Ku wielkiemu zwycięstwu Chrystusa

ks. Andrzej Siemieniewski

HOMILIA
na Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata - ROK A
20 listopada 2005

Rok liturgiczny, od Adwentu począwszy, odtwarza całą historię stworzenia i zbawienia, aż po przypominanie sobie o czasach ostatecznych. I właśnie w dzisiejszą niedzielę, w niedzielę Chrystusa, Króla Wszechświata, przypominamy sobie, jaki jest kierunek tego wszystkiego — a to wszystko zmierza ku wielkiemu zwycięstwu Jezusa Chrystusa.

1. Etapy królowania Jezusa — od końca

a. Etap ostatecznego zwycięstwa

Dzisiaj przyjrzymy się wielkiemu zwycięstwu, do którego wszystko zmierza, ale przyjrzymy się „od końca” — tak jak odmalowało to dziś przed naszymi oczami Pismo Święte. Jest zatem etap najzupełniej ostateczny, kropka nad „i”, o którym słyszeliśmy z ust Apostoła Pawła:

„Syn zostanie poddany Temu, który Synowi poddał wszystko, aby Bóg był wszystkim we wszystkich” (1 Kor 15,28).

To jest najbardziej ostateczny etap zwycięstwa, kiedy Syn, któremu wszystko zostało poddane, sam zostanie poddany Bogu Ojcu. Te bardzo tajemnicze słowa wymykają się nieco naszemu zrozumieniu. Pan Bóg jakby za dużo nam tutaj objawił. Trochę za szeroko uchylił drzwi i jest to za dużo na nasz rozum. Tak czasem się dzieje, że Pan Bóg w swojej dobroci objawia trochę zbyt wiele. Być może dlatego, abyśmy żywili w sobie nadzieję na to, że tajemnice Bożego zrozumienia będą coraz większe i że czeka nas jeszcze bardzo wiele ze zgłębiania tego, kim Bóg jest i jakie są Jego plany.

Cóż to może znaczyć, że „Syn zostanie poddany Temu, który Synowi poddał wszystko”? To jest etap ostateczny. Myślę, że w pełni zrozumieją to ci, którzy w zbawieniu wiecznym będą oglądać Boga twarzą w twarz i wtedy zawołają: „Aha! To o to chodziło! Teraz rozumiemy, co znaczą te tajemnicze słowa, które na ziemi nas tak intrygowały!”

b. Etap przedostatni — kres walki

Wcześniej jest etap przedostatni — etap, jeszcze walki, ale już ostatniego jej akordu, o którym czytamy:

„Jako ostatni wróg, zostanie pokonana śmierć” (1 Kor 15,26).

Historia świata, to historia zmagań, historia walki, boju. Są tutaj i przegrane bitwy, i odniesione zwycięstwa, a wszystko to zmierza do bitwy ostatniej, w której „jako ostatni wróg, zostanie pokonana śmierć”. Inaczej nazywamy to życiem wiecznym, ponieważ życie doczesne w Jezusie Chrystusie przemieni się kiedyś w życie wieczne. Bardzo dobrze, że rok liturgiczny uporczywie nam o tym przypomina, bo zdarza się czasem ludziom wierzącym coś, co można nazwać „amnezją eschatologiczną”. Amnezja to utrata pamięci — człowiek nie pamięta tego, o czym pamiętać powinien. Amnezja eschatologiczna, to znaczy, że chrześcijanin nie pamięta, że najważniejszy cel misji Jezusa Chrystusa, to zbawienie wieczne. Oczywiście, że Bóg po drodze pomaga. Oczywiście, że po drodze z nami jest i nam towarzyszy, ale to są cele pośrednie. To jest tylko po drodze, a celem ostatecznym jest pokonanie śmierci — życie wieczne. Z amnezji eschatologicznej trzeba się budzić i przypominać sobie, że jeżeli mówimy, że Chrystus jest królem, to pierwsze i najważniejsze znaczenie tego wyrażenia jest to, że jest królem na wieki i chce razem ze swoimi przybranymi dziećmi też na wieki królować.

c. Sąd ostateczny — zwycięstwo Jezusa w swoich świętych

Etap przedostatni przed pokonaniem śmierci, to pokonanie mocy zła:

„Przekaże królowanie Bogu i Ojcu i pokona wszelką Zwierzchność, Władzę i Moc” (1 Kor 15,24).

Ku temu zmierza historia — do pokonania szatana i pokonania grzechu. Tych, którzy posiądą zbawienie wieczne, ani szatan, ani grzech, ani pokusa dręczyć już więcej nie będą.

d. Zwyciężanie Jezusa w naszej codzienności

Tak wygląda zgłębianie tajemnicy królowania Chrystusa, kiedy idziemy „od końca” historii zbawienia: począwszy od zwycięstwa ostatecznego musimy w tym cofaniu się dojść do zwyciężania w naszej codzienności, bo droga do ostatecznego zwycięstwa jest drogą poprzez królowanie Chrystusa właśnie tu. Jeśli Chrystus króluje w naszej codzienności dziś, jutro, za tydzień, za rok, jeśli króluje w rodzinach, w pracy, w modlitwie, w służbie, w relacjach, to jest to droga do królestwa ostatecznego.

2. Co znaczy przyjąć Jezusa jako Pana?

Królowanie Jezusa dzisiaj dokonuje się na dwa sposoby: Jezus króluje jako Pan (często mówimy: „Jezus jest Panem”) i króluje jako Zbawiciel. Często też zestawiamy te dwa słowa i mówimy, że „Jezus jest Panem i Zbawicielem”. Niejednokrotnie zachęcamy też podczas ewangelizacji, ażeby ci, którzy chcą się do Niego zbliżyć, tak właśnie Go przyjęli: nie tylko jako nauczyciela, nie tylko jako proroka, nie tylko jako przykład z przeszłości, ale żeby Go przyjęli jako kogoś, kto dziś panuje i dziś zbawia. Zachęcamy innych i siebie, żeby przyjmować Jezusa jako Pana i Zbawiciela, i często te dwa słowa zestawiamy. To jest Jego królowanie na dziś, Jego królowanie w naszej doczesnej codzienności.

Co to znaczy, że Jezus może zakrólować w czyimś życiu jako Zbawiciel?

Słowo „zbawiciel” znaczy mniej więcej tyle, co ratownik. Zbawiciel to ktoś, kto może uratować. Dlatego jeśli chcemy, aby Chrystus był królem w naszej codzienności, to najpierw musimy zdać sobie sprawę z tego, że toniemy. Jeżeli ktoś tonie, ale o tym nie wie, to nie będzie wołał o pomoc, nie będzie się rozglądał za kołem ratunkowym, nie uzna potrzeby ratownika. A dostrzec, że toniemy, wcale nie jest proste. Można żyć w takim zgiełku, hałasie, oszołomieniu bieżącymi sprawami, że człowiek nawet nie zauważy, że tonie!

Pierwszym zatem etapem do tego, aby Chrystus zakrólował, jest zauważyć, że tonę, zauważyć śmiertelne zagrożenie: dokąd zmierza moje życie, co z tego wyniknie, gdy się to wszystko skończy, kiedy dobiegną dni mojego życia tutaj do swojego końca? Potrzeba zauważenia śmiertelnego zagrożenia i zauważenia realnej możliwości pomocy, bo to, że ktoś zauważy, że tonie, to jeszcze mało — może się pogrążyć w rozpaczy. Całe nurty, bardzo modne, filozofii, to są nurty rozpaczy: człowiek, który zmierza ku przepaści, byt ku śmierci, byt ku nicości, byt bezsensowny. Trzeba więc zauważyć, że tonę i zauważyć, że jest realna możliwość pomocy, i wtedy może człowiek zawołać: „Na pomoc! Ratunku!” Różne są sposoby tego wołania. Obrazy spotykane po kościołach przypominają: „Jezu, ufam Tobie”. W czym ufam? Właśnie w tym: „Ufam, że możesz być moim Zbawicielem”.

Co to znaczy, że Jezus zakróluje jako Pan?

Zauważmy, że jeżeli mówimy, że Jezus zakróluje jako Zbawiciel, to znaczy, że my coś otrzymujemy — otrzymujemy koło ratunkowe, ktoś nas wyciąga. Natomiast kiedy mówimy, że przyjmujemy Jezusa, aby królował jako Pan w naszym życiu, to znaczy, że się decydujemy na przyjęcie zobowiązań, wymagań. Jezus jest Panem — Panem historii, ludzkości, świata — ale ja też jestem częścią historii, ludzkości, świata. To znaczy, że Jezus jest także moim Panem. A to z kolei znaczy, że podejmuję zobowiązanie co do tego, kto będzie źródłem pomysłów, idei i decyzji w moim życiu — czy źródłem pomysłów na życie, idei co do życia, codziennych decyzji, będzie mój egoizm, moja samowola, moja egoistyczna korzyść, czy też Ktoś inny, Ktoś, kto mi będzie podpowiadać, a ja będę temu posłuszny.

To jest treść słowa „pan”. Panowanie Jezusa, czyli Jego królowanie, oznacza, że nie podejmuję decyzji sprzecznych z wolą Pana. To jeszcze za mało, że tylko nie podejmuję decyzji sprzecznych: podejmuję decyzje zgodne z wolą Pana. I od razu rzuca się w oczy, że wobec tego bardzo rzadko Jezus jest w pełni Panem w czyimś życiu. Słusznie mówimy: „Chcę, aby Jezus był Panem” albo: „Przyjmuję Jezusa jako Pana i Zbawiciela”. To dobrze, to jest dobry początek, tylko czy to się łatwo zmienia w rzeczywistość? Czy od samego powiedzenia tych słów Jezus stał się już Panem? Nie! W Ewangelii św. Mateusza czytamy:

„Nie każdy, który Mi mówi: Panie, Panie!, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie” (Mt 7,21).

To nie znaczy, że nie mamy mówić: „Jezus jest Panem”. Trzeba mówić, bo od mówienia się zaczyna. Mówienie jest bardzo dobrym początkiem, ale kto by skończył na początku, ten nie dojdzie do celu. Celem tego wyznawania, że Jezus jest Panem albo że Go przyjmujemy jako Pana, jest pełnić wolę Ojca.

Bardzo rzadko zdarza się, żeby tak naprawdę w pełni Jezus był czyimś Panem. Częściej zdarza się pragnienie, żeby był Panem i zdarzają się dobre gesty, odruchy, pierwsze kroki. Często zdarza się wędrowanie w dobrą stronę, ćwiczenie się w podejmowaniu decyzji, żeby były zgodne z wolą Bożą, ale tak w pełni — to się zdarza rzadko. I jeśli się to zdarzy, że rzeczywiście Jezus jest czyimś Panem w mocnym tego słowa znaczeniu, tak że to się rzuca w oczy, to wtedy mówimy o wielkich świętych. Wielcy święci to ci, w których życiu Chrystus mocno zakrólował — rzuca się w oczy, że do słów: „Jezus jest Panem”, dołączyły się też realia: rzeczywiście jest Panem. To właśnie znaczy beatyfikacja, kanonizacja: „Patrzcie! Mówili, a za ich słowami poszły czyny! Podejmowali decyzje, podporządkowywali się woli Bożej, szli za tym. Popatrzcie jak to można zrobić!”

Tak możemy zrozumieć miejsce wielkich świętych w Kościele. Kościół przypomina sobie: „Zobaczcie, do jakiego stopnia w życiu codziennym Chrystus może być królem!” To jest pokazywanie palcem: „Popatrzcie, że można nie tylko mówić, że Chrystus jest królem, ale można też to przeżywać”. To się może dziać, że ktoś podejmuje decyzje — decyzje podszepnięte przez Boga — i ktoś Bożej woli jest posłuszny.

Po czym poznać, że Chrystus naprawdę króluje w życiu jako Pan?

Byłoby błędem, gdybyśmy myśleli, że to można poznać tylko po wewnętrznej introspekcji, czyli że w pewnym zamyśleniu patrzę w moje wnętrze, sprawdzam, w co wierzę, jakie są moje myśli, moje przekonania. To jeszcze za mało, żeby poznać, czy Jezus jest moim Panem. Muszę to poznać nie tylko po wewnętrznej introspekcji, ale też po zewnętrznej inspekcji. Co to jest inspekcja? Przychodzi inspektor i sprawdza na zewnątrz, czy to się zgadza. To rozróżnienie jest bardzo ważne. Introspekcja, która jest tylko do wewnątrz — patrzę, jakie są moje myśli, przekonania, stany wierzeń — to jest ważne na początek, ale to się poważnie różni od zewnętrznej inspekcji: czy widać, że ja to wprowadzam w życie.

Czasami w Ewangelii słyszymy o introspekcji, że trzeba wierzyć, trzeba mieć wewnętrzny akt wiary. Ale dzisiaj akurat słyszeliśmy o czymś innym — słyszeliśmy o inspekcji, która jest na zewnątrz. Przychodzi Pan Jezus i mówi: czy to było widać? czyście to robili? czy to się rzucało wszystkim w oczy? To nie są owoce introspekcji: dać jeść, pić, przyjąć przybysza, przyodziać nagiego, odwiedzić chorego, przyjść do więzienia. To się nie dzieje w środku człowieka, w zamyśleniu, w modlitwie. To się dzieje na zewnątrz i to widać: czy to się robi, czy nie. Taka jest ewangeliczna różnica między „owcami” i „kozłami” (por. Mt 25). A czym się różnią jedne od drugich? Tym, że u owiec do tego, co w introspekcji, czyli do wewnętrznych aktów wiary, doszło jeszcze to, co widać w zewnętrznej inspekcji — czyny! Czyny miłości bliźniego!

***

Dlatego niedziela Chrystusa Króla jest wielką okazją do odnowienia w sobie wielu prawd wiary. Jest okazją do odnowienia w sobie wiary w ostateczne cele świata. Historia zmierza do tego, aby Syn, któremu wszystko zostało poddane, oddał wszystko i siebie samego, Ojcu. Historia zmierza do tego, żeby Chrystus zwyciężył śmierć: „Jako ostatni wróg, zostanie pokonana śmierć”. Historia zmierza do tego, żeby Bóg już ostatecznie zwyciężył szatana i grzech. Jest taki etap w życiu człowieka, nazywamy go zbawieniem wiecznym, gdzie jest to rzeczywiście zbawienie, czyli uratowanie, i rzeczywiście jest wieczne, już nie zagrożone przez szatana i grzech. Niedziela Chrystusa Króla jest też okazją do przypomnienia sobie, że aby dojść do współ-królowania, trzeba żyć razem z Chrystusem już tutaj, trzeba tu czynić Go królem, czyli Zbawicielem i Panem. Trzeba, i to koniecznie!, we wnętrzu wołać: „Jezu, ufam Tobie! Chcę, żebyś był moim Zbawicielem!” Do tego koniecznie trzeba dołączać krok drugi: „Jeśli Tobie ufam, to będę też robić to, do czego zachęcasz. Jeśli Tobie ufam jako Zbawicielowi, to chcę też rozszerzać w moim życiu i w moim sercu miejsce na to, abyś Ty panował”. Amen.