„Formujcie wasze serca w oparciu o dzieła wielkich mistrzów”
***
PRZYGODA CHRZEŚCIJAŃSKA JAKO DROGA
— nauczanie, 9 września 2006
A. Główny symbol Jana od Krzyża — góra Boża
Główny symbol myśli, teologii, nauczania św. Jana od Krzyża to góra Boża. Zechciejmy iść takim rytmem i takim szlakiem, jaki św. Jan od Krzyża nam daje. Popatrzmy na ilustrację. Prawie u szczytu góry widnieją słowa: „uczta nieustanna”. Uczta nieustanna to jest to, do czego Pan Bóg zaprasza:
„Przyjdą ze wschodu i zachodu, z północy i południa i siądą za stołem w królestwie Bożym” (Łk 13,29).
Uczta nieustanna to jest to, do czego zmierzamy. To jest nasza nadzieja. Baranek przychodzi po swoją Oblubienicę — to są zaślubiny duchowe — i mówi: „Błogosławieni, którzy są wezwani na ucztę Godów Baranka!” (Ap 19,9). Ale uczta nieustanna to także coś, do czego mamy dostęp już tutaj i dostępem do tej wiecznej, niebiańskiej uczty nieustannej jest Msza św., Eucharystia.
a. Co to znaczy „nic”?
Mogliśmy się spotkać z czymś, co nazwałbym buddyjską aranżacją dzieł św. Jana od Krzyża. Mianowicie Jan od Krzyża u początków góry Bożej po hiszpańsku wpisał: „Nada, nada, nada, nada y en el Monte nada”. Co się wykłada na język polski: „Nic, nic, nic, nic i na górze też nic”.
Otóż często spotykałem w literaturze rozumowanie tego rodzaju. Ktoś czyta: „Nada, nada, nada, nada y en el Monte nada”, czyli „Nic, nic, nic, nic i na górze też nic” i mówi: „Buddyści też tak mówią, więc Jan od Krzyża jest anonimowym buddystą”. Otóż, co prawda, buddyści mówią: „Nic, nic, nic, nic i na górze też nic”, ale na tym kończą. A św. Jan od Krzyża na tym nie kończy. W samym środku ilustracji rzeczywiście widnieje napis „i na górze nic”, ale to nie jest kres drogi. Kresem jest uczta nieustanna. A uczta to jest posiłek z kimś. Taka jest treść słowa „uczta”. Ucztuje się w towarzystwie i to w licznym towarzystwie. Bowiem uczta nieustanna oznacza spotkanie z Bogiem w towarzystwie wszystkich świętych. Jeśli więc Jan od Krzyża mówi: „Nic, nic, nic, nic i na górze też nic”, to ma na myśli: po drodze może się zdarzyć, że nie będzie pociech, nie będzie zewnętrznych radości, może się zdarzyć, że będzie trudno, smutno, tragicznie. W tym sensie mówi: „Nic, nic, nic, nic i na górze też nic” — w sensie, że póki tu jesteśmy na świecie, bardzo różne drogi życiowe do Boga się zdarzają.
Akurat dzisiaj mogłem uczestniczyć w rozpoczęciu roku szkolnego w gimnazjum salezjańskim. Uczniowie przedstawili przepiękne przedstawienie o Edycie Stein. Jej życie można pewnie opisać: „Nic, nic, nic, nic i na końcu też nic”, ponieważ po ludzku rzecz biorąc, czekał ją marny koniec w obozie koncentracyjnym. Ale zobaczmy, w którym to jest miejscu. To nie jest kres wędrówki. Po ludzku patrząc, może się zdarzyć taka droga, jak Edyty Stein, że po drodze nie było radości i pociech i było trudno, a potem jeszcze trudniej, a na końcu tragicznie, ale na tym się nie kończy. Potem dopiero rozpościera się perspektywa góry Bożej, uczty nieustannej. Nie znaczy to oczywiście — to już tak patrząc z naszego punktu widzenia — że wszystkich nas (i że zawsze tak będzie) chce Pan Bóg przeprowadzać drogą, gdzie nie będzie żadnych pociech i żadnych radości. Tak nie jest. Są wielcy mistycy — św. Jan od Krzyża, Edyta Stein, Teresa z Lisieux — którzy taką drogą szli, ale doświadczenie pokazuje, że wiele radości Bożych nas spotyka. Wniosek więc raczej nie jest taki, że żadnych radości nie będzie, a raczej taki, że nie możemy na tym opierać naszej pewności, bo może się zdarzyć, że tej albo tej, albo tamtej radości zabraknie. Może się zdarzyć, że tego albo tego lub tamtego nie będzie. W tym sensie zechciejmy zrozumieć to „nada, nada, nada, nada” — nic. Tego i tamtego może nie być, a tam, gdzie bym powiedział: „No, teraz to już na pewno Pan Bóg mnie wynagrodzi, po roku albo dwóch”, może się zdarzyć: „y en el Monte nada” — „i na górze też nic”. Taką drogą też Pan Bóg być może wprowadzi kogoś, ale wprowadzi na górę Karmel, gdzie znajdziemy bezpieczeństwo, miłość, ucztę nieustanną i gdzie sama tylko chwała Boża i cześć mieszkają.
Idźmy dalej drogą na górę Karmel, szlakiem, który opisał św. Jan od Krzyża:
„Cała nauka, którą chcę podać w tej Drodze na górę Karmel, streszcza się w niżej przytoczonych strofach. Zawierają one sposób wzniesienia się aż na szczyt góry, to jest do wysokiego stopnia doskonałości, który tu nazywamy zjednoczeniem duszy z Bogiem. A ponieważ na nich będę opierał swą naukę, zestawię je tu razem, aby można było zrozumieć i objąć całą treść tego, co mi tu przyjdzie napisać. W toku pracy nad objaśnianiem ich będę po kolei przytaczał każdą strofę osobno i poszczególne wiersze, jak tego będzie wymagał omawiany przedmiot” (DGK, Założenie).
Jeżeli zajrzymy do kolejnych rozdziałów, do kolejnych ksiąg Drogi na górę Karmel, to rzeczywiście Jan od Krzyża przytacza każdą strofę i następnie linijka po linijce ją omawia.
Gdybyśmy w najkrótszych słowach chcieli opisać, co Jan od Krzyża przekazał nam w całej księdze streszczonej w ośmiu zwrotkach, to myślę, że można by powiedzieć tak: „Jak żyć według słowa Bożego”. Czyli: jak — mając słowo Boże w tylu księgach Starego i Nowego Testamentu, w tylu przypowieściach, wersetach, zdaniach — wszystko to złożyć w taki sposób, żeby stało się piękną kompozycją, żeby stało się całością.
U podnóża góry jest łaciński napis: Arcta est via quae ducit ad vitam. Św. Jan od Krzyża spodziewał się, że jego czytelnicy będą znali łacinę. Na szczęście jest to dobrze nam znany cytat z Ewangelii Mateuszowej: „ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia” (Mt 7,14).
Zobaczmy, jak wygląda szczyt. To nie jest poszarpany skalisty wierzchołek, to jest szczyt góry w stylu Beskidy albo wschodnie Bieszczady — tam na górze są połoniny, to nie są urwiska skalne, bezładne i bezpłodne szczyty. To są żyzne pastwiska. O to chodzi w przenośni Drogi na górę Karmel. Tam są żyzne i bogate pastwiska i trzeba się natrudzić, wchodząc przez wąską bramę.
Teraz nieco więcej słów o tym, co to znaczy to „nic” i dlaczego brama jest wąska. Po jednej i drugiej stronie ilustracji jest napisane tak: „sława — ani tej”. To znaczy: nie należy się spodziewać zdobycia sławy w drodze do Boga, w drodze na górę Karmel. Popatrzmy na Eliasza. W oczach władców tego świata, w oczach króla i królowej, Eliasz prezentował się jako wyrzutek. To był ktoś, kto musiał uciekać przed przemocą mocarzy i kiedy my dziś po latach chętniej wspominamy Eliasza niż króla i królową, którzy go prześladowali, to wtedy sprawa się miała zupełnie inaczej. I gdyby wtedy zapytać Eliasza: „Ileś sławy, Eliaszu, zdobył?” To co by nam powiedział? „Sława — ani tej. To nie na tym polega posłuszeństwo Bogu”.
Idźmy dalej: „Bezpieczeństwo — ani tego”. Nic ze sławy, nic z bezpieczeństwa. Eliasz uciekał przed przemocą, przez zbrojnymi oddziałami. Wędrował na górę Horeb.
Dalej: „Radość — ani tej; pociecha — ani tej; wiedza — ani tej”. Nie tego należy spodziewać się w drodze na górę Karmel. Nie tego należy spodziewać się, jeśli ktoś chce naśladować proroka Eliasza lub Elizeusza. Nie tego należy spodziewać się, jeśli ktoś, jak apostołowie, chce naśladować Chrystusa, ponieważ chrześcijanie są „od Krzyża”: Paweł „od Krzyża”, Piotr „od Krzyża”, Jan „od Krzyża”, Jakub „od Krzyża” i wszyscy inni święci też „od Krzyża”.
Z drugiej strony, bo to jest równolegle po dwóch stronach, jest napisane: „Zadowolenie — ani tego; swoboda — ani tej”. Co mówi Pan Jezus Apostołowi? „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci: Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz” (J 21,18).
„Cześć — ani tej; umiejętność — ani tej; spoczynek — ani tego”. Co nam mówi św. Paweł w swoich wyznaniach w Drugim Liście do Koryntian? Wylicza, ile razy biczowany, ile razy tonął na morzu, ile razy kamienowany, ile razy w zimnie, w chłodzie, w głodzie, w bezsenności (por. 2 Kor 11,23-28).
To o tym mówi św. Jan od Krzyża: nic, nic, nic, nic i na górze też nic. Ukoronowaniem kariery proroka i kariery apostoła nie jest to, że kończy się: „A teraz żyli długo i szczęśliwie”. Ale: „I na górze też nic”. Dobrze wiemy, jak apostołowie zakończyli swoje życie. To jest wąska ścieżka i ciasna brama — najniższa część drogi na górę Karmel.
Warto zauważyć, że po bokach są dwie inne drogi, takie zawijasy po lewej i prawej stronie. Ponieważ są kręte i idą zawijasami, to od razu nam sugeruje, że to są drogi dużo łatwiejsze. Idą zakolami. Po nich się idzie łatwo. To są drogi szerokie i mało strome. O drodze na prawo napisał św. Jan od Krzyża: „dobra ziemskie”. I dał takie wyjaśnienie: „Im bardziej ich szukam, tym mniej znajduję. Nie mogę wejść na górę, bo obrałem złą drogę”.
Rzeczywiście, jeżeli ktoś uważa, że jego życie ma taki sens, cel, że tylko na tym polega, by gromadzić dobra ziemskie, to taki człowiek nigdy nie jest zadowolony. On ma zawsze za mało. Myślę, że takich ludzi doskonale znamy: żeby nie wiem, ile zdobyli, to i tak będą niezadowoleni. To o tym pisze Jan od Krzyża: „Im bardziej ich szukam, tym mniej ich znajduję”.
A przy dróżce szerokiej po lewej stronie napisał: „Dobra niebieskie”. To jest ciekawe: dobra niebieskie też są ścieżką szeroką, która nie prowadzi do celu. O co tutaj chodzi? O ludzi, którzy doczekali się od Pana Boga najróżniejszych pociech, emocji w spotkaniu z Bogiem i nagle uznali: „Aha, skoro Pan Bóg takie radości, pociechy niekiedy daje, to na tym polega życie duchowe”. Koncentracja na tym, co przyjemne, co ekscytujące w wierze. Zresztą nie tylko w wierze, bo to samo dotyczy przecież relacji międzyludzkich: jeśli ktoś zauważy, że relacje międzyludzkie dostarczają radości i przyjemności i powie sobie: „Aha, to będę tylko radości i przyjemności szukał”, to jest najkrótsza droga, żeby te radości i przyjemności stracić. To samo dotyczy także relacji z Bogiem. Taka jest ocena Jana od Krzyża: „Za późno i za powoli szedłem, dlatego zbłądziłem”. Jeśli ktoś zatrzymuje się na dobrach niebieskich, to w tym sensie za późno i za powoli idzie i dlatego zbłądzi.
Doszliśmy zatem do poziomu: „Nic”.
b. Co jest wyżej niż „nic”?
To jest ciekawe pytanie: co jest wyżej niż nic? Tak w ogólności to pytanie brzmi bardzo teoretycznie i abstrakcyjnie, ale nam chodzi o to, co jest wyżej niż „Nic” na szkicu św. Jana od Krzyża. To „nada”, „nic”, jest w samym środku, tam, gdzie droga na górę Karmel zaczyna się rozszerzać i zauważmy, że pojawiają się tam trawki, krzewy. To już są żyzne pastwiska. To już są bogate i urodzajne ziemie. Człowiek dochodzi już do takiego miejsca, gdzie się skutecznie i obficie karmi. Tu jest napisane tak: „Odkąd niczego nie chcę dla miłości własnej, wszystko mam bez szukania”.
Znamy ludzi, którzy potrafią się zachwycać. Spotykam czasami takich na Ostrowie Tumskim. Patrzą na kaczki na Odrze i się zachwycają tym widokiem. Można by zapytać, czy ta kaczka jest jego. Dlaczego się zachwyca, skoro to nie jego? Taki człowiek słusznie by odpowiedział: „Ta kaczka nie jest moja. Nie chcę jej. Ja się nią zachwycam tak po prostu, bezinteresownie. Ja ją mam bez szukania”. Znam ludzi, którzy zachwycają się drzewami w parku, chmurami na niebie, szczytem Ślęży. Oni nie muszą kupować szczytu Ślęży i nie umierają ze zdenerwowania, że nie stać ich na kupienie sobie tego drzewa. Oni się tym zachwycają, chociaż to nie jest ich.
To bardzo banalny przykład. Można go oczywiście podnieść na wyższy poziom. Weźmy rodziców, którzy kochają bezinteresowną miłością dzieci. Zobaczmy, o ile więcej mają radości, jeśli mają dzieci troje, czworo, pięcioro, sześcioro, bo nagle ich radość robi się pięciokrotna i sześciokrotna — oni się cieszą wszystkimi radościami, osiągnięciami, sukcesami dzieci. Przestali szukać miłości własnej. I co się okazało? Nagle mają bardzo dużo, bez szukania. To jest już przykład podniesiony na poziom osobowy, a więc o wiele wyższy. I mówi nam św. Jan od Krzyża: tą drogą trzeba iść, aż dojdziemy do cieszenia się wszystkim, dlatego że Pan Bóg to daje, że Pan Bóg to stworzył.
Widzimy różnicę pomiędzy człowiekiem, który rozgląda się po krajobrazie i mówi: „Jak by to kupić?”, a drugi się rozgląda i mówi: „Jak tu pięknie, dziękuję Bogu, jutro pójdę tam i tam się będę cieszyć, a pojutrze w jeszcze inne miejsce”. To właśnie znaczą słowa Jana od Krzyża: „Odkąd niczego nie chcę dla miłości własnej, wszystko mam bez szukania”.
A po drugiej stronie, po prawej, jest napisane: „Odkąd nie przywiązuję się do niczego, niczego mi nie brak”. Posłuchajmy św. Pawła: „nauczyłem się wystarczać sobie w warunkach, w jakich jestem. Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować. Do wszystkich w ogóle warunków jestem zaprawiony: i być sytym, i głód cierpieć, obfitować i doznawać niedostatku” (Flp 4,11-12). Nauczyłem się poprzestawać na tym, co mam. Umiem obfitować, ale umiem też niedostawać. I jedno, i drugie potrafię: cieszę się z tego, co Pan Bóg dał mi jako sytuację życiową. Nie umieram ze zgryzoty, że inny ma więcej ode mnie.
„Odkąd nie przywiązuję się do niczego, niczego mi nie brak” — to zaczyna być „powyżej nic”. Tu się powoli wychodzi na miejsce, gdzie już jest trawa, krzewy, gdzie się pojawiają żyzne pastwiska. Ale to dopiero początek…
c. Co jest jeszcze bliżej szczytu?
Tutaj jest napisane: sprawiedliwość, męstwo, roztropność, umiarkowanie. Człowiek wprowadza w życie takie cechy. One się tradycyjnie nazywają cnotami kardynalnymi. W dzisiejszym świecie należy mówić o takich cnotach.
d. A co jest jeszcze bliżej szczytu?
Po brzegach w słupkach są dwie litanie słów — po lewej i po prawej. To jest bardzo blisko szczytu. Po lewej stronie jest wypisane tak: mądrość, umiejętność, męstwo, roztropność, rozum, pobożność, bojaźń Boża. To są dary Ducha Świętego wzięte z Księgi proroka Izajasza (por. Iz 11,1-2). Tam prorok Izajasz opisuje, jaki to Duch spocznie na Mesjaszu, kiedy już Mesjasz przyjdzie. A spocznie na nim Duch, który takimi właśnie darami będzie się charakteryzował: męstwem, mądrością, umiejętnością, rozumem, pobożnością i całą resztą.
A po drugiej stronie słupek jest nieco dłuższy. Czytamy tam tak: miłość, radość, pokój, łagodność, cierpliwość, dobroć, słodycz, cichość, wierność, skromność, wstrzemięźliwość, czystość. To są owoce Ducha Świętego z Listu do Galatów (por. Ga 5,22-23).
Dary Ducha Świętego, o których prorokował Izajasz i owoce, o których mówił św. Paweł w Liście do Galatów — to jest już bliżej szczytu. To jest ta pasza, którą znajdują owce. To dlatego ten teren robi się bardziej życiodajny, tu jest już więcej roślin, więcej pokarmu dla owiec. Właśnie z tego powodu znajduje się pomiędzy nimi zupełnie zdumiewający napis. Czytamy tam tak: „Tędy dalej nie ma już drogi, bo nie ma już Prawa dla sprawiedliwego”. To dopiero tajemnicze słowa! Co to może znaczyć „nie ma drogi”? Raczej nie chodzi o to, że nie ma drogi w sensie, że nie będzie mógł się dalej posuwać, tylko że nie ma już wytyczonego szlaku, „bo nie ma już Prawa dla sprawiedliwego” (por. Ga 5,23). Kim jest sprawiedliwy? „Wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi” (Rz 8,14).
Jan od Krzyża to wiek XVI. Dobrze pamiętamy wszystkie debaty, które wtedy miały miejsce — debaty związane z reformacją, dotyczące prawa, usprawiedliwienia. I w tych debatach też warto ulokować głos św. Jana od Krzyża. Co to może znaczyć, że nie ma już Prawa? Pamiętamy, że w XVI wieku rozmaicie to interpretowano. Były nawet zupełnie skrajne ugrupowania, które mówiły: „Jeśli ktoś wierzy, to niech sobie spokojnie grzeszy, bo nie ma Prawa, bo Prawo nas nie obowiązuje; wystarczy wierzyć i można grzeszyć”. W tym miejscu należy koniecznie przypomnieć słowa Apostoła, z jakiego powodu tam, gdzie się pojawiają owoce Ducha Świętego, nie ma już Prawa:
„Owocem zaś Ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie. Przeciw takim [cnotom] nie ma Prawa” (Ga 5,22-23).
To nie znaczy, że jak wierzę, to mogę robić, co mi się podoba, tylko że jeśli ktoś doszedł, prowadzony przez Ducha Świętego, do takiego stanu w życiu, że żyje w miłości, radości i pokoju, że Duch Święty go stale prowadzi do cierpliwości, uprzejmości i dobroci, że go stale prowadzi do wierności Bogu, do łagodności, opanowania, to przeciw takim cnotom nie ma Prawa. On mniej zwraca uwagę na drobiazgowe przepisy, ponieważ wypełnia je ze swojej natury. To właśnie nazywamy świętością.
Troszkę innymi słowami wyjaśnia to św. Paweł nieco dalej: „Jeden drugiego brzemiona noście i tak wypełnicie Prawo Chrystusowe” (Ga 6,2).
I znowu widzimy, że to nie na tym polega: „Wierzę, wobec tego mogę robić, co mi się podoba”. Zupełnie odwrotnie: „Wierzę, dlatego dostrzegam i potrzeby bliźniego, i szacunek bliźniego na wszystkich możliwych płaszczyznach”. I stało się oczywiste, dlaczego są takie przykazania. Dlatego, że mamy pragnąć jeden dla drugiego dobra. To w tym sensie: „jeden drugiego brzemiona noście i tak wypełnicie prawo Chrystusowe”.
Zatrzymujemy się na tym troszkę dłużej, bo to jest zaskakujący tekst: tak blisko szczytu, a tu ni stąd, ni zowąd nie ma już dalej drogi, bo nie ma Prawa dla sprawiedliwego.
To jeszcze weźmy sobie dla ilustracji:
„Prawo nie dla sprawiedliwego jest przeznaczone, ale dla postępujących bezprawnie i dla niesfornych, bezbożnych i grzeszników” (1 Tm 1,9).
Kiedy człowiek się natknie na barierę Prawa? Kiedy jest bezbożny, niesforny, kiedy go ciągnie do grzechu. Jeśli go pokusa ciągnie na boki, to natknie się na barierę, gdzie będzie napisane: „Stop! Przejścia nie ma”. A gdy go ciągnie w drugą stronę, to znowu: „Stop! Zakaz wstępu”. Wtedy człowiek zderzy się z Prawem, kiedy ulega pokusom. Wyobraźmy sobie człowieka o głębokiej świętości, który już od długiego czasu nie podlega takim pokusom. Kiedy on się zacznie zderzać z przepisami Prawa? Nie zacznie. Dlaczego? Bo Prawo nie dla sprawiedliwego jest przeznaczone, ale dla postępujących bezprawnie, dla niesfornych, bezbożnych i grzeszników.
Ten napis jest dość wysoko umieszczony. To by sugerowało, że przyda się on po dość długiej wędrówce. Myślę, że tutaj doświadczenie osobiste i zdrowy rozsądek każdego z nas podpowie nam, z jakiego powodu. Wystarczy spojrzeć na nasz ostatni rachunek sumienia i ostatni sakrament pokuty, i na ostatni miesiąc, tydzień albo dzień, żeby sobie uświadomić, że my raczej miewamy kłopoty z Prawem Bożym, że raczej nas tak właśnie ciągnie na boki. I że nam się dość często zdarza spotkanie tego szlabanu z napisem „Zakaz wstępu”, bo nas tam ciągnęło, bo weszliśmy na taką ścieżkę w las i szliśmy nią, dopóki nie zobaczyliśmy: „Wstęp wzbroniony”. Dlatego napis ten znajduje się dość wysoko, po całej drodze, o której mówił św. Jan od Krzyża, po nocy zmysłów, kiedy zmysły zostają umartwione, bo człowiek nie dostarcza im wszystkich podniet, których zmysły mogłyby się domagać.
e. Treść Drogi na górę Karmel
Księga I
Jeszcze raz przyjrzyjmy się dokładnie, co też mogłyby znaczyć te noce zmysłów i noce ducha. Możemy przeczytać: „Pierwsza noc odnosi się do zmysłowej części duszy” (DGK-I; I,2). Pierwsza to znaczy ta, którą najpierw należy przejść. Należy koniecznie zrobić porządek ze zmysłami — jeśli się tego zadania nie wykona, nie zlikwiduje się źródła kłopotów i grzechu. Oczyszczenie jest trudne i wymagające, ale trzeba przez nie przejść. Przypomina ono maszerowanie w nocy, a w nocy maszeruje się niewygodnie.
Zobaczmy dalej wyjaśnienie Jana od Krzyża: „ciemności te [czyli ta noc] to nic innego, jak próżnia, która w niej powstaje po wyzbyciu się wszystkich rzeczy” (DGK-I; III,2). Są ludzie przyzwyczajeni do nieustannego brzęczenia muzyki z odtwarzacza. Po prostu musi brzęczeć od rana do wieczora. Jeśli melodia na chwilę zamilknie, taki człowiek czuje się zagrożony, sfrustrowany, niepewny. Czuje się w jakiejś próżni. Zabrakło mu czegoś, co przecież jest sztuczną podnietą. Pewnie, że czasami jest dobrze posłuchać muzyki, ale jeżeli dla kogoś stało się to nieodpartym przyzwyczajeniem od rana do nocy, a tak się zdarza ludziom w różnym wieku, to właśnie jest wezwanie do oczyszczenia takiego nieuporządkowanego przywiązania. Ono jest nieuporządkowane. Wnosi w życie destrukcję. Człowiek nie robi tego, co powinien. Nie można z nim porozmawiać. Próbujemy się do niego odezwać, a on ma słuchawki na uszach. To jest przykład trywialny. Można oczywiście podać przykłady mocniejsze: przywiązanie ludzi do alkoholu, narkotyków, uzależnienie od pornografii. Jeżeli im tego zabraknie, czują, jak gdyby ich życie straciło sens. Życie staje się puste. Ale pewnie można to odnieść do bardzo wielu innych sytuacji i grzechów.
To jest ciemna noc umartwienia pożądań. U-martwienie — korzeń tego słowa jest ten sam, co korzeń słowa „martwy”. To nie są słowa przyjemne i takie, które mają głaskać uszy. To jest oznajmienie realiów, umartwienie. Jednocześnie są echem tego, co mówił św. Paweł: „Zadajcie śmierć [czyli u-martwiajcie] temu, co jest przyziemne w waszych członkach” (Kol 3,5). To jest ciemna noc umartwienia pożądań. I dodaje Jan od Krzyża: „Dusza wchodzi w tę noc w sposób czynny: to, co dusza może czynić i rzeczywiście czyni” (DGK-I; XIII,1).
Powołanie do chrześcijaństwa jest wezwaniem do czynienia, także do czynienia rzeczy trudnych względem samego siebie. Czynienie tego nazywa się umartwieniem. Dzisiaj są to mało popularne wezwania, chociaż być może zawsze były niepopularne. To jest to, co dusza może uczynić i rzeczywiście czyni. Dlatego jest mowa o nocy czynnej zmysłów i ducha. Jan od Krzyża czyni też uwagę o czymś, o czym będzie mówić później: „w biernym zaś sposobie dusza nie czyni nic, a tylko Bóg w niej działa” (DGK-I; XIII,1). Ale uwaga: te dwie noce, czynna i bierna, mają swoje kolejności. Kto by powiedział: „Aha! To ja nic nie będę czynić, niech Pan Bóg działa. Panie Boże, działaj we mnie”, a sam nie chce podjąć trudu, pomyliłby kolejność. Nie znaczy to, że już się znalazł na etapie nocy biernej, lecz to by znaczyło, że się w ogóle na żadnym etapie nie znalazł, gdyż nie podjął wysiłku wejścia na drogę. Noc bierna, to jest drugi etap, o wiele trudniejszy i boleśniejszy, kiedy dusza nie czyni nic, a tylko Bóg w niej działa.
Księga II
Kolejna księga Drogi na górę Karmel: czynna noc ducha. Pamiętamy, jaką sferę w człowieku nazywał św. Jan od Krzyża słowem „duch”. Duch to wola, rozum i pamięć. Koniecznie trzeba to sobie powtarzać, bo w ciągu wieków różne sfery nazywano duchem, duszą. Nie jest to całkiem jasne nawet u św. Pawła. Były różne zwyczaje dotyczące wyjaśniania, co te terminy mogą oznaczać. Dlatego trzeba sobie przypominać, że kiedy św. Jan mówi o nocy ducha, to ma na myśli rozum, wolę i pamięć w człowieku. I zobaczmy, jak on sam nam to wyjaśnia:
Noc ducha to „wzniosła szczęśliwość osiągnięta dzięki ogołoceniu ducha ze wszystkich niedoskonałości duchowych i wszystkich pożądań posiadania rzeczy duchowych” (DGK-II; I,1).
Oprócz pożądania rzeczy materialnych („Jak ja strasznie chciałbym mieć tę działkę, która leży tam pod lasem. Jak ja strasznie chciałbym mieć taki błyszczący samochód, który tam sobie stoi na rogu ulicy”) istnieje też pożądanie rzeczy duchowych. Wśród ludzi, którzy nie wierzą lub którzy niespecjalnie dużo się modlą, to się raczej nie zdarza. Pożądanie rzeczy duchowych pewnie częściej będzie się przydarzać ludziom, którzy się modlą, bo oni mają kontakt z rzeczywistościami duchowymi i to oni takim pokusom będą ulegać. Św. Jan od Krzyża nazywa to łakomstwem duchowym. Człowiek się przyzwyczaja do radości i satysfakcji, którą przynosi obcowanie z Panem Bogiem. Zobaczmy dalej:
„Kto ma szczęście iść w ciemnościach wiary, mający ją jak ślepy za przewodnika, oraz ten, kto oderwał się od wszystkich złudzeń naturalnych i rozumowań duchowych — postępuje bezpiecznie naprzód”: „wiara jest przedziwnym środkiem dojścia do celu, którym jest Bóg” (DGK-II; 1,2 i 2,1).
Może teraz taki krótki komentarz do tego tekstu, bo trochę może nam się wydawać dziwne, dlaczego św. Jan od Krzyża tak ciągle, szczególnie wiarę, nazywa ciemnością. My raczej mówimy o świetle wiary. Św. Augustyn mówi w „Wyznaniach” (VIII,12), że usłyszał fragment Listu do Rzymian: „Noc się posunęła, a przybliżył się dzień. Odrzućmy więc uczynki ciemności, a przyobleczmy się w zbroję światła. Żyjmy przyzwoicie jak w jasny dzień: nie w hulankach i pijatykach, nie w rozpuście i wyuzdaniu, nie w kłótni i zazdrości. Ale przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa i nie troszczcie się zbytnio o ciało, dogadzając żądzom” (Rz 13,12-14). I mówi, że jakby światło wlało się do jego serca. To jest język, którego częściej używamy, a tutaj w tylu miejscach spotykamy określenie: noc wiary.
Z jednej strony warto to kojarzyć z tekstem św. Pawła, że według wiary, a nie według widzenia postępujemy (por. 2 Kor 5,7). W tym sensie noc jest ciemnością, że wymaga od nas przełamania schematów postępowania według mojego prywatnego światła, według moich prywatnych mądrości. Ale jest też pewnie i powód głębszy, który w dziejach mistyki często się przewija. Najpiękniejszy opis tego znalazłem u świętego bizantyjskiego z XI wieku. Św. Symeon Nowy Teolog podał taką przypowieść o jaskini: Wyobraźmy sobie człowieka, który urodził się w jaskini, w niej mieszkał i w niej się wychował. Tylko ogarek rozświecał mu ciemności. Człowiek ten przyzwyczaił się, że tak właśnie wygląda świat, że tyle światła jest w świecie, ile bywa w tej mrocznej, ponurej jaskini rozjaśnionej tylko świeczką. I mówi Symeon: A teraz wyobraźmy sobie, że nastąpiło trzęsienie ziemi i nagle strop tej jaskini się otworzył i wpadło piękne słoneczne światło. Jaki będzie efekt w tym mieszkańcu jaskini? Czy zacznie on lepiej widzieć? Nie, to światło go oślepi. Chociaż jest dużo jaśniej, to on na początku będzie widział dużo gorzej. On w ogóle zaniewidzi.
W przejmującej symbolice jest to również oddane w losach św. Pawła. Kiedy Szaweł zrozumiał, kim jest Jezus Chrystus, to oślepł. Można to i tak rozumieć, że w tym, w kim jest Jezus Chrystus, jest tak dużo światła, że jak mieszkaniec jaskini, tak i św. Paweł w ogóle przestał widzieć, bo za dużo światła nagle na niego spłynęło. Oczywiście, mówi Symeon, minie 10 minut, godzina, druga i ten człowiek się przyzwyczai, ale to wymaga czasu, może nawet całych dni, tygodni, miesięcy, być może bardzo długiego czasu, aby przyzwyczaić się do obecności światła.
Dlatego, kiedy Jan od Krzyża mówi o ciemnościach wiary, to nie chodzi o to, że miałby zaprzeczać, jakoby wiara była światłem, tylko sygnalizuje, że kto naprawdę pozna treść wiary — nie jakieś marne drobinki, jakieś mizerne kawałki wiary, ale nagle sobie uświadomi, co właściwie głosi chrześcijaństwo, co głosi Kościół — uświadomi sobie to, co uświadomił sobie św. Paweł pod Damaszkiem i stanie się z nim też coś takiego. Tak jak św. Paweł pod Damaszkiem zaniewidział, tak samo ten człowiek też zaniewidzi, tylko w innym znaczeniu. Zaniewidzi w ten sposób, że przeżyje jakieś zamieszanie, wielkie trudności, zmagania, kłopoty. Przeżyje noc ducha, w której wiara będzie oczyszczała rozum. To właśnie mają znaczyć słowa o ciemności wiary i zresztą zobaczmy ostatni fragment. To są słowa św. Jana od Krzyża:
„Wiara, nadzieja i miłość sprawiają próżnię i ciemność, każda w odpowiadającej sobie władzy:
- wiara w rozumie (gdyż poddaje nam to, czego rozum nie może pojąć);
- nadzieja w pamięci (nadzieja odnosi się do tego, czego się jeszcze nie posiada);
- miłość w woli (bo zobowiązuje kochać Boga ponad wszystkie rzeczy)” (DGK-II; 6,1-2.3.4).
Wiara sprawi ciemność w rozumie, gdyż wiara poddaje nam to, czego rozum nie może pojąć; to jest za duże. Nadzieja sprawi tę próżnię w pamięci, bo nadzieja odnosi się do tego, czego się jeszcze nie posiada; nie pamiętam tego, a mam na to nadzieję. A miłość sprawi tę próżnię w woli, bo wola ma swoje zachcianki i swoje najróżniejsze egoistyczne przyzwyczajenia, a tu nagle prawdziwa miłość zobowiązuje kochać Boga ponad wszystkie rzeczy. To dlatego wiara, nadzieja i miłość sprawiają próżnię i ciemność — każda w odpowiadającej sobie władzy duchowej.