ks. Andrzej Siemieniewski
Bóg i człowiek
1. „Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi” (Rdz 2,7)
Pokusa z ogrodu rajskiego: „Będziecie jako bogowie i będziecie znali dobro i zło” jest pokusą, by postawić znak zapytania przy pierwszym zdaniu z Pisma Świętego, które dzisiaj usłyszeliśmy: „Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi” (Rdz 2,7).
Czy człowiek żyje, bo chciał tego Bóg, który nas stworzył, czy też jesteśmy po prostu wynikiem procesów przyrodniczych? Na pewno można by długo dyskutować, co to znaczy, że Bóg stworzył człowieka; mógł czy też nie mógł Pan Bóg posłużyć się ewolucją (podobnie jak posługuje się chmurą, aby zesłać deszcz na ziemię). Na pewno można by o tym długo mówić i dyskutować, ale dzisiaj o czymś innym: Jakie są konsekwencje pokusy radykalnego i absolutnego zakwestionowania tego, że Bóg stworzył człowieka? Co będzie, jeśli ktoś ostatecznie powie: „To nieprawda, że Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi. Ani dosłownie 6 tysięcy lat temu, ani posługując się ewolucją. Pan Bóg nie ma w ogóle nic wspólnego z powstaniem człowieka. Jesteśmy po prostu owocem przyrodniczych procesów”?
2. Człowiek człowiekowi bogiem?
Co z tego wynika? Mamy pewne społeczne doświadczenia, co z tego wynika. W XIX wieku głośno wołano o uwolnienie człowieka od Boga. Niektórym Bóg jawił się jako zmora, która gnębi człowieka. Aby człowiek był wolny – tak mówiono – od Boga musi się uwolnić. Zaczęło się od myślicieli. Czasami nudzą nas myśli filozofów albo profesorów tworzących teorie, ale świat ma taką nieprzyjemną właściwość, że teoretyczne myśli po kilkudziesięciu latach ubierają się w kształty. Powstają instytucje i powstają ludzie, którzy wprowadzają teorie w życie. Dlatego jednak warto obserwować, co kto mówi i czego uczy – i warto zawczasu myśleć, co z tego może wyniknąć.
A więc w XIX wieku ważny filozof Feuerbach tak właśnie mówił: nie ma żadnego Boga, ludzie są tworem przyrody. Należy skończyć mówić o Bogu, a właściwie to człowiek powinien stać się bogiem: Homo homini deus est („Człowiek człowiekowi bogiem”). Po co nam jakiś nadprzyrodzony twór nad światem? Sami dla siebie bądźmy bogami.
Tak to wygląda: najpierw ktoś tworzy teorię, pisze książkę, wygłasza ją w postaci wykładu. Mija kilkanaście czy kilkadziesiąt lat i pojawiają się ludzie, którzy chcą tę teorię wprowadzić w życie. Zakładają organizacje, partie, powstaje ruch Marksa i Engelsa, powstaje państwo − Związek Radziecki, stworzone na tych właśnie podstawach. Minęło tylko kilkadziesiąt lat… Kiedy uczniowie Feuerbacha, Marksa i Engelsa mieli do wyboru: zbudować kanał i poświęcić sto tysięcy więźniów, którzy przy tym umrą, albo nie zbudować tego kanału i ocalić tych więźniów, to rozwiązanie okazało się proste: „Ludzi u nas dużo poczeka się i urodzą się nowi, a kanał sam się nie urodzi. Co z tego, że zginie sto tysięcy ludzi – będą nowi. Przecież i tak się ciągle rodzą, a kanał jest potrzebny”.
W tym samym czasie inny filozof, Fryderyk Nietzsche – zaczyna się od artykułów, od książek, od rzucanych myśli. Wołał: „Bóg umarł!”. Umarł –ludzie nie chcą już myśleć i mówić o Bogu. „Bóg umarł! Niech żyją ludzie-bogowie! Sami dla siebie bądźmy bogami: ten zapał i tę cześć, którą dawniej oddawano jakiejś chimerze na górze, teraz oddawajmy sami sobie nawzajem”.
Kilkadziesiąt lat później – zwykle nie mija tak strasznie wiele lat – ludzie, którzy fascynowali się Fryderykiem Nietzschem, zauważyli, że ludzie nie tylko nie są bogami, ale nawet że nie wszyscy ludzie są ludźmi. I zaczęli innym wmawiać, że większość to podludzie, którzy powinni zniknąć. A ponieważ sami z siebie zniknąć nie chcieli, to trzeba im było pomóc. Taka była zasada państwa Adolfa Hitlera, państwa, które z takich idei brało swój początek.
Niestety, na tym się nie kończy. Konsekwencje radykalnej pokusy powiedzenia: „To nieprawda, że jesteśmy kimś stworzonym z woli Boga” – konsekwencje te trwają dalej. Otóż najpierw cofnijmy się do lat dwudziestych. W latach dwudziestych dwóch intelektualistów – jak zwykle zaczyna się od artykułów, broszur, od tekstów prasowych, od książek, od referatów i wykładów – jeden psychiatra (Alfred Hoche), drugi prawnik (Karl Binding), napisali w 1920 roku broszurę pod tytułem: Prawo do niszczenia życia niewartego życia (Die Freigabe der Vernichtung lebensunwerten Lebens). Wyodrębnili tam kilkanaście grup ludzi, których życie ma żadnej wartości. Na przykład chorzy nieuleczalnie: jaki jest sens, żeby mieli żyć? To właśnie ci dwaj, psychiatra i prawnik pospołu, upowszechnili termin: „życie niewarte życia”.
Prawo do niszczenia życia, które jest niewarte życia. Można znaleźć w Internecie zdjęcie jednego z tych dwóch autorów : Doktor Hoche ma myślące i dobrotliwe spojrzenie zza okrągłych profesorskich okularów, zatroskane o drugiego człowieka.
Minęło raptem kilkanaście lat i Urząd Polityki Rasowej III Rzeszy Adolfa Hitlera propagował hasło: „60.000 marek kosztuje społeczeństwo utrzymanie chronicznie chorego w ciągu jego życia – towarzysze: to także wasze pieniądze!” . Sens tego ogłoszenia jest jasny: przecież te pieniądze powinny służyć zdrowym! I jest sposób, żeby ich nie marnować na chronicznie a nieuleczalnie chorych.
Kiedy raz uruchomiło się takie prawo, że można wskazać grupę ludzi, których życie nie jest warte życia i szkoda marnować 60.000 marek na takiego osobnika w III Rzeszy, to ta machina potem już się nie zatrzymała i okazało się w końcu, że skoro pewien naród ma najwyższe na świecie osiągnięcia cywilizacji, to nie ma żadnego powodu, żeby inne narody miały prawo do życia.
3. Wiek XXI
Naszą wędrówkę w historię XIX wieku i pierwszej połowy XX wieku rozpoczęliśmy nie bez powodu. Nie tylko dla zaspokojenia ciekawości historią myśli ludzkiej. Niestety, w pewnym kraju w Europie (RFN), niedaleko od nas, w zeszłym roku zaproponowano, żeby pacjentom po 75 roku życia nie udzielać pełnej pomocy lekarskiej: marnują się pieniądze . Czy same środki przeciwbólowe nie wystarczą?
Niestety, nasza wędrówka nie ogranicza się tylko do minionych dziesięcioleci i tylko do innych krajów. Niedawno, tydzień temu, w pewnym polskim dzienniku, który ukazuje się w setkach tysięcy nakładu, można było przeczytać wywiad – jak zapowiedziano – z „radykalnym etykiem”. Etyka to jeden z działów filozofii, który zajmuje się moralnością ludzkich wyborów. A tytuł tego wywiadu: Nie każde życie jest warte życia. To tytuł zaczerpnięty z prekursorów terminologii Adolfa Hitlera. To oni 70 lat temu o tym mówili. Dzisiaj można przeczytać uczoną dyskusję na temat aktualności tej myśli i ewentualnego zastosowania jej w społeczeństwie. Nie społeczeństwie jakimś ogólnym, tylko naszym społeczeństwie.
Można było przeczytać na przykład – to są słowa znanego i radykalnego etyka: „Postęp technologiczny w medycynie jest nie do pogodzenia z zasadą świętości ludzkiego życia”.
Muszę powiedzieć, że duże wrażenie zrobiło na mnie zdjęcie, które też, tak jak tamto sprzed osiemdziesięciu lat, jest zdjęciem dobrotliwie uśmiechniętego zza okularów profesora, który głosi: „Powinniśmy odrzucić doktrynę, która stawia życie przedstawicieli naszego gatunku [czyli ludzi] ponad życiem przedstawicieli innych gatunków [zwierząt]. Z punktu widzenia różnych istot – to jest sformułowane teoretycznie, jak przystało na filozofa etyka – każde życie [istoty dowolnego gatunku] ma taką samą wartość”. Filozof etyk jest – tak zaznaczono na końcu – gorącym obrońcą praw zwierząt i wegetarianinem. Warto pamiętać, że wegetarianinem był też Adolf Hitler.
Wniosek, który wyciąga etyk o radykalnych poglądach: „Każde życie istoty każdego gatunku ma taką samą wartość”. Jakie można z tego wyciągnąć praktyczne wnioski: skoro chyba można pozbawić życia natrętną muchę, która komuś uprzykrza życie, to chyba można też pozbawić życia istotę innego gatunku, która nieprzyjemnie utrudnia nam życie, na przykład istotę gatunku ludzkiego. Wniosek brzmi: „Rodzice powinni mieć prawo decydowania o tym, czy chcą mieć dziecko nawet po jego urodzeniu” To są wnioski płynące z nauk radykalnego profesora etyki dobrotliwie uśmiechającego się zza okularów: „Rodzice powinni mieć prawo decydowania o tym, czy dziecko ma żyć także po jego urodzeniu”.
Dziennikarz prowadzący ten wywiad, woła w pewnej chwili: „To jakiś absurd!”. Odpowiedź niestety charakterystyczna. To dobrze, że zareagował, ale niestety to nie jest właściwa reakcja, bo to nie jest absurd. Takie poglądy nie są głoszeniem absurdu, tylko są głoszeniem zbrodni, a między zbrodnią a absurdem jest spora różnica.
To są rzeczy aktualne. Takie są wnioski, które wyciąga się praktycznie z postawienia znaku zapytania: „Czy na pewno Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi?”. Warto pamiętać, że są i tacy, których ta dyskusja nie interesuje, którzy mówią na początku: „Nie ma Boga”; oraz: „Człowiek jest dla człowieka bogiem”] (Homo homini deus est), a potem – najpierw w artykułach, wywiadach, referatach, wykładach, broszurach, książkach, w wymianie uczonych profesorskich filozoficznych i etycznych myśli – na końcu dochodzą do wniosku, że nie każde życie jest warte życia. Nie każde, bo życie niektórych jest całkiem niepotrzebne. I przecież 60.000 marek kosztowało III Rzeszę utrzymywanie takiego nic niewartego życia: „Towarzysze, to przecież wasze pieniądze!” Zaczyna się od referatów i broszur, a kończy się na instytucjach, które owe nowatorskie i radykalne myśli wprowadzają w życie.
Jaki z tego wniosek? Wniosek z tego, że w łodzi Kościoła, w której jesteśmy marynarzami, zawsze trwa apel: Nadciąga sztorm! To nie jakiś nowy apel. Taki sztorm nadciągał zawsze: i 10 lat temu, i 100 lat temu, i 1000 lat temu, i 2000 lat temu. Od tego jesteśmy, żeby stawiać czoło sztormom. Nie jesteśmy na okręcie wczasowym, wypoczynkowym, ale na łodzi, która płynie do celu, a po drodze są sztormy. Od tego jesteśmy, żeby je przezwyciężać. Dlatego marynarze muszą być sprawni. Muszą się dobrze orientować w tym świecie, jakie to demoniczne pokusy zostały ubrane w jakie to radykalne filozoficzne hasła dziś i co z tym zrobić. Od tego jesteśmy. To nic nowego. To, że te pokusy są straszne, to nie znaczy, że są niezwykłe. Nic nowego nas nie spotkało.
Natomiast skoro zawsze nadciągały jakieś ciemne chmury i każde pokolenie musiało stawić im czoło, i nie spotkało nas nic dziwnego – spotkało nas to, co zawsze spotykało chrześcijan – tym bardziej mamy być sprawni i gotowi do stawienia im czoła, gotowi do wykonania tego, czego Pan Bóg od nas oczekuje.
A na koniec fragment z orędzia Jana Pawła II na trwający właśnie Wielki Post 2005 roku. To jest chrześcijański wniosek z tego, że Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi. Niech więc zabrzmią słowa Papieża:
„Życie człowieka jest cennym darem, który należy kochać i którego trzeba bronić w każdej fazie. Przykazanie: «Nie zabijaj!» […] obowiązuje także w obliczu choroby i wówczas, kiedy spadek sił ogranicza zdolność człowieka do autonomii. Proces starzenia się […] może stać się cenną okazją do lepszego zrozumienia tajemnicy krzyża, która nadaje pełny sens życiu ludzkiemu”.
Kiedy następny raz zobaczymy w telewizji schorowanego i co tu dużo mówić, już zniekształconego przez chorobę i starość Papieża, warto sobie też przypomnieć i to zdanie z jego orędzia na Wielki Post: „Proces starzenia się […] może stać się cenną okazją do lepszego zrozumienia tajemnicy krzyża, która nadaje pełny sens życiu ludzkiemu”. Amen.
2005