bp Andrzej Siemieniewski
Wracamy więc do początkowych scen filmu z udziałem Stephena Hawkinga Did God Create Universe?, wracamy do przerażonych Wikingów, którzy tak dalece nie rozumieją, co dzieje się podczas zaćmienia Słońca, że wznoszą okrzyki, aby spłoszyć boga-wilka pogrążającego cały świat w ciemnościach. I do systematycznej prezentacji w całym filmie świata religii w taki sposób, że zdaje się stać po stronie niewiele rozumiejących Wikingów, podczas gdy ci, co znają się na zjawiskach przyrody, z religią muszą się pożegnać. Począwszy od Galileusza, „przez trzysta lat nauka odkrywała coraz więcej praw przyrody i wyjaśniała najróżniejsze zjawiska: od błyskawic, trzęsień ziemi i burz aż do blasku gwiazd”, relacjonuje Hawking. A skutek tego procesu dla religijnej wiary? „Każde nowe odkrycie usuwało potrzebę Boga: jeśli zrozumiesz wiedzę wyjaśniającą zaćmienia, to jest znacznie mniej prawdopodobne, że będziesz wierzył w boga-wilka na niebie”.
W boga-wilka zapewne tak. A jak ma się sprawa z wszechmogącym Bogiem znanym z Biblii, Stwórcą nieba i ziemi – czy wiara w Niego też konkurowała z naukowymi wyjaśnieniami zaćmienia Słońca? Czy starożytny i średniowieczny chrześcijanin patrząc w niebo na Słońce znikające za mroczną tarczą Księżyca wznosił w trwodze ręce do nieba błagając, by tym razem już nie bóg-wilk, ale Bóg Ewangelii raczył przywrócić światło dnia? Pamiętamy sceny z filmu Faraon: tam kapłani starożytnego Egiptu chlubili się nadprzyrodzoną mocą przywracania światła słonecznego po zaćmieniu. A czego uczyli o zaćmieniach Słońca średniowieczni kapłani katolickiego Kościoła? Zajrzyjmy do autentycznych świadectw historycznych.
Epoka wielkich triumfów Wikingów zaczęła się na dobre w IX wieku, za czasów cesarza KAROLA WIELKIEGO (742-814) i jego potomków. Długie łodzie Wikingów siały wtedy postrach od Irlandii, Francji i Hiszpanii, po Sycylię i Grecję, a nawet Ruś.
Czego można się było wtedy dowiedzieć na temat zaćmienia Słońca od chrześcijańskich uczonych? Wypróbował to na sobie samym nie kto inny, ale sam cesarz Karol. Swoje zainteresowania astronomią postanowił zrealizować wysyłając list z pytaniem do katolickiego mnicha i pustelnika. Cesarz, zaniepokojony faktem pojawienia się aż dwóch zaćmień Słońca w jednym roku 810, napisał z prośbą o wyjaśnienie przyczyny niezwykłego zjawiska zaniku światła słonecznego. Odpowiedział mu irlandzki mnich DUNGAL († 830) epistołą długą na kilka stronic ze stosownymi wyjaśnieniami[10]. Czegóż za czasów Wikingów na temat zaćmienia Słońca mógł nauczać mnich?
Na to pytanie można odpowiedzieć jednym zdaniem, być może zaskakującym współczesnego czytelnika: tego samego, co dziś, mianowicie, że zaćmienia spowodowane są przesłonięciem słonecznej kuli przez poruszający się w przestrzeni kosmicznej Księżyc. Powstały w ten sposób cień, rzucany przez Księżyc na Ziemię, powoduje pozorne zaćmienie Słońca. Takiej właśnie odpowiedzi doczekał się najsłynniejszy władca wczesnego średniowiecza. I nie było tam nic o kosmicznych wilkach ani o straszeniu demonów. A o czym było?
Po pierwsze, jak wstępnie zauważa Dungal, z problemami zgłoszonymi przez króla należy zwrócić się do specjalistów, gdyż takie zagadnienia należą do specjalności „tych filozofów, których nazywamy przyrodnikami (ad philosophos, hoc est, physicos)”. Szczególnie należy skonsultować sprawę z „przyrodnikami oddającymi się astronomii (physici astronomiae specialiter studentes)”.
Po drugie, najwięksi eksperci w tej dziedzinie żyli niestety dość dawno temu, przed wiekami, dlatego najroztropniej będzie skorzystać ze starych, po większej części przedchrześcijańskich podręczników greckich i rzymskich. Ich autorzy potrafili nie tylko przewidzieć zaćmienia Słońca, ale nawet wyjaśnić, jak powstają (quomodo fieret defectus solis). Wśród ekspertów z dawnych czasów Dungal wymienia Platona (427-347 p.n.e.), Cycerona (106-43 p.n.e.) i Makrobiusza (IV/V w. n.e.). Trzeba zgłębić szczegóły ich nauk i zdawać sobie sprawę z istnienia różnych hipotez naukowych w tych kwestiach.
Po trzecie, zjawisko zaćmienia, choć jest skomplikowane, ma swoje naturalne wyjaśnienie, jeśli tylko zna się strukturę kosmosu. Potrzebne są dane dotyczące samego Księżyca, następnie Słońca i ruchów całego skomplikowanego układu kosmicznego. Ważne jest, by pamiętać, iż Księżyc jest jedynym spośród ciał niebieskich, które nie ma w sobie źródła światła (luce propria caret), a świeci tylko odbitymi promieniami Słońca. Dalej, obiekty kosmiczne dzielą się na gwiazdy stałe (stellae fixae, czyli przytwierdzone na stałe do największej sfery całego kosmosu), oraz na ciała niebieskie błądzące (vagae, czyli poruszające się dość nieregularnie, jak planety). Rozmiary tego kosmosu są ogromne, są setki razy większe niż odległość Ziemi od Księżyca (według naszych jednostek długości byłyby rzędu milionów kilometrów). A ponieważ Księżyc i Słońce nie należą do gwiazd stałych, to nic dziwnego, że w swoich nieregularnych ruchach niekiedy, widziane z Ziemi, „nachodzą na siebie”. I to właśnie jest powodem zaćmień. Mają one miejsce albo wtedy, gdy Księżyc wchodzi w stożek cienia Ziemi (i następuje zaćmienie Księżyca), albo kiedy znajdzie się między Słońcem i Ziemią i zasłoni sobą słoneczną tarczę (zaćmienie Słońca). Zaćmienia są zjawiskiem częstym i dochodzi do nich co roku, nie wszystkie jednak można dostrzec. Dlaczego? Gdyż niektóre zdarzają się na „ukrytej” półkuli Ziemi (in parte latentis hemisphaerii), czyli tej, która jest po przeciwnej stronie niż nasza. Nawet jednak jeśli zaćmienie dotyczy naszej półkuli, to i tak nie wszędzie je widać z powodu kulistości Ziemi (propter globositatem terrae), a więc jej „wypukłości” (propter convexitatem).
Po czwarte, starożytnym uczonym można tylko zazdrościć matematycznej biegłości, skoro potrafili przewidzieć zaćmienie Słońca nie tylko na dziesięciolecia, ale na całe wieki naprzód a nawet tysiąclecia (usque ad quindecim millia annorum).
Tyle odpowiedzi katolickiego mnicha Dungala napisanej do cesarza Karola Wielkiego w sprawie wyjaśnienia przyczyn zaćmienia Słońca za czasów największych triumfów żeglujących po morzach Wikingów.
Nie wiadomo, czy te uwagi zachęciły cesarza Karola Wielkiego do studium astronomii. Wiadomo jedno: we wczesnym średniowieczu na skierowane do katolickiego mnicha pytanie o przyczyny zaćmienia Słońca padała odpowiedź odwołująca się do praw przyrody i wsparta na wiedzy dostarczonej przez najlepsze dostępne wówczas podręczniki astronomii. Wygląda na to, że nie trzeba było czekać aż do XVII wieku i Galileusza, aby dojść do przekonania, że „wszechświat jest machiną rządzoną przez prawa, które ludzki umysł może zrozumieć”[11]. I że średniowieczni mnisi już wcześniej pomagali ludziom uwalniać się od wiary w boga-wilka pożerającego Słońce.
Czy Dungal był wyjątkiem? Bynajmniej, to samo można wyczytać we wszystkich dziełach używanych w IX wieku, które poruszają ten problem. Tak piszą starożytni autorzy, których teksty służyły we wczesnym średniowieczu za podręczniki: czynny na dworze germańskich Gotów Kasjodor (485-580)[12]; biskup z Sewilli Izydor (560-636)[13]; benedyktyński mnich z Brytanii św. Beda Czcigodny (673-735)[14], czy Hraban Maur (780-856), w późniejszych latach swojego życia arcybiskup w Moguncji[15]. Natomiast w żadnym podręczniku nie ma nic ani o kosmicznych wilkach, ani w ogóle o jakichś nadprzyrodzonych przyczynach takich naturalnych zjawisk, jak zaćmienia. Wyjaśnianie tego typu fenomenów przez odwoływanie się przyrodoznawstwa należało do powszechnie przyjętego zwyczaju wczesnego średniowiecza.
1.2 Jeszcze jeden Irlandczyk
To właśnie we wczesnym średniowieczu triumfowali Wikingowie, aż do XI wieku. A jest to fragment dziejów cieszący się nienajlepszą sławą. Prawdę mówiąc, niekiedy nazywano ten czas nawet wiekami ciemnymi. Coś z tego odium pozostało w powszechnej świadomości. Zapytajmy teraz ogólniej: czego można się było spodziewać po stanie nauk przyrodniczych w tamtym czasie? Sprawdźmy, a naszym przewodnikiem niech będzie tajemnicza postać irlandzkiego uczonego, który pisał w IX wieku.
Jest to JAN SZKOT ERIUGENA (ok. 810-877). Jego imię oznacza dosłownie „Jan Irlandczyk urodzony w Irlandii”, gdyż w jego czasach Szkotami nazywano też mieszkańców Irlandii, zaś „Eriugena” oznacza „urodzony w Eriu”, czyli właśnie w Irlandii. Działał na dworze Karola Łysego (823-877), wnuka Karola Wielkiego. Karol Łysy był królem zachodnich Franków, a później nawet cesarzem rzymskim. Eriugena, oprócz łaciny, doskonale znał język grecki, co było w jego czasach umiejętnością rzadką – i bardzo przydatną, jak się zaraz okaże – do komentowania Pisma św. zgodnie z zasadami katolickiej Tradycji, zwłaszcza wschodniej.
a. na początku był rozum
O stanie nauk przyrodniczych w IX wieku dowiemy się najwięcej z komentarza Eriugeny do biblijnego opisu sześciu dni stworzenia, który zawarty jest w jego dziele Periphyseon[16]. Ten grecki tytuł znaczy tyle co O naturze, a książka ma formę dialogu między Wychowawcą a Uczniem. Eriugena starał się zaprezentować całość znanej mu prawdy o Bogu, o świecie i człowieku, która wymagana jest do dobrego zrozumienia Biblii. Chciał przedstawić ją za pomocą narzędzi dostarczanych przez „sztuki wyzwolone”, na przykład geometrię i astronomię. Prawda ukryta w Piśmie Świętym miała w ten sposób stać się dostępna ludzkiemu rozumowi.
Eriugena stwierdza stanowczo, że chrześcijanin powinien interesować się naukami przyrodniczymi: „chociaż w Piśmie Świętym nie natrafimy na nic ustalonego na temat wielkości ciał niebieskich czy odstępów między nimi, to jednak Boży autorytet nie tylko nie zabrania, ale wręcz zachęca do badania rzeczy widzialnych i niewidzialnych”[17]. Owszem, Boga poznajemy na podstawie objawienia biblijnego. Ale nie tylko: „Chrystus ma dwie szaty, które podczas Przemienienia stały się białe jak śnieg, to znaczy literę Bożych Słów oraz zmysłową postać rzeczy widzialnych[18].
Skoro więc tak gorliwie dotykamy szaty słów Pisma Świętego, „aby odnaleźć Tego, do którego ta szata należy”, to dlaczego nie mielibyśmy „badać drugiej szaty, to jest widzialnego stworzenia (creaturam visibilem)”[19]? Przecież biblijne wyrażenie „na początku było Słowo” może przetłumaczyć również „na początku był rozum” albo „na początku była przyczyna”[20]. Przykładem jest tu Abraham, który „poznał Boga za sprawą ruchu gwiazd (conversione siderum)”[21]. Czytamy przecież w Księdze Rodzaju:
„Poleciwszy Abramowi wyjść z namiotu, [Bóg] rzekł: «Spójrz na niebo i policz gwiazdy, jeśli zdołasz to uczynić»; potem dodał: «Tak liczne będzie twoje potomstwo». Abram uwierzył i Pan poczytał mu to za zasługę” (Rdz 15,5-6).
Idąc wcześniejszym tropem Orygenesa i św. Augustyna, także Eriugena powołuje się na alegoryczną interpretację Księgi Wyjścia[22]. Izraelici mając wyjść z Egiptu usłyszeli:
„Sprawię, że Egipcjanie okażą życzliwość ludowi temu, tak iż nie pójdziecie z niczym, gdy będziecie wychodzić. Każda bowiem kobieta pożyczy od swojej sąsiadki i od pani domu swego srebrnych i złotych naczyń oraz szat. Nałożycie to na synów i córki wasze i złupicie Egipcjan” (Wj 3,21-22).
Drogocenny metal z pogańskiego Egiptu posłużył potem do ozdobienia przybytku Mojżeszowego. Podobnie chrześcijanie mają pełne prawo sięgać po osiągnięcia pogańskich filozofów, matematyków i przyrodników, aby przy pomocy ich zdobyczy naukowych budować duchową świątynię Boga.
Świat widzialny można zbadać i zrozumieć, jak jasno stawia sprawę Eriugena: „Nie powiedziałbym, że ten świat został ustanowiony poza możliwościami pojmowania natury rozumnej (ultra intelligentiam rationabilis naturae), gdyż ze względu na nią został ustanowiony”, po czym powołuje się na klasyczny tekst św. Pawła[23]: „Od stworzenia świata niewidzialne przymioty [Boga] – wiekuista Jego potęga oraz bóstwo – stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła” (Rz 1,20).
Dlatego „nie powinniśmy jak nierozumne zwierzęta spoglądać na samą powierzchnię rzeczy widzialnych, lecz powinniśmy również dawać rozumowe wyjaśnienie (rationem reddere) tego, co spostrzegamy cielesnymi zmysłami”. W ten sposób „poprzez stworzenie powraca się do Boga”[24].
Pragnienie poznania położenia ciał niebieskich i ich ruchów to dowód, że w człowieku „pozostaje rozumny impuls (rationabilis motus), za sprawą którego dąży do poznania rzeczy”[25]. To prawda, że jest to poznanie obarczone błędami, ale jednak pozwala stopniowo poznawać naturę świata. Nie należy przy tym uzupełniać braków wiedzy naukowej odwoływaniem się do cudów. Na przykład, przy okazji omawiania położenia Ziemi w samym centrum sferycznego kosmosu, Eriugena przestrzega racjonalnego porządku rozumowania, „aby nie wydawało się, że uciekamy się do cudów Bożej mocy (divinae virtutis miracula), gdy nie możemy wesprzeć naszego rozumowania twierdzeniami wziętymi z natury (rationibus naturae)”[26].
b. jak Eriugena czytał Księgę Rodzaju?
Sposób czytania przez Eriugenę pierwszych rozdziałów Księgi Rodzaju jest zaskakująco podobny do tego, jaki dziś stosują wykształceni katolicy. Irlandzki uczony w IX wieku wyjaśnia, że pierwsza część Biblii opisująca stworzenie świata ma szatę literacką dostosowaną do ówczesnych ludzkich możliwości rozumienia i dlatego nie należy wyciągać z niej nazbyt dosłownych wniosków. Celem biblijnego opisu jest bardziej przekazanie teologii niż danych przyrodniczych:
„Co Stworzyciel uczynił raz i jednocześnie (simul et semel), to Duch Święty rozróżnił przez proroka doskonałością liczby sześć; nie następstwem w czasie (non tempore), lecz rozróżnieniem myślnym (intelligibili distinctione)”[27].
Ten sposób interpretacji Biblii nie był jakąś nowością wprowadzoną przez Eriugenę. Potwierdzają to inne uczone dzieła z tamtych czasów, na przykład Exhymeron. Jest to wykonany ok. 680 roku irlandzki skrót dzieła św. Augustyna De Genesi ad litteram. Streszczenie to miało długość około jednej piątej pierwotnego tekstu i zawierało podstawowe wiadomości o problemach przyrodniczych, które żywo interesowały człowieka wczesnego średniowiecza, na przykład w jakiej formie może istnieć „woda ponad niebem” (Rdz 1,7), jaki jest kształt niebios i ich ruchy, jak poruszają się gwiazdy i Księżyc.
„Bóg nie wypowiadał słów «niech stanie się to lub tamto stworzenie» tyle razy, ile razy jest to wspomniane w tej Księdze [Rodzaju]: «I rzekł Bóg». Wszystko zrodził przecież jednym słowem (unum verbum), w którym wypowiedział wszystko (dixit omnia), zanim stały się poszczególne stworzenia”[28].
W dalszym ciągu swojego wykładu o rodzaju literackim fragmentu Rdz 1-2, Eriugena wyjaśnia sposób działania autora, którego nazywa zgodnie z opiniami swojej epoki Mojżeszem:
„Mojżesz nie mógł opowiedzieć naraz i jednocześnie (semel et simul),
Tego, co Bóg mógł uczynić naraz i jednocześnie (semel et simul)”[29].
Do tego z naciskiem podkreśla, że taka interpretacja nie jest bynajmniej alegoryczna, ale właśnie dosłowna, czyli „fizyczna”. Idąc w tym dokładnie śladami swojego intelektualnego mistrza sprzed ponad czterech wieków, św. Augustyna, Eriugena pisze: „W tych wszystkich przypadkach nie zajmujemy się żadną alegorią (nulla alegoria), lecz samym jedynie fizycznym rozważaniem (physica consideratio)”[30].
Ten rodzaj biblijnej dosłowności nazywa też sensem historycznym. Eriugena powołuje się przy tym na Tradycję, a konkretnie na komentarz św. Bazylego z IV wieku i na innych Ojców Kościoła. Podobnie jak oni, tak teraz Eriugena wcale nie uważa, aby podawane przez niego znaczenie Pisma św. było niedosłowne: „Nie jest naszym zamiarem rozprawianie o alegorycznych sensach moralnej interpretacji, lecz usiłujemy badać kwestię stworzenia rzeczy zgodnie z sensem historycznym (secundum historiam)”[31].
Współczesnego czytelnika niejednokrotnie zaskakuje sposób interpretacji, który dziś nazwalibyśmy alegorycznym lub duchowym, a który dla Eriugeny jest właśnie historyczny i „fizyczny”. Komentując słowa „Bóg widząc, że światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemności” (Rdz 1,4), ten średniowieczny autor irlandzki pisze:
„Nie posługiwaliśmy się alegorią (non allegorizavimus), kiedy powiedzieliśmy, że pod nazwą światła Pismo Święte przedstawiło widzialne i pojmowalne rzeczy, a pod określeniem ciemności – substancjalne przyczyny przekraczające każdy zmysł i intelekt”[32].
Eriugena nie uważał, że w kwestiach przyrodniczo-historycznych musi istnieć jakaś jedna, obowiązująca wszystkich wykładnia. Uczył raczej, że często mamy do dyspozycji różne poglądy, z których należy wybrać najodpowiedniejszy, posługując się krytycznym rozumowaniem. Oto na przykład jego wypowiedź dotycząca stworzenia światła. Cóż mogło znaczyć, że „Bóg rzekł: niech się stanie światłość” (Rdz 1,3)? Znaczenia mogą być najróżniejsze:
- „albo substancjalne ustanowienie cielesnego światła (lucis corporeae)”, jak sądzi św. Bazyli;
- „albo ukształtowanie mocy niebieskich (caelestium virtutum)”, jak u św. Augustyna;
- „albo powszechne przejście pierwotnych przyczyn (primordialium causarum) w ich skutki”;
- niektórzy zaś orzekają, że chodzi tu o „stworzenie anielskiej natury”;
- „inni zaś widzą tu stworzoną naturę widzialnego światła (visibilis lucis)”[33].
Nikt nie jest więc zobowiązany, by na mocy katolickiego dogmatu z konieczności przyjąć tylko jedną z tych wersji: „którąkolwiek interpretację ktoś wybierze, nie oddali się zbytnio od prawdy (non lunge a veritate distabit)”[34], ponieważ „u świętych Ojców odkrywamy wieloraką interpretację tych słów”[35].
Przykłady można by mnożyć: przy lekturze tekstu biblijnego o tym, że uczynił Bóg sklepienie (Rdz 1,7), jedni uważają, że oznacza to cały okrąg niebios (a więc po prostu wszechświat), inni – poszczególne kręgi kosmiczne (co odpowiadałoby dzisiejszemu pojęciu orbity), jeszcze inni – obszar powietrza zawierający parę wodną. Eriugena podaje w końcu swoją własną interpretację, ale z zastrzeżeniem: „nie odrzuciwszy żadnej z powyższych opinii”[36].
Pozwala to ostatecznie na takie interpretacje:
„I oddzielił Bóg światłość od ciemności” (Rdz 1,4) – to jest „oddzielił poznanie skutków (notitiam effectuum) od niezrozumiałości (obscuritate) ich pierwotnych przyczyn”[37].
c. Bóg stworzycielem matematyki i fizyki
Materialna zawartość kosmosu, a więc wszystkie ciała niebieskie i to, co znajduje się na Ziemi, to jeszcze nie całość kosmicznego stworzenia. Istnienie materii zostało uprzedzone przez zaistnienie matematyki, ale uwaga: uprzedzone logicznie, a nie chronologicznie! Logicznie rzecz biorąc, Bóg najpierw stworzył matematyczny świata idei:
„Wszystko według miary i liczby i wagi stworzył Bóg: liczby pojmowane umysłem (intelectuales numeri), ustanowione samą tylko nauką (in sola scientia), z konieczności wiecznotrwałością swojej natury uprzedzają miejsca i czasy (loca et tempora praecedunt); dlatego zaliczają się do [tej kategorii] bytów, które są zarówno wieczne, jak i stworzone (simul et aeterna, et facta)”[38].
Stworzenie materii zostało uprzedzone – też logicznie – przez stworzenie przyczyn początkowych (causae primordiales). Czy można by interpretować je dziś jako prawa przyrody, które przecież rządzą materią od chwili jej pojawienia się? Zobaczmy, jak Eriugena interpretuje pierwsze zdanie Biblii:
„Słowami «Na początku stworzył Bóg niebo i ziemię» (Rdz 1,1) Mojżesz opisuje ustanowienie naraz i jednocześnie (simul et semel) przyczyn początkowych (primordialium causarum) wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych (visibilium et invisibilium)”[39].
Z tego powodu rzeczy stworzone z niczego „zawsze były w Słowie Bożym na sposób przyczynowy (causaliter), mocą i możnością (vi et potestate), poza wszelkim miejscem i czasem (ultra omnia loca et tempora)”[40].
Podobnie jak uczył św. Augustyn, tak samo i Eriugena wyjaśnia, że Bóg stwarza świat wraz z czasem. Można powiedzieć, że Bóg uprzedza w istnieniu świat, ale pod warunkiem, że rozumiemy to uprzedzanie nie w sensie chronologicznym, ale przyczynowym. Oto dwa przykłady takiego rozumienia Bożej przyczynowości:
„Bóg poprzedza wszechświat (universitatem) nie co do czasu (non tempore), lecz tylko z tej racji, że pojmujemy Go jako przyczynę wszystkich rzeczy (causa omnium)”[41].
„Dowiedziałeś się o powszechnym stworzeniu wszelkich świateł niebieskich w ich przyczynach początkowych (in primordialibus causis) przed wszelkim dniem, czasem i miejscem (ante omnem diem, et tempus et locum)”[42].
Eriugena powołuje się na św. Bazylego i powtarza jego porównanie, obrazujące czym są prawa przyrody. Oto stworzenie świata podobne jest do pchnięcia ze zbocza wielkiej kuli, która raz otrzymawszy energię ruchu, będzie się poruszać zgodnie ze swą naturą, aż zatrzyma się u podnóża góry. Stworzony świat mocą pierwotnego impetu będzie się „toczyć”, od początku stworzenia aż po kres czasów (ad finem universitatis). Tym pierwotnym poruszeniem jest stwórcze słowo: „natura rzeczy istniejących” poruszona została „mocą jednego rozkazu (uno praecepto)”[43]. Słowo to trwa w przyrodzie i – jak zobaczymy – może zostać poznane przez dociekliwy ludzki umysł:
„Z przyczyn jeszcze niepoznanych […] dokonało się jednocześnie (simul) stworzenie wszelkich rzeczy widzialnych (rerum visibilium), bez żadnych odstępów czasu czy miejsca (temporum spatiis vel locorum), [….]
[Bóg] jest miejscem wszystkich rzeczy i czasem czasów i wiekiem wieków (locus omnium, tempus temporum, et saeculus saeculorum).
Rzeczy, które z biegiem czasu (per cursus temporum) przyjmują swoje narodziny, zostały stworzone naraz i jednocześnie (simul et semel), w Tym, w którym naraz i jednocześnie (simul et semel) istnieją przeszłość i teraźniejszość, i przyszłość”[44].
d. chemia w ósmym wieku
W tekście Eriugeny akt stworzenia dotyczy w sensie ścisłym tylko tak zwanych czterech elementów. Są to woda, ziemia, ogień i powietrze. Przez analogię moglibyśmy użyć wobec nich współczesnej nazwy pierwiastki (w języku angielskim do dziś pierwiastki to właśnie elements). Byłyby to więc jakby cztery podstawowe „pierwiastki” ówczesnej fizykochemii. Eriugena w niektórych tekstach dodaje do nich jeszcze światło, które odpowiadałoby dzisiejszemu pojęciu energii.
Podstawowy budulec materialnego świata, to „cztery zasadnicze ciała tego świata, złożone z czterech najprostszych elementów (ex quattuor simplicibus elementis), a mam na myśli ziemię, wodę, powietrze i eter”[45]. Drobne różnice terminologiczne (eter czy ogień?) nie muszą nas tutaj zajmować. Dla nas istotne jest coś innego: właściwie tylko wobec nich można mówić o stworzeniu z niczego:
„Elementy najprostsze (simplicia) powstały z niczego (de nihilo); dopiero w połączeniu tworzą wszystkie ciała; wszystkie ciała powstają więc z elementów (ex elementis), elementy zaś – z niczego (de nihilo)”[46].
Co ciekawe, wbrew obiegowej opinii współczesnej na temat średniowiecznej astrofizyki, w niektórych miejscach tekstów naszego irlandzkiego uczonego dostrzegamy wyraźnie, że w jego pojęciu cały kosmos jest jednorodny pod względem materii, z jakiej jest złożony. Nie ma w tym względzie różnicy między materią ziemską a materią obiektów kosmicznych: „Niech powstaną ciała gwiaździste (siderea corpora) w czterech elementach (in quattuor elementis), z jakości tych elementów złożone”[47]. Skutkiem tego:
„Elementy, za sprawą swojego niewidzialnego ruchu i dzięki temu, że łączą się ze sobą nawzajem, tworzą ciała zmysłowe: czy to ciała niebieskie (caelestia), czy to powietrzne, czy wodne, czy ziemskie (terrena); cała sfera niebieska i wszystko, co się w niej zawiera, stało się za sprawą ich połączenia. [Są to] ogień, powietrze, woda, ziemia”[48].
Podczas pomiaru wielkości Ziemi (o szczegółowych wynikach powiemy nieco później), obowiązują – jak zauważa Eriugena – uniwersalne zasady, te same co do świata ziemskiego, jak i świata ciał niebieskich:
„Taką samą rolę spełnia bryła Ziemi (moles terrae) w środku świata, jaką wskazówka w środku zegara słonecznego: […] to samo przecież Słońce rzuca cień zarówno Ziemi, jak i wskazówki”[49].
Identyczna reguła dotyczy też fizyki ruchu: poruszanie się obiektów kosmicznych podlega takim samym prawom, co ruch obiektów ziemskich. Eriugena relacjonuje osiągnięcia starożytnej nauki greckiej w tym zakresie, gdy zauważa: Eratostenes „pojął, że jest jedna i ta sama zasada (unam eandemque rationem) w ruchu cienia wokół wskazówki zegara słonecznego i w krążeniu [cienia] nocy wokół obwodu Ziemi”[50].
Eriugena uważa więc, że prawa fizyki obowiązujące na Ziemi są tymi samymi, które rządzą obiektami kosmicznymi. Jeśli istnieje jakaś dziedzina stworzonej rzeczywistości rzeczywiście odrębna od naszej, ziemskiej, to jest nią sfera złożona z bytów idealnych: idei matematycznych, pierwotnych przyczyn istot stworzonych oraz praw przyrody.
Porównując przyczyny pierwotne (causae primordiales) i „elementy” (czyli owe średniowieczne „pierwiastki”: ziemię, ogień, wodę i powietrze), irlandzki uczony pisze:
„Pomiędzy prostotą przyczyn i elementów, taka zachodzi różnica: naturę przyczyn pojmuje się bez miejsca i czasu (absque locorum et temporum natura); natomiast natura elementów nie może być pozbawiona miejsca i czasu (locis temporibusque carere non potest)”[51].
Wspomniane przyczyny to „proste racje, które są utwierdzone niezmiennym prawem”[52], a więc prawem przyrody. Również stworzenie roślin i zwierząt można tłumaczyć jako skutek powolnego działania ukrytych sił przyrody:
„Jeśli ktoś chce, to może rozumieć, co napisano: «Niechaj się zaroją wody od roju istot żywych, a ptactwo niechaj lata nad ziemią» (Rdz 1,20)» i w takim sensie: «niech gatunki i kształty (genera et species) tych stworzeń zostaną wyprowadzone z tajemnych i głębokich zakamarków natury, w których [uprzednio] zostały stworzone ich przyczyny i początki (causaliter et primordialiter)»”[53].
Więcej na temat interpretacji opisu aktu stworzenia w Księdze Rodzaju można znaleźć w drugiej części Periphyseonu. Eriugena zatrzymuje się tam dłużej nad biblijnym zdaniem: „A Duch Boży unosił się nad wodami” (Rdz 1,2). Jak zaznacza nasz irlandzki uczony, nie należy tego rozumieć w kategoriach czasoprzestrzennych. „Duch nie unosi się ruchem w przestrzeni”, a kiedy mówimy, że jest Przyczyną wszystkich innych przyczyn, to „nie jest tak, że coś w Niej było stworzone wcześniej, a tamto później w aspekcie czasu”[54]. Jest to przecież przyczyna ponadczasowa: „Pewien Syryjczyk, jak mówi św. Bazyli”, przełożył wspomniane słowa Biblii tak: „Duch Boży ogrzewał wody. Ogrzewał, to jest pielęgnował ciepłem Bożej miłości, aby mogły przejść w to, czego są przyczynami. Bo przecież w tym celu jajka są ogrzewane przez ptaki, od których została wzięta ta metafora”[55]. Skutkiem tego działania jest zaś, że:
„Boża Dobroć ogrzewa i użyźnia głębię przyczyn początkowych (causae primordiales), aby z ukrytych tajników swojej natury mogły się ukazać władzy poznania przez wielorakie przechodzenie w rodzaje i formy i właściwe gatunki substancji zmysłowych”[56].
Eriugena nie ułatwia nam wprawdzie zadania zawiłościami swojego literackiego stylu sprzed tysiąca dwustu lat, ale jedno jest jasne: jego wykład Księgi Rodzaju jest zadziwiająco bliski temu, do czego przyzwyczaili nas współcześni nam, nowocześni egzegeci Pisma świętego.
1.3 Kosmos w dziewiątym wieku
W starożytności i średniowieczu spośród różnych dziedzin przyrodoznawstwa zdecydowanie najbardziej rozwinęła się astronomia. Dlaczego? Ponieważ kosmos jest rodzajem gigantycznego, naturalnego laboratorium. Ruchy ciał niebieskich są na tyle regularne i przewidywalne, że można obliczać także ich przyszłe położenie budując skomplikowane modele geometryczne. A potem obserwując niebo można zweryfikować prawdziwość hipotez. Nie dziwi więc, że Eriugena poświęcił wiele miejsca właśnie szczegółom astronomicznym.
Zacznijmy jednak od spraw ogólniejszych, metodologicznych. Astronomia według Eriugeny nie ma być nauką arbitralną, ale racjonalną i eksperymentalną. Jeśli spotykamy rozbieżne opinie astronomów, to należy przyjmować tylko te, których „dowiedli za pomocą niezbitych argumentów i doświadczenia (certis argumentationibus rerum experimento)”[57].
a. system geo-heliocentryczny?
Dzisiejszego czytelnika z pewnością zaskoczy, że system kosmosu przedstawiony w dziele Periphyseon nie może być określony po prostu jako geocentryczny. Częściowo tak jest, skoro Ziemia jest traktowana w sposób oczywisty jako spoczywająca w samym geometrycznym środku wszechświata. Ale istotne są poprawki naniesione na ten obraz, które sprawiają, że jest to geo-heliocentryczny model astronomiczny. Dlaczego? Oto według książki Eriugeny spośród znanych wówczas siedmiu planet tylko jedna, oprócz Księżyca, krąży bezpośrednio wokół Ziemi. Jest to Saturn. Natomiast pozostałe, czyli Jowisz, Mars, Wenus i Merkury mają za centrum swojego ruchu Słońce: „Te planety zawsze poruszają się na orbitach wokół Słońca (semper circulos suos circa Solem peragunt), zgodnie z tym, czego naucza Platon”[58]. Eriugena przytacza też powód wysuwania takiej astronomicznej tezy, a jest nim cykliczna zmiana barwy tych planet, w zależności od tego, czy widziane z Ziemi są „za Słońcem” czy też „przed Słońcem”.
Co zdumiewające, z wyjątkiem Saturna jest to ten sam system, który głosił prawie osiemset lat później, w XVI wieku, Tycho Brahe jako konkurencję dla systemu Kopernika. Ten sam wątek podjął kilka wieków po Eriugenie przedstawiciel szkoły w Chartres, William z Conches († ok. 1154), w Philosophia mundi, załączając nawet ilustrację planetarnych orbit okołosłonecznych[59].
Jest to tym bardziej intrygujące, że zdecydowanie odbiega od obowiązującego wtedy naukowego modelu Ptolemeusza, a także od równie obowiązującego dziś przekonania, że do czasów Galileusza nie do pomyślenia było, aby jakieś ciała niebieskie nie krążyły bezpośrednio wokół Ziemi.
Przejdźmy teraz do zapowiedzianych szczegółów. Spośród nich zapewne najbardziej interesujący dla współczesnego czytelnika jest pogląd Eriugeny na kształt Ziemi. Dla znawców tematu nie ma tu zaskoczenia. Irlandzki uczony uważał oczywiście Ziemię za kulę.
b. kula ziemska
Podręcznik astronomii, który upowszechnił się szczególnie od połowy IX w. to powstałe ok. 420 r. dzieło Martianusa Capelli, De nuptiis Philologiae et Mercurii. Przy okazji trzeba przyznać, że podręczniki miewały wówczas tytuły o wiele barwniejsze niż dziś, skoro po przetłumaczeniu otrzymujemy: O zaślubinach Filologii i Merkurego! W każdym razie książka ta przeżyła swój renesans za Karola Wielkiego i od ok. 800 roku zdobywała sobie coraz większą popularność[60]. W pochodzącym z IX wieku manuskrypcie De nuptiis jest nawet zamieszczony rysunek kosmosu z zaznaczoną w samym centrum Ziemią podpisaną po łacinie: globus Terre[61], czyli „kula ziemska”.
Eriugena uważał Ziemię za kulę z taką oczywistością, że nie podnosił nawet tego jako problemu (jako rzeczy ewidentnie dla czytelnika znanej), ale posługiwał się tą wiedzą podczas swoich rozumowań, np. gdy wywodził, że płaszczyzna zawierająca równik ziemski dzieli Ziemię na dwie części, tak samo jak (dla niego oczywiście kulisty) kosmos:
„Człowiek przenikliwej inteligencji w dogłębnym dociekaniu poszukiwał obwodu całej Ziemi (ambitum totius terrae). A najpierw poznał, że obwód równika niebieskiego, który dzieli na dwie równe części cały obszar Ziemi (orbem terrarum) oraz całą kulę niebios (caelestem sphaeram), składa się z 360 części [stopni]”[62].
Najwyraźniej widać to, kiedy uczony prowadzi nas przez pewien myślowy eksperyment. Ta myślna podróż wokół kuli ziemskiej ma pomóc w zrozumieniu, jak można zmierzyć jej obwód, zwłaszcza w konfrontacji z niewygodnym faktem naukowym: wyniki podawane przez różnych starożytnych, greckich uczonych różnią się wzajemnie o kilkanaście procent!
Eriugena w Periphyseonie najpierw opisał metodę pomiaru obwodu kuli ziemskiej wynalezioną przez greckiego uczonego Eratostenesa (276-196 p.n.e.)[63]. Potem przytoczył wynik uzyskany przez Ptolemeusza, nazywając go przy tym „królem geometrów” (geometricos rex). Ptolemeusz ogłosił, że obwód Ziemi wynosi 252 tys. stadiów (co daje ponad 46 tys. km)[64]. Eriugena z naukowego obowiązku przytacza też inne wyniki: są i tacy, co obliczają obwód Ziemi na nieco mniej, na 180 tys. stadiów[65] (a więc ok. 33 tys. km).
Jak jeszcze wyjaśnić te rozbieżności? Eriugena podał sugestię, że różne wyniki pochodzą być może z wykonywania pomiarów na różnej wysokości: można przecież mierzyć obwód ziemskiej kuli na poziomie morza, ale można też na poziomie gór. Należy więc wyobrazić sobie praktycznie ów obwód i przekonać się w myślach, że jeśli poprowadzi się go nieco wyżej, to będzie trochę dłuższy:
„Trzeba w myśli (rationabili ductu) kreślić pewną linię od szczytów gór wznoszących się w powietrzu, i prowadzić ją wkoło zawsze w równym odstępie od Ziemi, na kształt idealnie kolistego okręgu (rotundissimi circuli), aż doprowadzi się ją do tego samego miejsca, z którego się zaczęła. A spojrzeniem umysłu (mentis contuitu) ujrzy się obwód Ziemi (telluris ambitum) w równych wszędzie odstępach”[66].
c. Ziemia na uboczu kosmosu
Ciekawe są też dla nas uwagi dotyczące faktu położenia Ziemi w samym geometrycznym środku kulistego, jak wtedy mniemano, kosmosu. Dziś powszechnie przyjmuje się, że miałoby z tego wynikać przekonanie o uprzywilejowanym dla naszej planety miejscu w kosmosie, a więc i uprzywilejowanym miejscu człowieka. Jest to jednak anachroniczny błąd. Centralne miejsce Ziemi oznacza, wbrew dzisiejszym obiegowym intuicjom, najniższe miejsce w kosmosie, a nie miejsce uprzywilejowane:
„Przyjmujesz, że Ziemia została umieszczona pośrodku kuli kosmosu (in medio mundanae sphaerae), tak jak widzisz środek w głębi jakiegoś koła albo kuli: pośrodku stworzeń Ziemia zajmuje miejsce zarówno najniższe, jak i środkowe (imum mediumque locum)”[67].
To logiczne dla Eriugeny wynikanie (miejsce środkowe, a więc – logicznie rzecz biorąc – najniższe) powraca wiele razy w Periphyseonie. Eriugena wyjaśnia więc, że „Ziemia zajmuje najniższe miejsce w naturze, zarówno z powodu swojego ciężaru, jak i z powodu nieregularności swoich części”[68]. Rozprasza też wątpliwości, jakie mogłyby nasunąć się czytelnikowi niezbyt biegłemu w zasadach fizyki:
„Chociaż zgodnie z ludzkim mniemaniem sądzi się, że niektóre ciała niebieskie świecą poniżej Ziemi, to jednak badanie przyrody bez wątpliwości poucza, że nie może być żadnej natury niższej od Ziemi (terram inferiore): zajmuje ona w całej organizacji wszechświata miejsce środkowe i najniższe (medium infimumque)”[69].
Dla znawców tematu sprawa ta jest od dawna oczywista: „centralne położenie Ziemi i jej znikoma wielkość była dowodem jej marginalnego znaczenia” we wszechświecie . Odbiegając nieco od tematu, można przy okazji wspomnieć, że kiedy dwieście lat wcześniej św. IZYDOR (560-636), biskup z Sewilli, podawał przykład kosmicznego obiektu, który właśnie jest w nobilitującym centrum, tym ciałem niebieskim okazało się… Słońce. Nie było wprawdzie, według ówczesnej astronomii, w środku całego systemu kosmicznego, ale przynajmniej słoneczna orbita miała się znajdować w środku pomiędzy trzema ciałami bliższymi Ziemi (Księżycem, Merkurym i Wenus), a trzema ciałami dalszymi (Marsem, Jowiszem i Saturnem)[71].
d. dlaczego gaśnie Księżyc?
Czas już przejść bezpośrednio do wątku, który stał się dla nas pierwszym punktem wyjścia rozważań. Czy rzeczywiście Wiking wpatrujący się w niebo podczas zaćmienia Słońca pełen przerażenia, że oto kosmiczny wilk pożera źródło dziennego światła, to reprezentatywny dla wczesnego średniowiecza przedstawiciel europejskiej społeczności? Posłuchajmy samego Eriugeny:
„Księżyc położony jest sto dwadzieścia sześć tysięcy stadiów ponad bryłą ziemską. Dlatego nazywa się sąsiadem Ziemi, która często wchodząc w cień Księżyca (in umbram incidens) i pozbawiona światła słonecznego doznaje ubytku jasności (defectum luminis)”[72].
Sama zasada zaćmień Słońca i Księżyca jest podana nadzwyczaj poprawnie. Gdyby ktoś zgryźliwie zauważył, że odległość Księżyca od Ziemi została znacznie niedoszacowana (126 tysięcy stadiów to ok. 23 tys. km, a więc kilkanaście razy za mało), to warto powtórzyć, że są to obliczenia dokonane przez starożytnych Greków za pomocą liczenia kroków, mierzenia cienia kijka na Ziemi i oceny gołym okiem rozmiaru cienia Ziemi na Księżycu podczas zaćmienia naszego satelity. A wtedy raczej zdziwimy się poziomem dokładności niż stopniem błędu.
Inne błędy wynikały, to prawda, ze słabego przygotowania geometrycznego samego Eriugeny. Widać to, kiedy wyjaśnia nam potem, jak mechanizm zaćmień Księżyca wykorzystać do obliczenia odległości Księżyca od Ziemi. Eriugena myli się co do dokładności tych obliczeń, gdyż taka metoda pozwala jedynie oszacować rząd wielkości, ale i tak cała procedura jest godna podziwu, zważywszy na brak jakiejkolwiek aparatury pomiarowej. Oparta jest przy tym na dobrym zrozumieniu mechanizmu zaćmienia:
„Z obserwacji zaćmienia Księżyca dowiedziono, że znajduje się on w odległości sto dwadzieścia sześć tysięcy stadiów od Ziemi, jako że cień Ziemi, który nazywamy nocą, sama natura tak wysunęła, że dosięga orbity Księżyca (circulum lunae)”[73].
Rozumowanie to opiera się na poprawnej wiedzy, że „środkiem orbity Księżyca jest Ziemia (lunaris circuli centrum terra est)”[74]. Błąd zaś wynika z przekonania, że „taki jest zasięg nocy – czyli cienia rzucanego przez nasz glob w przestrzeń kosmiczną – jak grubość Ziemi wewnątrz okręgu równika”[75], podczas gdy w rzeczywistości jest ponad sto razy dłuższy.
e. jak duży jest świat?
Eriugena przytaczał też za starożytnymi autorami wyniki badań wielkości różnych ciał niebieskich. Nasze współczesne wyobrażenia o tym, że średniowieczny człowiek miałby się uczyć o ogromnej Ziemi, wokół której krąży niewielkie Słońce i zupełnie mały Księżyc okazują się fałszywe.
Zacznijmy od poglądów na temat wielkości Słońca. Eriugena zdawał sobie sprawę z rozbieżnych wyników pomiaru wielkości Słońca w zależności od metod przyjętych przez różnych autorów. Dzielił się też swym przekonaniem, że sprawa jest o wiele trudniejsza niż w przypadku Księżyca, na którym przynajmniej czasem (podczas zaćmienia) widać cień Ziemi, której wielkość znamy. W przypadku Słońca zdani jesteśmy na o wiele słabsze przesłanki. Pierwszym oszacowaniem, bardzo zgrubnym, była obserwacja, przy znanej wielkości Ziemi i Księżyca, że Słońce musi być od nich obu znacznie większe, z kolei jednak gdyby było „za duże”, nie mogłyby mieć miejsce zaćmienia[76]. Jeśli chodzi o dokładniejsze dane, dowiadujemy się, że „Słońce nieporównanie przewyższa wielkość Księżyca”[77], a zjawiska zaćmienia „ukazują przeogromną wielkość” Słońca[78].
Co do wielkości Księżyca, to Eriugena relacjonował, że niektórzy uważają Księżyc za równy Ziemi co do wielkości[79], inni zaś za zdecydowanie mniejszy: obwód Księżyca wynosiłby 42 tysiące stadiów (czyli ok. 2,5 tys. km). Dziś znana wielkość, ok. 3,4 tys. km, różni się więc od tej przytaczanej w IX wieku przez Eriugenę, zaledwie o około jedną trzecią.
A jak ma się sprawa z innymi kosmicznymi odległościami? Czy świat tego wczesnośredniowiecznego człowieka był „mały”? Sprawdźmy. Promień całego kosmosu, traktowany jako odległość od Ziemi do strefy znaków Zodiaku (czyli do gwiazd) – wynosić miała 756 tys. stadiów (czyli ponad milion km). Czy to dużo, czy mało? Jeśli porównujemy ze znanymi nam dziś rozmiarami wszechświata, to oczywiście powiemy, że milion kilometrów to bardzo niewiele. Ale zastosujmy inną metodę: co mógł odczuwać średniowieczny uczeń, kiedy dowiadywał się, że do granic kosmosu ma ponad sto pięćdziesiąt razy dalej niż do środka Ziemi? W czasach, kiedy nie sposób było w podróży dotrzeć nawet do równika, nie mówiąc już o opłynięciu wkoło Ziemi, taki rozmiar kosmosu wywoływał wrażenie przestrzeni nieogarnionych i przeogromnych. Ziemia była w porównaniu z takim wszechświatem znikomo mała, a do tego towarzyszyły jej ogromne ciała niebieskie, niektóre o wiele większe od samej Ziemi.
Cenną intuicją wydaje się natomiast średniowieczne przekonanie, że rozmieszczenie kolejnych ciał niebieskich i proporcje ich odległości od Ziemi miały być regulowane matematycznymi zależnościami, na wzór harmonii dźwięku[80]. Wprawdzie postępy nauk ścisłych zweryfikowały konkretne dane liczbowe, ale przeczucie, że świat można zrozumieć kierując się matematyką, przetrwało konfrontację obliczeniowych detali z rzeczywistością.
1.4 Wczesne średniowiecze o Księdze Rodzaju
Pora teraz na drugiego z mistrzów średniowiecznego intelektu. To benedyktyński mnich ALKUIN Z YORKU (735-804), również żyjący w czasach szczytowych osiągnięć Wikingów. Mamy do czynienia z człowiekiem, któremu cesarz Karol Wielki po trzech wiekach pogłębiającego się kryzysu europejskich instytucji oświatowych zlecił zreorganizowanie systemu szkolnictwa, w nadziei na odnowienie dawnej grecko-rzymskiej świetności. W ten sposób otworzył się w zachodnim chrześcijaństwie okres nazywany renesansem karolińskim.
Alkuin zalecał przede wszystkim, by „jak najgorliwiej zgłębiano tradycję nauczycieli katolickich i ze wszelkich sił starano się o poznanie racjonalności katolickiej wiary (catholicae fidei ratione)”:
„Nie należy zaniedbywać nauczania świeckich ksiąg, ale od najmłodszych lat trzeba przekazywać gramatykę oraz inne dyscypliny filozoficzne jako pewien fundament, skoro niczym stopnie mądrości (sapientiae gradibus) mogą wieść one na szczyty najwyższej doskonałości ewangelicznej”[81].
Alkuin z biegiem czasu uczył nawet króla Karola podstaw astronomii. Jakkolwiek może nas dziwić taka akurat pasja u potężnego i wojowniczego monarchy wczesnego średniowiecza, to jedna dwadzieścia lat po jego śmierci kronikarz odnotował: „Albin z Brytanii, zwany Alkuinem, Saksończyk z pochodzenia, był wielkim uczonym swoich czasów. Król poświęcił wiele czasu i wysiłku na naukę retoryki, dialektyki, a szczególnie astronomii (praecipue astronomiae), Nauczył się obliczać i badać ruchy ciał niebieskich (siderum cursum). Próbował też nauczyć się pisać, i trzymał tabliczki pod poduszką, aby w wolnych chwilach przyzwyczajać rękę do kształtowania liter”[82].
Alkuin doczekał się też znamienitych następców, jak na przykład Hraban Maur[83]. A wraz z imieniem Alkuina czas na jedną z najbardziej fascynujących przygód w naszym spotkaniu z naukowym średniowieczem czasów Wikingów.
a. dwieście trzydzieści jeden pytań i tyleż odpowiedzi
Interesujący przykład łączenia zainteresowań naukowych i teologicznych znajdziemy w odpowiedziach na pytania zadane Alkuinowi przez pewnego prezbitera, imieniem Sigwulf[84]. Wszystkie pytania w liczbie dwustu trzydziestu jeden dotyczą Księgi Rodzaju, toteż siłą rzeczy spora ich część odnosi się do tego, jak rozumieć rozmaite wyrażenia biblijne opisujące stworzenie świata.
Piękna i nawiązująca do ojców Kościoła interpretacja sześciu dni stworzenia wyłania się z odpowiedzi na pytanie dziewiąte, a mianowicie: dlaczego człowiek został stworzony szóstego dnia, choć jest przecież godniejszy od innych stworzeń, które powstały wcześniej od niego? Odpowiedź Alkuina zachwyca: „Aby najpierw Stwórca mógł przygotować świat jako dom, a potem dopiero wprowadzić doń mieszkańca, czyli pana domu (dominum domus)”.
Niektóre pytania mają charakter bardzo szeroki, jak na przykład dziewiętnaste, stawiające problem, na ile sposobów działał Bóg, stwarzając świat (Quot modis est operatio divina?). Chociaż Bóg stwarza działając poza czasem, to biblijne opisy z konieczności zostały ubrane w literackie szaty następstwa czasowego. Wyrażenie „Bóg rzekł” odnosi się do działania Tego, który jest ponad upływem chwil. „W rozporządzeniach Słowa wszystko jest wiekuiste (omnia aeterna sunt)”, jako że dzieła Boga nie są związane czasem. Oczywiście mogą one mieć skutki przejawiające się w czasie, jak na przykład stworzenie bytów materialnych. Ale dzieło stworzenia samo w sobie, a więc widziane od strony Boga, ma charakter pozaczasowy.
Po drugie, można rozróżniać czasowe etapy działania Bożego, ale tylko gdy pamiętamy, że mamy do czynienia z antropomorfizmem. Zapewne bardzo pożytecznym, ze względu na ułatwienie czytelnikowi zrozumienia tekstu biblijnego, ale jednak antropomorfizmem. Przecież „Ten, co żyje wiecznie, stworzył wszystko jednocześnie (creavit omnia simul)” (Syr 18,1), powołuje się Alkuin na słowa Pisma (tak właśnie tłumaczono je wtedy na łacinę)[85].
W odpowiedzi na pytanie dwudzieste Alkuin wyraźnie rozgranicza te elementy stworzenia, które Bóg powołał do istnienia z nicości (używa wyrażenia de nihilo), i te, które powstały przez przekształcanie się gotowej już materii. Tak samo jak Eriugena i wzorem starożytnych greckich nauczycieli, Alkuin w roli analogicznej do dzisiejszych pierwiastków wymienia ziemię (terra), powietrze (aer), wodę (aqua). Wydaje się, że rolę czwartego elementu, ognia, spełnia światło (lux). Dolicza do tego niebo (coelum) jako osobny, piąty element, nie mając możliwości praktycznego sprawdzenia, z jakiej materii są zbudowane regiony wszechświata niedostępne dla człowieka. W sumie mamy więc cztery elementy, spełniające w ówczesnej nauce rolę dzisiejszych pierwiastków, oraz hipotetyczny piąty element materii ciał niebieskich.
Alkuin zauważa, że z biblijnego opisu wynika dalej, iż do stworzeń uczynionych bezpośrednio, de nihilo, należą też duchowe byty rozumne: aniołowie (angeli) i ludzka dusza (anima hominis). Jednak ludzkie ciało już nie: Biblia wyraźnie stwierdza, że powstało ono z istniejącej uprzednio materii, a więc nie zostało stworzone z niczego. Ciało ludzkie, podobnie jak rośliny i zwierzęta, nie jest wynikiem bezpośredniego stworzenia, ale skutkiem współdziałania Bożej mocy z siłami natury, przekształcania istniejącej uprzednio materii.
Rośliny i zwierzęta powstały przecież wskutek możliwości ukrytych ostatecznie „w ziemi” (czyli w podstawowym elemencie materii według ówczesnej nauki): „Ziemia wydała różne rodzaje zielonych roślin” (Rdz 1,12), czytamy w Księdze Rodzaju, oraz dalej: „Niech ziemia zrodzi istoty różne żywe istoty: bydło, zwierzęta pełzające i polne” (Rdz 1,24).
Podobnie i ciało ludzkie nie powstało z nicości (de nihilo). Powstało z przekształcenia mocą Bożą istniejącego już uprzednio elementu materialnego. Tylko element niematerialny, duchowy, został uczyniony osobnym aktem stwórczym Boga: „Pan Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia. Odtąd człowiek stał się istotą żyjącą” (Rdz 2,7).
Oczywiście wszystko to trzeba rozumieć na tle ówczesnych pojęć fizycznych, astronomicznych, zoologicznych czy botanicznych, ale generalnie rozumienie opisu stworzenia prezentowane przez Alkuina nie przypomina dzisiejszego fundamentalizmu biblijnego. Zmierza raczej ku harmonizacji stanu wiedzy przyrodniczej z tym, czego dowiadujemy się z Biblii.
b. dosłownie, choć nie całkiem
Przy odpowiedzi Alkuina na pytanie dwudzieste szóste ujawnia się pewna metoda interpretacji Biblii, która – choć dość typowa dla starożytności i średniowiecza – wciąż nas raczej zadziwia. Pytanie prezbitera Sigwulfa brzmi: „Co znaczy «Na początku (in principio) stworzył Bóg niebo i ziemię»?”. A odpowiedź uczonego benedyktyna z ósmego wieku jest następująca: „W Synu stworzył Bóg niebo i ziemię”. Stanowi to czytelną aluzję do ujmowania Syna Bożego jako początku Bożego stworzenia („On jest początkiem” – Kol 1,18). Jest to alegoryczna metoda lektury Biblii, niekoniecznie obstająca za dosłowną jednoznacznością tekstu Pisma Świętego. Alkuin dorzuca: „A możemy także przez niebo i ziemię rozumieć istoty duchowe i ziemskie (spirituales et terrenae creaturae)”, ale przy okazji następnego pytania dodaje jeszcze, że tę samą nieuformowaną materię może oznaczać określenie „woda” w wersecie: „Duch Boży unosił się nad wodami” (Rdz 1,2).
Oto pytanie trzydzieste czwarte: „Co oznacza, że «tak upłynął wieczór i poranek – dzień pierwszy» (Rdz 1,5)?”. Podobnie jak widać to cztery wieki wcześniej u św. Augustyna, odpowiedź wczesnośredniowiecznego mnicha zawstydza niejednego dzisiejszego fundamentalistę: „Oznacza to, że jedno dzieło się skończyło, a drugie się zaczyna”. Wieczór i poranek stworzenia to nie punkty wyznaczone wskazówkami zegara pierwszej doby Bożej pracy, mającej trwać dwadzieścia cztery godziny; jest to raczej literacki sposób oddzielenia kategorii stwarzanych przez Boga bytów. Pojęcia wieczoru i poranka są konieczne ze względu na potrzeby literackiego opisu, ale trzeba pamiętać, że działanie Boga jest pozaczasowe i nie da się mierzyć ani dniami, ani wiekami.
c. u źródeł brytyjskiej nauki: Beda Czcigodny
Na zakończenie dodajmy już tylko skrótowo przykłady zaczerpnięte z dzieła jeszcze innego autora, który zakończył swoje życie na ziemi właśnie wtedy, gdy urodził się Alkuin. To św. BEDA CZCIGODNY (673-735), benedyktyński mnich z Brytanii. Jest on więc świadkiem tej samej epoki wczesnego średniowiecza, w której żyli i działali Wikingowie, a którą dziś często posądzamy o ograniczone horyzonty i brak śmiałości w myśleniu.
Oto słowa Bedy Czcigodnego, a w każdym razie zaczerpnięte z przypisywanego mu dzieła O sześciu dniach stworzenia[86]. Książka ta jest świadectwem refleksji nad sensem Księgi Rodzaju i zawartymi w niej opisami stworzenia, ale także zaufania do mądrości Kościoła, gdyż zebrano w niej opinie ojców dawniejszych czasów. Uczony Beda przypomina o konieczności wzięcia pod uwagę gatunków literackich Pisma Świętego, aby nie popaść w błędy podczas egzegezy natchnionego tekstu. Dlatego też dzieło O sześciu dniach stworzenia wyróżnia w Piśmie Świętym rozmaite gatunki literackie, choć przy użyciu terminologii zupełnie innej niż stosowana dzisiaj. Biblijny fragment może mieć więc charakter moralnego napomnienia (agenda praecipiuntur), jak na przykład obszerne fragmenty Kazania na górze z Ewangelii Mateuszowej. Może zawierać prorocze zapowiedzi przyszłości (futura pronuntiantur), jak choćby wizja Sądu Ostatecznego (Mt 25,31nn). Zdarza się też wyrażenie prawdy odczuwanej przez biblijnego autora w swoim duchowym wnętrzu (interna intimantur), jak w Janowym Prologu (J 1,1nn). Ale też biblijna księga może po prostu relacjonować wydarzenia (facta narrantur), a tu jako przykład podany jest opis stworzenia[87]. Kto jednak chciałby nazbyt pospiesznie wyciągnąć wniosek, że jednak w tamtych czasach opis stworzenia rozumiano dosłownie, niech przygotuje się na teologiczne niespodzianki. Wczesnośredniowieczne rozumienie dosłowności może okazać się zdecydowanie odmienne od naszego. Ówczesna dosłowność nie musi być tożsama z dzisiejszym fundamentalizmem.
Jak na poszukującą faktów metodę lektury wnioski są raczej nieoczekiwane, przynajmniej dla chrześcijanina dwudziestego pierwszego wieku. Oto poucza nas św. Beda Czcigodny, że zdanie „Na początku stworzył Bóg niebo i ziemię” ma być rozumienie w sensie: „W Chrystusie stworzył Bóg niebo i ziemię”, jako że owym początkiem jest właśnie Chrystus (principium Christus est): „Początkiem tym, współwiecznym Bogu, jest Jednorodzony Syn”[88]. Wyrażenie „uczynił Bóg światło” niesie znaczenie: uczynił naturę rozumną, czyli aniołów (creatio angelica)[89]. Z kolei słowa o oddzieleniu światła od ciemności (divisit lucem a tenebris) niosą znaczenie zgodne z zasadami ówczesnej fizyki, mianowicie oddzielenie bytów uformowanych od tych nie posiadających formy (distinctio formatae ab informi).
Tego typu egzegeza, która na nas sprawia wrażenie raczej alegorii niż opisu faktów, wynika z poważnego brania pod uwagę całości orędzia Biblii. Opis stworzenia z Księgi Rodzaju trzeba uzgodnić z innymi miejscami Pisma Świętego, jak np. z Księgą Syracha, gdzie czytamy (w wersji łacińskiej): „Ten, który żyje na wieki, stworzył wszystko jednocześnie (creavit omnia simul). A z tego wynika, że świat wcale nie został stworzony na początku w postaci całkowicie gotowej: „Jak w ziarnie tak wiele się kryje: korzeń, kora, liście, owoc”, tak samo „u Boga to wszystko się kryło, co później miało objawić się w postaci gatunków [istot żyjących] (postea in specie venerunt)”[90].
Dlatego też to, co w jednym miejscu Biblii może nosić nazwę siedmiu dni, w innym miejscu może nosić nazwę jednego dnia (In die quo fecit Dominus Deus terram et caelum – Rdz 2,4). A nazwę dnia można odnieść nawet i do całego okresu doczesności (omne tempus huius vitae)[91].
Nie brakuje u Bedy zainteresowania szczegółem przyrodniczym. Dopytuje się, jak mamy sobie wyobrazić kształt wszechświata (figura coeli), skoro Pismo Święte zapewnia nas, że Bóg „rozpostarł niebo jak namiot” (Iz 40,22)? Beda wzorując się na wcześniejszym o jedno pokolenie Exhymeronie dochodzi do wniosku, że znakomicie da się to pogodzić z danymi nauk przyrodniczych. Jeśli astronomowie uczą o kulistym kształcie wszechświata, to czyż skórzane nie bywają także kuliste sakiewki?[92]. A czy z kolei jest możliwe, by „wody zebrały się i odsłoniły suchy ląd”? Gdzież miałyby się podziać i o ile musiałby przy tym opaść poziom mórz? Czyż nie bardziej prawdopodobne jest, że chodzi tu raczej o chmury (in modum nebulae) pokrywające pierwotnie całą kulę ziemską, a potem skroplone w wodne zbiorniki?[93].
A dodatkowo: dzięki pasji do fizykalnego szczegółu otrzymaliśmy od Czcigodnego Bedy tak drobiazgowy opis kształtu naszej Ziemi, jaki tylko można sobie wymarzyć. Tak oto opisuje okrągłość Ziemi (terrae rotunditas):
„Zarówno w Piśmie Świętym jak i powszechnie w księgach pogan zwana jest okręgiem Ziemi (orbis terrae). Jest przecież prawdziwie okręgiem położonym w samym centrum całego świata (in medio totius mundi). A jest nie tylko szerokim kołem, na kształt okrągłej tarczy (instar scuti rotundus), ale raczej na kształt piłki (instar pilae), z każdej strony tak samo zaokrąglona (aequali rotunditate). Bryła Ziemi tak jest wielka, że nawet ogromne góry i doliny tyle tylko znaczą, co gdyby do piłki na grubość jednego palca dodać coś lub ująć. Taki ma kształt Ziemia dana śmiertelnym za mieszkanie”[94].
d. karoliński epilog
HRABAN MAUR (776-856) to kolejny uczony duszpasterz epoki Wikingów. Jakby wybiegając poza swoją epokę, wypowiada słowa, które zapewne bardziej są przekonujące dla człowieka współczesnego, uformowanego w dużej mierze przez fizykę opisaną wzorami matematycznymi, niż dla ludzi jemu współczesnych: „Zabierz liczby od wszelkiego stworzenia, a wszystko zaniknie; odbierz światu rachunek, a wszystko ogarnie ślepa niewiedza”[95]. W rozprawie stylizowanej na dialog między uczniem a mistrzem Hraban pisze:
„Uczeń: Poucz mnie, skąd pochodzi zaćmienie obu ciał niebieskich.
Mistrz: [Uczeni] twierdzą, że to Księżyc zasłania nam Słońce, a Ziemia zasłania Księżyc. Dlatego do zaćmienia Słońca może dojść tylko wtedy, gdy Księżyc jest w nowiu, a do zaćmienia Księżyca, gdy on sam jest w pełni”[96].
Nawiasem mówiąc, przy tej okazji dowiadujemy się, że w IX wieku zarówno dla samego Hrabana Maura jak i dla jego czytelników oczywistością jest to, że Ziemia jest kulą. Dodatkowo zaś, choć tym razem błędnie, Hraban sądzi, że Księżyc jest większy od Ziemi (to że Słońce jest wielokrotnie większe od Ziemi, przyjmowano wtedy powszechnie): „Księżyc stający między Ziemią a Słońcem nie mógłby go całego zasłonić, gdyby Ziemia była większa od Księżyca”. Przy tej okazji używa nazwy globus terrae, czyli kula Ziemi[97]. Nigdy dosyć powtarzania, że wbrew powszechnemu mitowi, upowszechnianemu również w aktualnych podręcznikach akademickich, w naukowych kręgach średniowiecza Ziemię przedstawiano jako kulę, a nie jako płaską tarczę[98].
Hraban Maur, mając podobne wyobrażenie o kształcie Księżyca (globus lunae)[99], w wyjaśnianiu zjawisk astronomicznych używa argumentu na podstawie wszystkim znanej kulistości Ziemi: „Zaćmienia Słońca czy Księżyca, które zachodzi wieczorem, nie obserwuje się na wschodzie, a porannego – na zachodzie, a to z powodu kulistej Ziemi (obstante globo terrarum)”[100].
1.5 Czas na obrazki
Nic tak nie pomaga wyobraźni jak dobre rysunki. Niestety, te najbardziej udane są nieco późniejszej niż epoka Wikingów, ale niech i tak pomogą nam w zilustrowaniu średniowiecznych poglądów na kosmos. Odwołamy się do dwóch ilustracji, jakimi zaopatrzono około 1150 roku rękopis Komentarza do „Snu Scypiona” oraz do trzeciej, powstałej nieco później.
1. Oto pierwsza z tych ilustracji, przedstawiająca przestrzenne ułożenie ciał niebieskich w naszym najbliższym kosmicznym otoczeniu.
Rys. 1. Wzajemne położenie Ziemi, Słońca i Księżyca przy zaćmieniu Słońca w dziele z XII w.[101]
W samym centrum rysunku znajduje się okrągła Ziemia. Wprost nad nią narysowano Księżyc skierowany „rogami” do góry. Tuż nad Księżycem znajduje się gwiaździste Słońce. Całość ilustruje ułożenie tych trzech ciał niebieskich podczas zaćmienia Słońca: autor wyjaśnia tu poglądowo, że do tego zjawiska dochodzi wówczas, gdy Księżyc znajdzie się na drodze promieni słonecznych. Całość dość dobrze ilustruje wyobrażenia zarówno kuli ziemskiej, jak i jej sąsiednich – według ówczesnych pojęć – ciał niebieskich.
2. Z następnej dwunastowiecznej ilustracji możemy wywnioskować kolejny szczegół, mianowicie wyobrażenie o proporcjach wielkości trzech kosmicznych obiektów: Słońca, Ziemi i Księżyca.
Rys. 2. Wzajemne położenie Ziemi, Słońca i Księżyca przy zaćmieniu Księżyca według ilustracji z XII w.[102]
Tutaj Słońce jest na samym dole rysunku, podpisane łacińskim słowem Sol. Na przeciwległym krańcu, u samej góry znajdziemy słowo luna, czyli Księżyc. A dokładnie w centrum orbit Słońca i Księżyca zaczyna się nieco dziwny kształt: jego początkiem jest Ziemia (na środku) a kontynuacją – jak informuje opis – umbra terre, czyli cień Ziemi. Słońce krążące wokół Ziemi – jak już wtedy wiedziano – jest od niej znacznie większe. Dlatego cień rzucany przez ziemski glob jest stożkowaty: zwęża się stopniowo w przestrzeni kosmicznej, aż wreszcie zupełnie zanika. Księżyc jednak jest na tyle blisko, że może czasem wejść w stożkowaty cień Ziemi – i wtedy mamy do czynienia z zaćmieniem Księżyca.
3. Z upływem stuleci astronomiczna grafika nabierała polotu. Przy końcu średniowiecza, w XV wieku, możemy spotkać rysunki wyglądające prawie jak wyjęte ze współczesnego podręcznika astronomii dla początkujących, jak choćby ten pochodzący z tekstu trzynastowiecznego (ok. r. 1230) podręcznika JANA SACROBOSCO, De sphaera, wydanego w 1478 roku[103]:
Rys. 3. Mechanizm powstawania zaćmienia Słońca i Księżyca według podręcznika Jana Sacrobosco, De sphaera (1478)
[10] DUNGALUS RECLUSUS, Epistola de Duplici Solis Eclipsi Anno 810.
[11] ST. HAWKING, film Did God create universe?: „Galileo suggested that the stars were other Suns. What a discovery: the universe is a machine governed by principles or laws that can be understood by the human mind”.
[12] KASJODOR, Institutiones divinarum et humanarum litterarum, II, 7.
[13] Por. korespondencja germańskiego króla Sisebuta (panował w latach 612-621) ze św. Izydorem, [w:] IZYDOR, La nature della cose, Roma 2001, s. 177-182.
[14] BEDA VENERABILIS, De tempore ratione, 27: De magnitudine, vel defectu solis et lunae.
[15] HRABAN MAUR, Liber de computo, 694 A.
[16] JAN SZKOT ERIUGENA, Periphyseon, tekst łac. i polski, księga I-III, Kęty 2009-2010.
[17] „rerum visibilium et invisibilium”, Periphyseon, III, s. 723 B.
[18] Periphyseon, III, s. 723 D.
[19] Periphyseon, III, s. 723 D.
[20] „in principio erat Verbum, vel ratio, vel causa”, Periphyseon, III, s. 642 A.
[21] Periphyseon, III, s. 724 A.
[22] Periphyseon, III, s. 724 A.
[23] Periphyseon, III, s. 723 B.
[24] Periphyseon, III, s. 723 C.
[25] Periphyseon, III, s. 723 D.
[26] Periphyseon, III, s. 724 C.
[27] Periphyseon, III, s. 699 B; trzeba pamiętać, że kontekstem biblijnym sformułowania „simul et semel” jest ówczesne tłumaczenie na łacinę zdania z Syr 18,1: „creavit omnia simul”, a więc „stworzył wszystko naraz”.
[28] Exhymeron, 55.
[29] Periphyseon, III, s. 708 C.
[30] Periphyseon, III, s. 707 B.
[31] Periphyseon, III, s. 693 C.
[32] Periphyseon, III, s. 706 C.
[33] Periphyseon, III, s. 691 A.
[34] Periphyseon, III, s. 693 C.
[35] Periphyseon, III, s. 691 A.
[36] „nullius itaque sensu refutato”, Periphyseon, III, s. 694 A-D.
[37] Periphyseon, III, s. 692 D.
[38] Por. „Tyś wszystko urządził według miary i liczby, i wagi” (Mdr 11, 20), Periphyseon, III, s. 656 B-C.
[39] Periphyseon, III, s. 690 D.
[40] Periphyseon, III, s. 665 A.
[41] Periphyseon, III, s. 639 B.
[42] Periphyseon, III, s. 710 D.
[43] Periphyseon, III, s. 709 C.
[44] Periphyseon, III, s. 699 C-D.
[45] Periphyseon, III, s. 700 A.
[46] Periphyseon, III, s. 663 B.
[47] Periphyseon, III, s. 715 B.
[48] Periphyseon, III, s. 712 A.
[49] Periphyseon, III, s. 717 B.
[50] Periphyseon, III, s. 716 C.
[51] Periphyseon, III, s. 696 D.
[52] „immutabili lege”, Periphyseon, III, s. 696 D.
[53] Periphyseon, IV, s. 749 B.
[54] Periphyseon, II, s. 553 A-B.
[55] Periphyseon, II, s. 554 B.
[56] Periphyseon, II, s. 555 C.
[57] Periphyseon, III, s. 715 D.
[58] Periphyseon, III, s. 698 A. Dla porządku trzeba jednak zaznaczyć, że niektórzy interpretują słowa Eriugeny bardziej tradycyjnie: wymienione planety krążyłyby po prostu bliżej Słońca, niż inne.
[59] Faksymile tego tekstu można znaleźć pod adresem: dewey.library.upenn.edu/sceti/ljs/PageLevel/index.cfm?ManID=ljs384&page=1 (2012).
[60] EASTWOOD B., Ordering the Heavens, 12.
[61] EASTWOOD B., Ordering the Heavens, rysunek na s. 45.
[62] Periphyseon, III, s. 717 A.
[63] Periphyseon, III, 716–717 C.
[64] Periphyseon, III, s. 718 A.
[65] Periphyseon, III, s. 718 A.
[66] Periphyseon, III, s. 725 D.
[67] Periphyseon, III, s. 724 D.
[68] Periphyseon, III, s. 725 A.
[69] Periphyseon, III, s. 727 B.
[70] EASTWOOD B., Ordering the heavens, s. 33.
[71] IZYDOR, De natura rerum, XXIII, 1-2.
[72] Periphyseon, III, s. 715 C; 126.000 stadiów to ok. 23.000 km.
[73] Periphyseon, III, s. 716 A.
[74] Periphyseon, III, s. 717 C.
[75] Periphyseon, III, s. 717 D.
[76] Periphyseon, III, s. 721 C.
[77] Periphyseon, III, s. 726 D.
[78] Periphyseon, III, s. 721 D; dosłownie „magnitudinis infinitatem”, a więc „nieskończoność wielkości”, zapewne w sensie „wielkości niemożliwej do obliczenia”.
[79] Periphyseon, III, s. 720 B.
[80] Periphyseon, III, s. 715 C.
[81] ALKUIN Z YORKU, Epistolae, CCXXV, 501.
[82] Por. EINHARD, Vita Caroli Magni 25.
[83] EASTWOOD B., Ordering the heavens, 12.
[84] ALKUIN Z YORKU, Interrogationes et responsiones in Genesin.
[85] Dzisiaj inaczej tłumaczy się ten biblijny werset. W piątym wydaniu Biblii Tysiąclecia czytamy: „Ten, który żyje na wieki, stworzył wszystko bez wyjątku”; w Biblii paulistów: „Żyjący na wieki stworzył wszystko” (Syr 18,1).
[86] BEDA VENERABIBLIS, De sex dierum creatione – liber sententiarum ex patribus collectarum.
[87] De sex dierum, s. 207.
[88] De sex dierum, s. 207.
[89] De sex dierum, s. 210.
[90] De sex dierum, s. 220-221.
[91] „creaturae visibiles disponuntur, administrantur atque existunt”, De sex dierum, s. 222.
[92] „quasi sphaerae in rotundum sinum”, De sex dierum, s. 211 B.
[93] De sex dierum, s. 211 D.
[94] BEDA VENERABILIS, De tempore ratione, 32.
[95] „Tolle numerum a rebus omnibus, et omnia pereunt; adime saeculo comptum, et omnia caeca ignorantia complectuntur”, HRABAN MAUR, Liber de computo, I.
[96] TAMŻE, XLVI.
[97] TAMŻE, XLVI.
[98] Przypomina o tym monumentalny niemiecki leksykon wiedzy o średniowieczu, formułując to tak: „w samym środku średniowiecznego świata wyobrażano sobie Ziemię w postaci kuli (nie płaską!)” („dachte man sich die kugelförmige (nicht flache!) Erde”), B.L. V.D. WAERDEN, Astronomie (hasło), w: Lexikon des Mittelalters, t. I, Stuttgart – Weimar 1999, s. 1150.
[99] HRABAN MAUR, Liber de computo, XCIII [725A].
[100] HRABAN MAUR, Liber de computo, XLVII.
[101] Ilustracja za: en.wikipedia.org/wiki/Ambrosius_Theodosius_Macrobius (2012), źródło: Copenhagen, Det Kongelige Bibliotek, ms. NKS 218 4°.
[102] Ilustracja za: en.wikipedia.org/wiki/Ambrosius_Theodosius_Macrobius (2012), źródło: Copenhagen, Det Kongelige Bibliotek, ms. NKS 218 4°.
[103] Ilustracja za: gallica.bnf.fr/ark:/12148/bpt6k58736v (2012), s. 55.