Nowenna do Ducha Świętego - Tydzień trzeci

bp Andrzej Siemieniewski
NOWENNA DO DUCHA ŚWIĘTEGO

Tydzień trzeci
Grzeszni chrześcijanie: „Kto popełnia grzech, jest niewolnikiem grzechu” (J 8,34)
Ikona biblijna: Bartymeusz (Mk 10,46-52)
DAR MĘSTWA

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Dzisiejsze spotkanie poświęcone jest tematowi: „Grzeszni chrześcijanie”, z mottem biblijnym: „Kto popełnia grzech, jest niewolnikiem grzechu” (J 8,34). Być może na razie jeszcze nas zaskakuje, że temu właśnie tematowi ma towarzyszyć prośba o dar Ducha Świętego — dar męstwa, ale już za chwilę wyjaśni się powód takiego zestawienia.

Niszczycielskie nurty cywilizacji
Podczas każdej Mszy świętej słyszymy: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata”. Gdy słyszymy te słowa, być może przypomina nam się jeden czy drugi popełniony przez nas grzech: „grzechy świata”, a więc liczne moje grzechy. Może jawią się też w naszej wyobraźni grzechy znajomych albo nawet grzechy ludzi całkiem nieznanych. Można by te wyobrażenia przyrównać do czegoś w rodzaju tafli jeziora, która powinna być gładka jak lustro, a nagle się zmarszczyła setkami i tysiącami drobnych fal…

Jednak jeśli zajrzymy do Ewangelii, do jej oryginalnej, greckiej wersji, okaże się, że Jan Chrzciciel, który wskazywał na Jezusa, powiedział: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata” (J 1,29) — w liczbie pojedynczej. Tak brzmi dokładniejsze tłumaczenie tego tekstu z Ewangelii. To ważne, to oznacza, że kiedy mówimy o grzechu, powinniśmy mieć wizję nie tylko tych drobnych fal — setek, tysięcy fal, które pomarszczyły taflę jeziora — lecz powinniśmy mieć na myśli też jakąś inną, potężną falę grzechu. Przypomina to podwodne trzęsienie ziemi na Oceanie Indyjskim, które miało miejsce w 2004 roku, i piętnastometrowej wysokości falę tsunami, która rozchodziła się wtedy od Indonezji poprzez Indie, Somalię i po wszystkie wybrzeża Oceanu Indyjskiego, falę, która znienacka zaskoczyła. Zginęło wtedy trzysta tysięcy ludzi. Jeśli zastanawiamy się do czego przyrównać biblijne wyrażenie „grzech świata”, to musimy pomyśleć także i o takim wymiarze grzechu, który jest potężny i który przekracza nasze indywidualne przewinienia. Grzech świata to znaczy także grzech cywilizacyjny. To oznacza także grzech całych nurtów cywilizacji, to wszystko, co nazywamy skutkiem grzechu pierworodnego.

Spójrzmy mężnie prawdzie w oczy
To nie jest zbyt przyjemna wizja. To jest wizja trudna, wymagająca: być świadomym, że istnieją także tego typu destruktywne, niszczycielskie nurty cywilizacji. Dlatego wielu ludzi od takiej wizji ucieka, nie chce o niej myśleć. Mówią: „Nie ma grzechu, są tylko pomyłki, było złe wychowanie, były złe podręczniki, a może brak międzypokoleniowego uzdrowienia albo mało sprawni wychowawcy w dawniejszych czasach”. Te wszystkie pomysły mają człowieka obronić przed prawdą. A prawda jest taka, że istnieje grzech, grzech pierworodny, który wydaje swoje destruktywne i niszczycielskie skutki aż do dzisiaj. Dlatego chrześcijanie nie przejmują się zanadto tym, czy ta wizja jest przyjemna, czy nieprzyjemna, pocieszająca czy może przygnębiająca. Chrześcijanie przejmują się jednym: czy ta wizja jest prawdziwa. A jeżeli jest prawdziwa, to potrzeba męstwa, aby mężnie spojrzeć prawdzie w oczy.

Całkiem możliwe, że uświadomienie sobie stanu świata, cywilizacji, historii — i tej przeszłej, i tej teraźniejszej, i tej przyszłej — może być wizją trudną, być może odzierającą nas z wielu przyjemnych złudzeń, ale jeżeli jest prawdziwa, to trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. To jest właśnie męstwo. Męstwo to spojrzenie w oczy niebezpieczeństwu, stawienie czoła ryzyku. Chociaż jest groźnie, chociaż jest ryzyko, chociaż jest niebezpieczeństwo, nie cofam się, nie odwracam wzroku, stawiam czoła niebezpieczeństwu mężnie, spoglądam niebezpieczeństwu w oczy.

Czy teraz zaczynamy widzieć związek między wyrażeniem „grzech świata” — „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata” (J 1,29) — a prośbą o dar Ducha Świętego, dar męstwa, odwagi? Słowo „odwaga” pochodzi od tego, że chrześcijanin mocą Ducha Świętego się waży. „Od-waga” — ważyć się na coś. Chrześcijanin waży się na życie w świadomości istnienia grzechu świata. Skąd ta odwaga i skąd to męstwo? Na czym ten dar Ducha Świętego, dar męstwa, polega? O co właściwie prosimy, mówiąc: „Duchu Święty, udziel daru męstwa swoim wiernym”?

„Większy jest Ten, który w was jest”
Pierwszy krok to zdanie sobie sprawy z typu czy stopnia niebezpieczeństwa. Chrześcijanin jest człowiekiem, który zdaje sobie sprawę z groźnego stanu świata. Zdaje sobie sprawę z tego, że jest zły duch, którego Apostoł Paweł nazywa „bogiem tego świata” (2 Kor 4,4). A skoro go tak nazywa, to ewidentnie po to, żeby uświadomić nam, że szatan jest o wiele silniejszy od człowieka, o wiele inteligentniejszy, bardziej przebiegły, bardziej przewidujący, o wiele potężniejszy. Skąd w takim razie w chrześcijaninie odwaga i męstwo? A stąd, że przypomina sobie także i inne miejsca nauki apostolskiej, jak choćby to w Pierwszym Liście Apostoła Jana:

„Większy jest Ten, który w was jest, od tego, który jest w świecie” (1 J 4,4).

„Ten, który jest w świecie” to właśnie ten, którego Apostoł Paweł nazwał „bogiem tego świata”, kimś silniejszym od człowieka, ale — przypomina Apostoł Jan — i tak „Ten, który w was jest” jest silniejszy „od tego, który jest w świecie”. Kto to jest „Ten, który w was jest”? Podpowiada nam Apostoł Paweł: „Czyż nie wiecie żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was?” (1 Kor 3,16). O to prosimy modląc się o dar męstwa: o dar odnowionej obecności Ducha Świętego w nas i o wyciągnięcie z tego konsekwencji. Odwaga, męstwo chrześcijanina pochodzi z prawdy, dlatego jest darem Ducha Świętego, Ducha Prawdy. Pan Jezus mówi:

„[Pocieszyciel], gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu, […] bo nie wierzą we Mnie” (J 16,8-9).

Podstawowy grzech świata polega na grzechu niewiary. Grzech niewiary to jest grzech braku ufności. Ktoś nie ufa Bogu; może nawet mniemać, że Bóg jest, ale mu nie ufa, nie myśli, żeby było warto kierować się w życiu drogą Bożą, nie myśli, aby to się opłacało, aby opłacało się iść za Panem Jezusem. Nie ufa Mu, nie wierzy. Ta niewiara to nieprzyjęcie Jezusa jako nauczyciela. Jezus jest Panem i nauczycielem.

Nauczycielem, czyli tym, który udziela wiedzy, mądrej wiedzy życiowej. Panem, czyli tym, który podejmuje decyzje po to, abyśmy te decyzje mogli przejąć. Jeśli ktoś nie ufa nauczaniu Pana Jezusa albo nie ufa Jego decyzjom, to jest właśnie grzech świata.

Obyś nie skończył jak ryba w kałuży
Do czego podobna jest taka niemądra nieufność? Pamiętam jak w 1997 roku spacerowałem sobie w lesie koło Paczkowa, miejscowości położonej w Dolinie Nysy Kłodzkiej. Spacerowałem tam sobie leśną drogą i natknąłem się na sporą kałużę. Patrzę, a w kałuży ryba wielkości karpia. Dalej druga, trzecia, czwarta. Las, brzozy, sosny, dęby, a pośród drzew ryba w kałuży. To było w tydzień po wielkiej powodzi z 1997 roku. Nysa rozlała wtedy bardzo szeroko i rozlewające się wody wyniosły ryby daleko od głównego koryta rzeki, a potem cofające się wody zostawiły je to tu, to tam, w różnych zagłębieniach, bez drogi powrotnej. I w miarę jak woda wysychała po powodzi, ryby czekała pewna śmierć.

Ryby nie powinny były się tam znaleźć. Powinny się trzymać głównego nurtu. Powinny się trzymać głównego koryta rzeki. Jeśli znalazły się nie tam, gdzie powinny, to taki jest skutek: czekała je pewna śmierć. Przywodzi to na myśl frazę z Biblii: „zapłatą za grzech jest śmierć” (Rz 6,23). Grzechy zawsze, także grzech świata, są obietnicą wolności. Grzech zawsze pod takim szyldem występuje. Ale wolność, która zerwała się z łańcucha prawdy moralnej (co naprawdę jest dobre i co naprawdę jest złe), staje się wrogiem wolności i tak się kończy: pójście z falą powodzi kończy się tak, że człowiek po pewnym czasie ocknie się w środku lasu w kałuży, z której nie ma wyjścia. W takiej kałuży można skończyć, jeśli człowiek da się porwać jakiejś powodziowej fali zazdrości, głupoty (por. Mk 7,22), pornografii, pijaństwa, wulgarności, narkotyków, lubieżności, magii. Wtedy możemy zrozumieć po co Pan Bóg dał te zakazy, dlaczego Panu Bogu tak zależy, żeby poinformować ludzi, którędy wiedzie ścieżka prawdy i dlaczego Panu Bogu tak zależy, żeby nieustannie ludziom przypominać o tej ścieżce. Panu Bogu tak zależy dla naszego dobra, żebyśmy nie skończyli jak te ryby w wysychającej kałuży.

Podobne myśli znalazły się także w ostatniej encyklice Papieża Benedykta XVI. Świat, podobnie jak chrześcijaństwo, też mówi dużo o miłości, ale Papież Benedykt przypomniał caritas in veritate, „miłość w Prawdzie”. Są rzeczy obiektywnie prawdziwe, jest jakaś prawda, rozumna, mądra prawda o tym, co dobre i co złe, o tym którędy idzie ścieżka godna człowieka i którędy wiedzie ścieżka niegodna, gdzie są czyny szlachetne i gdzie są czyny grzeszne. I jest chrześcijańska miłość, miłość Boża, która jest wymagająca. Wymaga, aby iść prawidłową ścieżką. Przykazanie w postaci „nie rób” — nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij — przypomina szlaban. W Tatrach są takie ostrzeżenia: „Przejścia nie ma”, „Zakaz wstępu”. Często dlatego, że kończy się to coraz gwałtowniejszym spadkiem, gdzie człowiek może marnie skończyć. Nie można oddzielać miłości od prawdy i mówić: „Chcesz? Idź, jesteś wolny, możesz tam sobie spacerować”. Papież Benedykt przypomniał, że „bez prawdy miłość kończy się na sentymentalizmie” (Benedykt XVI, Caritas in veritate, 3).

„Ażeby nie były odwiedzione umysły wasze…”
Jeśli mówimy o grzechu świata, nie można nie wspomnieć o ideologiach XX- i XXI-wiecznych, których przecież byliśmy świadkami. Cały świat doświadczył skutków ideologii komunizmu i faszyzmu. Jak to się stało, że miliony, dziesiątki milionów, setki milionów ludzi się tym fascynowały? Te systemy dzisiaj oceniamy jako zbrodnicze, ale przecież z ich wnętrza ludzie bardzo często wcale ich tak nie oceniali. Oceniali je jako jutrzenkę wolności, jako uwalniające, jako powiew nowej idei. Lecz posłuchajmy co mówi Apostoł Paweł w Drugim Liście do Koryntian:

„Obawiam się, ażeby nie były odwiedzione umysły wasze od prostoty i czystości wobec Chrystusa w taki sposób, jak w swojej chytrości wąż uwiódł Ewę” (2 Kor 11,3).

Grzech świata to przede wszystkim zwiedzenie. Zwiedzenie polega na tym, że człowiek myśli, że czyni dobro. Myśli, że czyni wielkie dobro. Myśli, że zmienia historię świata. „Ruszymy z posad bryłę świata” (Eugène Pottier, Międzynarodówka) — tak wyśpiewywano od XIX wieku z największym zapałem, z największą ofiarnością. Tylu rewolucjonistów oddało swoje życie sprawie rewolucji. Myśleli: „Ruszymy z posad bryłę świata. Na nowe tory ją skierujemy. Wszystko będzie lepiej. Dzień szczęścia będzie wiecznie trwał”. A kiedy „bryła świata” się ruszyła, okazało się, że zamiast poszybować pod niebiosa, upadła w błoto. I tak się to skończyło.

Symboliczna nazwa Katynia, którą tak często przypominaliśmy sobie w ostatnich tygodniach, jest jakimś symbolem tego wszystkiego, do czego może doprowadzić zapał, i to często ofiarny zapał, aby idee komunizmu wprowadzić w życie. I jak się to skończyło? To się nazywa zwiedzenie. To jest biblijna nazwa tego typu postępowania. Człowiek myśli, że będzie czynił dobro, i ofiarowuje swoją szlachetność, swoją młodość, swoje siły, swój zapał. Pamiętam, jak uświadomiłem sobie to wszystko ze trzy lata temu, w 2007 roku, kiedy spacerowałem po Forli. Forli to miasto koło Bolonii, w którym w 1990 roku byłem przez rok wikarym. Po siedemnastu latach wróciłem tam jako biskup, żeby sprawować Mszę świętą niedzielną. A ponieważ Msza była dopiero o godz. 10.00, wstałem wcześniej i przespacerowałem się po Forli. Zima w okolicach Bolonii jest trochę łagodniejsza niż u nas. Śniegu czy mrozu nie było. Kropił deszczyk, ale nie było znowu tak zimno, więc mogłem sobie pochodzić po mieście. Poszedłem w okolice Starego Miasta, tak żeby przypomnieć sobie dworzec kolejowy, na który w czasach mojego wikariatu tak często przyjeżdżałem z Rzymu, żeby pójść stamtąd do parafii. Od dworca do centrum prowadzi ulica pośród trochę zaniedbanych budowli. Jedną z tych budowli jest stare, zamknięte już kino z wysoką wieżą, wybudowane w latach trzydziestych. Kino było tak zaniedbane, że z wieży zaczęła obłazić farba. W odkrytym miejscu zauważyłem napis, który sobie zapisałem. Napis był umieszczony tak wysoko, że wszyscy, którzy wtedy — w latach trzydziestych — wychodzili z dworca, musieli ten napis widzieć. To był napis, który witał wszystkich przyjeżdżających do Forli. A brzmiał tak:

„Przysięgam wypełnić rozkazy wodza [Benito Mussolini] oraz służyć ze wszystkich mych sił, a jeśli będzie to konieczne — moją krwią — sprawie rewolucji faszystowskiej”[1].

Dzisiaj słowo „faszyzm” brzmi jak obelga. 70 lat temu wypisano je przy wejściu do miasta, aby entuzjazmowało ludzi, porywało ich serca, uskrzydlało: tu, w tym mieście chcemy służyć sprawie rewolucji faszystowskiej. To rzeczywiście uskrzydlało miliony. Ludzie byli z tego dumni, szczycili się. I co się z tym stało? Dopiero po tych dziesiątkach lat widzimy, co to znaczy zwiedzenie. To jest właściwa nazwa na grzech tego świata. Zwiedzenie, o którym pisał Apostoł Paweł, aby „bóg tego świata” nie zwiódł waszych umysłów tak, „jak w swojej chytrości wąż uwiódł Ewę”.

Łatwo być mądrym po szkodzie…
Łatwo jest być mądrym po szkodzie, łatwo jest krytycznie oceniać zachętę do rewolucji faszystowskiej sprzed siedemdziesięciu lat na wieży kina w Forli i łatwo jest oceniać po prawie siedemdziesięciu latach zbrodnię katyńską. Trudniej jest przenikliwie rozeznać aktualne zwiedzenie. Dlatego tak ważne jest świadectwo tylu kapłanów austriackich czy niemieckich, którzy znaleźli się w latach trzydziestych w obozach koncentracyjnych. Jest bardzo przejmujące świadectwo Alberta Einsteina, który był raczej niechętny Kościołowi katolickiemu, uważał Kościół za rodzaj przesądu czy zabobonu. Nie żeby specjalnie zwalczał Kościół, ale żadnym specjalnym szacunkiem go nie darzył. W amerykańskim czasopiśmie „Time” w 1940 roku Einstein napisał: „Dawniej gardziłem Kościołem, a dzisiaj muszę to naprawić, bo widzę, że Kościół jest jedyną instytucją w Niemczech, która sprzeciwia się zabobonowi Hitlera”.

To znaczy dar męstwa: rozeznać nie tylko po siedemdziesięciu latach dawne błędy, ale rozeznać także i te fale grzechu świata, które są aktualne dziś. Chesterton, katolicki felietonista brytyjski z pierwszej połowy XX wieku, już wtedy, w 1926 roku, rozeznał nową falę tsunami, która już wówczas powstawała, i napisał tak:

„Następna wielka herezja będzie atakiem na moralność, a zwłaszcza na moralność seksualną. Nadejdzie ze strony ludzi zamożnych, gotowych na wszystko, byle wreszcie dobrze się zabawić. I nie powstrzyma ich ani papież, ani purytanizm, ani socjalizm. Szaleństwo jutra nie kryje się w Moskwie, ale raczej na Manhattanie”[2].

„Następna wielka herezja” nadchodzi. Chesterton już rozeznał to trzęsienie ziemi, już rozeznał falę, która będzie wzbierać przez następne dziesiątki lat. Herezja ta „będzie atakiem na moralność, a zwłaszcza na moralność seksualną” i nadejdzie kiedy społeczeństwa staną się zamożne, kiedy ludzie już nie będą się kłopotać z dnia na dzień co jeść i w co się ubrać. Kiedy to już będzie zapewnione i przestaną się już o to troszczyć, to nadejdzie nowa wielka herezja ze strony ludzi „gotowych na wszystko”, aby się zabawić, „i nie powstrzyma ich ani papież”, a więc religia, „ani purytanizm”, a więc chrześcijaństwo od strony protestanckiej, „ani socjalizm”. Nikt nie był tak przenikliwy jak Chesterton, żeby zobaczyć to już 80 lat temu, a dzisiaj wszyscy jesteśmy tego świadkami, świadkami wielkiej herezji ataków na moralność, zwłaszcza seksualną, na pojęcie małżeństwa, rodzicielstwa, miłości. Wielka herezja, która nadchodzi, to kolejna próba zrealizowania pomysłu: „z własnej woli sam się zbaw”. To jest cytat z Międzynarodówki, ale jak się wydaje, pasuje nie tylko do komunizmu, ale do wszystkich tego typu fal grzechu tego świata. Tak się śpiewa w polskiej wersji tej pieśni:

„Nie nam wyglądać zmiłowania
Z wyroków Bożych, z pańskich praw.
Z własnego prawa bierz nadania
I z własnej woli sam się zbaw!”

Odrzucić Boga, odrzucić nadprzyrodzone prawa, ustanowić prawa samemu: „z własnego prawa bierz nadania”, i samemu się zbawić: „z własnej woli sam się zbaw”. Jak do tej pory wszystkie próby samozbawienia skończyły się żałośnie, okropnie, mizernie. I nie wydaje się, aby przyszłość miała być inna. Stąd tak ważne jest mężne świadectwo chrześcijan. Jest prawo Boże, jest wola Pana Boga, jest prawo Chrystusowe i Kościół. Chrześcijanie, my właśnie mamy być tego mężnymi świadkami, świadkami prawdy.

Rewolucjoniści — i ci spod znaku czerwonego sztandaru, i ci spod znaku swastyki, i ci spod znaku Mussoliniego, i także dzisiaj, ci spod znaku tej wielokolorowej flagi homoseksualnej — to nie jest tak, że wszyscy są złośliwi, oni są po prostu zwiedzeni. Apostoł Paweł mówił: oby nie zwiódł was wąż, który w swojej chytrości zwiódł Ewę. „W swojej chytrości” to znaczy przedstawiając zło jako dobro. To znaczy uskrzydlając ludzi zapałem do tego, by coś czynili mniemając, że poprawią świat: ruszamy z posad bryły świata. A potem po kilkudziesięciu latach musieli stawać przed faktem: ruszyliśmy, ale ku gorszemu; ruszyliśmy, ale niestety skończyło się to mizernie.

Pamiętam jak uczono nas w szkole frazy Feuerbacha: „Filozofowie tylko rozmaicie świat objaśniali, chodzi wszakże o to, aby go zmienić” (11 teza Marksa o Feuerbachu), to znaczy żeby wreszcie zabrać się do roboty, wreszcie zrobić rewolucję i wreszcie zmienić świat. I tak jak rewolucjoniści tego świata debatowali i wprowadzali w życie tezy, aby wreszcie zmienić świat, tak chrześcijanin musi powiedzieć: „Nie idzie o to, aby świat tylko zmieniać, idzie o to, aby świat zmieniać na lepsze”.

I po to właśnie jest nasza nowenna. Po to jest nasze sięganie i nasza prośba o dar mądrości, rozumu, a dzisiaj także o dar męstwa. Odważnie spojrzeć w oczy światu, że jego stan jest groźny. To się kryje za słowem „grzech świata”: groźny stan tego świata, idei, mentalności, całych nurtów cywilizacyjnych, które są destruktywne i niczego dobrego nie przyniosą. Ale spojrzeć z odwagą, bo „większy jest Ten, który w was jest, od tego, który jest w świecie” (1 J 4,4); „czyż nie wiecie żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was?” (1 Kor 3,16). To jest źródło daru męstwa, o który prosimy.

Ikona biblijna: Bartymeusz (Mk 10, 46-52)
Naszą ikoną na cały nadchodzący tydzień jest ikona Bartymeusz. Niewidomy żebrak, Bartymeusz, siedział przy drodze z Jerycha. Kiedy Jezus z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha, a niewidomy usłyszał, że to Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną”. To jest ikona, a ikona oznacza zachętę do kontemplacji i medytacji. Ikona oznacza zaproszenie, abyśmy dali się wciągnąć do wnętrza, abyśmy również i my jako uczniowie wychodzili z Panem Jezusem z Jerycha, abyśmy i my razem z Bartymeuszem wołali: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną”. I tak ta ikona ma nam towarzyszyć w nadchodzących dniach — najpierw modlitwa: „Duchu Święty, przyjdź, ożyw moją wyobraźnię, moje serce. Duchu Święty, rozpal ten tekst, niech on zacznie płonąć, niech zacznie świecić”, a potem medytacja biblijnego tekstu.

„Przyszli do Jerycha”. Jak pamiętamy z poprzedniej katechezy, Jerycho to najniżej położone miasto na świecie, w depresji koło Morza Martwego.

„[Jezus] wraz z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha”. Na tym polega dzieło Pana Jezusa, że wyprowadza Kościół z depresji, wyprowadza z najniższego miejsca na świecie, z miejsca grzechu, smutku, śmierci.

„Niewidomy żebrak, Bartymeusz, […] siedział przy drodze”. Niewidomy, czyli ten, który nie widzi, nie wie jak jest. Żebrak — ten, który nie ma i żeby mieć, musi prosić, aby otrzymać. To znaczy niewidomy żebrak. Trzeba męstwa, żeby sobie uświadomić taki stan człowieczeństwa, podobnie jak trzeba męstwa, aby z Panem Jezusem dać się wyprowadzić z Jerycha.

„Ten słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: «Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!»”. Na tym polega ikona, aby wołać: „Jezusie, Synu Dawida”. Wbrew pozorom to bardzo mocny tytuł: „Syn Dawida” to jest tytuł Mesjasza. Pewnie że my byśmy to inaczej powiedzieli — my byśmy powiedzieli raczej „Jezusie Chrystusie”, „Jezusie, Synu Boży” — ale to jest izraelski żebrak i woła w stylu Starego Testamentu. „Jezusie, Synu Dawida” ma znaczyć: „Jezusie, Mesjaszu”, „Mesjasz nareszcie przyszedł”.

„Wielu nastawało na niego, żeby umilkł”. W tym pociągnięciu pędzla, obrazu, ikony, musimy odnaleźć też i siebie, i dzisiejszy świat. Cała kultura dzisiejsza jest nastawiona właśnie na to: woła, aby umilkło wołanie duchowe w sercu człowieka: „Chcesz się modlić? A po co Ci to? Masz telewizję”; „Masz pragnienia duchowe? A po co Ci one? Masz rozrywkę”; „Myślisz nad sensem życia? Pójdź do sklepu”. Trzeba zdać sobie sprawę z nacisku kultury, która woła bardzo głośno, aby umilkło duchowe pragnienie czy duchowa tęsknota. A ponieważ po części żyjemy zanurzeni w kulturze tego świata, więc wszyscy musimy się z tym zmagać. Trzeba rozpoznać w naszym życiu, gdzie są te głosy potężne, wołające od rana do wieczora, aby umilkło wołanie: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!”

„Lecz on jeszcze głośniej wołał”. W tym też trzeba się odnaleźć, żeby nasz głos się przebił. To jest głos modlitwy, to jest głos medytacji, to jest głos rozmyślania, to jest często głos milczenia, ale musi być głośny, żeby się przebić.

„Jezus przystanął i rzekł: «Zawołajcie go!»”. Ciekawe, że nie woła go bezpośrednio, osobiście, ale mówi swoim ludziom: „Zawołajcie go”. Rozpoznajemy w tym rolę Kościoła? Pan Jezus, który swoim ludziom mówi, swojemu Kościołowi, swoim papieżom, swoim kapłanom, swoim nauczycielom, po prostu swojemu Kościołowi: „Zawołajcie go”. Musimy rozpoznać tych wszystkich, poprzez których także dzisiaj się to dzieje: Pan Jezus przystaje i mówi: „Zawołajcie go”, „Zawołajcie ją”. Widać tu rolę Kościoła, którym Pan Jezus nawet kiedy był na ziemi, posługiwał się, aby przywołać do siebie niewidomego żebraka.

„I przywołali niewidomego, mówiąc mu: «Bądź dobrej myśli»”. Kościół, który głosi Dobrą Nowinę. To jest nowina realistyczna: jest grzech tego świata, jest jakieś moralne tsunami, są jakieś destruktywne fale, ale to jest tylko jedna część i to jeszcze mniejsza część. Nowina jest dobra, a nie zła. Bo do tej negatywnej, pierwszej części, dołącza się oczywiście druga, ważniejsza i potężniejsza: wprawdzie jest źle, ale „większy jest Ten, który w was jest” niż ten, „który jest w świecie”, więc „bądź dobrej myśli”. Jest dobra nowina, która sprawia, że mamy być dobrej myśli, mamy być radośni.

„Wstań, woła cię”. To jest ewangeliczne „wstań”. To jest „wstań”, które sprawia, że człowiek jest gotowy do marszu, do wyruszenia w drogę. W Ewangeliach często pojawia się to słowo: „wstał”, „powstał”. To nie jest tylko zmiana postawy ciała. To przede wszystkim zmiana postawy ducha, coś się będzie dziać: „Wstań, woła cię”. „Woła cię” — inicjatywa Boga, która odzywa się echem w sercu człowieka.

„Zrzucił z siebie płaszcz”. Ewangelie są tak pisane, że opisując fakty, ewangelista wyławia symboliczne szczegóły tych faktów i akurat ten szczegół wyłowił. Pewnie dlatego, byśmy mieli co naśladować w naszej medytacji ikony: coś trzeba zrzucić. Pewnie był to jakiś żebraczy płaszcz, o którym Bartymeusz uznał, że więcej nie będzie mu już potrzebny.

„Zerwał się i przyszedł do Jezusa”. To jeden z głównych skutków działania Ducha Świętego: prowadzi do Jezusa.

„A Jezus przemówił do niego: «Co chcesz, abym ci uczynił?» Powiedział Mu niewidomy: «Rabbuni, żebym przejrzał»”. Znamienna odpowiedź, a najbardziej znamienne pierwsze słowo: „Rabbuni”, co znaczy „Mój Nauczycielu” (por. J 20,16). Ten, który był niewidomy i który chce przejrzeć na oczy, już przejrzał duchowo, już ujrzał, że ma przed sobą Mesjasza. I chociaż jest niewidomy, to już ujrzał, że jest to Nauczyciel, od którego warto przyjąć naukę. Trzeba męstwa, aby zrzucić płaszcz żebraczy i powiedzieć: „Jezus jest moim Nauczycielem”. W różnych grupach czy ruchach religijnych upowszechniła się fraza: „Przyjąć Jezusa jako Pana”. Pewnie jest to potrzebne, ale tu, jak widać, jest jeszcze jakiś krok wstępny: trzeba przyjąć Jezusa jako Nauczyciela, jako Tego, który uczy. To mnie uczy. „Rabbuni” — „bądź moim Nauczycielem, bądź moim Rabbi”.

*****

To jest męstwo, którego udziela Duch Święty. O to modlimy się w tym tygodniu, rozważając i wchłaniając, i dając się wchłonąć przez ikonę Bartymeusza. Pan Jezus mówi: „Miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33). To oznacza ni mniej, ni więcej, tylko: „Przyjmijcie dar Ducha Świętego, dar męstwa”. Amen.

Przypisy

[1] Por. tekst wł.: „giuro di eseguire gli ordini del Duce, e di servire con tutte le mie forze / e — se necessario — con mio sangue la causa della rivoluzione fascista”.
[2] G.K. Chesterton, Następna herezja (The Next Heresy), [b.m.w.] 1926.