Dary duchowe w dawnych wiekach Kościoła. "Nie zaniedbuj w sobie charyzmatu" (1 Tm 4,14) - Część VI


bp Andrzej Siemieniewski

DARY DUCHOWE W DAWNYCH WIEKACH KOŚCIOŁA.
"Nie zaniedbuj w sobie charyzmatu" (1 Tm 4,14)

Cześć VI.
Dar języków: interpretacja starożytna a współczesna modlitwa w językach

1. Dar języków w starożytności
a. Mówienie językami w oczach starożytnych chrześcijan

Widzieliśmy wcześniej, że od II wieku znaleźć można w literaturze wzmianki o chrześcijanach, którzy „przez Ducha mówią wszelkimi rodzajami języków”. Warto zlokalizować teksty, z których jaśniej wynikałoby, co dokładnie mieli na myśli ci, którzy o takim darze pisali. Podejmijmy więc próbę znalezienia i zinterpretowania przykładów takich właśnie opinii.

Głos pierwszych chrześcijan, starożytnego Kościoła, średniowiecza i całej późniejszej Tradycji (aż do pierwszych dziesięcioleci XX wieku) jest jednoznaczny: zarówno w Dziejach Apostolskich, jak i w 1 Liście do Koryntian opisany jest dar języków w sensie posługiwania się niewyuczonym, ale realnie istniejącym językiem ludzkim. Mamy wyraźny dowód, że na przykład Orygenes († 253) rozumiał dar języków opisywany przez Apostoła Pawła w 1 Kor 14 jako zdolność komunikowania się w istniejących językach. Pisze on, że Paweł „od Ducha Świętego otrzymał łaskę przemawiania w językach wszystkich ludów. Sam o tym mówi: «[…] mówię językami lepiej od was wszystkich»”[1].

Kiedy św. Jan Chryzostom (ok. 350-407) stawia problem: „Dlaczego na początku wszyscy ochrzczeni mówili językami?”, od razy wyjaśnia sens języków. Pyta: „Co to znaczy «mówić językami»?”, i udziela odpowiedzi, z której jasno i precyzyjnie wynika, jak to rozumie: „Ochrzczony mówił zaraz w języku Hindusów, Egipcjan, Persów, Scytów, Traków – jeden rozumiał wiele języków […]. Kiedy Paweł włożył na nich ręce, wszyscy zaczęli mówić językami”[2]. Tak właśnie wyjaśniał ów dar w bardzo wielu miejscach swoich homilii. W komentarzu do fragmentu z 1 Listu do Koryntian („Ten bowiem, kto mówi językiem, nie ludziom mówi, lecz Bogu. Nikt go nie słyszy, a on pod wpływem Ducha mówi rzeczy tajemne” − 1 Kor 14,2-3) Chryzostom pisze:

„Gdy budowano wieżę [Babel], jeden język został podzielony na wiele; tak więc wtedy [w dzień Pięćdziesiątnicy] wiele języków często spotykało się w jednym człowieku i ta sama osoba przemawiała zarówno po persku, jak i po łacinie, i po hindusku, i w wielu innych językach, gdy to Duch się odzywał. Dar ten zwano darem języków, ponieważ człowiek taki mógł od razu mówić wieloma językami”[3].

Komentując zaś tekst św. Pawła: „Jeżeli jednak nie będę rozumiał, co jakiś dźwięk znaczy, będę barbarzyńcą dla przemawiającego, a przemawiający barbarzyńcą dla mnie […]. Będę się modlił duchem, ale będę się też modlił i umysłem, będę śpiewał duchem, będę też śpiewał i umysłem” (1 Kor 14,11.15) – stwierdzał:

„Jeśli ktoś mówiłby tylko po persku albo w jakimś innym języku i nie rozumiałby tego, co mówi, to oczywiście, nie rozumiejąc dźwięku słów, i dla siebie samego byłby barbarzyńcą, a nie tylko dla innych. Wielu bowiem było dawniej, którzy mieli dar modlitwy razem z darem języków; modlili się więc i mówili językiem, modląc się czy to w języku perskim, czy po łacinie, ale rozumem nie wiedzieli, co mówili”[4].

Podobnie jak inni autorzy starożytnego Kościoła, także Augustyn (360-430) rozumiał mówienie językami tylko i wyłącznie w sensie daru porozumiewania się w jakimś faktycznie istniejącym języku obcym, którego dana osoba uprzednio się nie uczyła. „Duch Święty dlatego jako pierwszego daru udzielił ludziom daru języków − które zostały ustanowione w celu porozumiewania się i dla przyjemności ludzi […] − aby pokazać, w jaki sposób z największą łatwością mógłby ludzi uczynić mądrymi mądrością Bożą”[5]. Jeśli podawano jakieś przykłady trwania tego charyzmatu, to tylko w takim właśnie sensie: fenomen mówienia językami wspomniany w życiu Pachomiusza, mnicha żyjącego w IV wieku w Egipcie, polegał na tym, że ten − chociaż nigdy nie uczył się łaciny − po kilkugodzinnej modlitwie był w stanie rozmawiać z gościem w tym właśnie języku[6].

Św. Augustyn nie słyszał o darze języków rozumianym, jako rodzaj modlitwy na chwałę Bożą za pomocą dźwięków niekomunikujących żadnej szczególnej treści. Jak się wydaje, nie słyszał też o tym żaden z innych pisarzy pierwotnego chrześcijaństwa. W każdym razie nie sposób przytoczyć jakiegoś tekstu, który by o takim rozumieniu świadczył. Kiedy więc w pierwotnym chrześcijaństwie mówi się o darze języków, ma się na myśli cud: posługiwanie się niewyuczonym i nieznanym sobie, ale jednak rzeczywistym językiem obcym. Takim darem języków za czasów Augustyna − wyjąwszy rzadkie przypadki wspomnianych przez niego cudów − wierni się nie posługiwali. Jakie wnioski wyciąga z tego święty biskup?

„Dlaczego nikt nie mówi językami wszystkich narodów, jak mówili ci, którzy wtedy zostali napełnieni Duchem Świętym? Bo to, co oznaczał [ten dar], zostało wypełnione […]. To, że mały Kościół mówił językami wszystkich narodów, [oznaczało], że ów wielki Kościół, od wschodu do zachodu, będzie mówił językami wszystkich narodów. Teraz wypełniło się to, co wtedy zostało zapowiedziane”[7].

Jak Augustyn rozumiał biblijne mówienie językami, wynika niedwuznacznie z jego dalszego komentarza. Dar języków był dla niego udzieloną przez Boga zdolnością porozumiewania się w mowie jednego z okolicznych ludów:

„Śmiem ci powiedzieć, że mówię językami wszystkich. Jestem w Ciele Chrystusowym, jestem w Jego Kościele. Jeżeli Ciało Chrystusowe już przemawia językami wszystkich, to i ja jestem pośród tych wszystkich języków. Mój jest grecki, mój jest syryjski, mój jest hebrajski, mój jest język wszystkich ludów, ponieważ należę do jedności wszystkich ludów”[8].

Jeszcze wyraźniej pisze o tym św. Hieronim (żyjący w latach 347-419). Odróżnia on dar Ducha Świętego udzielony ósmego dnia w Wieczerniku (J 20,21-23) od daru Ducha udzielonego w dzień Pięćdziesiątnicy (Dz 2). W swoim liście z 406 roku Hieronim stwierdza, że w tym pierwszym zesłaniu Ducha Apostołowie „otrzymali łaskę, dzięki której mieli odpuszczać grzechy, chrzcić, czynić synami Bożymi i udzielać wierzącym ducha usynowienia według słów samego Zbawiciela: «Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone»”. Są to więc łaski sakramentalne udzielone Apostołom i przekazane biskupom, jako ich następcom, oraz prezbiterom. Natomiast dzień Pięćdziesiątnicy przyniósł dar kolejny: „Przyobiecano im, że mają być ochrzczeni Duchem Świętym i przyobleczeni mocą z wysokości […], aby mieli dar czynienia cudów i łaskę uzdrawiania, aby dla głoszenia Ewangelii wielu narodom posiedli znajomość różnych języków”. Następnie Hieronim dokładnie opisuje, jak rozumie ów dar języków:

„Posiedli znajomość różnych języków, by już wtedy można się było przekonać, którzy z Apostołów którym narodom mieli zwiastować [Ewangelię]. Wszak Apostoł Paweł, który głosił Ewangelię od Jeruzalem aż po Ilirię, a stąd przez Rzym szybko podąża do Hiszpanii, dziękuje Bogu, że lepiej od innych Apostołów mówi językami (1 Kor 14,18). Ten bowiem, który wielu narodom miał głosić Ewangelię, otrzymał łaskę znajomości wielu języków […]. [Apostołowie] otrzymali znajomość języków wszystkich narodów, aby mając głosić Chrystusa, mogli się obchodzić bez żadnego tłumacza”[9].

Żyjący niewiele później Teodoret z Cyru (393-466), według którego charyzmatyczne dary łaski wspomniane w Dziejach Apostolskich lub w Listach Pawłowych są charakterystyczne raczej tylko dla początków głoszenia Ewangelii, wspomina przy tym także dar języków. Rozumie go jako mówienie rzeczywistym językiem obcym.

„W tych, którzy przyjęli Bożą naukę i zostali uznani za godnych zbawczego chrztu, niegdyś jawnie działała duchowa łaska. Jedni mówili różnymi językami, których ani nie znali sami z siebie, ani nie nauczyli się ich od drugich, inni dokonywali cudów i leczyli choroby, jeszcze inni otrzymywali dar prorokowania i przepowiadali przyszłość, a niekiedy ujawniali sprawy, jakie rozgrywały się w tajemnicy”[10].

Dar języków opisany przez św. Pawła (1 Kor 12,10) Teodoret rozumie tak samo jak całe chrześcijaństwo starożytne: „zdarzało się, że człowiek, który znał tylko język grecki, tłumaczył słuchaczom przemówienia wygłaszane po scytyjsku lub po tracku”[11], gdyż „potrzeba, aby ci, którzy udają się do mieszkańców Indii, głosili im naukę w ich języku, a ci, którzy przemawiają do Persów, Rzymian czy Egipcjan, głosili im Ewangelię w ich ojczystej mowie”[12]. W tym też świetle Teodoret rozumie napomnienia Pawła skierowane przeciw nadużywaniu języków. Koryntian „szczególnie wbijał w pychę dar języków, gdyż posługiwali się różnymi językami bez pomocy znawców i tłumaczy; i nie czynili tego po kolei, ale często po dwóch, po trzech czy czterech jednocześnie”[13].

Tak samo pojmuje biblijne mówienie językami św. Bazyli († 379), który zauważa, że Apostoł, pisząc: „«Jeśli modlę się pod wpływem daru języków, duch mój wprawdzie się modli, ale umysł nie odnosi żadnych korzyści» (1 Kor 14,14)”, mówi „o tych, którzy modlą się w języku dla słuchających nieznanym”. Wówczas, „skoro słowa modlitwy pozostają niezrozumiałe dla obecnych, umysł modlącego się nie osiąga celu, gdyż modlitwa taka nikomu nie jest pomocna”[14].

Św. Cyryl z Aleksandrii (ok. 380-444), pisząc o mówieniu językami (to glossais lalein), stwierdza, że była to udzielona w jednej chwili zdolność posługiwania się obcym językiem w głoszeniu innym ludziom Dobrej Nowiny. Języka takiego człowiek nie uczył się wcześniej i sam go nie rozumiał, chyba że posiadał jednocześnie charyzmat tłumaczenia języków. Posiadaniem takiego daru języków Apostołowie cieszyli się przez całe swoje życie, od Pięćdziesiątnicy począwszy, twierdzi Cyryl[15].

Mówienie językami wspomina nieco później św. Grzegorz Wielki († 604), ale znowu oczywiście ma na myśli to samo, co cała starożytność chrześcijańska. Oto – jak wspomina Grzegorz – pewien mnich imieniem Ammoniusz na dowód prawdziwości swoich widzeń proroczych otrzymał dar języków: „«Mówię wszystkimi językami! […] Mów do mnie po grecku [i przekonaj się], czy mówię prawdę, twierdząc, że otrzymałem znajomość wszystkich języków!». Pan domu przemówił do niego po grecku, [a potem] miecznik Bułgar po bułgarsku. […] I uwierzyli, że zna wszystkie języki”[16].

Wniosek z lektury tekstów chrześcijaństwa pierwszych wieków wydaje się jednoznaczny. Opisane w Nowym Testamencie mówienie językami nie było według starożytnych chrześcijan modlitwą w niezrozumiałych dźwiękach pod wpływem duchowego natchnienia, ale posługiwaniem się autentycznym ludzkim językiem w celu zakomunikowania jakiejś treści słuchaczom. Jeśli Biblia wspomina o ich niezrozumiałości (1 Kor 14), to starożytne chrześcijaństwo wyjaśniało, że wynika to z tego, iż język taki mógł być nieznany w konkretnym środowisku: na przykład język tracki w Koryncie albo scytyjski w Rzymie[17].

Porównując pojmowanie tekstów biblijnych o mówieniu językami przez Kościół pierwszych wieków z rozumieniem spotykanym dziś w wielu grupach modlitewnych, zauważamy więc istotną różnicę interpretacyjną. Dziś często używa się tych tekstów (Dz 2,1-11; 10,44-47; 19,5-7; 1 Kor 12,4-10; 13,1; 14,2-28) dla wyjaśnienia charyzmatycznego zjawiska modlitewnej glosolalii. A glosolalia jest z reguły niezrozumiała ani dla mówiącego, ani dla słuchacza. Czy istnieje jakieś rozwiązanie tego zagadnienia?

b. Jubilacja – głos bez słów (vox sine verbis)
Wiemy już, że Kościół pierwszych wieków rozumiał dar języków wspomniany w Nowym Testamencie inaczej niż dzisiejsza odnowa charyzmatyczna. Czy znaczy to jednak, że w starożytności nie znano modlitwy podobnej do dzisiejszej modlitwy w językach praktykowanej w tym ruchu? Taki wniosek byłby przedwczesny.

Kontynuując nasze wczytywanie się w źródła starożytnego Kościoła, za kolejny punkt wyjściowy przyjmiemy teraz jeden z najbardziej przejmujących opisów cudu u św. Augustyna. Dotyczy to wydarzenia, gdy Augustyn w ramach kazania w kościele nakazał kiedyś odczytanie sprawozdania z cudownego uzdrowienia. Podczas lektury rozległy się w zgromadzeniu okrzyki, gdyż w kaplicy pewnego świętego męczennika doszło do kolejnego uzdrowienia: „zdawało się, że końca mieć nie będzie nieprzerwany jeden wrzask pomieszany z płaczem”[18]. Co ciekawe, ludzie poruszeni wdzięcznością wobec Boga za Jego dobroć, „radosnym wołaniem wielbili Boga, nie wymawiając żadnych słów (voce sine verbis), tak głośno, że uszy nasze z ledwością mogły to znieść”[19].

W opisie tym, jak i w rozmaitych innych miejscach pism św. Augustyna, odkrywamy ślad pewnego intrygującego sposobu modlitwy. Takie zachowanie się ludzi podczas modlitwy ów wielki doktor Kościoła określa łacińską nazwą iubilatio. W wielu szczegółach opisuje, jak taka jubilacja wygląda, czego jest wyrazem i czemu powinna służyć.

ani nie mówmy, ani nie milczmy!
Po pierwsze więc, jubilacja jest to modlitwa głośna, ale obywająca się bez sylab jakichś konkretnych słów. Powodem zastosowania takiej formy ekspesji jest niemożność wypowiedzenia wielkości tajemnic wiary. To co chrześcijanin chciałby wysłowić, przekracza możliwości człowieka. „Jeśli nie potrafimy wypowiedzieć, to wznieśmy jubilację (iubilemus)”, pisze Augustyn i wyjaśnia dalej, jak należy to zrozumieć. Chrześcijanin, przeżywając, że „dobry jest Bóg”, z jednej strony doświadcza, że „nie potrafimy tego wyrazić”, a z drugiej strony wie, że Bóg „nie pozwala nam zamilczeć”. Cóż więc należy zrobić? „Jeśli zatem nie potrafimy wypowiedzieć, a radość nie pozwala nam milczeć, ani nie mówmy, ani nie milczmy (nec loquamur, nec taceamus)”. Jak jest to możliwe, aby modląc się, nie milczeć, a jednocześnie nie mówić? „Co uczynimy nie mówiąc i nie milcząc?” Odpowiedź brzmi: „Wznieśmy jubilację!”. Augustyn wyjaśnia dalej: „co znaczy: wznieście jubilację (iubilate)? Podnieście bez słów głos (vocem ineffabilem) waszej radości i wykrzykujcie swoją radość”. Wspaniałość tego sposobu wypowiedzi przywodzi doktorowi Kościoła na myśl chwałę niebieską: „jakież to będą głosy po nasyceniu [zbawieniem wiecznym], skoro obecnie po skromnym posiłku [doczesności] tak bardzo ogarnia to naszą duszę?”[20]. Wysiłek człowieka podczas takiej modlitwy nie powinien kierować się na formułowanie pojęć: „Nie wyszukuj słów, którymi potrafiłbyś pokazać, czym Bóg się raduje. Śpiewaj z jubilacją […]. Niepodobna tego zrozumieć ani słowami wytłumaczyć, co śpiewa serce”[21].

Trudzenie umysłu w takiej chwili formułowaniem konkretnych słów i wyrażeń byłoby ograniczeniem: „Już wiecie, co znaczy wznosić jubilację. Radujcie się i opowiadajcie. Jeśli radujecie się, a nie potraficie tego wypowiedzieć, wznoście jubilację! Waszą radość wyraża radosna jubilacja, jeśli słowa tego nie potrafią”. Podobnym ograniczeniem radości byłby jednak również przymus pozostawania w ciszy z powodu niemożności okazania wdzięczności: „Jednak niech radość nie będzie niema”, apeluje Augustyn. I rozumuje tak: Bóg uzdrowił cię, abyś żył dla Niego, więc zwracaj się do Niego w modlitwie: „Jeśli Jego prawica uzdrowiła się dla Niego, mów do Tego, dla którego zostałeś uzdrowiony”[22].

Specjalną formułą używaną kilkakrotnie przez Augustyna jest wyrażenie sine verbis, czyli „bez słów”. To wyrażenie nie oznacza modlitwy „bezdźwięcznej”, czyli w ciszy, ale raczej głośnej, „dźwięcznej” − tyle że bez dźwięków ubranych w słowa wyrażające pojęcia.

„Ten, kto wznosi jubilację (iubilat), nie wypowiada słów, ale wydaje dźwięki radości bez słów (sine verbis). Jest to bowiem głos umysłu zalanego radością, wyrażającego uczucie, jak potrafi […]. Człowiek, w rozradowaniu ciesząc się dźwiękami, których nie można zrozumieć i wypowiedzieć, wydaje odgłosy wesela bez słów. Czyni to tak, że wydaje się, iż on samym głosem się raduje, ale słowami nie potrafi wyrazić tego, jak się raduje, bo jest wypełniony nadzwyczajną radością”[23].

W najgłębszym ujęciu przejawia się w ten sposób niewyrażalność ostatecznych tajemnic wiary. Słowa Wcielonego nie da się wyrazić nawet najmądrzejszymi ludzkimi słowami, można je zaś wypowiedzieć raczej przez odgłosy zachwytu.

jak przy żniwach czy przy winobraniu
Po drugie, jubilacja jest śpiewem co do zewnętrznej formy podobnym do świeckich zwyczajów epoki Augustyna. Święty biskup nie uważa takiego śpiewu za cudowny dar. Nie uważa go za charyzmat ani za specjalną oznakę napełnienia Duchem Świętym. Z całą pewnością nie widzi związku między modlitwą jubilacji a biblijnym darem charyzmatycznym mówienia językami[24]. Wręcz przeciwnie, wyraźnie odwołuje się do świeckich wzorców tego sposobu wyrażania uczuć.

„Ponieważ ci, co śpiewają czy to przy żniwach, czy przy winobraniu, czy przy jakiejkolwiek pożytecznej pracy, kiedy rozpoczynają wyśpiewywać z radości pieśń słowami, niejako napełniają się takim weselem, że nie potrafią tego wyrazić słowami, porzucają sylaby słów, a przechodzą w wydawanie tylko dźwięku jubilacji (sonum iubilationis). Taki dźwięk jubilacji czasami oznacza, że w sercu rodzi się coś, czego wypowiedzieć niepodobna”[25].

W otaczającej chrześcijan kulturze starożytnego świata śródziemnomorskiego sama zewnętrzna forma jubilacji nie była więc czymś wyjątkowym. Raczej odtwarzała to, co niezależnie działo się przy innych okazjach w świecie poza Kościołem. „Spójrzcie na tych, którzy wyśpiewują w jubilacji (iubilant in cantilenis), i to choćby podczas zapasów światowej radości” – zachęca Augustyn. „Kiedy napełnia ich radość, jakiej język nie potrafi sprostać wyrazami, niejako wykrzykują w jubilacji (quemadmodum iubilent), a przez taki głos wskazują na stan duszy, nie mogąc wyrazić słowami tego, co sercem pojmują”. Doktor Kościoła stawia ich za przykład: „Jeśli zatem oni z radości ziemskiej wznoszą jubilację, to czyż my nie powinniśmy wznosić jubilacji z wesela niebieskiego, którego słowami wyrazić nie potrafimy?”[26]. Mamy wzorować się na tych, „którzy robią coś na polu, pośród pieśni ubranych w słowa”, kiedy „wplatają pewne głosy bez słów w natchnieniu rozradowanego ducha, i to nazywa się jubilacją”. Mamy naśladować ich oczywiście w połączeniu z wewnętrzną intencją serca: „Ofiarują Bogu godną jubilację”[27].

nie zdołasz Go wypowiedzieć, a nie powinieneś milczeć
Dlatego, po trzecie, tym co stanowi o specjalnej wartości takiej modlitwy, jest nastawienie wdzięcznego serca. „Co znaczy wznosić jubilację? Trzeba wznosić jubilację i słuchać słów psalmu, zaś nie należy rozumieć jubilacji w taki sposób, żeby tylko głos nasz uczestniczył w jubilacji, a serce się w jubilację nie włączyło”[28]. Wartość wyśpiewywania bez formułowania wyrazów zależy tylko od rozgrzania serca wierzącego chrześcijanina. Augustyn uczy więc dalej tak: „Dla kogo przystoi wznosić taką jubilację, jeśli nie dla Boga? Ponieważ jest niewypowiedziany, wyrazić Go nie zdołasz”. Wdzięczność jest tu tym większa, że łączy się z bezbrzeżną radością za Boże dary: „Jeśli nie zdołasz Go wypowiedzieć, a nie powinieneś milczeć, cóż ci pozostaje jak nie wznoszenie jubilacji, aby serce twoje weseliło się bez słów, a niezmierzona radość nie była krępowana ograniczeniem sylab?”[29].

Doktor Kościoła nieustannie wraca do tego właśnie motywu: „radości nie potrafi wyrazić słowami, a jednak głosem świadczy o tym, co się dzieje wewnątrz, a czego słowami wypowiedzieć niepodobna: to znaczy wznosić jubilację”[30]. „Wznoście Bogu jubilację (iubilate Deo), wszystkie ziemie. Co to znaczy «wznoście jubilację»? Wykrzykujcie głosem radości, jeśli nie potraficie słowami. Albowiem nie słowami wznosi się jubilację (iubilatur)”[31]. O ile słowa lepiej wyraziłyby treść precyzyjnych pojęć, o tyle głośna, choć bezsłowna modlitwa lepiej wyraża pobożne uczucia. „Co powiemy, a raczej co odczujemy podczas jubilacji? Posłuchajcie: Ponieważ Bóg jest wielkim Panem, dlatego wznośmy Mu jubilację”[32].

Pan zewsząd domaga się jubilacji
Szczególnym aspektem omawianej modlitwy podkreślanym przez św. Augustyna jest jej moc jednocząca. W takim sensie trzeba modlić się nią „po katolicku”: „Wszystkie ziemie niechaj wznoszą jubilację, po katolicku niech wznoszą jubilację (catholica iubilet). Katolickość obejmuje wszystko”. Dodaje przy tym: „Kto trzyma się części, a od całości został odcięty, wyć pragnie, a nie wielbić”[32] − jubilacja człowieka, który odszedł od katolickiej jedności Kościoła brzmi więc wprawdzie tak samo jak jubilacja ludzi trwających w jedności, w sensie duchowym jest jednak tylko „wyciem”.

Ponieważ w tłumaczeniu Pisma Świętego używanym przez św. Augustyna słowa iubilare i iubilatio występują często w połączeniu z frazą „wszystkie ziemie” (omnis terra), stało się to okazją do napominania, by modlitwa wdzięczności i uwielbienia była rzeczywiście wyrazem katolickiego zjednoczenia Kościoła. „Zrozumiałeś jubilację całej ziemi, jeśli twoja jubilacja jest dla Pana”[34]; „ponieważ Pan wszędzie zasiał błogosławieństwo, zewsząd domaga się jubilacji”[35].

* * * * *

Podsumujmy to, czego dowiedzieliśmy się o jubilacji. W opisie św. Augustyna jawi się nam ona jako modlitwa głośna, choć nieposługująca się konkretnymi słowami. W tym aspekcie wydaje się podobna do tego, czym jest współczesna glosolalia w środowiskach charyzmatycznych. Jubilacja nie jest jednak traktowana jako charyzmat sam w sobie: jest raczej wzorowana na świeckich zwyczajach środowiska, które Augustyn znał w swojej epoce, na przykład na obyczajach ludzi pracujących na roli i wyrażających radość z udanych zbiorów. W tym aspekcie od współczesnej glosolalii się różni.

Tym, co stanowi o sensie tej modlitwy, jest nastawienie wdzięcznego serca. Szczególnie ważny jest aspekt jednoczący takiej modlitwy, gdyż jest to modlitwa wspólna, dynamiczna i głośna.

Materiały historyczne zdają się potwierdzać tezę: kiedy pierwsze pokolenia Kościoła mówiły o biblijnym charyzmacie języków, wówczas zawsze i jednoznacznie myślano o cudownym darze posługiwania się niewyuczonym, istniejącym faktycznie językiem ludzkim. Natomiast modlitewnych dźwięków nieskładających się w zrozumiałe słowa jakiegoś ludzkiego języka − doceniając i taki rodzaj modlitwy − nie łączono z biblijnym darem języków. W Kościele pierwszych pokoleń chrześcijańskich czytano i interpretowano teksty z Dziejów Apostolskich oraz z 1 Listu do Koryntian wspominające „mówienie językami” lub „języki”. Wszyscy starożytni autorzy rozumieli te wzmianki jednoznacznie: jako cudowny dar posługiwania się językiem nieznanym osobie mówiącej, który słuchacze rozumieli albo bezpośrednio, albo wskutek udzielenia przez Boga daru tłumaczenia języków (1 Kor 12 i 14)[36]. Dar języków, jak uważano, ze swojej istoty powinien być komunikatywny – czy to wskutek bezpośredniego rozumienia mowy wypowiadanej pod wpływem daru języków, czy też dzięki charyzmatycznemu darowi ich tłumaczenia. Gdyby taka mowa pozostała ostatecznie niezrozumiała dla słuchacza, uważano by ją za bezcelową: „Gdyby nie było tłumacza, nie powinien mówić na zgromadzeniu; niech zaś mówi sobie samemu i Bogu!” (1 Kor 14,28).

Z drugiej strony w Kościele starożytnym można spotkać wzmianki o modlitwie za pomocą dźwięków nieskoordynowanych w słowa czy w zrozumiałe zdania. Modlitwę taką św. Augustyn nazywa jubilacją, ale nigdy nie łączy jej z biblijnym mówieniem językami. Podstawowym powodem tego odróżnienia jest niezrozumiałość werbalnego przekazu jubilacji[37].

Taki styl myślenia o darze języków kontynuowany był w średniowieczu. W opinii bizantyjskiego teologa Grzegorza Palamasa (1296-1359) na temat daru języków udzielonego Apostołom w dniu Pięćdziesiątnicy, absolutnie nie można łączyć jerozolimskiej glosolalii tego dnia z jakiegoś rodzaju ekstazą. Palmas podejmuje nawet na ten temat polemikę:

„Kiedy Duch Święty nawiedził Apostołów […], gdy «trwali jednomyślnie na modlitwie» (Dz 1,14), to nie dał im ekstazy ani nie porwał ich do nieba, ale obdarował ich językami ognia i mogli wypowiadać słowa – których, według was, ludzie w ekstazie nie powinni pamiętać, gdyż zapominają wówczas o sobie”[38].

2. Glosolalia − język niebian?
W historii chrześcijaństwa zwracano niekiedy uwagę na tajemnicze słowa Apostoła Pawła: „Gdybym mówił językami ludzi i aniołów […]” (1 Kor 13,1). Wydawały się one otwierać nową możliwość interpretacyjną: a może języki, o których tu mowa, bywają językami aniołów? Może dlatego są niezrozumiałe dla zwykłych śmiertelników, że nie należą do żadnego konkretnego ludu na ziemi: pochodzą po prostu z nieba? Idea glosolalii jako języków mieszkańców nieba nie jest całkiem nowa. Była obecna, jak zobaczymy, od starożytności, ale nie zawsze w taki sposób, jak moglibyśmy tego oczekiwać.

a. Pozachrześcijańskie tradycje dotyczące języka niebian
Około roku 200 Klemens Aleksandryjski w swoich Kobiercach relacjonuje poglądy na temat rozmaitych rodzajów języków istniejących na ziemi. Pisze o siedemdziesięciu pięciu głównych narodach mających swoje odrębne mowy, o wielu dialektach powstałych z łączenia lub mieszania tych głównych języków. Jest tak drobiazgowy, że nie pomija nawet przypuszczeń co do porozumiewania się zwierząt. Te, choć nie mają mowy artykułowanej, jednak przekazują sobie rozmaite znaki. W tym właśnie kontekście, dla całości obrazu, przytacza też opinię, że istnieją ludzie potrafiący posługiwać się mową niebian. Co jednak ciekawe, taka informacja nie budzi w nim żadnych skojarzeń z chrześcijaństwem, ale wyłącznie z pogaństwem.

„Platon nawet bogom przypisuje odmienny sposób wypowiadania się, na podstawie formy językowej widzeń sennych i słów wróżebnych, a także wypowiedzi ludzi opanowanych przez demony, którzy nie wykazują własnego sposobu wyrażania się ani własnego zasobu dźwięków, lecz taki, jaki przysługuje wstępującym w nich demonom”[39].

Współczesny czytelnik powinien oczywiście sobie uzmysłowić, że istoty nazywane tu demonami rozumiano w pogaństwie greckim jako półbogów (a więc bóstwa, które nie były na tyle ważne, aby mieszkać na Olimpie). W każdym razie to im właśnie przypisuje się zjawisko religijne, które polega na tym, że niektórzy ludzie wprawdzie wypowiadają się głośno, ale dźwięki przez nich wydawane nie pochodzą z zasobów językowych ludzkości – jest to inna, pozaziemska mowa. Warto zauważyć, że w przeglądzie zjawisk językowych i parajęzykowych Klemens nie wspomina w ogóle, jakoby w chrześcijaństwie występowało posługiwanie się czymś w rodzaju mowy pozaziemskiej.

Testament Hioba to tekst judaistyczny powstały albo w I w. p.n.e., albo w I w. n.e. Pochodzi więc z czasów zbliżonych do okresu powstawania chrześcijaństwa. Z tego tytułu winien stanowić dla nas szczególny przedmiot zainteresowania. Innym powodem jest fakt, że opisane są w nim zjawiska modlitewne jako żywo przypominające właśnie to, co dziś nazywa się glosolalią. Przy końcu Testamentu Hioba czytamy o modlitewnych doznaniach trzech córek Hioba o imionach: Jemima, Kasja i Keren Happuch:

„Córka Hioba imieniem Jemima opuściła nagle swoje ciało i […] przyjęła nowe serce, jakby nigdy nie dbała o rzeczy ziemskie. I śpiewała hymny anielskie głosami aniołów, wyśpiewując anielskie chwały i tańcząc dla Boga.
A serce innej córki, imieniem Kasja, […] zostało przemienione tak, że nie pragnęła już rzeczy ziemskich. A usta jej przyjęły język niebiańskich władców i śpiewała o dziełach na wysokości, a kto chciałby poznać dzieła niebios, niech wejrzy na hymny Kasji.
Wreszcie inna córka, imieniem Keren Happuch, […] zaczęła przemawiać ustami językiem istot z wysokości, gdyż serce jej zostało przemienione i podniesione ponad rzeczy ziemskie. Przemawiała językiem cherubinów, śpiewając pochwały Władcy mocy kosmicznych i wysławiając Jego chwałę”[40].

Zwróćmy uwagę, że za każdym razem wspomniane są te same elementy. Najpierw przemienienie serca, które odrywa się od rzeczy tego świata. Potem zwrócenie się do Boga w modlitwie chwały. Wreszcie użycie pozaziemskiego języka, który nazwany jest „głosem aniołów”, „językiem niebiańskich władców” i „językiem istot z wysokości”, a nawet wprost „językiem cherubinów”. Język ten służy jednemu celowi: modlitwie chwały i uwielbienia.

b. Chrześcijańskie tradycje języka zastępów niebieskich
Teksty odnoszące się do zagadnienia języka aniołów możemy niekiedy spotkać również u ważnych autorów chrześcijańskich. Na przykład w IV wieku św. Bazyli w swoim dziele O Duchu Świętym pisze o jakimś rodzaju ekstatycznego kontaktu z aniołami, chociaż − co trzeba przyznać − nie wspomina wprost o ich języku:

„Stąd pochodzi przewidywanie tego, co będzie w przyszłości, rozumienie tajemnic, pojmowanie rzeczy ukrytych, rozdział darów łaski, niebiańskie obywatelstwo, korowód taneczny z aniołami, radość nieskończona, trwanie w Bogu, podobieństwo do Boga”[41].

Natomiast można znaleźć takie teksty św. Augustyna, które sprawiają wrażenie, jakby miał na myśli, że jednak zdarza się obdarowanie człowieka językiem aniołów:

„Jakiż to wielki dar mówić językami ludzi i aniołów! Jednak, powiada [Apostoł], «gdybym miłości nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca»”[42].

Inny autor piszący w IV wieku, św. Grzegorz z Nyssy, wspomina już znacznie wyraźniej o takiej możliwości:

„Może ktoś otrzymać wszystkie inne dary, jakich udziela Duch Święty − na przykład mówienie językami aniołów, proroctwo, wiedzę i dary uzdrawiania − ale nie jest całkowicie oczyszczony przez miłość Ducha z namiętności, które dręczą nas od wewnątrz […], wtedy powinien wciąż obawiać się upadku”[43].

Najciekawsze światło rzuca na ten problem uwaga Teodoreta z Cyru. „Języki aniołów” (1 Kor 13,1) to według niego pozajęzykowy sposób modlitwy wewnętrznej, czyli kontemplacja bez słów: Paweł „nie ma tu na myśli języków zmysłowych, lecz swego rodzaju mowę duchową, którą posługują się aniołowie, wysławiając Boga wszechrzeczy”. Jest to bardzo trzeźwa obserwacja: istoty duchowe nie mogą przecież faktycznie posługiwać się mową przekazywaną za pomocą dźwięków[44].

* * * * *

Z przytoczonych przykładów wynika, że w starożytności traktowano niekiedy intensywną pobożność chrześcijańską jako rodzaj duchowego kontaktu z aniołami.

Czasem w tym kontekście padają wprost słowa o „języku aniołów”. Oceniano, że niektórym wierzącym został udzielony dar posługiwania się językiem aniołów lub przynajmniej jego rozumienia. Czasem zaś mamy do czynienia z aluzją do jakiejś mniej sprecyzowanej jedności duchowej z anielskimi chórami.

3. Przykłady średniowiecznej glosolalii
Na fali współczesnego zainteresowania darami duchowymi często przytacza się dzisiaj przykłady występowania daru języków także u świętych z nieco późniejszych wieków Kościoła: ze średniowiecza lub z czasów poreformacyjnych. Zwykle tezy te nie są jednak zbyt dobrze udokumentowane. W tym sensie zdarza się spotkać opinie, że św. Franciszek z Asyżu, św. Franciszek Ksawery lub św. Wincenty Ferrariusz „mieli dar języków”, chociaż nie precyzuje się dokładniej, co miałoby to znaczyć. Poniżej dokonamy więc prezentacji kilku przykładów. Już na wstępie można jednak zauważyć, że intencją autorów tych opisów było zawsze i nieodmiennie przekazanie czytelnikowi, że nastąpiło cudowne posługiwanie się faktycznym językiem, używanym przez jakąś grupę ludzi, ewentualnie przez aniołów. W opisach traktowane jest to jako cud, choć nie spotykamy wyrażenia „dar języków”. Być może więc ludziom tamtej epoki zwykle nie nasuwały się bezpośrednie skojarzenia z opisami z 1 Listu do Koryntian (rozdziały 12, 13 i 14), choć niekiedy spotkamy zestawienie wydarzeń średniowiecznych z cudem Zielonych Świąt (Dz 2).

a. Przykłady dotyczące posługiwania się nieznanym językiem odmiennej grupy ludzkiej
W napisanej około 1255 roku legendzie o św. Dominiku możemy zapoznać się z relacją o wielu cudach tego średniowiecznego bohatera wiary: o uzdrowieniach, wskrzeszeniach zmarłych, sprowadzeniu modlitwą deszczu, przewidywaniu przyszłych wydarzeń, przechodzeniu przez zamknięte drzwi i o licznych innych niezwykłych wydarzeniach. Co szczególnie interesujące, dowiadujemy się też o ówczesnym sposobie rozumienia daru języków. Otóż legenda mówi, że św. Dominik, podróżując z Tuluzy do Paryża z bratem Bertrandem de Garrigue, spędził noc na modlitwie w kościele Najświętszej Maryi Panny w Roc-Amadour. Rankiem dołączyli do nich pielgrzymi z Niemiec. Po otrzymaniu od nich materialnego wsparcia Dominik pragnął odpłacić im się darem duchowym, wygłaszając do nich stosowną zachętę. Nie mogąc jednak głosić do nich słowa Bożego w ich języku, modlił się do Boga o pomoc. W odpowiedzi otrzymał dar płynnego mówienia po niemiecku, dzięki czemu przez następnych kilka dni głosił Niemcom słowo Boże. Zdjęty pokorą św. Dominik zakazał jednak mówić o tym wydarzeniu aż do swojej śmierci[45].

Złota legenda Jakuba de Voragine z ok. 1275 roku wspomina z kolei o opowieściach dotyczących św. Franciszka z Asyżu: miał otrzymać od Boga cudowny dar mówienia po francusku. Kiedy napełniała go łaska Boża i zapał Ducha Świętego, wtedy wypowiadał płomienne słowa w tym właśnie języku[46]. Nie jest jednak całkiem jasne, jak należy rozumieć ten opis i do kogo konkretnie były kierowane słowa św. Franciszka: czy chodzi tu o modlitwę w języku francuskim skierowaną do Boga, czy też o jakieś słowa zachęty lub przemawianie o Bożej dobroci zaadresowane do stojących obok ludzi.

Podczas procesu kanonizacyjnego św. Wincentego Ferrariusza (żyjącego w latach 1350-1419) świadkowie wspominali o niezwykłych przejawach mocy Bożej w jego życiu. Opisywali jego zdumiewającą działalność ewangelizacyjną: dla wielkich tłumów sprawował liturgię Mszy pod gołym niebem i w takiż sposób głosił zgromadzonym słowo Boże. Mówiono przy tej okazji o uzdrowieniach, wypędzaniu demonów czy wskrzeszaniu umarłych. A jeden ze świadków procesu kanonizacyjnego nazywający się Petrus Floc’h zeznał wtedy: „Bretończycy, którzy mówili po bretońsku, choć nie rozumieli języka, w którym głosił kazania, jednak jego mowę byli w stanie zrozumieć”[47].

Te trzy przykłady ewidentnie odsyłają nas do scenerii z drugiego rozdziału Dziejów Apostolskich (Dz 2,11): autorzy wymienionych średniowiecznych opisów mają na myśli niewytłumaczalny w naturalny sposób cud polegający na zrozumieniu przez zgromadzonych przemówienia głosiciela Bożego słowa, chociaż mówca nie znał ich języka: cud więc polegał na tym, że − jak w Dziejach − „[Apostołowie] zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić” (Dz 2,4)]. Wydaje się, że oddaje to dokładnie sens opisu daru języków z dnia zesłania Ducha Świętego (Dz 2).

Przejdźmy do kolejnych przykładów, tym razem zaczerpniętych z bardzo żywej w średniowieczu mistyki kobiet. Odniesienia do daru języków spotykane w mistycznych relacjach z tego okresu są niezwykle intrygujące (choć pamiętać należy cały czas, że biblijnego określenia „mówienie językami” nie stosowano). Dar ten regularnie bywa opisywany jako udzielona przez Boga cudowna pomoc, aby pomimo bariery językowej skutecznie głosić Dobrą Nowinę.

Tak właśnie należy zinterpretować pewien opis z życia belgijskiej mniszki Lutgardy, żyjącej na przełomie dwunastego i trzynastego stulecia[48]. Czytamy mianowicie, że do rozmównicy sióstr przyszła kiedyś w desperacji pewna kobieta mówiąca tylko w języku francuskim, prosząc o pomoc duchową, gdyż opuściła ją już wszelka nadzieja łaski. Postanowiono więc sprowadzić Lutgardę. Wprawdzie ta mówiła tylko po niemiecku, to jednak oczekiwano, że przynajmniej pomodli się w tej trudnej sprawie. Lutgarda jednak zaczęła rozmawiać z przybyłą kobietą. Wzbudziło to nawet śmiech wśród stojących w oddali świadków, którzy dziwili się, jak możliwa jest rozmowa między nimi. Jednak świadkowie ci, ku swojemu zdziwieniu, spotkali się na końcu z wyrzutem przybyłej kobiety:

„Dlaczego mówiliście, że ta święta kobieta jest Niemką, skoro tak biegła jest we francuskim? Nikt inny słowem swoim nie tak przywróciłby mi nadziei na łaskę!”.

W komentarzu do tego wydarzenia autor Żywota Lutgardy odsyła nas do Dziejów Apostolskich:

„Nic dziwnego, że mogły rozmawiać w językach sobie nawzajem nieznanych, skoro Lutgarda pełna była tego Ducha, który wielością języków napełnił zebranych na jednym miejscu uczniów”[49].

Ten sam autor pisze tajemniczo, że widział pewną siostrę, „która w dzień Pięćdziesiątnicy od godziny trzeciej aż do nieszporów posiadła znajomość wszystkich języków”, ale nie chce tego rozgłaszać, „gdyż siostra ta jeszcze żyje”[50]. Nie jest jednak jasne w szczegółach, jak taka znajomość wszelkich języków manifestowała się przez tych kilka godzin.

Przykłady wymienione w tej grupie odpowiadałyby temu, czego na temat daru języków uczył św. Tomasz z Akwinu. Św. Tomasz, pisząc o darze języków nieco obszerniej, wyjaśnił najpierw, że dar ten polega na zrozumiałym dla innych ludzi przekazywaniu orędzia Ewangelii w języku nieznanym przedtem osobie mówiącej. Określenie daru języków brzmi więc tak: odnosi się on do wypowiadania pewnych słów, które oznaczają możliwą do zrozumienia prawdę. Jest możliwe przy tym, że mówiąca osoba sama nie rozumie tych słów; jeśli natomiast mówiący rozumiałby je wskutek kolejnego daru Bożego, daru tłumaczenia, to byłoby to analogiczne do daru proroctwa (analogia polega na tym, że zarówno w jednym, jak i w drugim następuje oświecenie umysłu). W tym drugim przypadku przemowa w językach budowałaby nie tylko słuchaczy, ale i przemawiającego − pisze Tomasz, nawiązując do tekstu 1 Kor 14,14. Z tego też powodu tłumaczenie języków, jako podobne do daru proroctwa, jest samo w sobie wyższe od daru języków bez tłumaczenia. Dar języków jako taki jest więc darem dość ograniczonym i odnosi się do tylko znajomości ludzkich słów, którymi należy się posłużyć w przemawianiu wobec obcojęzycznego audytorium. Tyle w skrócie co do nauki św. Tomasza na temat daru języków[51].

b. Dalsze przykłady języków anielskich
Kolejnym uzupełnieniem w poszukiwaniu śladów przekonania o posługiwaniu się językiem aniołów w średniowieczu może być pewna aluzja do daru języków w celtyckim tekście chrześcijańskim z X wieku, zatytułowanym Tenga bith-nùa, co oznacza Język wiecznie nowy. Tekst ten zawiera opis przemowy Apostoła Filipa do wielkiego zgromadzenia narodów na Syjonie, pośród których byli też mędrcy żydowscy. Filip wyjaśnia tam:

„Mówię do was w języku aniołów i wszystkich zastępów niebieskich. Nawet stworzenia morskie, bydlęta, czworonożne zwierzęta, ptaki, węże i demony znają go. To w tym języku wszyscy mówić będą na sądzie”[52].

Tekst Tenga bith-nùa przytacza nawet przykłady takiej niebiańskiej mowy:

Haeli habia felebe fae niteia temnibisse salis sal;
Nathire uimbae o lebiae ua un nimbisse tiron tibia am biase sau fimblia febe ab le febia fuan;
Lae uide fodea tabo abelia albe fab;
Ambile bane bea fabne fa libera salese inbila tibon ale siboma fuan
[53].

Język ten miałby być nie tylko mową własną mieszkańców nieba, ale także rodzajem języka powszechnego, skoro znają go wszystkie stworzenia na świecie i w końcu stanie się językiem wszystkich ludzi na sądzie ostatecznym.

Tekst ten odbiega jednak wyraźnie od przytaczanych wcześniej przykładów: nic nie nasuwa tu myśli o oczekiwaniu, że takim językiem będą mogli mówić przynajmniej niektórzy wierni chrześcijanie, na przykład poprzez otwarcie się na dar Ducha Świętego. Raczej odnosi się wrażenie, że takie zjawisko całkowicie wykracza poza krąg normalnego chrześcijańskiego doświadczenia.

Gdyby rzeczywiście potraktować ten tekst jako echo daru języków, to oczywiście byłby potwierdzeniem nieprzerwanej tradycji patrystycznej, z której wynika, że w przekonaniu chrześcijan starożytnych i średniowiecznych dar języków polegał na możliwości komunikowania się w faktycznie istniejącym, choć uprzednio nieznanym języku. W tym przypadku język ten przypisywany jest aniołom, być przez nawiązanie do słów Apostoła: „gdybym mówił językami ludzi i aniołów” (1 Kor 13,1).

Kolejny przykład pochodzi z wieków już znacznie późniejszych. Podczas procesu św. Joanny d’Arc (24 II 1431) zapytano ją, skąd wiedziała, że w jednej ze swoich wizji ujrzała św. Michała. Odpowiedziała wtedy: „przez mowę i język aniołów”. Zapytana z kolei, jak rozpoznała, że chodziło tu o język aniołów, odpowiedziała, że po prostu od razu to wiedziała . W tym przypadku mielibyśmy do czynienia nie tyle z twierdzeniem o posiadaniu „czynnego daru języków” (w sensie cudownego posługiwania się jakimś językiem), co raczej z twierdzeniem o „biernym darze języków” (w sensie rozumienia mowy aniołów).

c. Przykłady dotyczące muzyki anielskiej
Zagadnieniem pokrewnym językom anielskim jest obszerna tradycja dotycząca muzyki aniołów. Istnieje sporo przekazów dokumentujących przekonanie, że zdarzało się słyszenie anielskiego śpiewu przez ludzi, a nawet komponowanie muzyki kościelnej pod wpływem takiego doświadczenia.

W tekście Musica disciplina stworzonym przez Aurelianusa Reomensisa około połowy IX wieku[55] autor wspomina o dokonanym przez papieża Grzegorza Wielkiego zapisie dotyczącym pewnego chłopca, który słysząc śpiewy istot niebiańskich, a więc prawdopodobnie aniołów, w ten sposób posiadł znajomość wielu języków (proprietates multarum sciret linguarum), a przy tym otrzymał dar proroczy: przewidział datę śmierci wielu ludzi[56]. Byłoby to więc połączenie wzmianki o słyszeniu anielskiej muzyki z dwoma charyzmatycznymi darami znanymi nam z Biblii: darem języków i darem prorokowania. Ten drugi jest wspomniany w taki sposób, że nacisk w oczywisty sposób położony jest na przewidywanie przyszłości. Aurelianus łączy to wszystko z wyznaniem św. Pawła Apostoła:

„Znam człowieka w Chrystusie, który przed czternastu laty − czy w ciele − nie wiem, czy poza ciałem − też nie wiem, Bóg to wie − został porwany aż do trzeciego nieba. I wiem, że ten człowiek − czy w ciele, nie wiem, czy poza ciałem, też nie wiem, Bóg to wie − został porwany do raju i słyszał tajemne słowa, których się nie godzi człowiekowi powtarzać” (2 Kor 12,2-4).

Aurelianus przytacza też kilka opowiadań o innych pobożnych chrześcijanach, którzy w czasie modlitwy słyszeli śpiewy aniołów rozlegające się z nieba.

Cofnijmy się raz jeszcze myślą do starożytności, gdy powstały zapisy mające swoje wyraźne reperkusje w średniowieczu. W legendzie pochodzącej z ok. 400 r., wspomnianej przez Sokratesa Scholastyka (ok. 379-450) w Historii kościelnej, mowa jest o św. Ignacym z Antiochii, który miał ujrzeć aniołów wyśpiewujących na przemian, a więc chórami[57]. Takie miałoby być, według tej legendy (powstałej całe wieki po św. Ignacym) pochodzenie śpiewu responsoryjnego, czyli takiego, gdzie lud po każdej zwrotce psalmu wyśpiewanej przez kantora powtarza jako refren werset z psalmu:

„Trzeba nam teraz wspomnieć o pochodzeniu zwyczaju śpiewania responsoryjnego w Kościele. Ignacy, trzeci biskup Antiochii w Syrii, licząc od apostoła Piotra, który osobiście spotykał się z apostołami, ujrzał w wizji aniołów wznoszących hymny w naprzemiennym śpiewie ku czci Najświętszej Trójcy. Zgodnie z tym wprowadził ten właśnie sposób śpiewu, który sam poznał w wizji, do Kościoła w Antiochii, a stamtąd tradycja rozprzestrzeniła do po wszystkich innych Kościołach”[58].

Taki miał być początek responsoryjnego śpiewu psalmów z antyfonami. Wspomina o tym także Johannes de Muris (ok. 1300) w Summa musicae[59]. Również anonimowy tekst z XI wieku Instituta patrum de modo psallendi sive cantandi poucza, że liturgiczny śpiew psalmów według nauczania jednych ojców pochodzi od aniołów, a według nauczania innych − z bezpośredniego działania Ducha Świętego w sercach ludzkich[60].

Tradycję tę można też odnaleźć u najwybitniejszych przedstawicieli mistyki średniowiecznej. Według św. Hildegardy z Bingen muzyka jest środkiem do odzyskania początkowej radości i piękna raju: przed grzechem pierwszych rodziców Adam swoim czystym głosem mógł w naturalny sposób włączać się w chóry aniołów i wraz z nimi wielbić Boga. Po grzechu jednak potrzebna stała się muzyka jako odrębna forma działalności człowieka, wraz z instrumentami muzycznymi. Hildegarda, jak zapewnia, spisywała teksty usłyszanych pieśni aniołów, stąd jej muzyka była w jej pojęciu „symfonią harmonii niebiańskich objawień[61].

Anielską muzykę miał słyszeć też jeden z największych dominikanów niemieckich XIV wieku, bł. Henryk Suzo, który z Mistrzem Eckhartem oraz Janem Taulerem należy do przedstawicieli dominikańskiej szkoły mistyków nadreńskich[62]. Natomiast o św. Katarzynie z Bolonii (1413-1463) przekazano, iż tak pięknie śpiewała pieśni zasłyszane u aniołów, że otaczające ją siostry mniemały, że mniszka ta umrze z radości[63].

Wzmianki o zjawiskach podobnych do ekstatycznej anielskiej mowy lub do anielskiego śpiewu można zresztą częściej znaleźć w bujnie rozwijającej się zakonnej mistyce kobiet średniowiecza[64]. Przytoczmy tu, co odnotowano w XIII wieku na temat mniszki Krystyny. Żyła ona na terenie dzisiejszej Belgii w latach 1150-1224, a z powodu niezwykłych zjawisk, które ją otaczały, zwano ją Krystyną Cudowną (Christina Mirabilis). Kiedy Krystyna rozmawiała z zaprzyjaźnionymi mniszkami o Chrystusie, zdarzało się, że doznawała nagle i niespodziewanie „porwania w duchu”. Wtedy jej ciało zaczynało wirować tak szybko, że nie można już było rozpoznać poszczególnych jego części. Kiedy zaś przychodził spokój, wtedy dawała się słyszeć z jej krtani cudowna pieśń o nieziemskiej harmonii, „której żaden śmiertelnik zrozumieć nie mógł, ani naśladować nie był w stanie”. Śpiew ten nie miał słów: brzmiała w nim jedynie melodia i tony, „słów zaś melodii − by tak powiedzieć − jeśli słowami nazwać je można, nie sposób było zrozumieć”. Co szczególnie dziwne, z ust mniszki Krystyny nie wydobywał się żaden dźwięk ani nawet oddech, ale „tylko w piersi i w gardle rozbrzmiewała harmonia głosów anielskich”[65]. Wydaje się, że zjawisko to może nieco przypominać wspomnianą przez Augustyna jubilację, chociaż tu ma charakter wybitnie indywidualistyczny i nic nie wskazuje, aby oczekiwano, że taki sposób modlitwy będzie podjęty przez inne osoby.

Tej samej mniszki dotyczy też jeszcze wspomnienie o innym nieco charakterze, choć też związane z wątkiem anielskiej muzyki. Pewnego razu Krystyna pozostała w kościele po zakończeniu liturgii godzin. Kiedy uczestnicy oficjum wyszli i drzwi zamknięto, wtedy przechadzała się po posadzce kościoła i „śpiewał pieśń tak słodką, że bardziej wydawała się ona pieśnią anielską niż ludzką”, a „śpiew ten tak cudownie brzmiał w uszach, że przewyższał muzykę wszelkich instrumentów i głosy wszelkich śmiertelników”.

Ten ostatni rodzaj śpiewu wydaje się z kolei czymś innym niż jubilacja: autor wspomniał wyraźnie, że zasadniczo był to śpiew w znanym wówczas powszechnie języku łacińskim. Niezwykłe były natomiast okoliczności jego powstawania, skutek, jaki wywierał na słuchaczach, i tajemnicze ozdobniki, o których wspomina autor Żywota mniszki: „a chociaż mniszka śpiewała po łacinie, to przedziwnymi brzmieniami dopełniała swój śpiew”[66].

* * * * *

Z przeglądu kilku przytoczonych tu średniowiecznych przykładów wynika, że podobnie jak w starożytności, jeśli oczekiwano nadprzyrodzonego wpływu Bożego Ducha na mowę człowieka, to spodziewano się tego w formie cudownego uzdolnienia do porozumiewania się w obcym języku, zwłaszcza w dziele głoszenia Dobrej Nowiny ludziom obcych narodów. Istotną nowością w tym okresie jest natomiast pojawienie się wielu sugestii o słyszeniu muzyki i śpiewu, za pomocą których aniołowie chwalą Boga.

Jakże wiele mówiące jest powtarzające się stwierdzenie o pochodzeniu śpiewu wykonywanego w Kościele wprost z nieba. Warto pamiętać przy tym, że duchowe jednoczenie się z zastępami niebiańskimi jest trwałym elementem pobożności chrześcijańskiej: każda prefacja Mszy św. kończy się takimi (lub podobnymi) słowami: „Dlatego z Aniołami i wszystkimi Świętymi głosimy Twoją chwałę, razem z nimi wołając”…

4. Dar języków u wielkich mistyków XVI w.?
a. Przypadki wątpliwe
Przy spojrzeniu na kilka przypadków domniemanego daru języków u wielkich mistyków Kościoła warto wspomnieć na wstępie nieco nietypowe przykłady, wskazywane dziś jako rzekome świadectwo nieprzerwanej obecności daru języków w ciągu wieków. Pierwszy casus dotyczy św. Teresy z Avila (1515-1582): jako argument na rzecz tezy o posługiwaniu się przez nią daru języków przytacza się niekiedy następujący fragment jej dzieła Twierdza wewnętrzna:

„Niekiedy Pan użycza nadzwyczajnej modlitwy i pewnego niepojętego rozradowania […]. Tak wielką dusza cieszy się rozkoszą, że chciałaby opowiadać ją wszystkim […]. O, jakie by gody wyprawiała, gdyby to było w jej możności, jakie by na wszystek świat zawodziła okrzyki radości, aby wszystkim była wiadoma ta rozkosz, w którą opływa”[67].

Ten tekst ma jednak słabą siłę dowodzenia trwałości daru języków: autorka pisze wprawdzie o swoim wielkim pragnieniu głośnego dzielenia się swoim doświadczeniem łaski Bożej, co niewątpliwie stanowi podobieństwo do apostolskiej glosolalii (por. „słyszymy ich głoszących w naszych językach wielkie dzieła Boże” − Dz 2,11). Jednak nie wynika ze słów św. Teresy, jakoby słowa te miały jakąś nietypową formę językową, na przykład aby miały rozbrzmiewać w obcym języku albo były niezrozumiałe dla obecnych przy tym osób. Raczej odnosi się wrażenie, że autorka ma na myśli obwieszczenie w swoim rodzimym języku cudów łaski Bożej lub też wznoszenie zwykłych okrzyków radości, by w ten sposób przekazywać emocje związane z działaniem Boga w duszy.

Nieco wyraźniejszy natomiast jest wcześniejszy o ponad pięć stuleci tekst jednego z najbardziej znamienitych autorów bizantyjskiego średniowiecza. Mnich z Konstantynopola, św. Symeon o przydomku Nowy Teolog (949-1022), takimi słowami opisuje doświadczenie, które przydarzyło mu się kiedyś na modlitwie:

„Zostałem porwany płaczem i uniesieniem miłości Bożej; zapomniałem, gdzie jestem, kim jestem i w jakim miejscu, a wołałem jedynie Kyrie eleison – co ze zdziwieniem zauważyłem, gdy odzyskałem świadomość. Ale kto mówił albo kto poruszał moim językiem, tego nie wiem, Bóg to wie”[68].

Jest to z pewnością doświadczenie nadzwyczajnej pomocy Bożej na modlitwie: język św. Symeona wydaje się być posłuszny działaniu Bożej siły przychodzącej niejako z zewnątrz. W tym sensie przypomina to dar języków zastosowany do modlitwy. Zauważa się jednak od razu znaczną różnicę: język, w jakim wypowiadana jest ta modlitwa to rodzima mowa bizantyjskiego mnicha: Kyrie eleison to przecież słowa w języku greckim, który był ojczystą mową ówczesnych mieszkańców Azji Mniejszej. Jeśli więc mielibyśmy zastosować określenie „dar języków”, to trzeba by od razu zaznaczyć odrębność tego zjawiska od tych faktów powiązanych z glosolalią, które są opisane w Nowym Testamencie.

b. Loqüela św. Ignacego Loyoli
Trzeci przykład w tej grupie pochodzi z zapisków św. Ignacego Loyoli. Założyciel Towarzystwa Jezusowego, zapisując swoje doświadczenia modlitewne, wspomniał o łasce, którą nazwał loqüela[69]. Nie jest łatwo jednoznacznie określić, na czym to doświadczenie polegało. Nazwa loqüela nasuwa na myśl dar związany z mową, ale zapis dokonany przez Ignacego nie jest łatwy do jednoznacznego zinterpretowania. Na pewno ma związek z mową (być może śpiewaną), skoro założyciel jezuitów pisze dnia 22 maja 1544 roku: „bardziej rozkoszowałem się dźwiękiem loqüeli niż tym, co znaczyła, nie bardzo zwracając uwagę na znaczenie słów oraz loqüeli”.

Ignacy nazywa loqüelę „Bożym darem”, wspomina, że może się ona pojawiać częściej lub rzadziej. Wyróżnia dwa rodzaje loqüeli: wewnętrzną i zewnętrzną, W tej zewnętrznej odczuwa rozkosz płynącą „z melodii brzmiącej loqüeli”. W tej wewnętrznej tym, co powoduje błogie doznania, wydaje się samo znaczenie loqüeli (czyli jej treść). Wydaje się, że chodzi tu o jakieś zjawisko mistyczne. Zgodnie z tym, co poda nam św. Ignacy w kolejnych dniach, mają to być delikatne słowa, które słyszy na mocy specjalnego daru Bożego, „z taką wewnętrzną harmonią, że nie sposób tego wyrazić”. Są jakby „niebiańską muzyką”, która daje niewysłowioną rozkosz[70].

Przeczytajmy zresztą, co sam założyciel jezuitów zapisał pod datą 11 maja 1544 roku:

„Niedziela 11 maja − przed Mszą św.
Łzy, podczas celebracji, wciąż łzy, obfite i ciągłe, z wewnętrzną loqüelą Mszy św., co tym bardziej wydaje mi się darem Bożym, że prosiłem o to właśnie dziś. A to dlatego, że podczas całego tygodnia albo otrzymywałem loqüelę zewnętrzną, albo nie otrzymywałem jej wcale, a tę wewnętrzną − bardzo rzadko. Jednak w minioną sobotę otrzymałem nieco wyraźniej.
To samo miało miejsce podczas wszystkich Mszy św. w tygodniu. Choć nie tyle przez dar łez, gdyż odczuwam więcej pokoju i zadowolenia podczas celebracji: z powodu odczuć, które pochodzą z loqüeli i z gorliwej modlitwy […].
Zda się to płynąć z głębi, choć nie umiem tego wyjaśnić; i to zarówno podczas loqüeli wewnętrznej, jak i zewnętrznej. Wszystko pobudza mnie do miłości Bożej i do daru loqüeli, udzielonego mi przez Boga, z tak wielką harmonią wewnętrzną, która towarzyszy loqüeli wewnętrznej, że nie sposób tego wyrazić”[71].

Jeszcze bardziej intrygujący jest kolejny fragment Dziennika św. Ignacego, zapisany następnego dnia. Tutaj Loyola stawia wyraźną analogię między swoim przeżyciem, czyli loqüelą − wewnętrzną lub zewnętrzną − a niebiańskim sposobem modlitwy. Kojarzy mu się to też z muzyką, zapewne niebiańską, co stanowi pasjonujące tło do badania ówczesnych przekonań o możliwości posiadania przez człowieka niebiańskiego sposobu modlitwy, czy to przez język, czy przez śpiew:

„Poniedziałek 12 maja: Wiele łez w czasie Mszy św. Łzy także po celebracji. Są takie same jak wczoraj, wraz z wielkim odczuciem zadowolenia z powodu loqüeli wewnętrznej […]
Wzrasta pobożność i odczucie, a towarzyszą temu łzy, gdy rozważam, co czuję i co rozumiem z powodu daru Bożego […].
Loqüela wewnętrzna cudowna, wzrastająca bardziej niż poprzednio”.

Ostatecznie jednak, wobec pewnej niejasności użytych terminów i braku precyzji w opisie wypada nam na razie zawiesić ostateczny osąd co do natury tego daru i pozostać przy relacji, jaką św. Ignacy zostawił nam w swoim Dzienniku.

* * * * *

Okazuje się, że wiele z przytaczanych współcześnie przykładów modlitwy mających służyć jako dowód objawiania się daru języków u wielkich mistyków katolickich nie wytrzymuje krytyki. Niektóre przykłady są po prostu naciągane. Obok nich istnieją jednak relacje o zdumiewającym wpływie Boga na język modlitwy, choć w nieco innej formie, niż opisywali to pisarze starożytni.

Przypadek św. Ignacego Loyoli i jego loqüeli wyróżnia się na tym tle tym, że możemy go poznać z wieloaspektowych opisów zawartych w dzienniku duchowym wielkiego założyciela jezuitów. Wydaje się to być jakimś modlitewnym darem powiązanym z mową (lub śpiewem), a nawet mającym odniesienia do sposobu modlitwy mieszkańców niebios.

5. Osiemnastowieczne i dziewiętnastowieczne przykłady „modlitwy w językach”
Już tylko tytułem zasygnalizowania problemu, przechodzimy do ostatniej części naszego wyrywkowego przeglądu przykładów tego, co rozumiano w historii chrześcijaństwa przez dar języków, albo przynajmniej jak przejawiały się niezwykłe formy komunikacji w cudownie udzielonej mowie czy to ludzkiej, czy też − jak to pojmowano − anielskiej. Przytoczymy kilka obrazów z literatury osiemnastego i dziewiętnastego wieku, w więc stuleci bezpośrednio poprzedzających pojawienie się na scenie historii znanego nam dzisiaj ruchu charyzmatycznego.

Literatura na ten temat jest tak bogata, że znowu trzeba poniższe dane potraktować tylko i wyłącznie jako wyrywkową ilustrację znacznie bogatszego i złożonego problemu. Ale nawet taka ilustracja może być pożyteczna, jako krok na drodze do lepszego poznania ostatnich etapów historii glosolalii. Najpierw więc spojrzymy na przykład pojawiania się daru języków i „anielskiego śpiewu” w środowisku przebudzeniowym w Wielkiej Brytanii i w Stanach Zjednoczonych na samym początku XIX wieku, a potem czeka nas rzut oka na dwa przykłady z zupełnie innej strony. Dar języków odnotowywano bowiem i propagowano także w grupach radykalnie nieortodoksyjnych, których wiara w żaden sposób nie daje się pogodzić z tradycyjnym chrześcijaństwem w żadnej formie wyznaniowej: mowa tu w przedziwnej wspólnocie Shakers oraz o mormonach.

a. Środowisko przebudzeniowe
W wieku XIX nasilało się pragnienie powrotu do biblijnej scenerii działania Ducha Świętego, zwłaszcza w środowisku radykalnego protestantyzmu ludowego. Już w pierwszych dziesięcioleciach tego stulecia pojawiło się w Anglii wyraźne nauczanie o darze języków. Edward Irving, popularny pastor prezbiteriański z Londynu, był głównym motorem ruchu na rzecz przywrócenia daru języków i daru proroctwa w Kościele. Irving dar języków nazywał źródłem, z którego płyną inne charyzmaty, był też on dla niego „zewnętrznym znakiem niewidzialnej łaski udzielanej przez chrzest Duchem Świętym”[72] − łatwo zauważyć więc, że stał się on w oczach owego pastora i jego uczniów rodzajem „sakramentu”.

Ale kolejny etap naszej wędrówki przez wieki w poszukiwaniu śladów daru języków właściwie prowadzi nas raczej na kontynent amerykański; tam poszukajmy wyraźniejszych tropów oczekiwania na przejawianie się glosolalii w dziewiętnastym stuleciu. Historia chrześcijaństwa amerykańskiego była naznaczona cyklicznymi okresami wzmożonego zainteresowania wiarą. Okresy te nazywano przebudzeniami − z angielska revival. Przebudzenie religijne w Stanach Zjednoczonych z lat 1798-1810 określane bywało jako „przebudzenie w Kentucky” (Kentucky Revival) lub po prostu „wielkie przebudzenie” (Great Revival)[73]. Jego szczyt przypadł na rok 1801. W tym właśnie środowisku pojawiają się ślady interesującej nas kwestii: niezwykłe fonetyczne zjawiska na modlitwie, interpretowane jako dar języków albo dar duchowego śpiewu. Niekiedy łączono przy tym te przejawy z motywem aniołów, mówiąc albo o anielskiej muzyce, albo o wyrazie twarzy podobnym do oblicza anioła.

Dla zrozumienia sedna przebudzenia na Zachodzie USA niezmiernie istotne jest pojęcie camp meeting (dosłownie: „spotkanie obozowe”). Stałym elementem camp meeting było spotkanie okolicznych farmerów w wyznaczonym czasie: tysiące uczestników zbierało się na kilka dni. Dzień i noc bez przerwy trwały kazania następujące jedno po drugim, a często wiele z nich głoszono w różnych punktach obozowiska jednocześnie. Nierzadkie były przy tym zadziwiające przejawy emocji religijnej wśród słuchaczy tych kazań: konwulsje, dziwne głosy, trans, dzikie tańce. Kulminacją całego religijnego obrzędu było sprawowanie Wieczerzy Pańskiej. Camp meeting w Cane Ridge zgromadził w 1801 roku ponad 20 tys. uczestników (podczas gdy największe miasto w Kentucky, Lexington, liczyło wówczas ok. 2 tys. mieszkańców). Baptystyczni i metodystyczni ewangelizatorzy często świadomie wywoływali napięcie emocjonalne i chętnie widzieli fizyczne znaki odpowiedzi na wezwanie do nawrócenia[74].

„Boża histeria” zawierała takie fenomeny, jak padanie, konwulsje, popadanie w trans, „święty śmiech” i „takie dzikie tańce, jakie Dawid wykonywał przed Arką Pana”[75]; zdarzały się także tak zwane modlitwy w językach. Używano też terminu „otrzymanie chrztu w Duchu Świętym” oraz „nawrócenia poprzez bezpośredni wpływ Bożej mocy”[76]. Oto lista typowych zewnętrznych objawów przeżytego nawrócenia podana przez jednego z autorów: zesztywnienie ciała (w opisanym przypadku trwająca dziewięć dni); drgawki (spazmatyczne konwulsje całego ciała, nierzadko połączone z tarzaniem się); „niebiański uśmiech” (heavenly smile); niekontrolowany śmiech (rodzaj nerwowego chichotu) oraz − co nas tutaj szczególnie interesuje − śpiew dobywający się nie z krtani, ale wprost z piersi. Dodać do tego trzeba niezwykłe zjawisko nazywane szczekaniem (barking exercise)[77]. Jak wyjaśnia ten autor, to ostatnie oznaczało, że ludzie „powaleni [przez Ducha] zbierali się na czworakach u podnóża drzewa, aby szczekając, «wpędzić diabła na drzewo»”[78]. Chodziło zapewne o rodzaj rytualnego odtworzenia znanych uczestnikom z życia codziennego elementów polowania, w którym tym razem ofiarą padł zły duch.

Inne zjawiska opisane wtedy w szczegółach obejmują śpiew, a zwłaszcza ekstatyczny taniec:

„Dla wyznawców wiary charakterystyczny był taniec […]. Po chwilowych konwulsjach zaczynali tańczyć, a wtedy konwulsje ustępowały. Taniec ten zaprawdę był czymś niebiańskim dla widzów; niebiański uśmiech jaśniał na obliczach ludzi i cała osoba upodabniała się do anioła. Podczas tańca słyszałem uroczystą chwałę i ich modlitwy wznoszące się do Boga”[79].

b. Środowiska skrajnie nieortodoksyjne
Shakers
Z tej samej epoki i z podobnego kręgu kulturowego pochodzą doniesienia o darze języków dotyczące wspólnoty zwanej The Shakers. Shakersi to ruch religijny wywodzący się z silnie przeżyciowych form protestantyzmu brytyjskiego XVIII wieku, przeniesiony pod koniec owego stulecia na kontynent amerykański. Jednym z istotnych elementów duchowości społeczności Shakers było pojęcie darów duchowych. Na określenie odnowionej więzi z Bogiem używano terminu „chrzest w Duchu Świętym”[80] lub nawet „chrzest i ogień z nieba”[81], mówiono też o przebudzeniu (revival) duchowości[82].

Dziewiętnastowieczny członek społeczności Shakers, O.C. Hampton, mówiąc o swoim kościele, używał słów „nasza wspólnota pentekostalna” (our Pentecostal community)[83], a także pisał o „pentekostalnych darach” (Pentecostal gifts) takich, jak natchnienia, prowadzenie przez świat duchowy, proroctwa, uzdrawianie z chorób − i także modlitwa w językach[84].

Historia chrześcijańskiej społeczności Shakers od samych początków, jeszcze w Anglii, była związana z dwoma kardynalnymi punktami: z przekonaniem o rychłym powrocie Chrystusa i z doświadczaniem darów duchowych. Obecność darów według zapatrywań wiernych potwierdzała rychłą paruzję, a były to takie obdarowania duchowe, jak proroctwa, spontaniczne tańce radości, nieoczekiwane a niekontrolowane ruchy ciała, drżenie, popadanie w ekstazę i odczucie niesamowitej mocy Ducha działającej pośród wiernych − oraz modlitwy w językach i śpiewy w językach. Wykształciła się w ten sposób fundamentalna teologiczna zasada obowiązująca przez całą historię Shakers, a mianowicie: traktowanie doświadczenia duchowego jako dynamicznej normy autentyczności wiary[85].

Sposób modlitwy i uwielbienia był uważany w społeczności Shakers za spełnienie zapowiedzi Jezusa o tym, że prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i w prawdzie (por. J 4,23-24), za kult oddawany nie według pomysłów ludzkich, ale całkowicie zależny od Boga. Uważano za rzecz normalną, że „przebudzenie duchowości często spowoduje zewnętrzne zachowania”[86]. Kiedy w jednej ze wspólnot Shakers zdarzyło się głoszenie Dobrej Nowiny o niezwykłym wylaniu Ducha, polegającym na wzroście światłości, życia i mocy duchowej, to naturalnym i oczekiwanym skutkiem tego przepowiadania były wirowania, wstrząsy ciała i śpiewy, ocenione jako osobiste poruszenia w Duchu.

W relacji z 1785 roku donoszono o modlitwie obejmującej między innymi śpiew w językach, który kończył się gwałtownym oddychaniem. Modlitwie tej towarzyszyły niezwykłe ruchy całego ciała, które szokowały każdego, kto po raz pierwszy się z tym zetknął. W tej samej relacji czytamy o poważnym kaznodziei, który dzielił się swoim przekonaniem o rychłym powrocie Chrystusa i dowodził, że doświadczane manifestacje na modlitwie są dziełem Bożym. Przypominał też, że jakkolwiek wielu gardzi tą formą wiary, to przecież podobnie ludzie wyśmiewali się z Noego, proroków, a nawet z Jezusa.

Skutkiem owego kazania były grupowe wzdychania i konwulsje, a kiedy wspomniano o Dawidzie tańczącym przed Arką, rozpoczęto bezładne „gwałtowne tańce” (violent dancing), przy czym niektórzy wirowali z niewiarygodną prędkością (przez 18 minut, jak odnotował skrupulatny obserwator…). Pląsy, śpiewy, klaskanie trwały długo, aż w pewnym momencie doszło do gestu „przekazania daru” i jedna z uczestniczek zgromadzenia „popadła w największe wstrząsy przewyższające wszelkie możliwe napady konwulsji”. Mężczyzna, który „udzielił daru”, polecił zwrócić uwagę na to zjawisko i „podziwiać potężne dzieła Boga pośród Jego ludu”[87]. Inny autor zauważył takie „działania charyzmatyczne” (charismatic acts), jak spontaniczne i bezładne krzyki, śpiewy, nauczania i tańce, a także rodzaj śpiewu, który określił jako „pieśń uroczysta” (solemn song): śpiew ten może być tym samym, co znany w wieku dwudziestym śpiew w językach[88].

Takie niezwykłe „działania w Duchu” zdarzały się regularnie także później, kiedy to na przykład w roku 1825 pojawiły się znowu „dary skłonów i wirowania”, a u niektórych nawet tarzanie się po podłodze: to ostatnie było praktykowane w większości przez ludzi młodych[89]. W czasie spotkań nazwanych „profetycznym dziełem Eliaszowym” modlono się śpiewami, tańcami, w językach, poprzez napomnienia duchowe oraz lamentacje. Niekiedy „cały dom wydawał się poddany pomieszaniu języków”, kiedy „bracia i siostry, gromadząc się w małych kręgach i złączywszy ręce, modlili się wśród skłonów, konwulsji i [daru] języków”[90].

Przywódczyni ruchu Shakers, Matka Anna, zachęcała do starania się o dary języków, wizji, o dar wirowania ciała w modlitwie, a wszystko to w celu upiększenia uwielbienia Boga. Ludzi obdarzonych takimi darami, jak taniec czy wirowanie, uważano za pozostających „pod działaniem fizycznym” (under physical operations), a tych, którzy „pod działaniem fizycznym” nie byli, zachęcano do tego, aby przynajmniej podnieśli jedną rękę w modlitwie i co pewien czas nią machali[91]. Mówiono też o rozwijaniu darów duchowych: otrzymywano najpierw „dary widzenia i słyszenia”, a także natchnione przekazy, pouczenia, często wygłaszane w imieniu osób ujrzanych uprzednio w wizjach: „z duchowej krainy otrzymywano wielką różnorodność prezentów”[92].

Powstawały pieśni inspirowane Duchem Bożym, a nawet dłuższe teksty i całe książki natchnione przez rozmaite byty duchowe. Część z tych tekstów była przekazywana „w językach, których nie można było [w normalny sposób] zrozumieć”[93]. Dary te były uważane za tak potrzebne, że wołano: „potrzebujemy przebudzenia […], potrzebujemy szkół proroków!”[94].

Wszystkie te „manifestacje duchowe”, „praktyki cielesne”, ekstatyczne modlitwy w językach i śpiewy w językach, „zamiatające pieśni” (to znaczy takie, których pobożne śpiewanie miało skutek oczyszczającej modlitwy), cuda powtarzające sceny z Ewangelii i wiele, wiele innych – łączyły się jednak z najbardziej jaskrawymi odstępstwami od tradycyjnej wiary chrześcijańskiej, jakie tylko były możliwe. Wynikały one ze swoistej zasady ponaddenominacyjnej: członkowie wspólnoty Shakers uważali się po prostu za prawowitych spadkobierców wszelkiej prawdziwej religii chrześcijańskiej, jaka kiedykolwiek istniała w Kościele Bożym − w ten sposób miała powstać wspólnota jednego wielkiego Kościoła, opartego nie na strukturach i hierarchii, ale na zasadach braterstwa wiary i życia, wspólnota niesprecyzowanego bliżej „prawdziwego chrześcijaństwa”.

Teologiczne odstępstwo od chrześcijańskiej normy sięgało bardzo daleko, do samego pojęcia Boga. Bóg Stworzyciel nazywany był „Wiecznym Ojcem”, a Duch Święty „Wieczną Matką”. Radykalizując zasadę opierania się na wewnętrznym świadectwie i minimalizując potrzebę jakiejkolwiek zewnętrznej normy kościelnej, wyznawcy doszli stopniowo do wniosku, że „z punktu widzenia Bóstwa (którą to perspektywę, jak sądzili, zdołali osiągnąć) wszystko na tym świecie jest duchem”, i dlatego tacy mistrzowie, jak Konfucjusz, Budda, Zoroaster i Jezus, powinni się stawać ich duchowymi wzorami[95]. Jeszcze bardziej zadziwiające zestawienie wielkich bohaterów duchowego świata można znaleźć w tekstach z końca dziewiętnastego wieku. Otóż obok siebie, jako przykłady „oświeconego zrozumienia”, znaleźli się Jezus, Anna, Budda i Platon. Dla niewtajemniczonych trzeba dodać wyjaśnienie dotyczące drugiej z tych osób: otóż chodzi o Ann Lee (1736-1784), która w roku 1758 przyłączyła się do grupy Shaking Quakers (używana wtedy nazwa łączyła w sobie odniesienie do dwóch modlitewnych praktyk: to shake – „trząść się”; i to quake – „drżeć”), a w roku 1770 przeżyła „ogarnięcie obecnością Chrystusa”, by później hojnie udzielać tego przeżycia innym. To dość szczególne łączenie Jezusa z Anną Lee płynęło z przekonania, że Chrystus zaczął swoje drugie objawienie na ziemi w Duchu Świętym właśnie od nawiedzenia Matki Anny.

U progu dwudziestego wieku, w roku 1894, kurczącej się już wspólnocie Shakers coraz wyraźniej jawiła się świadomość profetycznej roli ich doświadczenia w nadchodzącej przyszłości: „następne poruszenia i przebudzenia ducha […] poprowadzą do utworzenia nowych stowarzyszeń o tych samych podstawowych zasadach”[96].

mormoni
Interesujące informacje na temat glosolalii można znaleźć w tekstach innej skrajnie nieortodoksyjnej grupy wyznaniowej Ameryki dziewiętnastego wieku, mianowicie w napisanej w 1830 roku Księdze Mormona[97]. Pierwsze pokolenie mormonów obfitowało w manifestacje duchowe, do których należało także zjawisko opisywane przez nich jako charyzmatyczne przemawianie nieznanymi językami. Zjawisko glosolalii interpretowano niejednokrotnie jako posługiwanie się językiem aniołów[98].

Sama Księga Mormona zapewnia o nieprzemijalności charyzmatycznych darów duchowych, możemy znaleźć wzmianki o tym w takich jej częściach, jak Moroni, Omni, Eter, druga i trzecia Nefi, Alma i Mormon. Oto pierwszy przykład:

„Moi bracia, nie zaprzeczajcie darom Bożym, których jest wiele, a pochodzą od tego samego Boga […]. Oto jednemu dane są różne języki, a innemu tłumaczenie języków i wszelkiej mowy […]. Wszystkie dary, o których wspomniałem, są duchowe i nigdy nie przeminą” (por. Moroni, 10,8-19).

Księga Mormona, uważana przez mormonów za świętą z tego tytułu, że stanowi według nich trzecią część objawienia Bożego (po Starym i Nowym Testamencie miała przyjść właśnie Księga Mormona), zachęca do przyjmowania darów duchowych, w tym także wymienionego z nazwy daru języków:

„Zachęcam wszystkich ludzi, aby przystąpili do świętego Boga Izraela i uwierzyli w prorokowanie, w objawienia, w nauczanie przez aniołów, w dar mówienia obcymi językami, w dar tłumaczenia języków i we wszystko, co dobre, bowiem nie istnieje nic, co jest dobre, a co nie pochodzi od Pana” (Omni, 25).

Dar języków opisany w Księdze Mormona może przejawiać się na najrozmaitsze sposoby, może nawet dotyczyć dzieci: „Wszyscy widzieli i słyszeli dzieci, a nawet niemowlęta mówiące o cudownych rzeczach” (3 Nefi, 26,17). Jest to zapewne nawiązanie do biblijnego tekstu: „usta dzieci i niemowląt oddają Ci chwałę na przekór Twym przeciwnikom” (Ps 8,3) − we wspólnocie mormońskiej proroctwo to miałoby się więc wypełnić.

Wagę tego daru widać też po tym, że w jednej z list wyliczających charyzmaty wymieniony jest na pierwszym miejscu:

„Byli nawiedzani przez Ducha Boga, rozmawiali z aniołami, Pan przemawiał do nich, mieli ducha proroctwa, ducha objawienia, a także wiele darów: dar mówienia w językach, dar nauczania słowa, dar Ducha Świętego i dar tłumaczenia” (Alma, 9,21).

To ważna nowość w porządkowaniu darów duchowych, gdyż – jak wiadomo – w Nowym Testamencie jeśli „języki” wchodzą już w skład listy charyzmatów, to są umieszczone przy końcu tej listy. Nawiasem mówiąc, w piśmiennictwie mormonów również na początku listy dar języków jest ulokowany w siódmym z trzynastu artykułów wiary spisanych osobiście przez założyciela tego ugrupowania, Josepha Smitha: „wierzymy w dar języków, proroctwa, objawienia, wizje, uzdrowienia, tłumaczenia języków i inne”[99]. Warto na marginesie zauważyć, że dar mówienia językami bywa łączony w tej mormońskiej „biblii” z darem tłumaczenia języków[100].

W takim kontekście odkrywamy nauczanie Księgi Mormona o tajemniczym języku duchowym. W pewien sposób łączy się już z tym, być może, wzmianka dokonana przez domniemanego Bożego posłańca, anioła Moroni, o tajemniczym języku, w jakim spisane zostaną jego nauki:

„Ponieważ Pan wie, […] że żaden inny lud nie zna naszego języka, przygotował On środki dla przetłumaczenia naszego zapisu” (Mormon, 9,34).

Inną przesłankę może stanowić dla nas uwaga o tym, że nie wszystkie języki zostały pomieszane pod wieżą Babel. Istniałby więc jakiś język, który nie podlega temu prawidłu, co wszystkie normalne mowy ludzkie:

„Brat Jareda prosił Pana, i Pan zlitował się nad ich przyjaciółmi i ich rodzinami, że mowa ich nie została pomieszana” (Eter, 1,37).

Najważniejszy jednak tekst mówiący wprost o udzieleniu ludziom języka aniołów znajduje się w drugiej Księdze Nefiego.

„Czyż nie pamiętacie, jak powiedziałem wam, że otrzymawszy Ducha Świętego, będziecie mogli mówić językiem aniołów? I jak moglibyście mówić językiem aniołów, jeśli nie pod wpływem Ducha Świętego? Aniołowie mówią pod wpływem Ducha Świętego, ich słowa są więc słowami Chrystusa. Dlatego powiedziałem wam: napawajcie się słowami Chrystusa, bo słowa Chrystusa wyjawią wam wszystko, co macie czynić” (2 Nefi, 32,2-3).

Wyraźnie widać tu połączenie oczekiwania na dar Ducha Świętego z darem mówienia językiem anielskim. Podkreślony jest też niezwykły autorytet związany z takim darem: skoro wierzy się, że ludzie dostępują umiejętności posługiwania się językiem istot niebiańskich, to dany jest im też taki sam autorytet jak aniołom. A przecież aniołowie, nieustannie otwarci na działanie Ducha Bożego, nie mogą mówić nic innego jak tylko to, co sam Bóg chce przekazać − wydaje się prowadzić swoje rozumowanie autor. W tym sensie zapewne trzeba rozumieć słowa Księgi Mormona o „napawaniu się słowami Chrystusa”: kto by słuchał człowieka przemawiającego językiem aniołów – to tak jakby słuchał samych aniołów; kto by zaś słuchał aniołów – samego Chrystusa słucha, który przez Ducha Świętego przemawia w ten sposób. W tym przypadku zaś człowiek ten miał przekazywać nauki nowego kościoła, zwanego Kościołem Jezusa Chrystusa Świętych Ostatnich Dni, czyli po prostu wspólnoty mormonów.

* * * * *

W ten sposób dobiega końca nasza wędrówka przez wieki w poszukiwaniu przykładów związanych z darem języków rozsianych po historii. Były to przykłady wyrywkowe, choć – można żywić nadzieję – w miarę reprezentatywne. Większość z nich pochodziła z głównego nurtu chrześcijaństwa i prezentowała doświadczenia i poglądy wielkich teologów, a nawet ojców i doktorów Kościoła. Niektóre inne przykłady pokazywały doświadczenia środowisk odłączonych nie tylko od głównego nurtu chrześcijaństwa, ale odległych nawet w ogóle od tego, co stanowi chrześcijaństwo, nawet najbardziej szeroko pojęte.

Zatrzymaliśmy się u progu wieku, który nazwano „wiekiem Ducha Świętego”[101]. Historia pojmowania darów duchowych w stuleciu następnym, czyli w dwudziestym wieku, to historia nie tylko odrębna, ale tak bogata, że trzeba na inną okazję odłożyć prezentację co bardziej reprezentatywnych przykładów doświadczania charyzmatów, w tym także glosolalii.

Nasze zestawienie niech zaś posłuży jako materiał do refleksji, która teraz dopiero powinna się zacząć. Refleksja ta winna być namysłem o prawidłowych i nieprawidłowych sposobach rozumienia daru języków; dyskusją o konieczności łączenia poszukiwania darów duchowych z teologiczną prawdą dogmatyczną; debatą o istocie daru języków według tekstu Biblii i według głosów autentycznej Tradycji Kościoła.

Na podstawie tylko zewnętrznych zachowań nie możemy bowiem ustalić, czy dana wspólnota żyje prawdziwie chrześcijańskim duchem, czy też może raczej duchowością jakiejś innej, niechrześcijańskiej religii. Do ustalenia tego potrzeba znacznie głębszych danych: musimy poznać treść przyjętej wiary, wyznawane religijne prawdy i dopiero wtedy będziemy mogli ocenić, czy ta oto konkretna grupa wciela w życie chrześcijańską prawowierność.



Przypisy

[1] Orygenes, Komentarz do Listu św. Pawła do Rzymian, I, 13-15.
[2] Jan Chryzostom, Pierwsze kazanie na Zielone Świątki, 4.
[3] Jan Chryzostom, Homilie na 1 List do Koryntian, XXXV.
[4] Jan Chryzostom, Homilie na 1 List do Koryntian, XXXV.
[5] Augustyn, Traktat o ośmiu problemach ze Starego Testamentu, I.
[6] Paralipomena de sanctis Pachomio et Theodoro, 27.
[7] Augustyn, Mowa 267, PL 38, 1230n, w: Karmię was, czym sam żyję, red. M. Starowieyski, rok C, Warszawa 1984, s. 128. Zauważmy na marginesie, że z tym zdaniem starożytnego ojca Kościoła współbrzmią w naszej współczesnej liturgii słowa prefacji na Zesłanie Ducha Świętego, która wyraża przecież najczystszą wiarę Kościoła: „Duch Święty w początkach Kościoła […] zjednoczył różne języki w wyznawaniu tej samej wiary”.
[8] Por. Augustyn, Objaśnienia Psalmów, 147,19. Augustyn w bardzo wielu miejscach podaje takie samo wyjaśnienie tego zagadnienia, np.: „Powie ktoś, że jeśli teraz ktoś otrzymuje Ducha Świętego, dlaczego nie mówi językami wszystkich narodów? Bo teraz już Kościół mówi językami wszystkich narodów. Skoro więc jesteś członkiem tego ciała, które mówi językami, to wiesz, że wszystkimi językami mówisz”, Augustyn, Homilie na Ewangelię św. Jana, 32,7.
[9] Hieronim, Listy, CXX, 9.
[10] Teodoret z Cyru, Komentarz do 1 i 2 Listu do Koryntian, III, XII, 1.
[11] Teodoret z Cyru, Komentarz do 1 i 2 Listu do Koryntian, III, XII, 10.
[12] Teodoret z Cyru, Komentarz do 1 i 2 Listu do Koryntian, III, XIV, 2.
[13] Teodoret z Cyru, Komentarz do 1 i 2 Listu do Koryntian, III, XII, 1.
[14] Bazyli, Reguły krótsze, 278.
[15] Cyryl z Aleksandrii, Komentarz do 1 Listu do Koryntian, 12,9, za: A.M. Ritter, Charisma im Verständnis des Johannes Chrysostomos und seiner Zeit, Göttingen 1972, s. 180.
[16] Por. Grzegorz Wielki, Dialogi, IV, 26.
[17] Taki sam sens mają relacje z czasów późniejszych, na przykład łączone z osobami św. Franciszka Ksawerego oraz św. Wincentego Ferrariusza: zarówno jeden, jak i drugi święty mieli albo cudownie przemawiać w językach, których nie znali, albo w sposób cudowny rozumiano ich, choć przemawiali w języku nieznanym słuchaczom; por. T.A.K. Reilly, Gift of Tongues, www.newadvent.org/cathen/14776c.htm (2005).
[18] Augustyn, Państwo Boże, XXII, VIII.
[19] Augustyn, Państwo Boże, XXII, VIII.
[20] Augustyn, Objaśnienia Psalmów, 102, 8.
[21] Augustyn, Objaśnienia Psalmów, 32 (2), 8.
[22] Augustyn, Objaśnienia Psalmów, 97, 4.
[23] Augustyn, Objaśnienia Psalmów, 99, 4.
[24] Wspomniany już teolog Francis Sullivaan stwierdza, że chociaż „istnieją oczywiste podobieństwa pomiędzy tradycyjną praktyką jubilacji, to jest radosnych okrzyków, a współczesnym «śpiewem w językach»”, to jednak „ani Ojcowie Kościoła, ani inni pisarze chrześcijańscy, którzy mówią o wykrzykiwaniu z radości, nie utożsamiają tego zjawiska z «darem języków» w Nowym Testamencie”; por. F.A. Sullivan, Charyzmaty i odnowa charyzmatyczna, Warszawa 1986, s. 130.
[25] Augustyn, Objaśnienia Psalmów, 32 (2), 8.
[26] Augustyn, Objaśnienia Psalmów, 94, 3.
[27] Augustyn, Objaśnienia Psalmów, 99, 4.
[28] Augustyn, Objaśnienia Psalmów, 99, 3.
[29] Augustyn, Objaśnienia Psalmów, 32 (2), 8.
[30] Augustyn, Objaśnienia Psalmów, 94, 3.
[31] Augustyn, Objaśnienia Psalmów, 65, 2.
[32] Augustyn, Objaśnienia Psalmów, 94, 5.
[33] Augustyn, Objaśnienia Psalmów, 65, 2.
[34] Augustyn, Objaśnienia Psalmów, 99, 6.
[35] Augustyn, Objaśnienia Psalmów, 99, 2.
[36] Takie rozumienie biblijnego mówienia językami rozciągało się też na następne stulecia. Było charakterystyczne jeszcze w XX wieku nawet dla pierwszego pokolenia protestanckich zielonoświątkowców (którzy skądinąd w darze języków upatrywali początkowo niezbędnego warunku zbawienia).
[37] Pomiędzy Kościołem pierwszych stuleci a dzisiejszą Odnową charyzmatyczną powstaje więc ważna rozbieżność interpretacyjna. Współczesne utożsamianie biblijnego daru mówienia językami z wydawaniem dźwięków z zasady niezrozumiałych ani dla mówiącego, ani dla słuchacza, jest nowością. To nowe rozumienie upowszechniło się dopiero w latach trzydziestych XX wieku.
[38] Grzegorz Palamas, Triady, II, II, 14.
[39] Klemens Aleksandryjski, Kobierce, I, 143,1. Przypisywanie tej opinii Platonowi jest zresztą najprawdopodobniej niesłuszne. Pogańskie zwyczaje związane z poznawaniem języka bogów opisywane są do dziś w środowiskach tradycyjnych religii pogańskich Afryki: „Na początku nowicjusz jest opętany przez bóstwo”, a kiedy po kilku miesiącach „wyjdzie z odosobnienia […], mówi innym językiem, jakby był cudzoziemcem z obcego kraju”, J.S. Mbiti, Afrykańskie religie i filozofia, Warszawa 1980, s. 218.
[40] Testament Hioba, 11.
[41] Bazyli Wielki, O Duchu Świętym, IX (23).
[42] Augustyn, Objaśnienia Psalmów, 146,10.
[43] Grzegorz z Nyssy, O celu życia i prawdziwej ascezie, 45.
[44] Por. Teodoret z Cyru, Komentarz do 1 i 2 Listu do Koryntian, III, XIII, 1.
[45] Gerard de Frachet, Legenda o św. Dominiku, X.
[46] Jakub de Voragine, Aurea legenda, 101.
[47] Medieval Hagiography: Anthology, red. T. Head, New York – London 2000, s. 786.
[48] Luitgard von Tongern, ur. w 1182 roku w Tongern (Belgia), zmarła w roku 1246 w Aywières koło Ottignies.
[49] Thomas Cantipratanus, Vita Lutgardis Virgine, II, III, 40.
[50] Thomas Cantipratanus, Vita Lutgardis Virgine, II, III, 40.
[51] Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II, II-ae, 176,2.
[52] The Evernew Tongue, w: Celtic Spirituality, red. O. Davis, New York − Mahwah 1999, s. 323.
[53] The Evernew Tongue, s. 322 i 324.
[54] Medieval Hagiography: Anthology, dz. cyt., s. 818.
[55] Aurelianus Reomensis, Musica disciplina.
[56] Por. E. Benz, Die Visio: Erfahrungsformen und Bilderwelt, Stuttgart 1969, s. 420.
[57] Por. E. Benz, Die Visio…, dz. cyt., s. 420.
[58] Sokrat Scholastyk, Ecclesiastical History, VI, 8.
[59] Johannis de Muris, Summa; E. Benz, Die Visio…, dz. cyt., s. 421.
[60] Instituta patrum de modo psallendi sive cantandi; por. E. Benz, Die Visio…, dz. cyt., s. 421.
[61] Por. N. Fierro, Hildegard of Bingen: Symphony of the Harmony of Heaven; por. E. Benz, Die Visio…, dz. cyt., s. 421.
[62] Por. E. Benz, Die Visio…, dz. cyt., s. 431.
[63] Por. E. Benz, Die Visio…, dz. cyt., s. 439.
[64] Należy pamiętać, że opowieści o ich życiu zawierają skądinąd opisy wielu niezwykłych wydarzeń, często poza granicami wiarygodności.
[65] Thomas Cantipratanus, Vita de S. Christina Mirabili Virgine, III, 35.
[66] Thomas Cantipratanus, Vita de S. Christina Mirabili Virgine, IV, 39.
[67] Św. Teresa z Avila, Twierdza wewnętrzna, X, 6,6.
[68] Symeon Nowy Teolog, Catéchèse XVI, 78-108.
[69] W zapisie hiszpańskim: loqüela.
[70] San Ignacio de Loyola, Diario espiritual, 221, przypis 320.
[71] San Ignacio de Loyola, Diario espiritual, 221.
[72] V. Synan, The Century of the Holy Spirit: 100 Years of Pentecostal and Charismatic Renewal, Nashville 2001, s. 22-23.
[73] B.A. Weisberger, They Gathered at the River: The Story of the Great Revivalists and Their Impact upon Religion in America, Boston 1958, s. 20.
[74] M.E. Marty, Righteous Empire. The Protestant Experience in America, New York 1970, s. 61.
[75] M.E. Marty, Righteous Empire…, dz. cyt., s. 61.
[76] Tak opisano cel zgromadzenia nad Gaspar River we wrześniu 1800 roku: „to be baptized in the Spirit; they were expecting to be converted by divine influence”, V. Synan, The Holiness-Pentecostal Movement in the United States, Grand Rapids (Mi) 1971, s. 26.
[77] Por. B.A. Weisberger, They Gathered…, dz. cyt., s. 35.
[78] Tamże, s. 35.
[79] Za: S.A. Ahlstrom, A Religious History of the American People, New Haven 1972, s. 433.
[80] Świadectwo brata Beniamina Youngsa z lat 1808-1856, w: STCSR, s. 282.
[81] Fragmenty myśli brata Abrahama Perkinsa, w: STCSR, s. 285.
[82] Ch. Dibble, Dancing in Worship, w: STCSR, s. 282.
[83] O.C. Hampton, God's Church Government, w: STCSR, s. 285.
[84] Tenże, Relation of Intellect and Emotion, w: STCSR, s. 285.
[85] R.E. Whitson, Gifts and Orders, w: STCSR, s. 260-265.
[86] Ch. Dibble, Dancing in Worship, w: STCSR, s. 282.
[87] List uczestnika spotkania z 1785 r., w: STCSR, s. 271.
[88] Zapiski kościelne z lat 1784-1879 brata starszego H.C. Blinna, w: STCSR, s. 289.
[89] Tamże, s. 289-291.
[90] Tamże, s. 292.
[91] Świadectwo siostry Jemimy Blanchard z 1845 r., w: STCSR, s. 273.
[92] Zapiski kościelne z lat 1784-1879 brata starszego H.C. Blinna, w: STCSR, s. 290-291.
[93] Zapiski kościelne z lat 1784-1879 brata starszego H.C. Blinna, w: STCSR, s. 291.
[94] Zapiski kościelne z lat 1784-1879 brata starszego H.C. Blinna, w: STCSR, s. 289.
[95] Za: STCSR, s. 311.
[96] Notatki M.J. Anderson, w: STCSR, s. 345.
[97] Księga Mormona, Salt Lake City 1981. Mormoni uważają tę księgę za podstawę swojej religii jako święte pismo o tym samym autorytecie co Biblia. Wspomniane dalej księgi, takie jak Moroni, Omni, Eter, 2-3 Nefi, Alma, Mormon − to kolejne części owej Księgi Mormona.
[98] D. Vogel, „The Tongue of Angels”: Glossolalia among Mormonism’s Founders, „Journal of Mormon History” t. 19 (Fall 1993) nr 2, s. 1-34.
[99] Artykuły wiary Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych Dni Ostatnich.
[100] Atmosferę niezwykłości pogłębia fakt, że wspomniany tu jest dar tłumaczenia tekstów za pomocą cudownych rekwizytów: „Mogę powiedzieć ci, królu, o człowieku, który będzie mógł przetłumaczyć ten zapis, gdyż posiada on przedmioty, przez które można patrzeć na jakikolwiek zapis ze starożytnych czasów i tłumaczyć go. I jest to darem od Boga” (Mosjasz, 8,13).
[101] V. Synan, The Century of the Holy Spirit…, dz. cyt.