WOLNY JAK WIELORYB W TAMIZIE
„Ku wolności wyswobodził was Chrystus”
(Ga 5,1)
a. Wieloryb w Tamizie
Dnia 20 stycznia 2005 roku w godzinach rannych zaobserwowano w Tamizie wieloryba. Należał on do stada, które wcześniej pojawiło się u wybrzeży Anglii. Wyobraźmy sobie przez chwilę, że wieloryb miał umysł podobny do umysłu ludzkiego. Wiedział by wtedy, że wieloryby zwykle przestrzegają zasad. Nie znamy wszystkich Dziesięciu Przykazań Morskich — przykazań wielorybów — ale wiemy, że jedno z nich brzmi: „Nie będziesz opuszczał głębokiego morza, wpływając do rzeki”.
Wieloryb, który odłączył się od stada — gdyby miał ludzki umysł — mógłby powiedzieć: „Właściwie dlaczego jest takie przykazanie? Dlaczego ktoś ma mi mówić: «Nie będziesz opuszczał głębi oceanu i nie będziesz wpływał do rzeki»? Dlaczego Stwórca ograniczył nam tę akurat przestrzeń i powiedział: «Tutaj nie!» Czyżby pozazdrościł nam, wielorybom? Może chciał nas pozbawić jakiejś najbardziej atrakcyjnej części wielorybiego życia?! A właśnie że wpłynę do Tamizy! Postawiłem na wolność!”
Dnia 21 stycznia wieczorem agencja BBC doniosła, że znaleziono wieloryba nieżywego. Wcześniej widziano go, jak zderzał się z pomostami i łodziami na Tamizie: w rzece było dla niego o wiele za ciasno; miał pięć metrów długości i ważył 4 tony, potrzebował więc olbrzymiej przestrzeni do swobodnego pływania. Wreszcie zaskoczył go odpływ i wieloryb utknął na płyciźnie przy brzegu rzeki. Wolny wybór doprowadził go do śmierci…
Warto zapytać, czy złamanie przykazania „Nie będziesz wpływał do ujścia rzeki”, było na pewno wyborem większej wolności. Czy inni członkowie stada, którzy dzisiaj nadal pływają w oceanie, są mniej wolni przez to, że zastosowali się do Dziesięciu Morskich Przykazań?
b. Katolicka moralność — ograniczenie ludzkiej wolności?
Wolność ponad wszystko?
Wewnętrzny dramat wieloryba z Tamizy to oczywiście tylko produkt naszej wyobraźni. Wieloryby nie mają takich umysłów, jak ludzie, ale my mamy. I w Piśmie Świętym bardzo często, niemalże na każdej stronicy, spotykamy się z wyrażeniem Bożej woli, która stawia nam ograniczenia. Czytamy na przykład:
„Czas jest krótki. Trzeba więc, aby ci, którzy mają żony, tak żyli, jakby byli nieżonaci, a ci, którzy płaczą, tak jakby nie płakali, ci zaś, co się radują, tak jakby się nie radowali; ci, którzy nabywają, jak gdyby nie posiadali; ci, którzy używają tego świata, tak jakby z niego nie korzystali. Przemija bowiem postać tego świata” (1 Kor 7,29-31).
Biblia jest pełna tego rodzaju zaleceń. Czasami przybierają bardzo kategoryczną formę, na przykład Dziesięciu Przykazań Bożych. Czasem przybierają formę wezwań do powściągliwości, jak to czytamy w Pierwszym Liście do Koryntian. Można by zatem postawić pytanie: Czy to nie ogranicza naszej wolności? Czy chrześcijanin nie jest człowiekiem, którego wolność jest skrępowana? To bardzo ważne pytanie, szczególnie we współczesnej kulturze, w której jesteśmy zanurzeni.
Próbę odpowiedzi na pytanie o wolność daje George Weigel w książce God’s Choice (książka na temat wyboru Benedykta XVI na papieża). Przypomina tam, że w katolickim sposobie myślenia moralność nie jest arbitralnym zestawem zasad narzuconych z zewnątrz, które pojawiły się nie wiadomo skąd i dlaczego, murem, z którym się zderzamy, chociaż chcielibyśmy iść dalej, barierą, która ni stąd, ni zowąd, przed nami wyrasta i nie rozumiemy dlaczego. W chrześcijańskim, biblijnym sposobie myślenia, życie moralne to coś, co wynika z natury człowieka stworzonej przez Boga, coś, co wypływa z głębi ludzkiego serca i pragnienia szczęścia.
Dlatego dojrzałym pytaniem moralnym nie jest pytanie typowe dla nastolatka: „Jak daleko mogę się posunąć — czy mam wrócić o 21.00, czy mogę o 21.15?” To nie jest dojrzałe pytanie ucznia Chrystusa. Dojrzałe pytanie moralne człowieka dorosłego to: „Co mam robić, żeby stać się człowiekiem dobrym, takim, jakiego Bóg zamierzył, człowiekiem, który może się radować przebywaniem z Bogiem tutaj i może się radować przebywaniem z Bogiem na zawsze?”
Takim człowiekiem trzeba się stawać. Do takiej miary człowieczeństwa trzeba dorastać i do tego służy moralność. I właśnie na drodze stawania się człowiekiem według zamysłu Bożego odkrywamy zasady — przykazania, zalecenia, wezwania, błogosławieństwa — które nie wypływają „z zewnątrz”, lecz wypływają z samej dynamiki stawania się dobrym człowiekiem. To wypływa z wnętrza i staje się organiczną całością z naszym życiem. Dlatego idea moralnego, prawdziwie ludzkiego życia, prowadzi do całkiem odmiennej idei wolności.
Wolność robienia „po swojemu”
George Weigel przypomina, że żyjemy w kulturze, w której podstawowym manifestem pojmowania wolności jest tekst piosenki Franka Sinatry My Way — I did it my way („Zrobiłem to po swojemu”). To jest podstawowy manifest wolności we współczesnej kulturze: zrobiłem to po swojemu; tak chciałem, tak wymyśliłem i to właśnie zrobiłem. Mogłoby z tego wynikać, że wolność dotyczy tylko i wyłącznie wybierania: jeśli to ja wybierałem, to byłem wolny. Tymczasem chrześcijanin zawsze powie: wolność dotyczy nie tylko wybierania, ale też dotyczy tego, co wybrałem i dlaczego, czy wybrałem zgodnie z naturą człowieka i zgodnie z naturą chrześcijanina. Mogłem wybierać i wybrałem źle. Mogłem wybierać i wybrałem tak, że skończyłem w zniewoleniu. Mogłem wybierać i wybrałem tak, że skończyłem na płyciźnie, która się nie nadaje do życia duchowego, do życia prawdziwie ludzkiego.
Wolność muzyka walącego w pianino
Spójrzmy na dwa porównania, które George Weigel przytacza za o. Pinckaersem. Pierwsze porównanie to przykład muzyka grającego na pianinie. Nauka gry na pianinie jest na początku zajęciem bardzo monotonnym, przykrym i nużącym. Człowiek ćwiczy w kółko to samo. Niejeden muzyk pamięta niechęć do ćwiczeń doskonalących technikę. Jednak wskutek powtarzania ćwiczenia, to, co pierwotnie wydawało się być bezsensownym ciężarem, stopniowo nabrało sensu, doprowadziło do wolności — nauczyło go, jak robić właściwą rzecz we właściwy sposób. Dzięki czemuś mozolnemu i trudnemu, co było na początku, może teraz samodzielnie wykonywać i komponować muzykę, może grać cokolwiek chce, nawet bardzo trudne utwory.
Każdy może walić pięścią w klawisze pianina i mieć z tego dziki, prymitywny rodzaj wolności, ale czy to jest pełna, prawdziwie ludzka wolność? Czy bardziej wolny jest ten, kto wali pięścią w klawisze, czy ten, kto posługuje się instrumentem, żeby zagrać to, co chce? Prawdziwa wolność godna człowieka na pewno jest tym drugim — jest wolnością człowieka, który poprzez trudne, mozolne wprawianie się, doszedł do tego, że umie się tym instrumentem posługiwać, potrafi grać. Ćwicząc i doprowadzając do maestrii sztukę i technikę gry na pianinie, muzyk odkrywa nową i pełniejszą wolność.
Można by ulec złudzeniu, że wolność polega na popełnianiu błędów: mogę zrobić to, mogę zrobić tamto, a czy to jest dobre, czy złe, to wszystko jedno, bo najważniejsze jest to, że ja to zrobiłem, zrobiłem po swojemu i dzięki temu to jest wolność. Jednak redukcja wolności do wolności robienia błędów poniża wolność i poniża człowieka. Wolność jest bardziej godna człowieka, jeśli nauczyliśmy się robić właściwe rzeczy, jeśli popełniamy mniej błędów. Ten, kto się ciągle myli w czasie grania, nie jest bardziej wolny od tego, który się nie myli. Ten, który ciągle łamie przykazania Boże i zasady Ewangelii nie jest bardziej wolny od tego, który postępuje zgodnie z nimi.
Wolność bezsensownego bełkotu
Drugi przykład przytaczany przez Weigla dotyczy uczenia się nowego języka, które jest zajęciem trudnym i mozolnym: trzeba nauczyć się słówek, gramatyki, zasad, które zamieniają bełkot w zrozumiały język. Oczywiście człowiek może tego nie robić. Może bezsensownie jazgotać i mówić: „Jestem wolny, bo powiedziałem to po swojemu”. Tylko czy to jest najwyższa ludzka wolność? Prawdziwa wolność polega na tym, że człowiek, który się uczył i wprawiał, teraz może się tym językiem posługiwać.
Te dwa przykłady wzięte z powszechnego doświadczenia są oknem na poznanie prawdy o wolności: czym jest wolność moralna, którą daje nam Bóg; czym jest wolność, którą dają przykazania, rady ewangeliczne, wezwanie św. Pawła do powściągliwości. Muzyka i język oznaczają życie w obrębie zestawu zasad, ale właśnie te zasady dają wolność tworzenia, sprawdzania nowych pomysłów, komunikowania się. I podobnie jak wyćwiczona jest umiejętność grania, czy umiejętność swobodnego posługiwania się językiem, tak również jest wyćwiczona umiejętność życia moralnego. Dzięki temu człowiek popełnia coraz mniej błędów, ma nawyk czynienia dobrze, a to jest cnota moralna.
Wolność ku doskonałości
Ktoś, kto mówi: „Zrobiłem to po swojemu i to właśnie jest wolność”, jest podobny do człowieka, który wali pięścią w klawisze i mówi: „Gram po swojemu i to właśnie jest wolność”. Tymczasem głębsza, chrześcijańska wolność, taka, która wynika i z Dziesięciu przykazań, i z Ewangelii, i z nauki apostołów, i z tego wszystkiego, czym Kościół żyje, to jest wolność ku doskonałości — wolność czynienia właściwych rzeczy we właściwy sposób.
Tak właśnie wolność chrześcijańska staje się wolnością dobrego ojca i dobrej matki, wolnością dobrej żony i dobrego męża, wolnością dobrego murarza i dobrego katechety, wolnością dobrego ucznia w szkole i dobrego wolontariusza pomagającego chorym. To są prawdziwie chrześcijańskie wolności: „Ku wolności wyswobodził was Chrystus” (Ga 5,1).
Pogląd, którego nabywamy od Boga, Chrystusa, apostołów, Kościoła, zderza się z poglądem, który jest poglądem tego świata, poglądem, że wolność polega na zerwaniu się z łańcucha prawdy moralnej. Jednak wolność, która na tym miałaby polegać, stanie się w końcu najgorszym wrogiem wolności. Podobnie jak skończyła się wpłynięciem wieloryba w ujście Tamizy, tak skończy się wpłynięciem człowieka w ujście rzeki lenistwa, zazdrości, głupoty, pornografii, pijaństwa, wulgarności, narkotyków, lubieżności, magii. W Tamizie nie ma miejsca dla stworzenia wielkości wieloryba: udusi się tam z braku przestrzeni. To wymyślone przez nas przykazanie morskie: „Nie będziesz wpływał do ujścia rzeki”, służy wielorybom i ich wolności, służy temu, żeby przebywały w takich miejscach i przestrzeniach, gdzie jest dla nich miejsce do życia i rozwoju. Podobnie w rzece grzechu nie ma miejsca dla stworzenia o duchowych rozmiarach człowieka. Stworzenie o takich duchowych rozmiarach jak człowiek, po prostu się tam udusi. Zaskoczy go odpływ, trafi na płyciznę i marnie skończy.
Przykazania, rady ewangeliczne i inne zalecenia Nowego Testamentu, odpowiadają naturze człowieka i dobrze mu służą. Jeśli się temu podporządkujemy, to da nam szczęście, to pozwali nam przebywać w tych regionach duchowego oceanu, gdzie jest odpowiednia głębia, odpowiednia przestrzeń, gdzie można swobodnie w Duchu Świętym żyć i swobodnie w Duchu Świętym się rozwijać. Amen.