobiusz i Martianus Capella. Podjął ją w VII wieku Beda Czcigodny, kontynuował ją cały zastęp filozofów zajmujących się astronomią[14].

Jednym z największych autorytetów tej epoki w dziedzinie nauk przyrodniczych był św. Izydor z Sewilli (ok. 570-636). Pisząc w wieku VII, zwraca uwagę na kształt jednego z insygniów władzy – jabłka królewskiego. I wyjaśnia, że znak ten (łac. pila – czyli piłka, mająca kształt kuli) został wprowadzony, gdyż przypomina kulistą Ziemię, zamieszkałą przez wszystkie ludy poddane cesarskiej władzy[15]. W konsekwencji Izydor w liście do króla Gotów nazwał Ziemię kulą (łac. globus)[16]. Uwaga o kulistej Ziemi, chociaż rzucona w tekście Izydora właściwie na marginesie jego rozważań, jest niezmiernie ważna, gdyż dwadzieścia ksiąg jego Etymologii było głównym źródłem, z którego „autorzy wczesnego średniowiecza czerpali poglądy o wszechświecie”[17].

Nawiasem mówiąc, przez całe średniowiecze tak zwany globus cruciger, czyli jabłko królewskie w kształcie globusa z krzyżem, występował bardzo często na monetach oraz w ikonografii. Kula z krzyżem u góry była obrazem naszej planety pod władzą Chrystusa, co w raczej oczywisty sposób dowodzi, że Ziemia kojarzyła się powszechnie z kulą. Globus cruciger znany był od początku V wieku, zarówno w Bizancjum, jak i w chrześcijaństwie zachodnim. Tradycja ta trwała nieprzerwanie i w pewnych insygniach władzy można ją odnaleźć nawet dziś.

Zresztą uważny czytelnik św. Augustyna mógł zauważyć u niego tę samą myśl. Ten wielki ojciec Kościoła zastanawiał się nad tym, jak zrozumieć słowa Pisma Świętego mówiące, że w pierwszym i drugim dniu stworzenia po każdym z tych dni następowała noc (Rdz 1,5.8). Było to, jeszcze zanim „zebrały się wody spod nieba w jedno miejsce i ukazała się powierzchnia sucha” (por. Rdz 1,9). Cały ziemski glob, rozumował Augustyn, był zatem pierwotnie pokryty wodą. Augustyn przypuszczał, że mogła to być początkowo woda w postaci pary, która okrywała całą Ziemią jako jedna wielka chmura. Dopiero później skropliła się i w ten właśnie sposób nastąpiło wspomniane przez Biblię „zebranie się wód spod nieba w jedno miejsce”, czyli w postaci oceanu. Jakkolwiek jednak było, interesuje nas tu wyrażenie, którego użył ów ojciec Kościoła na określenie Ziemi pokrytej w całości wodą: aquosa et globosa moles („sferyczna masa wodna”)[18]. Również powietrze otaczające Ziemię i poddane rozmaitym ruchom na skutek wiatrów przybiera kształt kuli (ut globus)[19]. Powstała w wyniku Bożego aktu stwórczego Ziemia jawiła się więc Augustynowi jako kula.

Izydor nazywany jest zazwyczaj ostatnim ojcem Kościoła na Zachodzie, a będąc „płodnym pisarzem, wywarł bardzo wielki wpływ na kulturalny rozwój następnych wieków; […] należy do wielkich nauczycieli średniowiecza”. „Encyklopedyczny charakter [jego dzieł] zadecydował o ich bardzo szerokim rozpowszechnieniu, o czym daje jeszcze dzisiaj świadectwo wielka ilość manuskryptów”[20], które dochowały się do naszych czasów.

Równie słynnym i popularnym encyklopedystą był św. Beda Czcigodny (672-735), który w VIII wieku do opisu naszej planety używa słów tak wyraźnych, że nie można mieć najmniejszych wątpliwości, jaki kształt Ziemi miał na myśli: naszą planetę nazwał globus terrae, czyli po prostu kulą ziemską. Wyjaśnił to tak dokładnie, jak tylko mógł: okrąg ziemi (orbis terrae) leży według niego w środku wszechświata. A jest nie tyle okręgiem (gyros) o pewnej grubości, wypukłym jak tarcza (scutum), ale jest jak piłka (pila), ze wszystkich stron tak samo okrągła. Góry czy doliny na Ziemi można porównać z niewielkimi wypukłościami i wgłębieniami na piłce, które przecież nie zmieniają jej zasadniczo okrągłego kształtu. „Taki jest kształt Ziemi, którą dano nam śmiertelnym za mieszkanie”[21].

Przejdźmy do wieku IX: wtedy to Jan Szkot Eriugena (810-877) przedstawia Ziemię okrągłą jak kula. Jej kształt odpowiada według niego równie okrągłemu kształtowi sfer niebieskich, otaczających naszą planetę ze wszystkich stron. Kulę tę w połowie przecina równik, mający 360 stopni (nazwanych przez Eriugenę cząstkami okręgu). Wspomniał nawet o starożytnych metodach obliczania obwodu naszej planety. Wielokrotnie powraca do postaci starożytnego uczonego greckiego Eratostenesa i do jego zdumiewających obliczeń wielkości Ziemi, Księżyca, Słońca i wzajemnych odległości tych ciał niebieskich. Wprawdzie wydaje się, że Eriugena nie zawsze odpowiednio sprawnie relacjonuje przedsięwzięte przez Eratostenesa eksperymenty oraz następujące po nich etapy wyliczeń, ale sednem sprawy jest świadomość, że dane dotyczące kosmosu można uzyskać na drodze eksperymentu i rozumowania[22].

W rezultacie „fakt kulistego kształtu Ziemi traktowany był jako oczywisty i stanowił integralną część wiedzy akademickiej od czasów renesansu karolińskiego w VIII wieku”[23]. Te poglądy weszły na stałe do świadomości wykształconych warstw średniowiecza.

Oto garść przykładów. Notker Balbulus, niemiecki benedyktyn († 912), tłumacząc Boecjusza, zauważył: „Z tej strony Ziemi, którą znamy, nad powierzchnią wód znajdują się trzy kontynenty, ale nie wiemy, jak mają się sprawy po drugiej stronie Ziemi”[24]. Takie stawianie sprawy ewidentnie nie jest możliwe do pogodzenia z wyobrażeniem płaskiej Ziemi.

Honoriusz z Autun, mnich i ksiądz, pisze około 1130 roku dzieło O obrazie świata (De imagine mundi). Po przypomnieniu powszechnego wówczas przekonania o kulistości całego kosmosu, który jest „jak piłka okrągły” (figura in modum pilae rotunda), przechodzi do omówienia kształtu naszej Ziemi. Formułuje to następująco:

„Kształt Ziemi jest okrągły, dlatego też zwana jest kulą (orbis). Gdyby bowiem ktoś, będąc w powietrzu, oglądał Ziemię z góry, to wszelkie wyniosłości gór i zagłębienia dolin wydawałyby mu się mniejsze niż palec osoby, która trzymałaby w ręku przeogromną piłkę (pilam praegrandem)”[25].

Autorzy tacy jak Gautier de Metz (swoje główne dzieło napisał ok. 1246 r.) czy Brunetto Latini († 1294) świadczą o tradycji wiedzy o kulistości Ziemi[26]. Hildegarda z Bingen († 1179) pisała w Liber scivias: „stworzona z niczego okrągła Ziemia tkwi w środku niebios, zawieszona w próżni jakby żółtko w jajku”[27].

Napisana w XIII wieku po niemiecku Buch Sidrach (Księga Szadraka) głosiła o Ziemi: „jest okrągła jak jakieś jabłko (see is ront also eyn appel)”[28]. Gautier de Metz wywodził nawet w Image du monde, że gdyby dwóch ludzi wyruszyło po powierzchni Ziemi w przeciwnych kierunkach, to spotkają się po drugiej stronie globu[29]. Już wkrótce będziemy mieli okazję rozważyć głębiej stosowną ilustrację.

Powstały między wiekiem IX a XII tekst De mundi celestis terrestrisque constitutione, przypisywany dawniej Bedzie Czcigodnemu, zawiera następujące słowa:

„Powiemy teraz o kształcie Ziemi, którą Anaksagoras chciał widzieć okrągłą, ale płaską jak tarczę, a inni w kształcie misy. Z takich poglądów powstają jednak liczne niezgodności [z obserwacjami]. Nie pozostaje więc nic innego, jak uznać Ziemię za kulistą: […] wskutek okrągłości niebios i kulistości Ziemi (terrae globositatem) zmienia się miejsce wschodu i zachodu Słońca oraz jego pobytu w południe”[30].

Dlatego lądy na Ziemi mogą znajdować się tak na półkuli północnej, jak i na południowej[31]. Ukoronowaniem tego pobieżnego przeglądu wyobrażeń autorytetów średniowiecza na temat kształtu Ziemi niech będzie pewien tekst ŚW. TOMASZA Z AKWINU († 1274). Jego Summa teologiczna słusznie uważana jest do dziś za sztandarowe dzieło stanowiące kwintesencję myśli średniowiecznej. Jak łatwo nam już się domyślić na tym etapie naszych rozważań, kulisty kształt Ziemi przytoczony jest tam jako znana wszystkim oczywistość. Kiedy Tomasz chce podać przykład tego, że rozmaite nauki posługują się różnymi metodami, a jednak osiągana przez nie prawda jest zawsze taka sama, pisze:

„Oto astronom i filozof natury obaj osiągają te same wnioski: na przykład, że Ziemia jest okrągła (rotunda). Astronom dochodzi do tego na podstawie rozważań matematycznych, czyli abstrahując od materii; filozof zaś natury – właśnie poprzez rozważanie materii”[32].

Więcej technicznego i matematycznego zapału miał współczesny św. Tomaszowi słynny autor podręczników powszechnie używanych na średniowiecznych uniwersytetach, Anglik Jan Sacrobosco († ok. 1236). Jego książki wchodziły w skład kanonu lektur obowiązkowych dla studentów przez następne trzy stulecia[33]; z nich właśnie czerpano na uniwersytecie podstawowy opis niebios i Ziemi[34].

Zajrzymy więc do fragmentów napisanego około 1230 roku słynnego i arcyciekawego dzieła Jana Sacrobosco De sphaera. Pracą tą szeroko posługiwano się jako podręcznikiem astronomicznym w całym późnym średniowieczu, a nawet w początkach czasów nowożytnych. Po wynalazku dokonanym przez Gutenberga książka De sphaera doczekała się bardzo szybko, bo już w roku 1472, postaci drukowanej. Do końca XV wieku kolejnych wydań drukowanych było już trzydzieści, a w wieku XVI – dalszych dwieście! Te liczby pokazują nam, że w przypadku podręcznika Sacrobosco mamy do czynienia z pozycją absolutnie fundamentalną dla formowania astronomicznej wyobraźni ludzi wykształconych w średniowieczu, jak również w czasach bezpośrednio poprzedzających odkrycia Kopernika. De sphaera jeszcze przez jakiś czas konkurowała nawet z dziełem polskiego astronoma, dopóki przy końcu XVII wieku ogół uczonych ostatecznie nie przekonał się do wyliczeń opartych na systemie heliocentrycznym. Ważnym potwierdzeniem faktu niezmiernej popularności De sphaera jest też spora ilość komentarzy do tego dzieła.

Prawdę mówiąc, nawet dziś intrygująco brzmią sformułowania zapowiadające kolejne części podręcznika:

„Okrągłość Ziemi wykazuje się na wiele sposobów […]”[35].
„O całkowitych rozmiarach Ziemi: całkowity obwód Ziemi określają na 252 tysiące stadiów […]”[36].
„O zaćmieniu Słońca i Księżyca: zachodzi wtedy, gdy Słońce i Księżyc znajdą się w linii prostej [z Ziemią]”[37].

Są to problemy, z jakimi nawet dziś spotyka się uczeń szkoły średniej, choć nie wiadomo, czy z równą łatwością bez współczesnych nam przyrządów tak dokładnie oszacowałby obwód kuli ziemskiej, jak pozwalało na to studentom sprzed siedmiuset lat dzieło De sphaera.

Jan Sacrobosco nie był oczywiście odosobniony. Wystarczy zajrzeć do książki De sphaera Roberta Grosseteste, biskupa Lincoln od 1235 roku, napisanej mniej więcej w roku 1215, czy książki o astronomii Johna Peckhama (powstała po 1270 r.), arcybiskupa Canterbury od 1279 roku. Wszyscy oni rozprawiali o wnioskach płynących z kulistego kształtu Ziemi[38]. Największy wpływ na popularną świadomość średniowiecznego absolwenta uniwersytetu wywierał jednak zdecydowanie Sacrobosco. Około 1250 roku znajomość podręcznika De sphaera Jana Sacrobosco była wymagana w Paryżu dla uzyskania stopnia sztuk wyzwolonych[39], a jego dzieło było najbardziej wpływową książką o astronomii w całym średniowieczu[40].

Średniowieczni autorzy podręczników akademickich starannie rozróżniali dowód okrągłości kuli ziemskiej od bieguna północnego do południowego oraz jej okrągłości wzdłuż równika. Jest to ważne, gdyż Ziemia zaokrąglona tylko w jednym z tych kierunków przypominałaby raczej walec niż kulę. Tak na przykład czynił słynny założyciel angielskiej szkoły naukowej w XIII wieku, Robert Grosseteste (1175-1253). Argumentem na zaokrąglenie Ziemi wzdłuż południka był fakt, że Gwiazda Polarna dla podróżnika wędrującego ku północy podnosi się równomiernie (ok. 1 stopień kątowy na każde 120 km podróży; korzystano zresztą z tych danych dla obliczenia obwodu Ziemi)[41]. Natomiast zaokrąglenie wzdłuż równoleżników wnioskowano z tego, że noc rozpoczyna się później w miarę posuwania się na zachód, czego dowodzi na przykład fakt, że to samo krótkotrwałe zaćmienie Księżyca widać w jednym kraju o zmierzchu, w drugim o północy, w trzecim zaś – o świcie[42]. Tytułem uzupełnienia dodajmy tylko na marginesie, że Grosseteste informował swoich czytelników: „Ciało Księżyca jest mroczne i nie ma swojego światła, a tylko słoneczne”[43].

Równie ciekawe jak refleksje na temat kulistości Ziemi są średniowieczne rozważania o mechanice najbliższej nam okolicy kosmosu, a mianowicie zaćmień Słońca i Księżyca. Są one zrozumiałe tylko przy założeniu, że wszystkie omawiane tu ciała niebieskie: Słońce, Księżyc i Ziemia, są kulami. Wczytamy się dla przykładu w wyjaśnienie zjawiska zaćmienia, jakie podaje św. Jan z Damaszku († 749):

„Słońce wtedy ulega zaćmieniu, gdy bryła Księżyca […] rzuca cień, bo nie dozwala światłu [Słońca] przebić się do nas. […] A chociaż bryła Księżyca jest mniejsza niż Słońce, to jednak zaćmienie jest możliwe, ponieważ Słońce […] daje się zasłonić”[44].

„Zaćmienie Księżyca następuje wówczas, gdy […] Słońce jest pod Ziemią, a Księżyc nad Ziemią – wtedy Ziemia rzuca cień [na Księżyc]”[45].

Dla przypomnienia: czytamy fragmenty tekstu jednego z najważniejszych doktorów bizantyjskiego Kościoła i średniowiecznego świętego. To ten sam mechanizm zaćmień Słońca, który w formie graficznej został przedstawiony na zamieszonej wyżej w naszym tekście rycinie zdobiącej późniejszy średniowieczny podręcznik Jana Sacrobosco. Choć w wyjaśnieniu Jana Damasceńskiego brakuje danych liczbowych, do których w naszych czasach jesteśmy przyzwyczajeni, to samo wyjaśnienie zjawisk związanych z Ziemią, Słońcem i Księżycem wydaje się bardzo zbliżone do współczesnego.

Dodajmy do tego słowa Jana Buridana († 1358) o „kuli ziemi”, pokrywającej ją „kuli wody”, a potem jeszcze „kuli powietrza”. Dodajmy też wiadomości o rozmiarach kuli ziemskiej zawarte w Imago mundi kardynała Piotra d’Ailly († 1420) – było to główne źródło inspiracji naukowej dla projektu Krzysztofa Kolumba[46]. Wniosek jest oczywisty: „średniowiecze przejęło wszystko to, co było zdolne zrozumieć z greckiej kosmologii, a jedną z tych idei był kulisty kształt Ziemi”[47], dlatego „bez żadnych wątpliwości idea kulistej Ziemi została przekazana z klasycznej starożytności do średniowiecza”. Płaskie dyski przedstawiane w średniowieczu na mapach świata „były tylko konwencją graficzną”, a „pogląd, że średniowiecze wierzyło w płaską Ziemię, został wymyślony w XIX wieku”. Komu ten przedziwny pomysł należy przypisać? „Osobą, której zawdzięczamy to nieporozumienie, jest amerykański powieściopisarz Washington Irvin”[48]. To doprawdy ironia losu, że do dziś tak wielu ludzi nauki swoje przekonanie w tej dziedzinie opiera na dziewiętnastowiecznych powieściach człowieka, którego nazwiska nawet nie znają. I nie zdają sobie zupełnie sprawy, że „szeroko rozpowszechniony mit o wierze ludzi średniowiecza w płaską Ziemię jest nowożytnego pochodzenia”[49]. Błędne więc jest powszechne dziś mniemanie, że teoria Ziemi spoczywającej na żółwiach, skrzyniach i postumentach była dominującym wyobrażeniem o wszechświecie z czasów sprzed wynalezienia teleskopu.

c. Czyżby jednak płaska?
Aby uzupełnić osiągnięcia naszej intelektualnej wyprawy w poszukiwaniu prawdy na temat wyobrażeń o kształcie Ziemi w czasach średniowiecza, warto poświęcić jeszcze nieco uwagi dwóm autorom chrześcijańskim, którzy akurat naprawdę pisali o płaskim kształcie Ziemi. Obaj byli wyjątkami, gdy wypowiadali się przeciw jej kulistości. Byli to Laktancjusz i Kosmas Indicopleustes. Laktancjusz właściwie nie znajduje się w polu naszych obecnych zainteresowań, gdyż jest autorem starożytnym, a nie średniowiecznym (żył na przełomie III i IV w.). Warto go jednak wspomnieć, aby lepiej zrozumieć argumentację użytą później przez Kopernika i Galileusza. Natomiast Kosmas, jakkolwiek spełnia wymóg „średniowieczności” (żył w VI w.), to uważany był przez poważnych autorów średniowiecznych oceniających później jego dzieło (np. przez Focjusza w IX w.) za niegodnego zaufania fantastę. Z braku lepszych argumentów krytycy średniowiecznego chrześcijaństwa często odwołują się do tych właśnie pisarzy, aby uzasadnić fałszywą tezę, jakoby chrześcijańskie średniowiecze wierzyło w płaską Ziemię. Dlaczego jednak ci akurat dwaj autorzy, których poglądy wyraźnie odbiegają od normy, mieliby być reprezentatywni dla średniowiecznej nauki – nie wiadomo.

Laktancjusz
Najsłynniejszy przypadek chrześcijańskiej polemiki z wyobrażeniem kulistej Ziemi nie pochodzi więc z czasów średniowiecza, ale ze starożytności. Dotyczy pisarza chrześcijańskiego, wprawdzie nie z tych najsławniejszych, ale jednak na tyle znanego, aby można go było zaliczyć przynajmniej do autorów wybitnych. Mowa tu o Laktancjuszu. Żył mniej więcej w latach 250-330 i był wychowawcą syna cesarza Konstantyna w Trewirze[50].

Autor ten w nieco dłuższym fragmencie książki Divinae institutiones relacjonuje swoją opinię o absurdalnej – jego zdaniem – teorii kulistej Ziemi. Jednak trzeba zauważyć, że w swojej polemice nie powołuje się nigdzie na argumenty religijne, na przykład na cytaty biblijne. Prowadzi rozumowanie oparte wyłącznie na obserwacji świata natury. Jego opór przed przyjęciem kulistości Ziemi nie ma zatem wiele wspólnego z wyznawaną przez niego wiarą chrześcijańską, ale wynika z jego topornej i naiwnej astrofizyki, jaką zresztą podzielało również wielu myślicieli pogańskich. Dlatego jeśli wyobrazimy sobie Laktancjusza jako poganina, to przy jego formacji intelektualnej również byłby przeciwnikiem kulistego kształtu Ziemi. Ważnym powodem jego intelektualnych oporów było to, że wyraźnie zabrakło mu pojęcia odpowiadającego współczesnej sile grawitacji, niezbędnego innym starożytnym i średniowiecznym autorom do uzasadnienia spadania ze wszystkich stron ciężkich ciał na powierzchnię Ziemi, w ruchu skierowanym ku środkowi kuli ziemskiej[51].

W każdym razie głos Laktancjusza w żadnym wypadku nie reprezentuje udziału w jakiejś – nieistniejącej przecież – dyskusji starożytnej nauki astronomicznej ze starożytnym chrześcijaństwem. Jest to po prostu jedynie odosobniony głos chrześcijanina. „To, że Ziemia ma kształt kuli, było faktem naukowym powszechnie przyjętym przez praktycznie wszystkich ojców Kościoła, a Laktancjusz był jedynie wyjątkiem od tej reguły”[52].

Przejdźmy teraz do drugiego z autorów chrześcijańskich wyznających pogląd o płaskiej Ziemi, Kosmasa.

Kosmas Indicopleustes
Drugi przypadek, zdecydowanie mniej poważny, to grecki podróżnik Kosmas z przydomkiem oznaczającym „żeglarza, który odwiedził Indie” (takie jest znaczenie przydomka Indicopleustes). Jest on jedynym przedstawicielem średniowiecznego pisarstwa podejmującym poważnie problem kształtu Ziemi i rozstrzygającym go na korzyść kształtu płaskiego. Jest to zresztą jeden z tematów jego książki Topografia chrześcijańska z połowy VI wieku. Nie jest to – trzeba przyznać – autor specjalnie dziś znany. Prawdopodobnie najważniejszym motywem jego wątpliwej sławy są wyrażane przez niego opinie o kształcie naszej planety: gorliwym krytykom średniowiecza z braku bardziej reprezentatywnych pisarzy po prostu udało się znaleźć kogoś, kto pisał w średniowieczu, a jednocześnie opowiadał się za płaską Ziemią. Gdyby nie ten fragment jego pism dający się wykorzystać do krytyki średniowiecznego Kościoła, zapewne niewielu ludzi w ogóle usłyszałoby o tym mnichu z minionych stuleci, poza amatorami opisów, jak niebezpieczne były dalekie podróże w VI wieku.

Kosmas, w przeciwieństwie do Laktancjusza, sięga po argumentację teologiczną. Powołuje się na konkretne fragmenty z Pisma Świętego: z Księgi Izajasza, Hioba i Psalmów, które wzięte dosłownie, w tłumaczenia Septuaginty, mogą sugerować czworokątną płaską ziemię ze sklepieniem niebieskim rozciągniętym nad nią jak namiot; w dodatku krańce tego namiotu miałyby być przymocowane do narożników ziemi. Kosmas podsumowuje:

„Fakt nachylenia sklepienia nieba ku ziemi i związania go z ziemią sprawia, że [niebo] nie może tworzyć kuli [wokół ziemi]”[53].

Jako koronny argument fizyczny na dodatkowe potwierdzenie tej tezy Kosmas podaje konieczność spadania wszystkich przedmiotów „do dołu” – także on nie zna więc fundamentalnego pojęcia grawitacji jako siły kierującej spadające przedmioty ku środkowi kulistej Ziemi.

Powtórzmy jednak: na tle wielkiej liczby innych autorów uczących o kulistej Ziemi jako o czymś powszechnie wiadomym, zwłaszcza tych wszystkich, którzy pisali na potrzeby edukacyjne: wczesnośredniowiecznych encyklopedystów czy późniejszych autorów podręczników, mamy jeden casus Kosmasa Indicopleustesa z VI wieku. Od początku był on i pozostał wyjątkiem – i tak też traktowali go późniejsi komentatorzy: jako autora niewiarygodnego i raczej niepoważnego. Niech za ilustrację wystarczy fakt, że na przykład św. Hieronim († 420) też odnosił się do astronomicznych wniosków wynikających choćby z takiego tekstu proroka Izajasza: „Czyście nie pojęli utworzenia ziemi? Ten, co mieszka nad kręgiem ziemi, której mieszkańcy są jak szarańcza, On rozciągnął niebiosa jak tkaninę i rozpiął je jak namiot mieszkalny” (Iz 40,21-22). Ale Hieronim bynajmniej nie wyciągał z tego nazbyt literalnych wniosków. Wręcz przeciwnie, wyraził swój podziw dla Stwórcy, który znalazł w świecie miejsce dla Ziemi, która skądinąd jest jak maleńka kula w przeogromnym kosmosie (terra est quasi punctum et globum)[54].

Wracając zaś do Kosmasa: był on zupełnie nieznany łacińskiemu średniowieczu – tak dalece, iż „można spokojnie powiedzieć, że Kosmas nie miał żadnego wpływu na nikogo”[55]. Pozostał on na zawsze „ciekawostką całkowicie poza głównym nurtem poglądów kosmologicznych, które dominowały w antycznym Kościele”[56].

d. Jak narysować siłę grawitacji?
Oprócz rysunków przedstawiających konfigurację kosmicznych obiektów w najbliższym otoczeniu Ziemi poglądowo przedstawiano też niekiedy ideę grawitacji, a więc siły przyciągającej wszystko ku środkowi Ziemi. Oczywiście nie uważano wówczas, że to Ziemia jest źródłem tej siły. Raczej przypisywano ją po prostu własnościom kulistego wszechświata, w którym wszystko w sposób naturalny ciąży ku jego centrum. Według tych pojęć fizycznych ciężka i nieruchawa Ziemia musiała spoczywać w centrum grawitacji kosmicznej, gdyż jakiekolwiek odsunięcie się Ziemi od środka kosmosu spowodowałoby natychmiast siłę przyciągania, co zmusiłoby naszą Ziemię do powrotu na dawne miejsce.

Oto przykład zaczerpnięty z książki francuskiego księdza żyjącego w XIII wieku, Gautiera de Metz. Jego imię znane było w kilku wersjach (GAUTIER Z METZ, Gauthier, Gossuin, Gossouin, a nawet Walter z Metz). Wiemy, że około 1246 roku opracował swoje dzieło L’image du monde (Obraz świata), które stało się bardzo popularne, o czym świadczą średniowieczne tłumaczenia na wiele języków. Ważny jest zawarty w tej książce rysunek okrągłej Ziemi. Rzucimy więc na niego okiem:



Rys. 16. Gautier z Metz wywodzi w Image du monde (1245), że jeśli dwóch ludzi wyruszy po powierzchni Ziemi w przeciwnych kierunkach, to spotkają się po drugiej stronie globu[57]



Spacerujący po Ziemi z boku i z dołu wydają się trzymać całkiem solidnie jej powierzchni. Dlaczego? Ponieważ środek Ziemi pokrywa się ze środkiem świata, a według ówczesnej fizyki właśnie ku centrum kosmosu skierowana jest powszechna siła ciążenia. Człowiek spacerujący „od dołu” Ziemi nie będzie przyciągany „w dół”, ale „do góry”, gdyż tam znajduje się środek świata.

Dołączymy do tego jeszcze pewien angielski rysunek okrągłej Ziemi z pochodzącego z około 1400 roku wspólnego wydania książek Vox clamantis i Chronica tripertita. Widzimy tu portret łucznika mierzącego do Ziemi i kierującego do niej ostrzegawcze słowa: „Miotam moje pociski i wypuszczam moje strzały w świat. Gdzie sprawiedliwi są, żaden grot nie padnie, ale gdzie przewrotni żyją – zranieni zostaną”. Ziemia jest tu okrągła jak piłka. Pewnie, że brakuje nam na niej lądów na półkuli południowej (nie odkryto jeszcze Australii i Antarktydy), a znanych wówczas kontynentów (Europy, Azji i Afryki) nie naznaczono tak dokładnie, jak byśmy tego dziś wymagali. To prawda, że lądy stłoczone są na jednej czwartej ziemskiego globu, jak wykładano to przed epoką wielkich odkryć geograficznych. Ale co nas tu najbardziej interesuje: Ziemia jest ewidentnie kulą i obszar lądów dostępnych dla człowieka znajduje się nie tylko „z góry”:



Rys. 17. Rysunek łucznika mierzącego do okrągłej Ziemi ze wspólnego wydania książek Vox clamantis i Chronica tripertita (1400)[58]



Nawiasem mówiąc, te średniowieczne wyobrażenia pomogły samemu Kolumbowi w jego przedsięwzięciach. Otóż odkrywca Ameryki przed swoją podróżą zapoznał się nie tylko z Kosmografią Ptolemeusza († ok. 175), ale także z dziełem, które wywarło na niego znaczny wpływ, Imago mundi (czyli Obraz świata) kardynała Pierre’a d’Ailly (1350-1420). Kolumb zabrał nawet tę książkę ze sobą w morze i poczynił na niej liczne notatki, które można obejrzeć i dziś[59]. Kardynał rozważał tam między innymi pewną hipotezę, mianowicie możliwość dotarcia do Indii drogą morską od zachodu, i to w niezbyt długim czasie[60]. Ten duchowny, teolog i geograf w jednej osobie zamieścił w swoim dziele mapę ziemskiego globu: zgodnie z ówczesną wiedzą lądy, podzielone na rozmaite strefy klimatyczne, rozmieszczono tam tylko na półkuli północnej[61].

Tak oto w średniowieczu przedstawiano graficznie naukowe wyobrażenie o grawitacji i o kulistości Ziemi. Dołączymy do tego jeszcze przykłady równie obrazowe, choć odmalowane nie malarskim pędzlem, ale równie artystycznym słowem czy to przyrodnika, czy też poety.

e. Opisy efektów grawitacyjnych
Raz jeszcze powrócimy na chwilę do autora żyjącego w starożytności, a to dlatego, że jego wpływ na interesującą nas na tym etapie chrześcijańską myśl średniowieczną był absolutnie dominujący. Mowa tu o św. Augustynie (364-430) i jego opinii na temat – jak określano to wówczas – antypodów. Tu ważna uwaga: antypody Augustyna to raczej „antypodzi”, gdyż doktor Kościoła ma na myśli ludzi mieszkających na przeciwległej półkuli, a nie leżące tam tereny:

„Nie ma podstaw do wierzenia baśniom o antypodach, to jest o ludziach z przeciwległej strony ziemi, gdzie słońce wtedy wschodzi, kiedy u nas zachodzi; i że ludzie ci z drugiej strony chodzą po ziemi, która jest pod naszymi stopami […]. Choćby uważać świat za kulisty i okrągły lub choćby się tego jakoś i dowiodło, nie wynika jeszcze z tego, żeby po tamtej stronie wśród wód bezmiaru był też ląd jaki, a choćby i był – niekoniecznie ludzie tam być mają”[62].

Według doktora Kościoła Ziemia jest, być może, kulista (gdzie indziej już wyjaśnił, że rozstrzyganie naukowych kwestii tego typu nie należy do teologów takich jak on, ale do astronomów). Dopuszczał też możliwość istnienia tam jakichś lądów (wówczas jeszcze nieodkrytych). Jednak nie wydawało mu się prawdopodobne, aby miał tam ktoś mieszkać. Argument jednak nie polegał bynajmniej na tym, jak mógłby myśleć czytelnik uformowany na dziewiętnastowiecznych przesądach, że grozi tam ryzyko spadnięcia z Ziemi „w dół”. Nie, ten argument w ogóle nie przyszedł mu do głowy. Powodem było powszechne przekonanie, że podróż przez równikowe upały na drugą stronę Ziemi jest niemożliwa, co uniemożliwiłoby ewentualną ewangelizację takich ludów. A przecież byłoby nie do wyobrażenia, aby Bóg stworzył ludzi, do których Ewangelia miałaby nigdy nie dotrzeć…

Czyżby więc niesamowite opowieści o strachu przed spadnięciem głową w dół z okrągłej Ziemi były fantazją? Tak, i to nie średniowieczną, ale znacznie późniejszą. Wielu uczonych wieków średnich wyraźnie mówiło o sile nazywanej dziś przez nas grawitacją. Tyle że według nich siła przyciągania powodowana była nie tyle przez wielką masę (jak na przykład kula ziemska), ale przez samą przestrzeń. Różnica była jednak tylko teoretyczna: przecież skoro kula ziemska znalazła się w centrum świata, to i tak siła przyciągania zawsze kierowała się prostopadle do powierzchni naszej planety i ku jej środkowi.

Żyjący na przełomie XI i XII wieku Rupert von Deutz (1070-1129) w swoim komentarzu do Księgi Rodzaju wyraźnie o takiej sile wspomina:

„Ziemia (orbis terrae) jest ze wszystkich stron opasana wodą, ze wszystkich też stron otoczona jest owiewającym ją powietrzem. Dlatego też gdyby pod kulą ziemską byli ludzie, których stopy skierowane byłyby przeciwnie niż nasze […], to nie musieliby bardziej obawiać się, że spadną, niż my – że porwie nas powietrze. Gdyż wszelki ciężar zmierza swym impetem ku ziemi”[63].

Dla uzupełnienia warto dodać, jak obrazowo unaoczniano działanie siły grawitacji w późnośredniowiecznej fizyce. Pomocne było w tym wyobrażenie sobie wykonania hipotetycznego tunelu przez całą kulę ziemską na wylot, tak aby tunel przechodził przez środek Ziemi. Angielski pisarz i teolog oraz opat cystersów, Alexander Neckam (1157-1217), w swojej książce De naturis rerum opisał taki myślowy eksperyment w następujących słowach:

„W ciele kulistym miejscem najniższym jest to, które znajduje się w środku. Dlatego miejscem najniższym w Ziemi jest jej środek. Gdyby więc ktoś wyobraził sobie, że przewierciłoby się Ziemię poprzez jej środek, tak by powstał wielki otwór na wylot, i wrzuciłoby się tam wielki ołowiany ciężar, aby bez przeszkód opadał w dół, to ruch tego ciężaru znalazłby punkt spoczynku w samym środku Ziemi. Dlaczego? Gdyż oczywiście gdyby taki ołów przekroczył w swoim ruchu środek Ziemi, już by nie spadał, ale zaczął wznosić się w górę”[64].

Św. Tomasz (1224-1274), mistrz filozofii średniowiecznej, wziął sobie za przykład ruch nie ołowianej kuli, ale wody:

„Nie należy myśleć o tym, co «na górze» i «na dole», w ten sposób, że coś mogłoby być «pod spodem» centrum [Ziemi], gdzie – jak zakładamy – istnieje pierwotne źródło wód. Przecież ruch od powierzchni Ziemi do jej środka jest spadkiem, ale gdyby woda miała dalej podążać wzdłuż linii prostej, to jej bieg byłby wznoszeniem się, bo ruch od środka [Ziemi] jest tym samym, co ruch w górę”[65].

Średniowieczni autorzy poruszali temat grawitacji nie tylko w terminach abstrakcyjnych przykładów, jak ruch metalowych kul lub cieków wodnych. Zobaczymy, jak to samo zagadnienie zostało przedstawione słowami poety, i to jednego z największych artystów w ludzkiej historii. Mowa tu o Dantem Alighieri i o jego Boskiej Komedii z roku mniej więcej 1307. Znajdziemy tam opis wędrówki podróżników w głąb Ziemi, aż do jej środka, a nawet jeszcze dalej. Dante w swojej Komedii przedstawił kosmos według obrazu świata, który inspirował się być może dziełem Restoro z Arezzo z roku 1282, zatytułowanym Composizione del mundo[66].

Z długiego opisu Dantego zainteresuje nas tu najbardziej, co wydarzyło się po dotarciu bohaterów poematu do samego centrum kuli ziemskiej. Najpierw, co warto odnotować, czytelnik dowiaduje się, że w centrum świata nie znajduje się bynajmniej jego część najdoskonalsza, ale miejsce najgorsze! Tam właśnie jest mieszkanie szatana i najohydniejszych zdrajców. Dlatego kiedy wędrowcy, Dante wraz ze swoim przewodnikiem Wergiliuszem, zbliżają się do samego środka Ziemi (a więc i środka wszechświata), muszą przeciskać się obok uwięzionego tam w lodzie Lucyfera. I wtedy właśnie dochodzi do niezwykłego zaburzenia przestrzeni: przewodnik Dantego zwrócił się nagle głową tam, gdzie przedtem miał stopy. Tylko w ten sposób mógł dalej iść.

Cóż się stało? Schodząc ciągle w dół, wędrowcy nagle doszli do punktu, w którym – nie zawracając przecież i idąc wciąż w tym samym kierunku, wzdłuż tej samej linii prostej – zaczęli wstępować do góry. W stanie jakiejś przedziwnej średniowiecznej „nieważkości” obrócili się tak, że ich głowy zajęły miejsce nóg – ale kierunku wędrówki nie zmienili! Co to za punkt? Tylko ktoś ciemny – zaznacza Dante – nie znałby odpowiedzi na to pytanie, będąc „nieświadom, jaki punkt ziemi przekroczyłem” (Piekło, XXXIV, 93)[67].

Wędrowcy po przekroczeniu środka Ziemi i centrum grawitacji zaczęli przechodzić na jej drugą stronę i znaleźli się pod przeciwległą półkulą: „wszedłeś w sferę naprzeciwpolarną” (w. 112), pisze Dante, „tutaj jest ranek, gdy tam podwieczerze” (w. 118). To dlatego „z mroku słońce ku zorzy przebiegło od razu” (w. 104-105): choć „na górze” panowała noc, tu w tym samym czasie świeciło słońce.

A efekty grawitacyjne? „Przekroczyłeś ziarno [tj. jądro] ziemi, gdzie wszystkie ściągają ciężary” (w. 110-111). Wędrowcom nie pozostało więc nic innego jak obrócić się „do góry nogami” (a właściwie – w nowej grawitacyjnej sytuacji: „do dołu nogami”) i podążyć tunelem ciągnącym się przez całą półkulę południową, aż – jak wyznaje w swojej poetyckiej wizji Dante:

„[…] obaczyłem niebios światło cudne
Przez krągły otwór migocące z góry.
Tędyśmy na świat wyszli, witać gwiazdy…”
(w. 137-139).

Wszystko to oczywiście jest tylko poetycką, wyimaginowaną podróżą do wnętrza Ziemi. Ale autor posłużył się przyjętym za oczywistość modelem kulistej Ziemi z grawitacyjnym centrum położonym w samym jej środku.



Rys. 18. Szkic struktury kosmosu opisanego w artystycznej formie w Boskiej Komedii Dantego Alighieri. Co istotne: kulista Ziemia zwrócona jest tutaj ku dołowi półkulą pokrytą lądami. W samym centrum zamieszkanego świata, czyli „od spodu” kuli ziemskiej, znajduje się Jerozolima. Dlatego obowiązuje tu swoista zasada względności kierunków: schodzenie w głąb Ziemi, czyli w dół, jest jednocześnie poruszaniem się ku górze, mianowicie ku przeciwległej półkuli, pokrytej wodą oceanów[68]



Wrócimy teraz do św. Tomasza, który w XIII wieku wykorzystał starożytne teksty Arystotelesa, aby teoretycznie wyjaśnić problem stabilności Ziemi w świecie, w którym wszystko spada w kierunku jego środka. Oczywiście wyjaśnienie to jest zgodne z ówczesnymi sformułowaniami praw fizyki. Nie wszystkie te naukowe tezy są do dziś aktualne, to prawda. Ale możemy być spokojni: ani o słoniu stojącym na żółwiu, ani o okrętach spadających w otchłań z krawędzi świata nic tu nie znajdziemy.

„Wszelkie ciężkie ciała poruszają się w stronę środka [kulistej] Ziemi w taki sposób, że gdyby nie napotkały przeszkody, przedmioty poruszające się ze wszystkich kierunków spotkałyby się w środku Ziemi. Powodem jest to, że każdy z nich porusza się po linii prostej, która jest prostopadła do linii stycznej do powierzchni Ziemi (ad rectos angulos respectu lineae contingentis superficiem terrae). Dlatego też wszystkie ciężkie ciała są przyciągane do wspólnego środka świata i Ziemi”[69].

f. Znikomość Ziemi w ogromnym kosmosie
Często można spotkać się dziś z twierdzeniem, jakoby średniowieczni ludzie zaufanie do Opatrzności Bożej wiązali z przekonaniem, że kosmiczne przestrzenie są niewielkie w porównaniu z Ziemią. Miałoby się to później zderzyć z nowymi odkryciami astronomicznymi XVI i XVII wieku, zwłaszcza z dokładniejszym oszacowaniem przeogromnych rozmiarów kosmosu, i w efekcie przynieść coś w rodzaju „kosmicznego szoku”: człowiek nagle zdał sobie sprawę z tego, że planeta, na której żyje, jest niewielka, a kosmos niezmierzony – i miałoby to wstrząsnąć podstawami jego światopoglądu. To właśnie rzekomo miało doprowadzić do zachwiania się życiowej ufności chrześcijanina w Bożą opiekę: czy Bóg będzie się interesować niewielką planetką na skraju bezkresnych przestrzeni kosmicznych?

Czy jednak faktycznie uczony człowiek średniowiecza sądził, że Ziemia jest największym obiektem kosmicznym, i z tego właśnie wyprowadzał powód jej uprzywilejowania? Czy rzeczywiście uważał, że Ziemia wypełnia tak wielką część wszechświata, iż niewiele pozostaje na resztę, a do nieba jest tak blisko, że wystarczyłoby niemal wyciągnąć rękę, aby go dotknąć? Nie, to kolejny mit, tak jak poprzednie, tak i ten nieoparty na żadnych tekstach średniowiecznych, za to bogato ilustrowany przez dzieła dziewiętnastowiecznych powieściopisarzy i powierzchownych popularyzatorów historii nauki.

Jest to problem o tyle istotny, że dzisiaj często tak opisuje się ludzi średniowiecza, jakby w ich wyobraźni panował obraz kosmosu małego, przytulnego, z niebem przykrywającym placek ziemi jak pokrywka półmiska. To miało być rzekomo źródłem ich zadomowienia w religijnym świecie i dlatego mieliby doznać wstrząsu na przerażającą nowożytną wieść o tym, jak bezkresny jest wszechświat.

Sięgamy więc po fakty, zaczynając jednak dla porządku od starożytności.

Punktem wyjścia dla wszystkich wyliczeń rozmiarów Ziemi i porównywania ich z rozmiarami kosmosu były oczywiście – uważane za absolutnie niedościgłe – wyniki uzyskane przez pogańskich starożytnych uczonych greckich. Chrześcijanie kolejnych wieków przyswajali sobie naukowo te wyniki w rozmaitym stopniu: w pierwszej połowie średniowiecza zdecydowanie słabiej, w drugiej jego połowie – coraz bardziej precyzyjnie. Czym zatem dysponowali chrześcijańscy astronomowie? Najczęściej powoływali się w tej kwestii na Arystotelesa († 322 p.n.e.), Eratostenesa († 194 p.n.e.) i rzadziej na Arystarcha († ok. 250 p.n.e.).

Obwód kuli Ziemi podany przez Arystotelesa to około 400 tysięcy stadiów, czyli w przybliżeniu dwa razy więcej, niż wiemy to dziś. Eratostenes był już o wiele dokładniejszy. Jako obwód Ziemi podał 252 tysiące stadiów, co równa się znanej nam dziś wielkości z dokładnością do kilku procent. Arystarch zaś był pierwszym, który na tej podstawie próbował dokonać pomiaru rozmiarów Księżyca i Słońca. Skorzystał z tego, że przy zaćmieniu Słońca rozmiar kątowy Księżyca jest zbliżony do rozmiarów Słońca[70]. Według jego wyliczeń odległość Księżyca od Słońca jest 19 razy większa niż jego odległość od Ziemi, co jest dość sporym zaniżeniem faktycznych odległości kosmicznych[71]. Biorąc jednak pod uwagę techniczne możliwości dokonania tych obliczeń, wynik ten należy uznać i tak za zdumiewająco dobry.

Należące do najstarszych dane liczbowe, dotyczące oszacowania wielkości świata w literaturze chrześcijańskiej, można znaleźć u starożytnego jeszcze pisarza z przełomu II i III wieku, Hipolita Rzymskiego. Nie trzeba już nawet dodawać, że nie są to wyliczenia samodzielne: pamiętamy przecież, że wszyscy pisarze tego okresu po prostu czerpali z dorobku astronomów greckich. Hipolit około roku 200 wyliczał: przy promieniu Ziemi równym około 40 tysięcy stadiów odległość naszego globu od gwiazd wynosi ponad 200 milionów stadiów[72]. Proporcje te są więc takie: gdyby kula ziemska była wielkości piłki do gry w piłkę nożną, kosmos byłby większy od boiska.

Nie chodzi tu o dokładne dane liczbowe, których zresztą sam Hipolit nie był pewny. Chodzi o wyobrażenie, jakiego rzędu jest proporcja rozmiarów Ziemi i rozmiarów otaczającego ją kosmosu. Świat jawi się temu starożytnemu nauczycielowi chrześcijaństwa jako przeogromna przestrzeń rozciągająca się w dal wokół maleńkiej Ziemi. Tak też widzieli kosmos kolejni wielcy myśliciele chrześcijańscy.

Rzecz jasna, są to rozmiary wielokrotnie mniejsze niż znane nam dzisiaj. Ale subiektywne wrażenie bezkresności nie jest zapewne specjalnie odmienne, gdy od gwiazd dzieli człowieka odległość tysięcy ziemskich średnic czy też tysięcy lat świetlnych. Nie należy też przypuszczać, by jakiś specjalny odruch emocji wzbudził się na wieść, że może to być nawet kilka miliardów lat świetlnych zamiast kilku tysięcy. Z matematycznego punktu widzenia różnica jest ogromna, gdyż odmienna jest skala rozmiarów kosmosu, ale przeżycie emocjonalne jest przecież podobne: bezkresny, nieprzebyty kosmos i bezmiar przestrzeni rozciągającej się wokół stosunkowo niewielkiej Ziemi. Takie też było starożytne i średniowieczne odczucie rozmiarów kosmosu.

Ludzie średniowiecza i tak częściej odwoływali się do obrazowych określeń stosunku rozmiarów Ziemi do rozmiarów kosmosu (za które uważali odległość do sfery gwiazd). Jeśli nawet podawali konkretne liczby, to nie wydaje się, aby miały one dla nich takie znaczenie jak dla nas, przyzwyczajonych do korzystania z precyzyjnych przyrządów. Większe wrażenie wywierało na przykład to, że ciągi cyfr układają się w proporcje przypominające harmonie muzyczne, niż to, że można uzasadnić pomiarem ich uzyskanie.

Generalnie rzecz biorąc, opinie średniowieczna na temat wielkości Ziemi porównanej z wielkością świata zaczerpnięte były od Arystotelesa i Ptolemeusza: „obaj uznawali Ziemię za zaledwie pyłek w porównaniu z ogromem sferycznego kosmosu”. Jeśli zaś tak, to „powinno się odłożyć do lamusa często powtarzaną, choć błędną, opinię o tym, że średniowieczny umysł znajdował pociechę w małym i oswojonym wszechświecie, którego przytulność doznała wstrząsu dopiero w XVII wieku”. Owszem, średniowieczny kosmos był oswojony, ale z tych samych powodów, co dla fizyka XXI wieku: „jeśli istniało poczucie przytulności, to pochodziło nie tyle z rozmiarów kosmosu, co raczej z założenia, że jest on racjonalnie zrozumiały”[73].

Zajrzymy na przykład do poglądów autora uznawanego za tak wielki autorytet w tej dziedzinie, że później przez wieki czerpano z niego w chrześcijańskim szkolnictwie. Makrobiusz (po 400 r.) podaje średnicę Słońca i Księżyca (dane te powtórzono w zbiorze jego dzieł wydanych tuż po śmierci Karola Wielkiego, około 818 r.). Wielkości te mierzono metodą pomiaru trwania wschodu pełnej tarczy Słońca i Księżyca. Słońce miało mieć według tych obliczeń średnicę równą 1/216 swojej własnej orbity, co wynosiłoby mniej więcej dwie średnice Ziemi, Księżyc zaś – średnicę równą 1/216 orbity księżycowej. Ponieważ przytoczono tam też metodę pomiaru Eratostenesa, w sumie podano kompletną metodę pomiaru rozmiarów najbliższego kosmicznego otoczenia Ziemi[74]. Inne kosmiczne odległości to już wielkości zaprawdę astronomiczne, nawet jak na nasze wyczucie: Makrobiusz podaje w swoim komentarzu do Snu Scypiona, że odległość od małej i sferycznej Ziemi do Saturna jest ponad 40 tysięcy razy większa niż dystans Ziemia – Księżyc![75] Bez wątpienia znowu liczby te są dla nas niedokładne. Ale nie o ich precyzję nam chodzi, a raczej o ustalenie, jakiego rzędu wielkości wyobrażano sobie, ucząc w średniowieczu o Ziemi i o wszechświecie.

Zajrzymy do dzieł wielkiego filozofa stojącego u samego progu epoki średniowiecznej, piszącego w VI wieku Boecjusza. Zachwalając około 520 roku pociechę, jaką w burzliwych czasach daje filozofia, jej kojącej sile przeciwstawił nie tylko nieprzewidywalne dzieje historyczne, ale także przejmujący ogrom kosmosu:

„Ziemia w porównaniu z rozmiarami nieba jest nie większa niż punkcik. Jeśli porówna się Ziemię z obwodem nieba, trzeba uznać, że nie ma ona wręcz w ogóle rozmiaru”[76].

Warto zauważyć, że w osobie tego autora mamy do czynienia z wielkim średniowiecznym autorytetem: „Boecjusz wywarł swoimi pismami ogromny wpływ na rozwój nauki średniowiecznej; był autorem pism, które okazały się fundamentalne dla średniowiecznej teorii muzyki i arytmetyki”[77]. Jego poglądy nie są więc marginalne: to one kształtowały wyobraźnię i poglądy ludzi tamtej epoki.

Prawie równocześnie z Boecjuszem pisał w greckojęzycznym środowisku bizantyjskim słynny Johannes Philoponus († ok. 570). Komentując dzieło Arystotelesa O powstawaniu i przemijaniu, przytoczył wzięte od niego informacje:

„Co do Ziemi, to Arystoteles uczy, że ma ona rozmiar skończony i że jest mniejsza niż większość, a nawet prawie wszystkie ciała niebieskie z wyjątkiem Księżyca. Co do kształtu, to wykazuje, że jest kulista, a co do miejsca – że znajduje się w centrum kosmosu”[78].

Przejdźmy do św. Jana z Damaszku († 754), którego późniejsze pokolenia powszechnie uważały za ogromny autorytet w kwestii wiedzy, a „jego wpływ na znaczących średniowiecznych teologów Zachodu był wielki”[79]. Co do rozmiarów kosmosu Jan z Damaszku pisał tak: „[…] Słońce, według niektórych, jest o wiele większe niż Ziemia […]”[80]. Następnie, definiując niebo jako „ten obszar, w którym mieszczą się wszystkie byty stworzone”, pisze: „niebo jest wielokrotnie większe od Ziemi”[81]. Na ile większe? „Ziemia, zdaniem jednych, ma kształt kuli […]; na pewno jest o wiele mniejsza od nieba, niczym jakiś punkcik na jego tle wiszący”[82]. Podany tu obraz kosmosu wyraźnie odstaje od tego, co podają popularni krytycy średniowiecznej myśli chrześcijańskiej, którzy nie opierają się na tekstach, a jedynie na współczesnych wyobrażeniach – wprawdzie rozpowszechnionych, ale niemających wiele wspólnego z rzeczywistością. W umyśle wybitnego teologa pierwszego tysiąclecia chrześcijaństwa, Jana z Damaszku, kosmos przedstawia się tak: kulista Ziemia zawieszona w bezkresnej przestrzeni, której rozmiary są tak ogromne, że Ziemia w porównaniu z nią jest zaledwie punktem. Pogląd o niezmierzonej wielkości przestrzeni kosmicznej kontrastującej z punktowym wymiarem Ziemi wydaje się dość zbliżony do naszych współczesnych przekonań.

Niewiele później od Jana z Damaszku na Wschodzie tworzył na Zachodzie Jan Szkot Eriugena († 877). Podjął się próby zrelacjonowania, jak starożytni autorzy szacowali odległość Ziemi od Księżyca, od Słońca i od gwiazd[83]. Próby te nie były do końca udane, widać wyraźnie, że Eriugena, będąc mistrzem w operowaniu pojęciami metafizycznymi, ma wyraźne kłopoty z pojęciami geometrii[84]. Ale przedstawiane przez niego proporcje wielkości tak samo przyprawiają o zawrót głowy w kwestii ogromu kosmosu.

Nieco mniej znany autor średniowieczny z X wieku, Bovo II z Corvey († 916), pisze natomiast:

„Jeśli pójdziemy za naukami astronomów i rozprawiać będziemy o kręgu nieba – to otacza on Ziemię ze wszystkich stron, oczywiście w przeogromnej i niedającej się zmierzyć dali”[85].

O nieco większą precyzję starał się autor dzieł z XII wieku, Honoriusz z Autun. Jakkolwiek podawane przez niego liczbowe dane na temat kosmosu są znowu zdecydowanie nieaktualne, to jednak mają ważną cechę: wszystkie łączą się w spójną całość, którą stanowi przeogromny kosmos i miniaturowa w stosunku do kosmicznych przestrzeni Ziemia. Honoriusz nie tylko – poniekąd słusznie – ocenił, że Słońce jest kulą o wiele większą od Ziemi (choć skalę proporcji drastycznie zaniżył, podając, że Słońce jest tylko osiem razy większe), ale za większy od Ziemi obiekt kosmiczny uważał również – tu już błędnie – Księżyc[86]. Ten błąd, nawiasem mówiąc, stanowi dodatkowe potwierdzenie faktu, że średniowieczni mieszkańcy Ziemi bynajmniej nie wiązali jej znaczenia z rozmiarami.

Do tego Honoriusz, oceniając rozmiary całego kosmosu (co w kategoriach ówczesnej astronomii równało się maksymalnej odległości Ziemi od najdalszej sfery niebieskiej), ustalił je na ponad 100 tysięcy mil, co wielokrotnie przekraczało znane wówczas dość dokładnie rozmiary kuli ziemskiej[87]. I jako żywo, ani Honoriusza z Autun, ani licznych wówczas czytelników jego dzieł, którzy uczyli się o bezmiarze przestrzeni otaczającego ich świata, nie ogarnęło z tych powodów uczucie zagubienia czy też nieważności ludzkiej egzystencji w bezkresnym kosmosie. Nikt z nich nie zaczął też wątpić w Bożą Opatrzność ani w zainteresowanie Boga sprawami mieszkańców tak maleńkiej Ziemi.

Brunetto Latini († 1294) z wyraźnie odczuwaną nostalgią pisał o starych dobrych czasach, kiedy Grecy umieli faktycznie obliczyć kosmiczne wymiary: „Starzy filozofowie, którzy znali arytmetykę i geometrię, umieli sprawnie ocenić wielkość gwiezdnych kół”[88]. On takiej umiejętności już nie posiadał, ale dobrze wiedział, że Ziemia jest zdecydowanie mała: Słońce i wszystkie gwiazdy są od niej większe[89]. Latini ujmował proporcje odległości występujące w kosmosie w terminach odpowiadających mniej więcej naszemu dzisiejszemu stanowi wiedzy o rozmiarach Układu Słonecznego. Poniższy tekst należy rozumieć w świetle obowiązującej wówczas geocentrycznej teorii kosmosu, według której Księżyc, Merkury i Wenus krążą po swoich okołoziemskich orbitach, dalej krąży Słońce, a za nim, na orbitach coraz większych, trzy następne: kolejno Mars, Jowisz i Saturn (schemat na ilustracji 18). W sumie dawało to siedem ciał niebieskich przed sferą gwiazd, czyli właśnie firmamentem:

„Od Ziemi do firmamentu jest 10 066 razy tyle, ile wynosi średnica Ziemi. A ze względu na tak wielką wysokość nic dziwnego, że gwiazdy wydają nam się małe. A przecież od firmamentu aż do Słońca nie ma ani jednej gwiazdy, która nie byłaby większa od Ziemi”[90].

Campanus z Novary († 1296), włoski matematyk i kapelan papieża Urbana VI, napisał Tractatus de sphaera oraz wydał łacińską wersję geometrii Euklidesa. Podawał, że promień wewnętrznej powierzchni wszechświata wynosi około 120 milionów kilometrów, czyli 10 tysięcy razy więcej niż promień Ziemi[91].

Andalò di Negro († 1334), również Włoch, w Theorica distantiarum około 1350 roku podaje rozmiary świata mierzone promieniem Ziemi: odległość do Księżyca wynosi 33 takie jednostki, a do Słońca – około 1200 jednostek[92].

Znany nam już z rysunku przedstawiającego spacer po okrągłej Ziemi mistrz Gautier z Metz (Gossouin) z XIII wieku w swoim dziele L’image du monde w bardzo obrazowy sposób stara się przybliżyć czytelnikowi, jak mała jest Ziemia w stosunku do całego kosmosu. Mając do czynienia ze społeczeństwem mało obytym z operowaniem wielkimi liczbami, autor ucieka się do malowniczych porównań:

„Niebo jest tak wysoko nad nami, że gdyby umieścić tam kamień, tak wysoko, jak wysoko nad nami są gwiazdy, i gdyby był to kamień najcięższy na świecie, z ołowiu albo z żelaza, i gdyby puścić go tak, by spadał, to jest rzeczą dowiedzioną i pewną, że nie spadłby przed upływem stu lat, taka jest to odległość. A chociaż Ziemia wydaje nam się tak wielka, to ona cała w stosunku do nieba jest nie większa niż czubek największego cyrkla wobec największego kręgu, jaki można by narysować na Ziemi. Albo gdyby jakiś człowiek znalazł się wysoko na niebie i spoglądałby stamtąd w dół na Ziemię, a Ziemia byłaby cała rozżarzona jak węgiel gorejący, wydawałaby mu się ona mniejsza niż najmniejsza z gwiazd, które by stamtąd widział”[93].

Nie wygląda to na tekst formujący społeczeństwo, które miałoby czerpać swoją ufność w Bożą opiekę z wyobrażenia, że Ziemia jest duża, a niebo – tuż-tuż, na wyciągnięcie ręki…

Czas teraz przejść do średniowiecznych tekstów akademickich w pełnym tego słowa znaczeniu. Oto czego na temat rozmiarów Ziemi, wielkości innych obiektów kosmicznych i wreszcie ogromu samej przestrzeni kosmicznej dowiadywał się ówczesny student, od XIII wieku począwszy, z książki Jana Sacrobosco zatytułowanej De sphaera, czyli z najpopularniejszego podręcznika astronomii:

„Ziemia w stosunku do firmamentu jest punktem; gdyby Ziemia w porównaniu z firmamentem miała jakąkolwiek [znaczącą] wielkość, nie byłoby możliwe obserwowanie [z Ziemi] połowy niebios. […] Należy więc wnosić, że promień Ziemi mierzony od jej powierzchni do jej środka można zaniedbać i wskutek tego także rozmiar całej Ziemi można zaniedbać w porównaniu z [wielkością] firmamentu”[94].

Powołując się na perskiego uczonego z IX wieku, Alfragana, wspomniany wyżej Jan Sacrobosco dodaje też ważną opinię na temat wielkości innych ciał niebieskich:

„Najmniejsza ze stałych gwiazd, które obserwujemy, jest większa niż cała Ziemia. Ale przecież i gwiazda w porównaniu z firmamentem jest jak punkcik. O ileż bardziej Ziemia, która przecież jest mniejsza”[95].

W ten sposób został spopularyzowany rozmiar naszej planety podany przez Eratostenesa. Na marginesie dodajmy, że kardynał Pierre d’Ailly († 1420) w dziele Imago mundi (ok. 1410) podał obwód Ziemi mniejszy o prawie 8 tysięcy kilometrów od faktycznego, co było silnym – choć nieco mylącym – argumentem dla Kolumba o możliwości opłynięcia statkiem Ziemi naokoło[96].

Na nasze szczęście również św. Tomasz z Akwinu wspomniał w XIII wieku o ówczesnych przekonaniach na temat rozmiarów świata. Najpierw porównał Ziemię ze Słońcem:

„Masa Ziemi nie tylko ujęta jest w kulę, ale jest niewielka w porównaniu z rozmiarami innych gwiazd. Astronomowie wykazują, że Słońce jest 170 razy większe niż Ziemia, chociaż jego odległość od nas sprawia, że widzimy je tak, jakby miało tylko jedną stopę średnicy”[97].

Nic dziwnego, że i temu wielkiemu myślicielowi średniowiecznemu nasuwają się liczne wnioski o znikomości Ziemi w ogromnej przestrzeni kosmicznej. Oto kilka zdań św. Tomasza, które jasno oddają średniowieczne wyobrażenia o realiach kosmicznych:

„Z rozważań astronomów jasne jest, że Ziemia jest znacznie mniejsza od niektórych gwiazd i że jest jak punkcik w porównaniu z najbardziej oddaloną sferą niebieską”[98].

„Masa Ziemi jest jakby w ogóle niczym wobec rozmiarów tego, co ją otacza, a według astronomów porównana z [kosmiczną] sferą zewnętrzną, jest zaledwie punktem”[99].

„Jeśli weźmie się pod uwagę fakty wykazane przez matematykę, odrzucić trzeba będzie dziecinne poglądy: jedynie osoby proste i niewykształcone mniemają, że gwiazdy są małe, tylko z tego powodu, że takie się wydają, kiedy patrzymy na nie z daleka. […] Gdyż ciała gwiazd i sfery [ich obrotów] są niewyobrażalnie większe niż rozmiar Ziemi i tego, co znajduje się w jej pobliżu”[100].

W podsumowaniu tego etapu naszej wędrówki po zaułkach średniowiecznej astronomii nie pozostaje nam nic innego, jak powtórzyć to, co już pół wieku temu pisał angielski apologeta chrześcijański C.S. Lewis († 1963) na poruszony tutaj temat. Zauważył on, że utrzymująca się opinia na temat rzekomego powiązania w starożytności i w średniowieczu obrazu Ziemi jako najważniejszego stworzenia Bożego z przekonaniem o niewielkich rozmiarach kosmosu nie ma żadnych podstaw:

„Ogrom wszechświata nie jest nowym odkryciem. Już tysiąc siedemset lat temu Ptolemeusz nauczał, że w stosunku do odległości gwiazd stałych całą Ziemię trzeba uznać za znikomy punkt. Jego system astronomiczny został w «ciemnych i średnich wiekach» powszechnie przyjęty. Dla Boecjusza, króla Alfreda, Dantego i Chaucera znikomość Ziemi była takim samym banałem [co dla nas]. Twierdzenia przeciwne, występujące we współczesnych książkach, wynikają z ignorancji”[101].

Lewis napisał swoje słowa ponad pół wieku temu. Do dzisiaj w tej materii niewiele zmieniło się na lepsze[102].

Jeśli nie rozmiar Ziemi miał być rozstrzygającym atutem, dlaczego przyznano jej najważniejsze miejsce w kosmicznym rankingu średniowiecza, to może Ziemia mogła stanąć na podium z powodu swojego przebywania w samym środku wszechświata? To mniemanie zdaje się dzisiaj dość powszechne:

„Ziemię przez większość dziejów ludzkości uważano nie za planetę, lecz za środek (lub podstawę) Wszechświata. W XVI wieku została zdetronizowana przez Mikołaja Kopernika”[103].

Łatwo zauważyć, że dzisiejszemu komentatorowi fakt umieszczania naszej planety w centrum nieodparcie nasuwa skojarzenie, że Ziemia miałaby być „na tronie”, a więc w najważniejszym miejscu w świecie. Skoro już nie jest w centrum, oznacza to jej „detronizację”. Nie jest to jednak prawdą. Dla ludzi średniowiecza „Ziemia była centrum wszechświata nie z powodu swojej ważności, ale – co dla nas dziwne – z powodu swojej znikomości w całości systemu kosmicznego”[104].

Już u św. Augustyna można znaleźć sporo tekstów świadczących o świadomości podrzędnego miejsca Ziemi w całości kosmosu. Kiedy czwartego dnia stworzenia Bóg powołał do istnienia gwiazdy, to ich światło padające na Ziemię „oświetliło niższe regiony świata (illustretur inferior)”[105]. Zwierzęta zamieszkały „niższą część świata (in inferiore parte mundi)”[106], nazwaną też „najniższą częścią świata (infimi huius loci)”[107]. Ziemia, w przeciwieństwie do szlachetnych sfer niebieskich, jest siedliskiem demonów, które zostały wygnane z nieba do „regionów niskich i mglistych”[108]. Dlatego też w wartościowaniu różnych sfer kosmicznych trzeba ją zestawiać z demoniczną czeluścią piekieł: „Ziemia wraz z otchłanią otrzymała najniższe miejsce (terra cum abysso imum obtinet locum)”[109].

Tak samo traktowali rolę naszego globu inni autorzy tamtych czasów. Jan Szkot Eriugena pisał: „Ziemia zajmuje miejsce zarazem środkowe i najniższe (imum siquidem mediumque in creaturis obtinet locum)”[110].

A Jan Sacrobosco wskazuje w XIII wieku, że Ziemia jest ciężka, zmienna i pełna „korupcji”, czyli zepsucia i rozpadu, od czego inne ciała niebieskie są – jak wówczas uważano – wolne[111].

Środek świata nie był uważany za miejsce najlepsze, ale wręcz przeciwnie – za najgorsze. Widzieliśmy to już wcześniej w opisach Dantego Alighieri. Ilustruje to wyraźnie jedno z najbardziej typowych źródeł poznania średniowiecznych poglądów kosmologicznych, dzieło Honoriusza z Autun z XIII wieku: „W środku świata, «u spodu» Ziemi umieścił Honoriusz piekło, a dno tego piekła, to siedziba smoków i wężów”[112].

Tomasz raczej nie szczędził naszej planecie słów krytycznych:

„W całym wszechświecie Ziemia, będąc w środku, jest ze wszystkich ciał najbardziej materialna i nieszlachetna, a sfera najbardziej zewnętrzna jest najbardziej szlachetna”[113].

Podobne wnioski wysnuwano i z tego, że ruch wszystkich innych ciał niebieskich po okręgu uważany był za wieczny i obdarzony boskimi cechami, a spoczynek Ziemi w centrum był dowodem jej ociężałości[114]. Ciało szlachetne, niebiańskie, nie może spoczywać, musi być w ruchu[115].

Wniosek nasuwa się z całą siłą: gdyby miało się okazać, że Ziemia jednak porusza się po okręgu, a nie spoczywa ociężale w „kosmicznym bagienku” środka wszechświata, to byłoby to odbierane jako awans do grona innych, szlachetniejszych ciał niebieskich, a nie jako detronizacja. Owszem, wiemy, że później, za czasów Galileusza istniały silne opory wielu katolików, w tym również oficjalnych przedstawicieli Kościoła, wobec możliwości ruchu Ziemi wokół Słońca. Wiemy, że doprowadziło to do odrzucenia heliocentryzmu. Ale opory te miały zupełnie inne powody, nie zaś odczucie rzekomej „detronizacji”. Nieporuszanie się ociężałej Ziemi[116] było odbieranie tylko jako dowód tego, że ciała ziemskie są z natury gorsze od obiektów kosmicznych[117]. Kiedy zwolennicy nowej nauki Kopernika zwiastowali zdumionemu światu jej założenia, czynili to na przykład w 1536 roku takimi słowami: „Słońce zajmuje najniższe (imus mundi), a więc centralne miejsce (medium locum) we wszechświecie”. Takich słów użył w liście do Kopernika arcybiskup Capui, kard. Mikołaj Schönberg (1472-1537). List ten popierał naukę o ruchu Ziemi i stanowił wstęp do pierwszego wydania De revolutionibus[118]. Świat był zaskoczony nie rzekomą detronizacją Ziemi, lecz detronizacją Słońca. Natomiast zaskakująca była nobilitacja Ziemi, która – jak się okazało – wcale nie spoczywa w najgorszym miejscu kosmosu!

Podobnie przekonywał w XVII wieku Galileusz: „ci, którzy głoszą, że Ziemia ani ruchu nie posiada, ani światła własnego”, a więc zwolennicy dawnej nauki geocentrycznej, „wykluczają ją z tańca gwiazd; a jednak Ziemia ma swój ruch i przewyższa Księżyc jasnością, nie jest więc ściekiem (sentina), gdzie zbiera się wszelka nieczystość i przyziemna brzydota”[119]. Ten argument wraca u Galileusza wielokrotnie, a najwyraźniej widać to w jego popularnym wykładzie nauki Kopernika, mianowicie w Dialogu o dwóch największych systemach świata. Czytamy tam: „Co do Ziemi, to pragniemy ją udoskonalić i uszlachetnić (nobilitarla e perfezionarla), skoro staramy się ją przedstawić podobną do ciał niebieskich i jakby umieścić na niebie, dokąd wasi filozofowie zakazali jej wstępu”[120].

Sławetne „wstrzymanie Słońca i poruszenie Ziemi” okazuje się zatem w jego oczach oczywistą nobilitacją naszej planety i ma być nawet magnesem przyciągającym nowych zwolenników do teorii kopernikańskiej. W Dialogu zwolennik ruchu Ziemi pyta: „Skoro planety oddziałują na Ziemię przez swój ruch i swoje światło, może Ziemia jest nie mniej potężna i oddziałuje na nie swoim światłem, a kto wie, może i nawet swoim ruchem?”. W odpowiedzi zwolennik teorii astronomicznej o nieruchomej Ziemi w centrum kosmosu odpowiada: „Żaden z filozofów nie powie przecież, że ciała niższe (jak Ziemia) mogą oddziaływać na ciała niebieskie, gdyż i Arystoteles jasno to mówi”[121]. Dla Galileusza zwycięstwo idei Kopernika byłoby również ostatecznym kosmicznym awansem Ziemi, skoro o teorii ewentualnego ruchu Ziemi mówi w takich słowach: „Sądzimy, że Ziemia dostępuje tej samej doskonałości, co inne ciała wchodzące w skład kosmosu, jako że jest ciałem ruchomym i wędrującym, nie ustępując Księżycowi, Jowiszowi, Wenus i innym planetom”; dlatego że „Ziemia obdarzona jest tymi samymi właściwościami, co ciała niebieskie”[122].

O wiele wcześniej kardynał Mikołaj z Kuzy († 1464) snuł przypuszczenia, że dla podróżującego po wszechświecie obserwatora kosmos wyglądałby tak samo z każdej gwiazdy, gdyż jest on nieskończoną przestrzenią wypełnioną gwiazdami, z których każda obraca się wokół swej osi. Ziemia w jego oczach urosła i nazwał ją „szlachetną gwiazdą”[123]. Zaliczenie Ziemi do grona pozostałych ciał niebieskich było wyraźnie odczuwane jako wywyższenie, a nie jako degradacja naszej planety.

Wszystko to jest oczywiście kontynuacją dziedzictwa antyku. Makrobiusz, który tak silnie wpłynął na naukę średniowieczną, „twierdził, że przy stworzeniu świata […] to, co mniej czyste, cięższe, spadło do środka”. Nic dziwnego więc, że „Wszechświat średniowieczny był antropoperyferyczny, znajdowaliśmy się na peryferiach Wszechświata”. To „ludzie renesansu zapomnieli, że w średniowieczu byli uważani za kosmiczny śmietnik, dlatego też z trudem przyjmowali to, że zajmują przeciętne miejsce we Wszechświecie”[124].

g. Średniowieczna czasoprzestrzeń
Obraz starożytnego czy średniowiecznego kosmosu zakładał jako oczywistość, że jest on skończony. W swoim centrum zawierał naszą Ziemię, następnie na coraz dalszych orbitach miały krążyć wokół Ziemi kolejne ciała niebieskie: Księżyc, planety i Słońce. Wreszcie w bezkresnej oddali znajdowały się gwiazdy rozmieszczone na jednej sferze, co oznaczało, że wszystkie one są od nas w tej samej odległości. Jaka to była odległość? Rozmaicie szacowano rozmiary kosmosu, ale niekiedy odpowiadało to znanym dzisiaj rozmiarom naszego Układu Słonecznego. W takiej mniej więcej odległości miałyby krążyć wokół Ziemi gwiazdy – i na tym świat by się kończył. Dalej już nie było nic. Ale co to właściwie znaczy: nic? Jeden z najwybitniejszych astrofizyków naszych czasów, Stephen Hawking, komentuje to tak:

„[Astronomiczny] model Ptolemeusza został przyjęty przez Kościół chrześcijański jako obraz wszechświata, który był zgodny z Pismem Świętym, tym bardziej że miał wielką zaletę: zostawiał sporo miejsca poza sferą gwiazd stałych w których można było umieścić raj i piekło”[125].

Czy jednak odpowiada to rzeczywistości? Czy to popularne wyobrażenie o ograniczonym przestrzennie średniowiecznym kosmosie, „poza którym jest jeszcze sporo miejsca”, jest zgodne z prawdą?

Zacznijmy nasze rozważanie od problemu pojęcia czasu. Dla pełni obrazu cofnijmy się jeszcze raz do dawniejszych wieków, aż do Orygenesa, czyli do połowy III wieku. Teolog ów interpretował Księgę Rodzaju w ten sposób, że nasz świat został stworzony „w czasie”; miało to znaczyć, że czas płynął sobie już wcześniej, a potem, w odpowiednim momencie na Bożym zegarze, powstał świat: „jest jedna sprawa spośród zasad przyjmowanych przez Kościół, a mianowicie, że świat nasz został stworzony w określonym czasie oraz że zgodnie z zapowiedzianym wszystkim bytom końcem wieku musi zginąć”. Orygenes dodaje jednak zaskakującą dzisiejszego czytelnika uwagę: „jak po skończeniu naszego świata będzie inny świat, tak też istniały inne światy, zanim nasz świat zaistniał”[126]. Jasno wynika z tego pojęcie czasu absolutnego, który płynie niezależnie od materialnego świata. Pewne dwa momenty tak rozumianego strumienia czasu, rozdzielone skończoną liczbą wieków, oznaczają stworzenie i zakończenie naszego świata, jego początek i kres[127].

Ale nie wszyscy uczeni ludzie antyku i średniowiecza wyznawali podobne poglądy. Arystoteles, a za nim – jak widzieliśmy – Augustyn odrzucał ideą czasu absolutnego i uważał, że warunkiem istnienia czasu jest ruch materii: tam gdzie nie ma materii, a więc i jej ruchu, tam czas po prostu nie istnieje.

Św. Tomasz w XIII wieku przytacza wspomnianą wyżej opinię św. Augustyna i dodaje swoje zdanie na temat ewentualnego istnienia świata „od zawsze”: „Nie ma sprzeczności między tymi dwoma stwierdzeniami: że coś zostało uczynione przez Boga oraz że nie było takiego momentu, kiedy by to coś nie istniało”. Cóż to znaczy? Że Bóg mógłby, gdyby chciał, uczynić coś, co istniałoby „od zawsze”[128]. Św. Tomasz podsumowuje swoją tezę zwięźle: „Nie będzie herezją powiedzieć, że mieści się w mocy Boga, aby coś stworzonego przez Niego było zawsze”[129]. Dzisiejszemu zaniepokojonemu katolikowi trzeba od razu wyjaśnić, że coś stworzonego a istniejącego zawsze nie konkurowałoby bynajmniej z Bogiem co do przymiotu wieczności. Trwanie przez niekończącą się liczbę lat i wieków to zupełnie nie to samo, co Boża wiekuistość. Wiekuistość Stwórcy to trwanie w ogóle poza czasem i obejmowanie Boskim poznaniem wszystkich chwili od początku świata do jego końca w jednym akcie poznania[130].

Owszem, św. Tomasz opowiada się za tym, że faktyczny świat jednak nie istnieje wiecznie i że został powołany do bytu w pewnym momencie czasu. Ale co dla nas jest ważne w tym miejscu: choć według Tomasza prawdziwy świat istnieje tylko skończoną liczbę lat, to – gdyby Bóg tak zaplanował – mógłby istnieć nieskończenie długo: mógłby być w tym sensie wieczny. Była to, nawiasem mówiąc, zaskakująco popularna idea w średniowieczu[131]. Jak się to ma do wymogu dosłownej interpretacji Biblii, której zwolennikiem był Tomasz wraz ze wszystkimi największymi teologami starożytności i średniowiecza?

„Dla Tomasza dosłowne znaczenie Pisma Świętego jest tym, które Bóg, jako jej Autor, zamierzył dla swoich słów. Sens dosłowny zawiera więc metafory, porównania i inne figury retoryczne przydatne, aby prawdę Biblii dostosować do możliwości zrozumienia czytelnika. Na przykład kiedy czytamy w Piśmie Świętym, że Bóg wyciągnął swą dłoń, nie należy myśleć, że Bóg ma ręce. Dosłowne znaczenie tego fragmentu Biblii dotyczy Bożej mocy, a nie anatomii. Podobnie nie należy myśleć, że sześć dni stworzenia wspomnianych na początku Księgi Rodzaju oznacza dosłownie działanie Boga w czasie, gdyż Boże działania stwórcze są momentalne”[132].

Kolejnym zagadnieniem jest pojmowanie przestrzeni w obrazie kosmosu starożytnych i średniowiecznym myślicieli chrześcijańskich. Podobnie zresztą jak w przypadku rozważań o wieczności, także refleksje Tomasza dotyczące przestrzeni są wzorowane na jego filozoficznym mistrzu, Arystotelesie. Zaczniemy więc od spojrzenia na tekst sprzed dwóch tysięcy czterystu lat, autorstwa tego greckiego filozofa, zatytułowany Fizyka. Arystoteles omawia następujący problem: jeśli cały kosmos jest ograniczony przez sferę gwiazd i żaden obiekt kosmiczny nie znajduje się poza nią, to co właściwie jest dalej? Co by się stało, gdyby hipotetyczny podróżnik próbował przeniknąć poza sferę gwiazd? Gdyby ktoś tam dotarł i próbował na przykład wysunąć dłoń poza granice niebios? Aby zrozumieć to zagadnienie, musimy pamiętać nieustannie, że przez słowo „niebiosa” rozumie on zewnętrzną sferę ograniczającą kosmos, na której znajdują się gwiazdy, rozmieszone w równej odległości od równie kulistej Ziemi:

„Niebiosa nie są «gdzieś». Jako całość nie są w żadnym miejscu, gdyż nie są w niczym zawarte. […] Jest tak dlatego, że każda rzecz, która jest «gdzieś», jest «czymś» i obok niej muszą istnieć jeszcze jakieś inne rzeczy, w których się ona zawiera. Ale poza wszystkim, czyli całością, nie ma przecież niczego i dlatego wszystkie rzeczy są wewnątrz niebios, gdyż niebiosa są wszystkim. […] Dlatego Ziemia jest ogarnięta wodą, woda – powietrzem, powietrze eterem, a eter – niebiosami. Ale nie można kontynuować tego rozumowania i powiedzieć, że niebiosa są w jeszcze w czymś. […] Wszystko jest zawarte w czasie i wszystko jest wewnątrz sfery całości”[133].

Nie można więc wysunąć dłoni poza granice kosmosu, gdyż to, co nazywamy przestrzenią lub miejscem, jest skończone i dalej po prostu przestrzeni nie ma: przestrzeń ma skończoną objętość. Na marginesie można dodać, że jakkolwiek Arystoteles nie miał żadnego powodu, aby zastanawiać się nad możliwością rozszerzania się wszechświata o skończonych rozmiarach, to w ramach jego systemu fizyki byłoby to możliwe: „Co można powiedzieć o ciałach rosnących? Z naszych założeń wynika, że ich miejsce musi rosnąć wraz z nimi”. Zastanawiał się natomiast nad pojęciem czasu i było dla niego oczywiste, że kategorie czasu odnosiły się tylko do wnętrza kulistego kosmosu ograniczonego sferą gwiazd: „czas jest ruchem sfery, gdyż wszelki inny czas mierzymy względem tego właśnie ruchu”[134], pisał, odnosząc się do miar czasu zależnych od ruchów ciał niebieskich (miara roku, miesiąca i dnia zależna jest przecież od ruchu gwiazd, Słońca i Księżyca). Jak więc Arystoteles rozumie kosmos? Jest on przestrzenią o skończonych rozmiarach, teoretycznie rzecz biorąc, mógłby się rozszerzać, a wtedy jego objętość by rosła, a miarą ruchu elementów znajdujących się w tej przestrzeni jest płynący czas. Poza tą przestrzenią pojęcia miejsca i czasu nie mają żadnego sensu.

Po tym nieco dłuższym fragmencie dotyczącym Arystotelesa pora na główny punkt naszych zainteresowań na tym etapie: na żyjącego półtora tysiąca lat później św. Tomasza. Czerpiąc obficie ze swojego pogańskiego poprzednika, ów średniowieczny dominikanin pisze o kulistej sferze niebios ograniczającej kosmos, czyli zamykającej przestrzeń, w której mogą znajdować się naturalne obiekty fizyczne. Tomasz wyjaśnia w kolejnych etapach, że poza tak rozumianymi niebiosami nie ma żadnego „miejsca” (extra caelum non est locus), nie ma też żadnej próżni, w której ewentualnie mógłby się znaleźć jakiś przedmiot (extra caelum non est vacuum), nie ma też czasu, a wskutek tego nie istnieje też żadna możliwość ruchu (extra caelum non potest esse nec tempus nec motus): „Poza niebiosami nie ma ani miejsca, ani próżni, ani czasu – gdyż o tych trzech pojęciach wspominaliśmy, że dotyczą rzeczy naturalnych”[135].

Ponieważ oczywiście św. Tomasz przyjmował istnienie nie tylko tego, co naturalne, ale także tego, co nadprzyrodzone, więc nie wszystko, co istnieje, zawiera się w przestrzeni ograniczonej niebiosami. Ale uwaga: „o takich bytach mówimy, że istnieją «tam», to jest poza niebem, nie w sensie miejsca, lecz w takim znaczeniu, że nie zaliczamy ich do przedmiotów ograniczonych przez byty cielesne, jako że przekraczają wszelką naturę materialną”[136]. „Poza kosmicznym niebem” nie oznacza więc wcale „nieco dalej niż sfera gwiazd stałych”; oznacza raczej istnienie „w przestrzeni” niemającej żadnych punktów wspólnych z tym, co my nazywamy przestrzenią. Pewne ślady rozważań na ten temat można znaleźć w myśli chrześcijańskiej dużo wcześniej: na przykład już w tekście św. Grzegorza z Nyssy z IV wieku. Św. Makryna mówi tam, że „miejsce jest właściwą kategorią jedynie dla ciał, a dusza, będąc niematerialna, nie jest ani z konieczności, ani ze swej natury związana z żadnym ciałem”[137].

Św. Tomasz nie był bynajmniej odosobniony w swoich poglądach. Za jego czasów wyszła wspomina już praca Obraz świata (L’image du monde) Mistrza Gautiera. Ciekawy jest jego dowód okrągłego kształtu całości kosmosu. Także Gautier wychodzi z założenia, że poza całością wszechświata ograniczonego sferą niebios nie ma ani miejsca, ani próżni. Świat jest okrągły właśnie dlatego, że poza nim nie ma żadnej przestrzeni! Gdyby miał jakikolwiek inny kształt, to podczas obrotu jego „wystające” nieco części „wychodziłyby” chwilowo poza obręb świata, co jest sprzeczne samo w sobie: poza światem nie ma przestrzeni, w którą można by „wychodzić”[138]. Jedyny możliwy kształt takiej przestrzeni jest doskonałą kulą.

Gautier z Metz przekazuje też niezmiernie ciekawe przekonanie o matematycznej racjonalności całego stworzonego świata, w którym wewnętrzny porządek wynika z rozumnego Bożego planu stworzenia. Powołuje się kolejno na znane wówczas działy matematyki: arytmetykę, geometrię i astronomię, wskazując na najwyższy pożytek z ich dogłębnego poznania. Zacznijmy od pierwszego z owych działów: „Kto dobrze znałby arytmetykę, we wszystkim widziałby porządek. Bowiem według planu (ordenance) świat powstał i według planu zakończy również swoje istnienie”[139]. To samo wynika z jego słów powołujących się dalej na geometrię: „Kto dobrze zna się na geometrii, widzi miarę we wszelkich sprawach. Gdyż według miary powstał świat oraz wszelkie inne rzeczy wysokie, niskie i głębokie”[140]. Astronomia zaś pozwala w pełni poznać Boży zamysł stworzenia:

„A kto dobrze poznałby astronomię, wiedziałby, jak znaleźć przyczynę (raison) wszelkiej rzeczy. Gdyż nasz Pan uczynił wszystkie rzeczy rozumnie (par raison) i nadał imię każdej rzeczy”[141].

Kolejny przykład podobnych poglądów możemy znaleźć u wspomnianego już wpływowego trzynastowiecznego prawnika i polityka z Florencji, Brunetto Latiniego (1220-1294). Latini poruszał problem historii czasu (jeśli można tak to nazwać, odwołując się do frazy użytej przez współczesnego astrofizyka S. Hawkinga):

„Pojęcie czasu nie należy do stworzeń, które są ponad niebem, ale do tych, które są pod niebem. Przed początkiem świata nie istniał żaden czas, gdyż czas został uczyniony i zaprowadzony w tym właśnie początku”[142].

Tematyka ta interesowała go w związku z wiecznością Boga, która bynajmniej nie polega na tym, że miałby On istnieć nieskończenie długo. Odwieczność Boga jest wyższego rodzaju:

„Wieczność Boga jest przed wszelkim czasem, w Nim nie ma podziału na czas przeszły i czas teraźniejszy ani też na czas, który dopiero nadejdzie. Wszystko jest dla Niego obecne, gdyż obejmuje wszystko w swojej odwieczności, choć dla nas istnieją takie właśnie trzy czasy […]. Bóg tak doskonale pojmuje wszystko to, co uczynił, co czyni oraz co dopiero uczyni, że wszystko to jest dla Niego jakby teraźniejsze”[143].

Biskup Robert Grosseteste (1175-1253), założyciel naukowej szkoły brytyjskiej, dowodził, że „czas powstał wraz ze stworzeniem świata i dlatego nie rozciąga się w nieskończoność ani wstecz, ani wprzód”[144]. Nie zgadzał się w tym punkcie z Arystotelesem, który twierdził, że czas nie ma początku i istnieje odwiecznie[145].

Jak widać, obraz starożytnego kosmosu sformułowany przez największe umysły średniowiecza wykazuje pewne zadziwiające analogie do całkiem nowoczesnych wniosków współczesnej fizyki. Okazuje się, że w pewnych aspektach średniowiecznemu obrazowi kosmosu bliżej jest do dwudziestowiecznej wizji Einsteina niż do zasad fizyki Newtona z XVII wieku. Izaak Newton bowiem podał takie określenie czasu: „Absolutny, prawdziwy, matematyczny czas sam przez się i z własnej natury płynie jednostajnie, bez względu na cokolwiek zewnętrznego”; taki czas płynie od minus nieskończoności do plus nieskończoności. A newtonowską przestrzeń absolutną „można sobie wyobrazić jako wielkie pudło bez ścian albo takie pudło, którego ściany znajdują się w nieskończoności”[146]. Natomiast „przestrzeń modelu Einsteina nie rozciąga się do nieskończoności”, lecz zwinęła się do powierzchni kuli: „przestrzeń tego świata jest zamknięta, lecz nieograniczona, bo podróżując stale przed siebie, nie natrafimy na żadne granice”[147]. Oczywiście jest tu tylko pewne słabe podobieństwo do kosmosu średniowiecznego, ale jednak jest. Średniowieczny kosmos miał skończone rozmiary; wielu uczonych twierdziło, że równie skończone wymiary cechują czas; a poza granicami kosmosu pojęcia czasu i przestrzeni w ogóle traciły sens fizyczny.

h. A jednak się kręci!
Przytoczymy teraz kilka przykładów astronomicznych zainteresowań późnośredniowiecznych uczonych, które dotyczą ewentualności obrotu Ziemi wokół własnej osi w czasie jednej doby.

Wydział Sztuki Uniwersytetu Paryskiego intensywnie dyskutował nad tą hipotezą już w XIV wieku; fascynowała ona wówczas wielu jego uczonych[148]. Bardzo wcześnie, bo już w roku 1321 Franciszek z Mayronis pisał w swoich Sentencjach, że pewien znany mu nauczyciel wykładał o możliwości obrotu Ziemi. Miałoby to uprościć astronomię: „gdyby Ziemia się obracała, a niebo spoczywało w spokoju, byłoby to znacznie prostsze”. Jednak po namyśle Franciszek tezę tę odrzucił, gdy zauważył sporo nowych problemów astronomicznych, które powstawały przy tym założeniu, a które wydawały mu się nie do rozwiązania[149].

Później Albert z Saksonii wspominał w roku 1368, że jeden z jego nauczycieli twierdził, iż ewentualność obrotu Ziemi wokół swej osi jest kwestią naukowo nierozstrzygalną. Wywodził: przecież zarówno obrót wszystkich sfer niebieskich wokół Ziemi, jak i obrót Ziemi przy nieruchomych niebiosach dałyby taki sam efekt wizualny. Jak więc przyrodnik może rozstrzygnąć, czy jest tak, czy inaczej?[150]

Najbardziej znane debaty o ewentualności obrotowego ruchu Ziemi prowadziło jednak dwóch wielkich myślicieli XIV wieku, ks. Jan Buridan (najsłynniejszy ówczesny filozof Uniwersytetu Paryskiego) oraz Mikołaj Oresme (filozof i teolog, a także biskup Lisieux). Rozważali oni problem, czy jest możliwe, aby kula ziemska obracała się wokół swej osi w ciągu doby. Wprawdzie obaj wybrali ostatecznie pogląd, że Ziemia jest raczej nieruchoma, natomiast raz na dobę obracają się niebiosa, ale – co ważne – żaden z nich nie rozstrzygał tej dyskusji przez odwoływanie się do Pisma Świętego. Argumenty ich były natury czysto fizykalnej i filozoficznej.

Jak wyglądała debata na ten temat w XIV wieku, kiedy nie znano teleskopu, a wszelkich obserwacji nieba dokonywano gołym okiem? JAN BURIDAN w komentarzu do De coelo et mundo Arystotelesa – dla zilustrowania względności wzajemnego ruchu Ziemi i Słońca, a nawet wszystkich gwiazd – podał przykład dwóch statków poruszających się względem siebie. Pasażer wyglądający przez okno kajuty nie jest w stanie określić, czy on sam znajduje się na pokładzie okrętu, który płynie ruchem jednostajnym, czy też jego okręt stoi w miejscu, a porusza się ten drugi. Ich ruch wydaje się względny dla obserwatora. Wyciągnął z tego wniosek, że możliwości ruchu Ziemi nie da się rozstrzygnąć argumentami astronomicznymi, a tylko pośrednimi.

Przekonywał więc, że o wiele prostsze byłoby, aby poruszała się mała Ziemia, a nie wielkie niebiosa: przecież potrzebne byłyby wówczas znacznie mniejsze prędkości.

Z drugiej strony powtarzał argument stosowany od starożytności: strzała wystrzelona prosto w górę spada w to samo miejsce, z którego ją wystrzelono, co zdaje się zaprzeczać ruchowi obrotowemu Ziemi. Ważąc więc wszystkie „za” i „przeciw”, ostatecznie dochodził do wniosku, że Ziemia raczej się nie porusza i pozostaje w spoczynku[151].

MIKOŁAJ ORESME[152] powtarzał argumenty Buridana. Pytał w Questiones super libris metheorum: „Czy możliwy jest ruch Ziemi (utrum motus terrae sit possibilis)?”. Jego odpowiedź była negatywna. Odpowiadał, że zbyt wiele jest zjawisk astronomicznych, które pozostałyby wtedy niewyjaśnione[153]. Znacznie obszerniej zajął się tym problemem w Traité du ciel et du monde. Przy obracającej się Ziemi astronomia stałaby się znacznie prostsza: na przykład prędkość gwiazd stałych wynosiłaby tylko jeden obrót na 36 tysięcy lat, a nie jeden obrót na dobę. Świat taki byłby więc o wiele mniej skomplikowany niż świat Arystotelesa, a Bóg działałby w sposób najprostszy, co bardziej odpowiada Jego naturze. Co ciekawe, odrzucał argument wystrzelonej do góry strzały. Jest tu analogia, twierdził, do powietrza zamkniętego w kabinie poruszającego się okrętu: strzała porusza się wraz z powietrzem wokół Ziemi. Oresme wykazał więc, że argumenty przeciw rotacji Ziemi nie dadzą się utrzymać[154]. Jednak ostatecznie i jego wniosek był podobny: problem jest nierozstrzygalny na drodze naukowej, gdyż wskutek względności ruchu obie koncepcje są możliwe. Niektóre argumenty Buridana i Oresme wróciły w praktycznie niezmienionej formie u Mikołaja Kopernika.

Jak przedstawia się to zagadnienie od strony wiary Jana Buridana i Mikołaja Oresme? Czy widzieli jakąś sprzeczność swoich hipotez z opisem świata zawartym w Biblii? Buridan w komentarzu do De coelo et mundo Arystotelesa w ogóle nie rozważał potrzeby porównywania hipotezy obracającej się Ziemi z opisem biblijnym, pewnie uważając rzecz za oczywistą: autorzy biblijni posługiwali się językiem potocznym i dlatego ich teksty nie mogą rozstrzygać o problemach astronomicznych.

Mikołaj Oresme, zapewne z tytułu swych funkcji duszpasterskich, obszerniej zajął się zagadnieniem, czy hipoteza obracającej się kuli ziemskiej nie wejdzie czasem w konflikt z przekazem biblijnym. Zwrócił uwagę na takie teksty, jak starotestamentowy opis zatrzymania słońca (Joz 10,12.14), cofnięcie cienia za króla Ezechiasza (Iz 38,8) czy słowa Psalmu 92,1: „Pan umocnił okrąg świata, który się nie poruszy” (firmavit orbem Terrae, qui non commovebitur – Wulgata). Ale rozstrzygnięcie egzegetyczne Mikołaja Oresme było takie, jakiego moglibyśmy spodziewać się i dzisiaj. W sprawie zgodności ewentualnego ruchu obrotowego Ziemi z tekstem Biblii przytoczył dokładnie te same argumenty, które po wiekach podjął Galileusz.

„Pismo Święte, stwierdzając, że słońce krąży, dostosowuje się do ludzkiego sposobu mówienia, podobnie jak na przykład w miejscach, gdzie mówi o Bogu, że czegoś «żałuje» albo że jest «rozgniewany». […] Dlatego można powiedzieć [w Biblii] – zgodnie z zewnętrznymi pozorami – że to niebo, a nie ziemia wykonuje codzienny obrót, choćby w rzeczywistości prawda była odwrotna”[155].

A zatem pod sam koniec średniowiecza akademickie środowisko do powszechnie akceptowanej oczywistości kulistej Ziemi dołączyło również rozważania o tym, czy kula ziemska przypadkiem nie wykonuje jeszcze jakichś ruchów w przestrzeni (co zresztą przypuszczali już niektórzy starożytni astronomowie greccy).


Przypisy

[1] Adelboldus Trajectensis Episcopus, Libellus de ratione inveniendi crassitudinem sphaerae, 1, PL 140, 1104A.
[2] Ilustracja za: en.wikipedia.org/wiki/Ambrosius_Theodosius_Macrobius (2008), źródło: Copenhagen, Det Kongelige Bibliotek, ms. NKS 218 4°.
[3] Bazyli, Komentarze do Hexaemeronu, Homilia 9.
[4] Grzegorz z Nyssy, O duszy i zmartwychwstaniu, 102-103.
[5] Ilustracja za: en.wikipedia.org/wiki/Ambrosius_Theodosius_Macrobius" (2008), źródło: Copenhagen, Det Kongelige Bibliotek, ms. NKS 218 4°.
[6] Ilustracja za: en.wikipedia.org/wiki/Ambrosius_Theodosius_Macrobius" (2008), źródło: Copenhagen, Det Kongelige Bibliotek, ms. NKS 218 4°.
[7] Ilustracja za: en.wikipedia.org/wiki/Ambrosius_Theodosius_Macrobius (2008), źródło: Copenhagen, Det Kongelige Bibliotek, ms. NKS 218 4°.
[8] Ilustracja za: gallica.bnf.fr/ark:/12148/bpt6k58736v (2008), s. 55.
[9] R. Simek, Heaven and Earth in the Middle Ages: The Physical World before Columbus, The Boydell Press 1996, s. 16-17.
[10] M. Hoskin (red.), The Cambridge Illustrated History of Astronomy, s. 69; por. Ch. Walker, Astronomy before the Telescope, s. 128.
[11] „Jovem dico, et Martem, Venerem et Mercurium, quae semper circulos suos circa Solem peragunt sicut Plato docet”, Jan Szkot Eriugena, De divisione naturae (Periphyseon), III, 698.
[12] Faksymile tego tekstu można znaleźć pod adresem: dewey.library.upenn.edu/sceti/ljs/PageLevel/index.cfm?ManID=ljs384&page=1 (2008).
[13] E. Grant, Physical Science in the Middle Ages, s. 61.
[14] P. Zumthor, La mesure du monde: représentation de l’espace au Moyen Âge, Paris 1993, s. 224.
[15] Izydor z Sewilli, Etymologie, 18,3: „Pilam in signo constituisse fertur Augustus, propter nationes sibi in cuncto orbe subiectas, ut maius figuram orbis ostenderet”; por. K.A. Vogel, Sphaera terrae – das mittelalterliche Bild der Erde und die kosmographische Revolution, Elektronische Dissertationen: Georg-August-Universität Göttingen, Philosophische Fakultät, 20 VI 1995, deposit.ddb.de/cgi-bin/dokserv?idn=963563351 (2008).
[16] Izydor z Sewilli, Epistula Sisebuti, 38-41; za: K.A. Vogel, Sphaera terrae
[17] O. Pedersen, The Two Books, s. 89.
[18] Augustyn, De Genesi ad litteram…, I, 12,25.
[19] Augustyn, De Genesi ad litteram…, II, 13,27.
[20] B. Altaner, A. Stuiber, Patrologia, s. 640.
[21] „[Terra] orbis terrae vocatur. Est enim re vera orbis idem in medio totius mundi positus, non in latitudinis solum gyro, quasi instar scuti rotundus, sed instar potius pilae undiqueversum aequali rotunditate persimilis […]. Talis ergo schematis terra mortalibus ad inhabitandum data”, Beda Czcigodny, De temporum ratione, 32; za: K.A. Vogel, Sphaera terrae
[22] Jan Szkot Eriugena, De divisione naturae (Periphyseon), III, 33.
[23] R. Simek, Heaven and Earth in the Middle Ages…, s. 25.
[24] Za: tamże, s. 23.
[25] Honoriusz z Autun, De imagine mundi, 0121A-0122B.
[26] B. Ribémont, Status de l’astronomie et évolution des connaissances sur le cosmos chez les vulgarisateur médiévaux, w: B. Ribémont (red.), Observer, lire, écrire le ciel au Moyen Age, Paris 1991, s. 297-298.
[27] Za: R. Simek, Heaven and Earth in the Middle Ages…, s. 7.
[28] Za: tamże, s. 25.
[29] Za: tamże, s. 36.
[30] Beda (Pseudo-Beda), De mundi celestis terrestrisque constitutione, rozdz. 22-30.
[31] Beda (Pseudo-Beda), De mundi celestis terrestrisque constitutione, rozdz. 34.
[32] Łac. „[…] diversa ratio cognoscibilis diversitatem scientiarum inducit: Eandem enim conclusionem demonstrat astrologus et naturalis, puta quod terra est rotunda, sed astrologus per medium mathematicum, idest a materia abstractum; naturalis autem per medium circa materiam consideratum”, Tomasz z Akwinu, Summa theologiae, I, 1,1.
[33] O. Pedersen, The Two Books…, s. 164.
[34] E. Grant, Le origini medievali della scienza moderna: Il constesto religioso, istituzionale e intellettuale, Torino 2001, s. 199.
[35] Jan Sacrobosco, De sphaera, London 1985 (reprint wydania: Wenecja 1478), s. 10.
[36] Jan Sacrobosco, De sphaera, s. 14.
[37] Jan Sacrobosco, De sphaera, s. 19.
[38] S.C. McCluskey, Astronomies and Cultures in Early Medieval Europe, s. 193.
[39] Tamże, s. 196.
[40] R. Simek, Heaven and Earth in the Middle Ages…, s. 17.
[41] Robert Grosseteste, De sphaera, I, 13.
[42] Robert Grosseteste, De sphaera, I, 13.
[43] Robert Grosseteste, De sphaera, V, 29.
[44] Jan Damasceński, Wykład wiary prawdziwej, II, 7.
[45] Jan Damasceński, Wykład wiary prawdziwej, II, 7. Jeszcze dokładniejszy opis, powołujący się wprost na wejście Księżyca w zwężający się stożek cienia rzucanego przez Ziemię, gdy pada na nie światło znacznie od niej większego Słońca, znajdziemy w podręczniku Jana Sacrobosco, De sphaera, s. 4.
[46] P. Zumthor, La mesure du monde…, s. 220; por. R. Simek, Heaven and Earth in the Middle Ages…, s. 2.
[47] E. Edson, E. Savage-Smith, Medieval Views of the Cosmos, University of Oxford 2004, s. 15.
[48] Tamże, s. 67.
[49] D.C. Lindberg, The Beginning of Western Science, s. 58.
[50] Niektórzy dodają, że być może zwolennikami płaskiej Ziemi byli też: Severian z Gabala (IV w.), Teodor z Mopswestii (ok. 350-430) i Diodor z Tarsu (IV w.). Nie podają jednak żadnych dowodów, zwłaszcza cytatów z ich dzieł, trudno więc odnieść się do takich twierdzeń.
[51] Laktancjusz, Divinae institutiones, III, XXIV.
[52] O. Pedersen, The Two Books…, s. 86.
[53] Kosmas, Topografia chrześcijańska, II.
[54] „Deus tantam molem terrae fundasset super maria […] quasi punctum et globum eam esse contendunt”, Hieronim, Commentariorum in Isaim prophetam libri duodeviginti, 408D; por. S.C. McCluskey, Astronomies and Cultures in Early Medieval Europe, s. 31-35.
[55] T.E. Woods, The Flat Earth Myth, http://www.lewrockwell.com/woods/woods46.html (2008).
[56] O. Pedersen, The Two Books…, s. 87.
[57] Ilustracja za: Gossouin, L’image du monde, http://ia340903.us.archive.org/0/items/limagedumondedem00bibluoft/limage... (2008), s. 95; por. R. Simek, Heaven and Earth in the Middle Ages…, s. 36.
[58] Ilustracja za: http://special.lib.gla.ac.uk/images/chaucer/H59_0006v.jpg (2008).
[59] Notatki Kolumba na marginesie Imago mundi Pierre’a d’Ailly, źródło: J. Swiet, Krzysztof Kolumb, Warszawa 1979, za: http://www.wzks.uj.edu.pl/epi/2004/lha09/index1.html (2008).
[60] Ailly (Pierre d’) (hasło), w: Dictionnaire biographique, http://www.cosmovisions.com/Ailly.htm (2008).
[61] Pierre d’Ailly, Imago mundi, http://www.henry-davis.com/MAPS/LMwebpages/238.html (2008).
[62] Augustyn, De civitate Dei, XVI, 9.
[63] Rupert z Deutz, Commentarius in Genesim, 1,33; za: K.A. Vogel, Sphaera terrae
[64] A. Neckam, De naturis rerum libri duo, 1,16; za: tamże.
[65] Tomasz z Akwinu, Super Meteora, II, III, 156.
[66] P. Zumthor, La mesure du monde…, s. 219.
[67] Dante Alighieri, Boska Komedia, Piekło, pieśń 34, tłum. E. Porębowicz, Kraków 2004; por. Dante Alighieri, La divina commedia, Milano 1966-1967, http://www.liberliber.it/biblioteca/a/alighieri/la_divina_commedia/pdf/l... (2008).
[68] Ilustracja za: http://kidslink.bo.cnr.it/ic6-bo/scuolainospedale/num6-2/divcom/Image8.jpg (2008).
[69] Tomasz z Akwinu, In libros Aristotelis „De caelo et mundo” expositio, II, lectio 26, 6.
[70] S.L. Jaki, God and the Cosmologists, Edinburgh 1989, s. 175n.
[71] M. Hoskin (red.), The Cambridge Illustrated History of Astronomy, s. 38.
[72] Hipolit, Philosophumena (Refutatio omnium haeresium), IV, VIII.
[73] E. Grant, Physical Science in the Middle Ages, s. 62.
[74] Makrobiusz, In somnium Scipionis, 1, 15,8-19, za: S.C. McCluskey, Astronomies and Cultures in Early Medieval Europe, s. 139.
[75] S.C. McCluskey, Astronomies and Cultures in Early Medieval Europe, s. 117.
[76] Boecjusz, Consolatio philosophiae, 2.
[77] B. Altaner, A. Stuiber, Patrologia, s. 627.
[78] Johannes Philoponus, On Aristotle’s on Coming-to-Be and Perishing, t. I, Itaca (N.Y.) 1999, s. 21.
[79] Tamże, s. 675.
[80] Jan Damasceński, Wykład wiary prawdziwej, II, 7.
[81] Jan Damasceński, Wykład wiary prawdziwej, II, 6.
[82] Jan Damasceński, Wykład wiary prawdziwej, II, 10.
[83] P. Duhem, Le système du monde. Histoire des doctrines cosmologiques de Platon à Copernic, t. III, Paris 1958, s. 59.
[84] Jan Szkot Eriugena, De divisione naturae (Periphyseon), III, 723A.
[85] Bovo II z Corvey, In Boetium de consolatione philosophiae, III, 9; za: K.A. Vogel, Sphaera terrae
[86] Że nie była to jakaś powszechna nauka w owym czasie, dowiadujemy się z rysunków zamieszczonych w książce Jana Sacrobosco, De sphaera, s. 5: Księżyc jest zdecydowanie mniejszy od Ziemi, a Słońce – oczywiście od niej o wiele większe.
[87] S. Swieżawski, Dzieje europejskiej filozofii klasycznej, s. 470.
[88] „Li ansiens philosofes, qui savoient arismetique […] ou jemetrie […] pourent bien trouver la grandor des cercles des estoiles”, Brunetto Latini, Li livres dou trésor, Tempe (Ariz.) 2003, s. 76.
[89] Brunetto Latini, Li livres dou trésor, s. 81.
[90] Brunetto Latini, Li livres dou trésor, s. 128.
[91] Ch. Walker, Astronomy before the Telescope, s. 182; por. S.C. McCluskey, Astronomies and Cultures in Early Medieval Europe, s. 203.
[92] P. Duhem, Le système du monde. Histoire des doctrines cosmologiques de Platon à Copernic, t. IV, Paris 1916, s. 279.
[93] Gossouin, L’image du monde, s. 101.
[94] Jan Sacrobosco, De sphaera, s. 13.
[95] Jan Sacrobosco, De sphaera, s. 13.
[96] E. Grant, Physical Science in the Middle Ages, s. 63.
[97] Tomasz z Akwinu, In libros Aristotelis „De caelo et mundo” expositio, II, lectio 28, 543.
[98] Tomasz z Akwinu, Super Meteora, I, 3,3.
[99] Tomasz z Akwinu, Super Meteora, I, 3,8.
[100] Tomasz z Akwinu, Super Meteora, I, 3,6.
[101] C.S. Lewis, Cudy, Warszawa 1958, s. 75.
[102] Jako chlubny wyjątek można przytoczyć amerykańskiego filozofa Petera Kreefta, który w swojej książce broni poglądu, że w średniowieczu uważano Ziemię za kulistą, a jako ówcześnie obowiązujący autorytet przytacza Almagest Ptolemeusza, zob. P. Kreeft, Between Heaven & Hell. A Dialog Somewhere beyond Death with John F. Kennedy, C.S. Lewis & Aldous Huxley, Downers Grove (Ill.) 1982, s. 28.
[103] S. Soter, Planety i cała reszta, „Świat Nauki”, http://portalwiedzy.onet.pl/4868,17280,1387096,czasopisma.html (2008).
[104] R. Simek, Heaven and Earth in the Middle Ages…, s. 7.
[105] Augustyn, De Genesi ad litteram…, II, 13,27.
[106] Augustyn, De Genesi ad litteram…, III, 1,1.
[107] Augustyn, De Genesi ad litteram…, III, 11,16.
[108] Augustyn, De Genesi ad litteram…, III, 10,14.
[109] Augustyn, De Genesi ad litteram…, V, 1,2.
[110] Jan Szkot Eriugena, De divisione naturae (Periphyseon), III, 724C.
[111] Jan Sacrobosco, De sphaera, s. 2v.
[112] S. Swieżawski, Dzieje europejskiej filozofii klasycznej, s. 469.
[113] Tomasz z Akwinu, In libros Aristotelis „De caelo et mundo” expositio, II, lectio 20, 485.
[114] Tomasz z Akwinu, In libros Aristotelis „De caelo et mundo” expositio, II, lectio 4.
[115] Tomasz z Akwinu, In libros Aristotelis „De caelo et mundo” expositio, II, lectio 4; por. D.R. Danielson, The Great Copernican Cliché, „American Journal of Physics” t. 9 (2001) nr 10, s. 1029-1035.
[116] Tomasz z Akwinu, In libros Aristotelis „De caelo et mundo” expositio, II, lectio 4; por. D.R. Danielson, The Great Copernican Cliché.
[117] Tomasz z Akwinu, In libros Aristotelis „De caelo et mundo” expositio, II, lectio 4.
[118] Nicolai Copernici Torinensis de revolutionibus orbium coelestium libri VI, http://la.wikisource.org/wiki/Pagina:Nicolai_Copernici_torinensis_De_rev... (2008), s. 3-4.
[119] Galileo, Sidereus nuncius (1610), w: Opere, t. I, Torino 1996, s. 294.
[120] Galileusz, Dialogo sopra i due massimi sistemi del mondo (1632), w: Opere, t. II, Torino 1996, s. 57.
[121] Galileusz, Dialogo sopra i due massimi sistemi, s. 127.
[122] Galileusz, Dialogo sopra i due massimi sistemi, s. 140.
[123] Ch. Walker, Astronomy before the Telescope, s. 186.
[124] M. Heller, Podglądanie Wszechświata, Kraków 2008, s. 12-14.
[125] S. Hawking, Dal Big Bang ai buchi neri, Milano 1988, s. 16.
[126] Orygenes, O zasadach, III, V, 1-3.
[127] O. Pederson, The Two Books…, s. 99.
[128] „Deus potuit facere aliquid quod semper fuerit”, Tomasz z Akwinu, De aeternitate mundi.
[129] Tomasz z Akwinu, De aeternitate mundi.
[130] Tomasz z Akwinu, De aeternitate mundi.
[131] E. Grant, The Foundations of Modern Science in the Middle Ages, s. 119.
[132] W.E. Carroll, Aquinas and the Big Bang, „First Things” XI (1999), http://www.firstthings.com/article.php3?id_article=3225 (2008).
[133] Arystoteles, Fizyka, IV, 5. Podobne zagadnienia są też poruszone w jego dziele O niebie, w którym stawia pytanie, czy całość świata naturalnego ma rozmiar skończony, czy też nieskończony. Jego odpowiedź idzie w kierunku skończoności świata i kulistego kształtu całości świata naturalnego, czyli kosmosu: O niebie, I, 2-4.
[134] Arystoteles, Fizyka, IV,24.
[135] Łac. „extra caelum neque est locus, neque vacuum, neque tempus”, Tomasz z Akwinu, In libros Aristotelis „De caelo et mundo” expositio, I, 21.
[136] Tomasz z Akwinu, In libros Aristotelis „De caelo et mundo” expositio, I, 21.
[137] Grzegorz z Nyssy, O duszy i zmartwychwstaniu, 103.
[138] Gossouin, L’image du monde, s. 100.
[139] Gossouin, L’image du monde, s. 82.
[140] Gossouin, L’image du monde, s. 82.
[141] Gossouin, L’image du monde, s. 83.
[142] Brunetto Latini, Li livres dou trésor, s. 14.
[143] Brunetto Latini, Li livres dou trésor, s. 14.
[144] Robert Grosseteste, Commentarius in VIII libros „Physicorum” Aristotelis, VIII, 154-155; por. Robert Grosseteste, De finitate motus et temporis.
[145] „Aristoteles erravit in ponendo tempus esse infinitum ex parte ante”, Robert Grosseteste, Commentarius in VIII libros „Physicorum” Aristotelis, I, 14.
[146] M. Heller, Podglądanie Wszechświata, s. 19-20 i 24.
[147] Tamże, s. 83.
[148] Por. P. Duhem, Le système du monde. Histoire des doctrines cosmologiques de Platon à Copernic, t. IX, Paris 1958, s. 325-345.
[149] Za: tamże, s. 327.
[150] Za: tamże, s. 326.
[151] E. Grant, Physical Science in the Middle Ages, s. 65-66.
[152] Tamże, s. 66-67.
[153] Mikołaj z Oresme, Questiones super libris metheorum, III, 3, za: P. Duhem, Le système du monde…, t. IX, s. 326.
[154] Ch. Walker, Astronomy before the Telescope, s. 186.
[155] Mikołaj z Oresme, Traité du Ciel et du Monde, II, 24-25, za: P. Duhem, Le système du monde…, t. IX, s. 366; por. Nicole Oresme, On the Book of the Heavens and the World of Aristotle, http://www.clas.ufl.edu/users/rhatch/HIS-SCI-STUDY-GUIDE/0040_nicoleOres... (2008).