ks. Andrzej Siemieniewski
Cała Ewangelia jest szczytem objawienia Bożego, ale nawet w Ewangelii można znaleźć takie miejsca, które są szczególne. Każdy od razu zauważy, że na przykład chrzest Jezusa w Jordanie to jeden z punktów szczytowych Jego misji. Podobnie nauka modlitwy Ojcze nasz, zapowiedź Męki, modlitwa w Ogrójcu i w pierwszym rzędzie Pascha. Do takich kluczowych, wprost przełomowych momentów należy też Przemienienie Pańskie. Jezus, który przemienił się przed oczami uczniów, pokazał po pierwsze, kim On naprawdę jest. Pokazał, że uczniowie cały czas widzą Go za zasłoną, a tak naprawdę to Jezus jest właśnie taki, jakiego mogli Go zobaczyć na górze. Po drugie, pokazał nam wizję naszej przyszłej chwały, że będziemy tacy jak Jezus. Na razie można to było zobaczyć tylko podczas Przemienienia na górze Tabor, ale ta obietnica dotyczy wszystkich chrześcijan.
Dzisiaj chciałem zwrócić uwagę na pewien szczegół z tego opisu, mianowicie, że u boku Jezusa pojawili się Mojżesz i Eliasz. Mojżesz – główny bohater Pięcioksięgu, pierwszych pięciu ksiąg tak zwanego Prawa Starego Testamentu, i Eliasz jako główny reprezentant proroków Starego Przymierza. Niech to dzisiaj się stanie dla nas okazją do podjęcia wątku, który zaczęliśmy miesiąc temu: o roli Izraela w dziejach zbawienia. Prawie dokładnie miesiąc temu staraliśmy się zrozumieć pierwszy wielki problem: Czy chrześcijaninem może zostać ktoś spoza narodu wybranego? Pierwsze miesiące, lata, głoszenia Dobrej Nowiny przebiegają pod znakiem takiego problemu i o tym mówi pierwszych dziesięć rozdziałów Dziejów Apostolskich: Czy to jest w ogóle możliwe, żeby chrześcijaninem został ktoś, kto nie jest Żydem? Ten problem został rozwiązany. Pan Bóg objawił, że może zostać chrześcijaninem ktoś, kto nie jest Żydem. Skoro Korneliusz mógł zostać chrześcijaninem, to pewnie wszyscy inni też: i Rzymianie, i Etiopczycy, i Polacy.
Pojawił się drugi wielki problem, mianowicie: Jeśli już jakiś nie-Żyd zostaje chrześcijaninem, to czy musi przyjąć całe Prawo, którym żyli Żydzi przez tyle wieków? I znowu, na tzw. pierwszym soborze w Jerozolimie Pan Bóg przemawia w Kościele i mówi: Nie musi. Jak chcą zachowywać Prawo, niech zachowują, ale jak ktoś nie chce, nie musi.
Do tego punktu doszliśmy 16 stycznia, ale pozostaje trzecie wielkie pytanie, które się rodzi: A co będzie z tymi Izraelitami, którzy nie przyjęli chrześcijaństwa? Takich też było sporo. Sporo chrześcijanami zostało, a sporo chrześcijanami nie zostało. Co z nimi? To jest trzecie wielkie pytanie na styku tych rzeczywistości: Izraelici, poganie i chrześcijaństwo.
1. Wizja przesadna: wybranie paralelne
Wspomnienie różnych prześladowań, których może szczególnie w Europie i szczególnie w XX wieku doznawali Żydzi, sprawia, że człowiek czuje się wobec nich niezręcznie i chciałby to jakoś nadrobić. Czasami spotykamy się z niezbyt udaną próbą odpowiedzi na to pytanie wyrażoną w słowach: są dwie równorzędne drogi do Boga, droga chrześcijańska jest dla nie-Żydów, a Żydzi mają swoją drogę, którą jest właśnie judaizm (wizja Franza Rosenzweiga z początku XX w.). Takie poglądy powstawały już na początku XX wieku i dzisiaj są bardzo popularne. Ale czy to się zgadza z objawieniem Bożym, że „chrześcijaństwo jest nie dla Żydów”? Od razu widzimy, że to jakiś nonsens. Pan Jezus mówi przecież: „Idźcie raczej do owiec, które poginęły z domu Izraela” (Mt 10,6). Apostołowie ewidentnie głoszą jednym i drugim: i Żydom, i poganom. Więc ta próba, chociaż stara się być elegancka wobec wyznawców judaizmu, to z całą pewnością jest nieudana, gdyż ewidentnie nie zgadza się z Nowym Testamentem.
2. Wizja katolicka: wybranie trwające
Dlatego dzisiaj spojrzymy sobie na kilka przykładów z tradycji Kościoła, jak ten problem rozwiązywano, czyli jaką rolę mają spełniać wyznawcy judaizmu. Mam tutaj kilka takich przykładów. Pierwszy z nich pochodzi z 230 roku z pism Orygenesa, który napisał tak: „Jezus słusznie zapłakał nad Jerozolimą”. Pan Jezus zapłakał nad Jerozolimą, przewidując, że nastąpi grzech wydania Syna Człowieczego i że miasto poniesie konsekwencje. Zapłakał nad mającym nastąpić zburzeniem Jerozolimy. Orygenes mówi: Pan Jezus słusznie zapłakał nad Jerozolimą. Ale zobaczmy, jak kończy to zdanie: „o wiele bardziej usprawiedliwiony będzie Jego płacz nad Kościołem, który zbudowany po to, aby był domem modlitwy, wskutek brudnej chęci zysku i swawoli niektórych jego członków […] stał się jaskinią zbójców”[1].
My czasem myślimy, że brudna chęć zysku albo swawole niektórych członków Kościoła to jest specjalność naszych czasów, że to dopiero teraz tak się dzieje. Wydaje się nam, że w chrześcijaństwie pierwszych wieków, podczas prześladowań wszyscy byli bardzo święci i mieli nad głową aureole. A czemu nie widać aureoli nad naszymi głowami? Otóż to jest prawda, że nie mamy aureoli, ale nie jest prawdą, jakoby w starożytnym chrześcijaństwie wszystko odbywało się pięknie i szlachetnie. Orygenes właśnie żył za czasów prześladowanego chrześcijaństwa. Widział wielu ludzi, których zabito z powodu wyznawania wiary. Takich ludzi było wielu. Znał takich osobiście. Był świadkiem takich czynów. A i tak napisał, że w Kościele było dużo „brudnej chęci zysku i swawola niektórych jego członków”. I kiedy snuł tę refleksję, po co są wyznawcy judaizmu i synagoga, to jednym z powodów, jaki podawał, to był taki: czytamy w Ewangelii o tym, jak współbracia odrzucili Pana Jezusa, a popatrzmy po Kościele, popatrzmy po nas, jak my się zachowujemy. Mówi: słusznie Pan Jezus płakał nad Jerozolimą, a jeszcze słuszniej płacze nad Kościołem. I to nie jakimś innym Kościołem, jakimś Kościołem tamtych ludzi. Nie, nad tym Kościołem, którym my jesteśmy.
Trzysta lat później żył pewien kaznodzieja, Cezary z Arles († 543), który powiedział, że jednym z ważnych powołań Izraela jest niesienie księgi Bożego prawa. Tak napisał: „Naród żydowski po całym świecie niesie księgi Bożego prawa dla pouczenia wszystkich narodów”[2]. Bo w VI wieku w każdym dużym mieście były synagogi i poganie już wiedzieli, że Żydzi mają księgi Prawa. I kiedy głoszono Ewangelię, to było się do czego odwołać. W tym sensie Cezary mówi: „W ten sposób naród starszy służy młodszemu”.
Czasami myślimy, że to w XX wieku wymyślono terminy: „starsi bracia”, „młodsi bracia”. A ten tekst pochodzi z 540 roku: „W ten sposób naród starszy służy młodszemu, gdy przez swoje księgi zaprasza naród pogan do wiary”.
Bardzo ciekawy opis tego, jak wygląda relacja Żydów i chrześcijan, znajdujemy na Soborze Trydenckim (1566). Sobór Trydencki w wieku XVI wydał katechizm, w którym postawiono pytanie: Kto jest winny śmierci Pana Jezusa? Pada taka odpowiedź:
„Musimy uznać za winnych tej strasznej nieprawości tych, którzy nadal popadają w grzechy. To nasze przestępstwa sprowadziły na Pana naszego Jezusa Chrystusa mękę krzyża; z pewnością więc ci, którzy pogrążają się w nieładzie moralnym i złu, «krzyżują […] w sobie Syna Bożego i wystawiają Go na pośmiewisko» (Hbr 6,6)” (KKK 598).
Powie ktoś: pewnie że to nasze grzechy sprowadziły śmierć na Pana Jezusa, ale w końcu ktoś to zorganizował: cały spisek, wydanie Jezusa, proces, wyrok Piłata, potem udział żołnierzy – w końcu ktoś konkretnie to zrobił. I teraz jak to porównać, czyja wina jest większa? Tamtych, którzy to fizycznie zrobili, czy nasza po wiekach? Sobór Trydencki przechodzi do następującego porównania tych win:
„Trzeba uznać, że nasza wina jest w tym przypadku większa niż Żydów. Oni bowiem, według świadectwa Apostoła, «nie ukrzyżowaliby Pana chwały» (1 Kor 2,8), gdyby Go poznali” (KKK 598).
Ukrzyżowali Jezusa, nie wiedząc, kim On jest. Myśleli, że jest jakimś samozwańcem. A skąd my wiemy, że nie ukrzyżowaliby Pana chwały, gdyby Go poznali? Św. Paweł napisał w Pierwszym Liście do Koryntian: „gdyby bowiem pojęli [mądrość Bożą], nie ukrzyżowaliby Pana chwały”. Więc sobór tak tłumaczy: „Oni bowiem […] «nie ukrzyżowaliby Pana chwały» (1 Kor 2,8), gdyby Go poznali”, a my Go poznaliśmy i nadal grzeszymy. My już wiemy, kim jest Jezus Chrystus. Wiemy, że jest Synem Bożym. Wiemy, że założył Kościół. Wiemy, że nas wzywa do świętego życia, że nas obdarzył chrztem i łaską uświęcającą. I co? I dalej grzeszymy. A konkluzja soboru jest taka: my „gdy zapieramy się Go przez nasze uczynki, podnosimy na Niego w jakiś sposób nasze zbrodnicze ręce” (KKK 598). Bardzo mocne słowa!
Możemy się spotkać z innymi niezręcznymi próbami wyjaśniania fragmentów Ewangelii. Tak czasami bywa, że jak dla kogoś fragment Ewangelii jest niewygodny, to się go próbuje jakoś załagodzić: a może tak nie było? a może to pominąć? Jest taki fragment, który na pierwszy rzut oka wydaje się rzeczywiście bardzo niewygodny w odniesieniu do problemu, o którym dziś mówimy. Mianowicie w Ewangelii św. Mateusza tłum woła: „krew Jego na nas i na dzieci nasze” (Mt 27,24-25). Na nasze ucho to jest bardzo niewygodny werset. Lepiej, żeby go nie było. Pamiętam, że z okazji dyskusji o filmie Pasja niektórzy uczeni teologowie nawet wyrażali opinie, że skoro ten fragment jest taki niewygodny, to lepiej uznać, że go tam nie ma: „może Żydzi wcale tak nie zawołali, może to jest jakiś późniejszy dodatek? Ponieważ dzisiaj jest to trudno zrozumieć, więc lepiej teraz uczyć, że nie ma tego wersetu, trzeba go skasować: z filmu i z Ewangelii też”. Ale to nie jest dobra droga. To nie jest dobra droga: kiedy czegoś nie rozumiem z Ewangelii, to znaczy, że tam tego nie powinno być. Wydaje się, że odpowiednia droga jest inna: jak czegoś nie rozumiem, to powinienem starać się to zrozumieć.
Znalazłem piękne wyjaśnienie tego tekstu, które pochodzi z XIX wieku. Papież Leon XIII był entuzjastą nabożeństw do Najświętszego Serca Pana Jezusa, które wówczas właśnie się rozpowszechniały. Kazał odprawiać po wszystkich parafiach Litanie do Serca Pana Jezusa. W roku 1899 ułożył taką modlitwę: „Wejrzyj okiem miłosierdzia Twego na synów tego narodu, który niegdyś był narodem szczególnie umiłowanym”. Czyli oczywiście chodzi o naród Izraela. I teraz uwaga: „Niechaj spłynie na nich [na Izraelitów] jako zdrój odkupienia i życia ta Krew, którą oni niegdyś wzywali na siebie” (Akt poświęcenia rodzaju ludzkiego). Czyli papież Leon XIII wcale nie mówi: „skoro to jest trudny werset Ewangelii, to go skasujmy. Jest trudny, to powiedzmy, że wcale tak nie wołali”. Nie, jak jest trudne, to starajmy się zrozumieć. I papież tak to wyjaśnił: ci, którzy wołali „krew Jego na nas i na dzieci nasze”, oczywiście nie wiedzieli, co wołają. Ale to nieważne, że oni nie wiedzieli. Ważne, że Pan Jezus wiedział. To wystarczy. A Pan Jezus wiedział, co się dzieje z człowiekiem, który przyzywa na siebie i na swoje dzieci Krwi Jezusa – staje się ona zdrojem odkupienia i życia.
Jednym słowem, papież Leon XIII potraktował te słowa jako rodzaj proroctwa, chociaż wypowiedzianego nieświadomie, rodzaj proroctwa o zbawieniu, które płynie z krzyża Chrystusa także dla Izraelitów.
Czy to jest uprawnione, żeby w Ewangelii znajdować nieświadome proroctwa, że ktoś coś mówi, czego wprawdzie nie rozumie, ale to jest proroctwem? Czy mamy przykłady takich nieświadomych proroctw? Owszem, pamiętamy Kajfasza, który powiedział: „lepiej jest dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród” (J 11,50). Czy Kajfasz wiedział, co mówi? Nie, on miał na myśli zupełnie coś innego, ale Ewangelista pisze, że jednak to było proroctwo: Kajfasz nie wiedział, ale Pan Bóg wiedział. Bóg lepiej od Kajfasza zrozumiał jego własne słowa.
Według tej samej zasady: ci, co wołali „krew Jego na nas i na dzieci nasze”, nie wiedzieli, co mówią, a Pan Bóg wiedział lepiej od nich, co to oznacza.
Przez wszystkie wieki chrześcijaństwa przewija się bardzo ciekawy nurt, który pomaga nam zrozumieć rolę Izraelitów. Więc warto odnosić się do tych wątków w tradycji Kościoła, a przede wszystkim trzeba je znać. Czasami spotykamy się z jakąś propagandą o nauczaniu Kościoła, a nie z faktami o jego nauczaniu. Dzisiaj cytowałem całkiem oficjalne momenty nauczania Kościoła: głos papieża, dokument soboru. To nie są jakieś mało znaczące poglądy. To są oficjalne wyrazy wiary Kościoła.
Dzisiaj przeżywajmy więc święto Przemienienia Chrystusa tak jak apostołowie. Byli wezwani, oczywiście, przez wizję przemienionego Jezusa do chwały w życiu wiecznym. Ale przeżywali ten moment obok Mojżesza i Eliasza. Dlatego nasze dzisiejsze święto i całe nasze chrześcijaństwo przeżywamy oczywiście przede wszystkim wpatrzeni w Jezusa Chrystusa Zmartwychwstałego, ale niech także zawsze gdzieś z boku będą obecni Eliasz, Mojżesz i cała reszta Izraelitów.
2005
Przypisy
[1] Orygenes, Komentarz do Ewangelii według św. Mateusza, XVI, 21.
[2] Tenże, Homilie o Księdze Rodzaju, 6 (86), 3.