1. Duchu, przyjdź! – Biblia źródłem życia


bp Andrzej Siemieniewski

"TROSZCZYĆ SIĘ O SPRAWY PANA..."

1. DUCHU, PRZYJDŹ! – BIBLIA ŹRÓDŁEM ŻYCIA

Kościół od dwudziestu wieków woła – "Duchu Święty, przyjdź!", zawsze licząc się z tym, że Boży Duch będzie przychodzić. Jak można Go doświadczyć, zobaczyć, ujrzeć? Przekonać się, że naprawdę przychodzi? Pierwsza ważna odpowiedź znajduje się w mszalnej kolekcie liturgii Eucharystii o Duchu Świętym:

"Boże, Ty […] uświęcasz swój Kościół ogarniający wszystkie ludy i narody, ześlij dary Ducha Świętego na całą ziemię i dokonaj w sercach wiernych cudów, które zdziałałeś w początkach głoszenia Ewangelii"[1].

1.1 Odnowienie biblijnych cudów

Taka jest nadzieja Kościoła. Duch Święty może przynieść powtórzenie tego wszystkiego, o czym czytamy w Piśmie Świętym. W modlitwie mszalnej prosimy, by Bóg odnowił te cuda, które zdziałał "w początkach głoszenia Ewangelii". Te cuda zostały zapowiedziane w czterech Ewangeliach i opisane w Dziejach Apostolskich. Modląc się więc o przyjście Ducha Świętego, oczekujemy duchowego powrotu do czasów biblijnych. Pismo Święte z jednej strony jest stare, gdyż zostało napisane dawno temu, ale z drugiej strony jest nowe. Jako Słowo Boga Żywego jest Słowem żywym. Przywołując Ducha Świętego modlimy się, by to wszystko, co jest tam napisane, odnowiło się w naszych sercach:

"Ześlij dary Ducha Świętego i dokonaj tych cudów, które zdziałałeś w początkach głoszenia Ewangelii"[2].

Oczywiście cudów, które są najpierw zapowiedziane w Starym Testamencie, a potem wspomniane w Nowym Testamencie, jest bardzo dużo. Spośród nich wybierzmy jeden, mianowicie nadchodzenie Królestwa Bożego. Królestwo jest jednym z tych cudów, które Pan Bóg "zdziałał w sercach wierzących na początku głoszenia Ewangelii". Czytamy w Liście św. Pawła do Kolosan:

"Z radością dziękujcie Ojcu, który was uzdolnił do uczestnictwa w dziale świętych w światłości. On uwolnił nas spod władzy ciemności i przeniósł do Królestwa swego umiłowanego Syna, w którym mamy odkupienie – odpuszczenie grzechów" (1,12-14).

Apostoł pisze do Kolosan o wspólnym doświadczeniu: zobaczcie, czyż nie jest tak, że Bóg przeniósł nas z Królestwa ciemności do Królestwa światłości? Tak przecież jest, że tego właśnie doświadczamy! Wyraźnie widać, że św. Paweł dzieli się swoim doświadczeniem i wie, że jest ono także osobistym doświadczeniem innych chrześcijan. Uczniowie Jezusa żyjący w czasach Apostoła mieli to wewnętrzne doświadczenie – żyjemy w Królestwie światłości, dotykamy tego Królestwa, widzimy je pośród nas[3].

1.2 "Królestwo Boże pośród was jest" (Łk 17,21)

Codziennie w modlitwie Ojcze nasz wypowiadamy słowa prośby: "przyjdź Królestwo Twoje". Skoro modlimy się o przyjście Bożego Królestwa, to mamy przed oczami Królestwo jeszcze nieco od nas „oddalone”. W przeciwnym razie nie mówilibyśmy: "przyjdź". Rzecz ma się tak samo, jak z naszą modlitwą o przyjście Ducha Świętego. Do Niego też wołamy – "przyjdź" i kiedy wołamy z prośbą o Ducha Świętego, to Duch Boży przychodzi. Podobnie jest z Królestwem Bożym. Gdy modlimy się z wiarą, Boże Królestwo faktycznie zbliża się do nas. Oczywiście nie od razu w całości, ale jednak przychodzi. Staje się rzeczywistością na tyle, że pierwsi chrześcijanie – jak relacjonuje nam Pismo Święte – mieli osobiste doświadczenie przeniesienia do Królestwa światłości, które było ich wspólnym udziałem. Dlatego św. Paweł mówi, że Bóg nas wybrał, abyśmy przez dar wiary zostali ustanowieni obywatelami Jego Królestwa. Bycie chrześcijaninem jest skutkiem wyboru Bożego i jest jednym z cudów Królestwa. Św. Paweł pisze o tym kilka razy:

"W Nim wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem" (Ef 1,4).

"Zawsze winniśmy dziękować Bogu za was, bracia umiłowani przez Pana, że wybrał was Bóg do zbawienia jako pierwociny przez uświęcenie Ducha i wiarę w prawdę. Po to wezwał was przez nasze głoszenie Ewangelii, abyście dostąpili chwały Pana naszego Jezusa Chrystusa (2Tes 2,13-14).

Bóg wybrał nas "przed założeniem świata", byśmy byli obywatelami Jego Królestwa. W Liście do Efezjan św. Paweł pisze też:

"Niech [Bóg] da wam światłe oczy serca tak, byście wiedzieli, czym jest nadzieja waszego powołania, czym bogactwo chwały Jego dziedzictwa wśród świętych i czym przemożny ogrom Jego mocy względem nas wierzących – na podstawie działania Jego potęgi i siły" (Ef 1,18-19).

Zatrzymajmy się nad słowem „powołanie”. Oznacza powołanie zakonne, kapłańskie czy rodzinne, ale pierwszym i podstawowym powołaniem jest wezwanie do bycia chrześcijaninem. Paweł pisze, że nadzieją naszego powołania jest to, że będziemy w Królestwie Bożym[4].

Modlimy się nieustannie, by przyszło Królestwo Boże i ono rzeczywiście przychodzi, ale nie od razu całe. W Tradycji Kościoła było to opisywane słowami: „już i jeszcze nie”. Już – ale jeszcze nie w całości; już – ale jeszcze nie w komplecie, już – ale trzeba się modlić, by przychodziło coraz mocniej. „Już i jeszcze nie”: "byśmy wiedzieli, czym jest nadzieja naszego powołania".

Jedną z form przeżywania Kościoła jest życie konsekrowane. Oczywiście, życie w małżeństwie także jest ważne. Większość osób w Kościele ma swoje rodziny i współmałżonków, ale do obdarowania Kościoła w pełni, musi być w nim życie konsekrowane. Świadczy o tym z mocą nauczanie św. Jana Pawła II:

"«Cóż stałoby się ze światem, gdyby nie było w nim zakonników?» (św. Teresa od Jezusa). Życie konsekrowane – wbrew wszelkim powierzchownym opiniom o jego przydatności – ma wielkie znaczenie właśnie dlatego, że wyraża nieograniczoną bezinteresowność i miłość, co jest szczególnie doniosłe zwłaszcza w świecie zagrożonym przez zalew spraw nieważnych i przemijających. Gdyby zabrakło tego konkretnego znaku, należałoby się obawiać, że miłość ożywiająca cały Kościół ostygnie, że zbawczy paradoks Ewangelii straci swą ostrość, że «sól» wiary zwietrzeje w świecie ulegającym sekularyzacji. W życiu Kościoła i samego społeczeństwa potrzebni są ludzie zdolni do całkowitego poświęcenia się Bogu i bliźnim dla miłości Boga.

Kościół pod żadnym pozorem nie może wyrzec się życia konsekrowanego, ponieważ ukazuje ono wyraziście jego szczególną naturę «oblubieńczą». To z niego rodzi się nowy zapał i moc dla głoszenia Ewangelii całemu światu. Potrzebni są bo-wiem ludzie, którzy będą ukazywać ojcowskie oblicze Boga i macierzyńskie oblicze Kościoła, którzy będą umieli zaryzykować własnym życiem, aby inni mieli życie i nadzieję. Kościół potrzebuje osób konsekrowanych, które zanim jeszcze podejmą służbę w takiej czy innej szlachetnej sprawie, pozwalają się przemienić Bożej łasce i stosują się całkowicie do nakazów Ewangelii"[5].

Przychodzenie Królestwa jako daru, który Bóg rozdawał w początkach głoszenia Dobrej Nowiny o Jezusie jest sposobem wypełnienia modlitwy Mszy o Duchu Świętym: "Ześlij dary Ducha Świętego i dokonaj w sercach wiernych tych cudów, które zdziałałeś w początkach głoszenia Ewangelii".

Zajrzyjmy więc do opisanych w Piśmie Świętym początków głoszenia Ewangelii. Jak Królestwo faktycznie się wtedy objawiało? Jak przyciągało i zapraszało coraz to nowych chrześcijan? Uczynimy to nie tylko po to, by dowiedzieć się, jak to „kiedyś” było, ale będziemy te słowa czytać z wiarą, że Pan Bóg może faktycznie „dzisiaj” odnowić te same sceny biblijne.

1.3 Medytacja: "postaraj się o towarzystwo"

Ze scenami biblijnymi nie wystarczy się zapoznać. Trzeba je medytować. Ale czym jest medytacja? Miewamy problem z tym słowem, ponieważ wiele osób zachwyca się dziś medytacją religii dalekowschodnich. We współczesnym języku polskim, w tłumaczeniach Biblii albo w Katechizmie Kościoła Katolickiego częściej używa się jako synonimu słowa „rozmyślanie”[6]. Wsłuchajmy się na przykład w Psalm 1:

"Szczęśliwy mąż, który nie idzie za radą występnych, nie wchodzi na drogę grzeszników i nie siada w kole szyderców, lecz ma upodobanie w Prawie Pana, nad Jego Prawem rozmyśla dniem i nocą" (1-2).

W dzisiejszym tłumaczeniu psalmu mamy tu słowo "rozmyśla", ale w języku łacińskim znajdziemy w tym wersecie wyrażenie meditatur. Chodzi więc o to, że błogosławiony jest ten mąż, który medytuje. Ale uwaga – on medytuje „nad czymś”; nie jest to medytacja pusta, „beztreściowa”. To nie jest medytacja, w której człowiek konfrontuje się sam ze sobą. Spotkanie ze sobą, ze swoim rozproszeniem, zabieganiem, zdenerwowaniem, może być tylko „przygotowaniem do medytacji”. Prawdziwa medytacja zaczyna się dopiero wtedy, gdy jesteśmy gotowi do spotkania z przemawiającym Bogiem. Św. Teresa od Jezusa napisała do swoich współsióstr o medytacji w ten sposób:

"Ponieważ jesteś sama, postaraj się, córko, o towarzystwo. A jakież mogłabyś znaleźć lepsze nad towarzystwo samego Mistrza, który nauczył nas tej modlitwy? Przedstaw sobie Pana stojącego tuż przy tobie i patrz, z jaką miłością i jaką pokorą raczy ciebie nauczać. Wierz mi, tak dobrego przyjaciela nigdy nie powinnaś odstępować. Gdy się przyzwyczaisz być zawsze w obecności Jego, a On będzie widział, że czynisz to z miłością i starasz się we wszystkim podobać się Jemu, już się od Niego – jak to mówią – nie odczepisz"[7].

Św. Teresa miała na myśli medytację w towarzystwie Pana Jezusa. Tak pisała wielka Doktor Kościoła i niezrównana mistrzyni medytacji. "Postarajcie się, siostry, o towarzystwo", bo jak nie, to będziecie w kaplicy same, a rozmyślanie o samej sobie jest najzwyczajniej w świecie nudne! Jest wielka różnica między medytacją, w której człowiek konfrontuje się tylko ze sobą: ze swoją głębią, ze swoją tajemniczością, ze swoją wewnętrzną pustką, a medytacją, w której człowiek "postara się o towarzystwo" Pana Jezusa. Różnica jest taka, jak między przeglądaniem się przez parę chwil w lustrze, a wyglądaniem przez okno na wspaniały świat. Dopiero przez okno widzimy coś naprawdę ciekawego, tam się coś dzieje, coś się zmienia, jest przestrzeń! Taka jest różnica między medytacją bezosobową, a medytacją, w której "postaramy się o towarzystwo" Pana Jezusa; wchodzimy w przestrzeń Jego obecności.

Nasz Bóg nie jest tylko tajemniczą Otchłanią milczenia. Przecież przemówił do ludzkości. Dlatego medytacja w tradycji chrześcijańskiej, wywodząca się z III-IV wieku i obecna też w czasach Teresy Wielkiej (w XVI wieku), to rozmyślanie o obecności Bożej wsparte Słowem Bożym[8]. Owszem, Boża obecność może być medytowana sama w sobie np. podczas wystawienia Najświętszego Sakramentu, ale może też być medytowana w Słowie. W Psalmie 1 przeczytaliśmy właśnie o tym: "nad Jego Prawem rozmyśla dniem i nocą" (1,2).

Człowiek rozmyśla "medytując nad Prawem Pańskim". O co tu chodzi? "Prawo Pańskie" znaczy tyle, co "droga Pańska". Prawo to drogowskazy na drodze życia. Rozmyślanie nad "Prawem Pańskim", to rozmyślanie, jak piękna jest droga Pańska i dokąd nas ona za-prowadzi. Medytacja nad tym, co Pan Bóg miał do powiedzenia, to więcej niż rozmyśla-nie tylko nad treścią Słowa. Jeszcze bardziej chodzi o Tego, który tę treść dał. W Słowie Bożym najważniejszy jest Ten, który je wypowiedział, czyli Bóg[9].

Bóg mówi i objawia się na różne sposoby, a na pierwszym miejscu i przede wszystkim objawia się w swoim Słowie. Słowem Boga jest sam Jezus Chrystus ("Słowo stało się Ciałem i zamieszkało między nami" – J 1,14). Słowo Boga przekazano nam też w Biblii ("słowo Boga, który działa w was wierzących" – 1Tes 2,13). Biblijne "rozmyślanie nad Prawem Pańskim", to rozważanie tego, co Bóg zechciał nam powiedzieć. To jest tradycja medytacji, o której pisali wszyscy wielcy nauczyciele chrześcijaństwa, od największych mistrzów monastycyzmu starożytnego, przez mnichów średniowiecznych i nowożytnych, jak św. Jan od Krzyża czy św. Teresa z Avila, aż do współczesnych autorów, którzy zachęcają do rozmyślania. Często spotkamy u nich zachętę, by na medytację czy adorację wziąć ze sobą jakiś werset Pisma Świętego, by skupić się na Tym, od którego ten werset pochodzi, czyli na Bogu, na Duchu Świętym, który jest Autorem tego tekstu.

Towarzystwo Boga będzie nam zapewnione, jeśli idziemy na medytację ze Słowem, które przyjmujemy z wiarą, że jest to Słowo Boga. Nie chodzi o to, żeby taki werset „oceniać” (czy to jest mądre, czy dla mnie pożyteczne?), tylko by dostrzec, że Ktoś mi to powiedział, a tym Kimś jest Bóg. O człowieku, który w ten sposób rozmyśla, napisano w Psalmie 1:

"Jest on jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą, które wydaje owoc w swoim czasie, a liście jego nie więdną: co uczyni, pomyślnie wypada" (3).

Nasza medytacja, adoracja, każda modlitwa w ciszy sprawia, że jesteśmy "jak drzewo nad płynącą wodą". To porównanie w naszych warunkach klimatycznych jest mniej komunikatywne, ale w ziemi izraelskiej jest bardzo wymowne. Zdarzają się tam obszary bardzo suche i gdy popatrzy się na pustynię, od razu widać, gdzie jest jakiś, nawet okresowy, ciek wodny. Już z daleka rzuca się w oczy wijąca się linia zielonych krzewów. W terenie suchym, gdzie wszystko jest wyschnięte i prawie nic nie rośnie, nad płynącą wodą jednak są drzewa. Chrześcijanin, który czuje się wyschnięty duchowo, może się przenieść nad płynącą wodę Słowa. Może on rozpocząć rozmyślanie, pamiętając, że rozmyśla się o Kimś, czyli o Bożej obecności w Słowie Bożym.

Fragment Słowa może być długi, można rozmyślać nad obszerną sceną biblijną, ale może być krótki, nawet jednozdaniowy. W tradycji mnichów z V wieku weszło w zwyczaj, aby rozmyślać nad bardzo krótkim słowem zaczerpniętym z Ewangelii św. Łukasza: "Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!" (Łk 18,38). Zaczęto wtedy rozmyślać przez wielokrotne powtarzanie tego wersetu. Gdy się to Słowo powtarza, zaczyna wy-chodzić na jaw jego bogactwo. Mówimy: "Panie Jezu", czyli "staramy się o towarzystwo", uświadamiamy sobie, że Pan Jezus jest. Mówiąc: "Synu Dawida" (czy w innej wersji: "Synu Boga żywego") uświadamiamy sobie, kim jest Ten, z którym jestem. W "ulituj się" wkładamy wszystkie potrzeby nasze i innych. Powtarzanie tego wersetu sprawia skutek, o który chodzi w modlitwie – staramy się o towarzystwo Jezusa, uświadamiamy sobie, Kim On jest i oddajemy Mu siebie i wszystkie nasze sprawy. To jest znaczenie słowa "rozmyślanie", czyli medytacji:

"Szczęśliwy mąż, który nie idzie za radą występnych, nie wchodzi na drogę grzeszników i nie siada w kole szyderców, lecz ma upodobanie w Prawie Pana, nad Jego Prawem rozmyśla dniem i nocą" (Ps 1,1-2).

1.4 "Przeniósł nas do Królestwa" (Kol 1,13)

Wróćmy do tematu Królestwa Bożego, które jest "jednym z cudów, jakie Bóg zdziałał w sercach wierzących w początkach głoszenia Ewangelii". Chrześcijanie zawsze mieli przekonanie i wewnętrzne doświadczenie, że to, co ich spotkało, jest przeniesieniem do Królestwa. A więc żyjemy w Królestwie Bożym. Choć z jednej strony modlimy się o jego "przyjście", to z drugiej strony ono w nas "już jest"[10].

Słowo „Królestwo” jest absolutnie kluczowe dla Nowego Testamentu. Od tego zaczyna się nawet całe głoszenie Jezusa:

"Obchodził całą Galileę, nauczając w tamtejszych synagogach, głosząc Ewangelię o Królestwie i lecząc wszystkie choroby i wszelkie słabości wśród ludu" (Mt 4,23).

Wracamy teraz do zdań z listu św. Pawła Apostoła do Kolosan. Paweł, który z woli Jezusa Chrystusa stał się Jego apostołem, przekazuje nam Słowo od Boga. Dzieli się swoim osobistym doświadczeniem, ale jest przekonany, że to samo doświadczenie jest też w adresatach jego listu – że zostaliśmy chrześcijanami, że nawróciliśmy się, mamy misje, posługi i żyjemy w Królestwie Boga. A więc:

"Z radością dziękujcie Ojcu, który was uzdolnił do uczestnictwa w dziale świętych w światłości. On uwolnił nas spod władzy ciemności i przeniósł do Królestwa swego umiłowanego Syna, w którym mamy odkupienie – odpuszczenie grzechów" (1,12-14).

Apostoł zachęca – rozważmy, bracia, co nam się przydarzyło, a przydarzyło nam się przeniesienie do Królestwa światłości! Wielu chrześcijan nie doświadcza dziś radości z przeniesienia do Królestwa, zniechęcają się i odchodzą od Kościoła. Pojawia się pytanie: dlaczego ludzie odchodzą od wiary? Dlaczego mniej osób chodzi do kościoła, dlaczego tak mało powołań? Wydaje się jednak, że to pytanie o odchodzenie od wiary nie jest szczególnie trafne. Pytanie w takiej formie nie pojawia się w Nowym Testamencie, chociaż wtedy też pewnie ludzie odchodzili. O wiele częstszym i o wiele bardziej trafnym pytaniem jest pytanie o to, dlaczego ludzie wierzą i skąd się bierze ich wiara. W pytaniu o to, dlaczego ludzie odchodzą od wiary, kryje się założenie, że wiara jest czymś naturalnym, że powinni wierzyć, bo taka jest natura rzeczy. Ale wiara nie jest czymś naturalnym. Skąd się zatem bierze wiara?

Św. Paweł przychodzi nam z pomocą w znalezieniu odpowiedzi: "Wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa" (Rz 10,17). Wiara rodzi się ze słuchania Słowa Bożego. Ona może być czymś naturalnym, ale tylko w środowisku, w którym często słyszy się Słowo Chrystusa. Słowo musi być nieustannie głoszone, czytane, medytowane, rozważane. Gdzie nie ma obecności Słowa Bożego, to siłą rzeczy nie ma tam wiary. Pytanie o problemy społeczne, ekonomiczne, socjologiczne w celu wyjaśnienia, dlaczego ludzie nie wierzą, da niewiele. Lepiej pytać: czy głosisz Słowo Chrystusa? czy mówisz innym o Chrystusie?

Wiara rodzi się ze słuchania i pewnie największym problemem w dzisiejszym Kościele jest za mało Słowa Bożego. Nawet to, co jest głoszone w kościołach, nie zawsze jest Słowem Chrystusa. Trudno więc się dziwić, że wiary nie ma, bo wiara nie bierze się znikąd. Ona rodzi się ze słuchania Słowa Bożego.

We współczesnym świecie ważne jest, by były takie miejsca, gdzie Słowo Chrystusa jest naprawdę słuchane. W historii Kościoła widzimy, że właśnie dlatego powstawały osady mnichów, a potem zgromadzenia zakonne, gdyż ludzie pragnęli mieć wspólnotę słuchania Słowa Bożego. Takie słuchanie generuje później dzieła podejmowane przez słuchaczy Słowa, ale nie można patrzeć na wspólnoty zakonne tylko przez pryzmat podejmowanych przez nie dzieł. Należy najpierw zadawać pytania: czy tam się słucha Słowa Bożego? czy tam jest biblijna modlitwa? czy żyją tam radami ewangelicznymi? czy tam jest miłość nieprzyjaciół (albo cierpliwa miłość przyjaciół)? Po wiekach papież Benedykt powie nawet, że chodzi tu o "żywą egzegezę słowa Bożego"[11]. Pytanie o działanie zawsze będzie wtórne, bo pierwszym pytaniem zawsze będzie to o wejście w przyjaźń z Jezusem Chrystusem:

"Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, On napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich – w Chrystusie" (Ef 1,3).

"Wyżyny niebieskie" oznacza tyle samo, co "Królestwo Boże". Paweł pisząc, że "Bóg nas posadził na wyżynach niebieskich" nie ma na myśli, że wyeksmitowano nas w kosmos, tylko że żyjąc na ziemi i twardo po niej stąpając, jednocześnie mamy udział w Królestwie Bożym. Bóg pozwala nam mieć udział w swoim Królestwie i napełnia nas "wszelkim błogosławieństwem duchowym", czyli dobrem, pięknem i szczęściem bycia chrześcijaninem.


Przypisy

[1] Mszał Rzymski, liturgia Niedzieli Zesłania Ducha Świętego.
[2] O wierze Kościoła w tej materii zob. Celebrazione dei Secondi Vespri nella Solennità di Pentecoste, Omelia del Santo Padre Giovanni XXIII z 17 maja 1959 r. wygłoszona w bazylice watykańskiej. Dostępność:
https://w2.vatican.va/content/john-xxiii/it/homilies/1959/documents/hf_j-xxiii_hom_19590517.html (2020).
[3] Por. Komentarz teologiczno-pastoralny do Biblii Tysiąclecia, Poznań 2014 (dalej: KTP), t. 3, red. Z. Falczyński, s. 128.
[4] Por. KTP, t. 3, s. 26.
[5] Jan Paweł II, Vita Consecrata, 105.
[6] Por. KKK, 2654 i 2705-2708.
[7] Św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości, 26, 1, Kraków 2014.
[8] R. Pietkiewicz, Biblia szkołą medytacji chrześcijańskiej, „Życie Konsekrowane” 5(103)2013, s. 46–53.
[9] Do wersetu Ps 1,1-2 odnosi się św. Tomasz z Akwinu w swoim komentarzu do Ewangelii św. Jana (VIII, 4, 1: 1195), używając słowa "meditatio" w znaczeniu rozważania tekstu dla wzmocnienia wiary.
[10] Por. KTP, t. I. 1, s. 92.
[11] Benedykt XVI, "Verbum Domini", 83.