Środa Popielcowa

ks. Andrzej Siemieniewski


HOMILIA
9 lutego 2005
(Środa Popielcowa – ROK A)

ŚRODA POPIELCOWA

Zwykle środowy wieczór kojarzy się w naszej wspólnocie z radością: z radosnym dziękczynieniem i uwielbianiem Pana na spotkaniu modlitewnym. I bardzo dobrze, jest przecież potrzebny czas radości. Ale mędrzec Pański, Kohelet, przypominał: „Jest czas płaczu i czas śmiechu” (Koh 3,4). Jeśli więc dzisiaj nie mówimy o radości, o śmiechu, o radosnym dziękczynieniu i o radosnym uwielbieniu, to nauczyliśmy się takiej właśnie postawy od samego Boga. Tak ośmielił się wyrazić Apostoł Paweł: „Spełniamy posłannictwo jakby Boga samego, który przez nas udziela napomnień i woła: «W imię Chrystusa pojednajcie się z Bogiem»”.

Taki czas, czas spojrzenia na nędzę człowieka wierzącego i na jego grzechy, był oczywiście przewidziany i w starym Izraelu. Prorok Joel często kojarzy nam się z chwalebną obietnicą Ducha Świętego: deszczu jesiennego i deszczu wiosennego (Jl 2,23) – tak właśnie ma przychodzić Duch Święty do swojego ludu. Ale ten sam prorok przekazywał, spełniając posłannictwo jakby Boga samego, także wezwanie do pokuty, które jest już wezwaniem trudniejszym: „Nawróćcie się do mnie całym swym sercem – a nawróćcie się w taki sposób – przez post i płacz, i lament”. To dzisiaj jest czas Bożego smutku, o którym na tym miejscu mówiliśmy niedawno. Boży smutek prowadzi do nawrócenia, w odróżnieniu od smutku tego świata, który prowadzi do melancholii i zniechęcenia. Dzisiaj więc brzmi wezwanie do Bożego smutku: „przez post, przez płacz i przez lament nawróćcie się do Pana, Boga waszego”.

Owszem, na pewno każdy z nas ma swój indywidualny czas, kiedy któregoś wieczoru, albo któregoś poranka Pan Bóg uświadamia mu w sercu jego grzeszność i nędzę, kiedy każdy z nas z osobna słusznie woła: „Panie, zmiłuj się nade mną”, albo „Przebacz mi, Panie, moje grzechy”. To dobrze, że miewamy takie indywidualne chwile opłakiwania swojej słabości, ale to nie wystarczy: jest potrzebny też akt ludu Bożego i dlatego prorok Joel wołał: „Zbierzcie lud i zwołajcie świętą społeczność”. Dziś jest czas, aby z płaczem i z lamentem myśleć o swoich grzechach i wołać o Boże miłosierdzie jako Boży lud.

O godzinie 16:00 byłem w Domasławiu pod Wrocławiem. Kościół pełen był tych, którzy przyszli na Środę Popielcową, żeby sobie przypomnieć, że są grzesznikami i żeby dać sobie posypać głowę popiołem. O godzinie 17:00 byłem w Tyńcu Małym, niedaleko Domasławia. Kościół pełen był ludzi, którzy przyszli tylko w tym jednym celu – żeby śpiewać: „Panie, zmiłuj się nad nami”, żeby dać sobie posypać głowę popiołem, mało tego: przychodzili jeszcze z książeczką do nabożeństwa, żeby im tam wsypać popiołu, by mogli zanieść go dla tych, którzy nie mogli przyjść, dla tych, którzy zostali w domu, bo może są chorzy, może starsi, może opiekują się małymi dziećmi.

„Zbierzcie lud, zwołajcie świętą społeczność”. Kiedy o godzinie 18:30 znalazłem się pod katedrą, stało tam pełno samochodów, bo mnóstwo ludzi przyjechało do katedry właśnie z tej okazji. Dzisiaj jest dobry czas, żeby odczuć też katolickość Kościoła: lud Boży został zwołany wprawdzie w różne miejsca, ale w tym samym czasie i w tym samym celu. Tak spełniliśmy to, czego oczekuje od nas Bóg i do czego wzywa przez proroków od tysięcy lat: „Dmijcie w róg na Syjonie, zarządźcie święty post. Ogłoście zgromadzenie – i niech przyjdą wszyscy! – zgromadźcie starców, zbierzcie dzieci i ssących piersi!”. Ciekawe, że w Domasławiu i w Tyńcu nawet małe dzieci przynoszono do posypania popiołem. „Niech wyjdzie oblubieniec ze swojej komnaty, a oblubienica ze swego pokoju i niech kapłani też płaczą. Słudzy Pana niech mówią: «Przepuść, Panie, ludowi Twojemu i nie daj swego dziedzictwa na pohańbienie»”.

To bardzo ważne, byśmy święty znak wywodzący się ze starego Izraela, święty znak posypania popiołem przeżyli dobrze. Czasem się zdarza, że ten znak przeżywamy w nucie melancholijnej, czasem słyszymy o wielkopostnej zadumie – takiego słowa się używa – a jak zaduma, to niedaleko pewnie od rozpamiętywania, a jak rozpamiętywanie, to pewnie i żałośliwy smutek. To nie tak. Płacz nad grzechami to nie żałośliwy smutek. I opłakiwanie naszych grzechów ku nawróceniu to nie zaduma. To zupełnie nie to samo. Jeżeli już chcemy z czymś porównać to, do czego jesteśmy wezwani dzisiaj, to raczej z treningiem sportowca: Bóg ma dla swojego ludu wielkie dzieła do spełnienia: świadectwo chrześcijańskiego życia, głoszenie Ewangelii. Dla wszystkich z nas przewidział wielkie dzieła do spełnienia. Niestety, trzeba przyznać, że nasza sprawność, nasza przydatność do wykonywania dzieł Bożych nie jest na najwyższym poziomie. Możemy przypominać gromadę sportowców, którzy zamiast trenować, spędzili czas z pilotem od telewizora w dłoni, których mięśnie sflaczały, których zapał zanikł. Może przypominamy takich właśnie sportowców i właśnie po to jest posypanie popiołem i właśnie po to jest wezwanie do nawrócenia, bo Bóg chce mieć sprawną ekipę, sprawną drużynę.

Owszem, sportowcy trenują mięśnie. Chrześcijanie w zgromadzeniu świętym trenują ducha. To coś innego, ale proces wytrenowania sprawnego Bożego zawodnika jest bardzo podobny. Nie udajemy się ani na siłownię, ani na bieżnię, chociaż nasze zajęcia, do których wezwał nas Pan Jezus w Kazaniu na Górze, czasem są trochę podobne. „Dawajcie jałmużnę!” Czas nazywany Wielkim Postem słusznie nazywa się czasem „wielką jałmużną”. To jest bardzo dobry czas, żeby sobie przypomnieć, iż ważne Boże zadanie i powołanie dla mnie polega na tym, żeby dzięki mojej obecności na świecie innym żyło się lepiej. Zaczynając od jałmużny: kto ma gruby portfel, niech da z portfela; kto ma za chudy portfel, niech da uśmiech, dobre słowo – może komuś, kto nie spodziewa się od ciebie dobrego słowa i uśmiechu. Może Pan Bóg chce zaskoczyć kogoś taką właśnie jałmużną. Może chce zaskoczyć darem twojego wolnego czasu kogoś, kto się tego od ciebie nie spodziewał. „Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu” (Mt 6,3-4). Tak właśnie chrześcijanin trenuje. Musi być sprawny dla Boga.

Dalej (w. 5): „Gdy się modlicie”… Jan Paweł II, jak co roku, tak też i w 2005 wystosował orędzie na Wielki Post i skonkretyzował, jak mamy się w tym czasie modlić. Napisał, że ten Wielki Post ma być pilniejszym słuchaniem słowa Bożego, to znaczy bardziej pilnym niż przed Wielkim Postem. Bardzo wiele osób w Tyńcu Małym, w Domasławiu i w katedrze będzie nasłuchiwać scen ewangelicznych mówiących o Męce Chrystusa dzięki nabożeństwom Drogi krzyżowej, bardzo wiele osób będzie nasłuchiwać tych samych scen przez Gorzkie żale. Byłoby dobrze, gdybyśmy nie dali się prześcignąć innym. Byłoby dobrze, gdybyśmy pilniej przykładali się, by właśnie w Wielkim Poście słowo Boże zagościło w naszym życiu. Dobre postanowienia wielkopostne pewnie się przydadzą. A znakomita pomoc – o tym też wspomniał Jan Paweł II – to praktykowanie umartwienia. To jest dokładnie tak samo jak ze sportem – kto nie trenuje, przestaje być sprawny, zręczny, przestaje być zdatny do osiągania wysiłków, staje się osobnikiem sflaczałym, zdatnym do przesiadywania na kanapie. Dokładnie tak samo jest ze sprawnościami ducha. Dobrze byłoby zobaczyć w swoim życiu, do czego jestem wezwany, do jakiego trudnego treningu.

Post zwykle kojarzy się nam z odmawianiem sobie jedzenia – i taki post też się nam przyda. Ale nie możemy zapominać, że są inne ważne dziedziny poszczenia. Może ktoś czuje, że za dużo telewizora lub za dużo komputera sobie serwuje. Jeśli tak się stało, to nie wystarczy wrócić do normy. Jeśli tak się stało, że czas mojego życia jest systematycznie okradany przez telewizor albo komputer w nieproporcjonalnych dawkach, to nie wystarczy wrócić do normy. Sportowiec musi nadrobić zaległy czas treningów. Musi ćwiczyć więcej. Trzeba postanowić wyrzeczenie. Bardzo zapraszam do wyrzeczenia od telewizora, od komputerowego ekranu czy od czegokolwiek, czego jest za dużo i co nam kradnie czas dla Boga, co sprawia, że kiedy popatrzymy wstecz rok, dwa czy pięć, myślimy sobie: „Szkoda. Szkoda, że to robiłem zamiast oddawać więcej swojego życia, zapału, czasu, zdolności temu, do czego naprawdę powołał mnie Bóg”. To się nazywa wyrzeczenie albo umartwienie. Umartwienie jest słowem, którego używał św. Paweł. Pisał: „Zadajcie więc śmierć temu, co jest przyziemne w [waszych] członkach” (Kol 3,5).

Wielkopostne postanowienie jest bardzo dobre, bo Wielki Post nie jest za długi i łatwo jest pamiętać, czy je wypełniam, czy nie. Natomiast postanowienia ogólne i na całe życie mają tendencje do rozpływania się i do zapominania: co to ja postanowiłem pięć lat temu...

Przez pilniejsze słuchanie słowa Bożego, zgodnie z orędziem papieskim, przez bardziej wielkoduszne praktykowanie umartwienia i przez hojniejsze przychodzenie z pomocą bliźniemu w potrzebie – tak trenujmy jako ekipa Bożych sportowców, bo Pan Bóg ma dla nas więcej zadań, niż możemy wykonać. Nie zabraknie Bożych zadań i Bożych powołań, bylebyśmy tylko byli duchowo sprawni, skuteczni w przedsięwzięciach, do których zostaliśmy wezwani.

A więc nie melancholijny smętek, nie żałośliwe popłakiwanie, lecz energiczny lament nad stanem ludu Bożego, do którego należymy i od którego specjalnie w naszej grzeszności i słabości się nie różnimy. „Zgromadźcie świętą społeczność. Wezwijcie lud i opłakujcie wasze grzechy”. Właśnie po to, żebyśmy na końcu czterdziestodniowej wędrówki przez czas Wielkiego Postu doszli i do tego, o czym już dzisiaj w proroczej zapowiedzi mówił nam prorok Joel, że „Pan się zapalił zazdrosną miłością ku swojej ziemi”. To nie są słowa żałośliwe i popłakujące. To są słowa dynamiczne jak rwący nurt rzeki. „Pan się zapalił zazdrosną miłością do swojej ziemi”, do tej ziemi, którą i my reprezentujemy. Byśmy dorośli do tego, o co modliliśmy się w psalmie: „Przywróć mi radość Twojego zbawienia”. To jeszcze nie dziś czas radości, ale na pewno jest to dobry czas modlenia się o radość. „I wzmocnij mnie duchem ofiarnym” – żebym był sprawnym zawodnikiem w sprawnej drużynie, która nazywa się „wspólnota Hallelu Jah” i należy do reprezentacji narodowej Kościoła Bożego. Żebyśmy potraktowali czas przepraszania Boga, posypywania popiołem i opłakiwania grzechów jako czas błogosławiony i dobry, bo dziś spełniamy posłannictwo jakby Boga samego. Tak właśnie wygląda czas upragniony i tak wygląda dzień zbawienia.

2005